Czy usłyszymy wpływ wymiany gniazd- zasilającego i RCA, w sprzęcie audio?
Bywają różne powody wymiany gniazd RCA i IEC w odtwarzaczach, wzmacniaczach czy innych urządzeniach audio, ot choćby starcie cienkiej powierzchni złocenia wtyku. Audiofil, natura ciekawska, nie będzie czekał na los, który wymusi na nim wymianę względnie niedrogich elementów, bo radość z odsłuchów wtyków rodowanych vs złoconych, lutowanych vs skręcanych, jest wartością samą w sobie (gdy ktoś lubi to robić).
Po latach używania odtwarzacza Pioneer PD-S06 jedno z gniazd RCA odmówiło pracy. Nie było wyjścia należało go wymienić. Pomyślałem, że skoro fachowiec się nim zajmie to przy jednej okazji wymienię niewygodne gniazdo AC tzw. ósemkę na IEC. Teraz należało wybrać gniazda: może WBT? Albo Furutecha? Złocone czy rodowane?
Wybór duży od względnie tanich a dobrych po bardzo drogie, ale najnowszej konstrukcji. Zdecydowałem się na pewniaki, tzn. sprawdzone przez rzeszę audiofilów- RCA Cardasa CTFA 800 (bo mocarne i IEC Furutecha INLET G (złocony, sprawdzony pewniak). Serwisant, który miał się wymianą profesjonalną zająć powiadomił mnie, że akurat w magazynie ma jedynie gniazda Furutecha rodowane, a ja miałem zdecydować- czy czekać na dostawę złoconych czy oszczędzić czas? Jako że nie sądziłem, że gniazda tej samej porządnej firmy o innym zastosowanym materiale, będą bardzo znacząco sonicznie różne to wolałem już nie czekać i zdecydowałem się na rodowane, przecież i tak będą lepsze od oryginalnych (na fotografii niżej).
Nie pomyliłem się (tak sądziłem wtedy…). Jeśli jakieś zmiany wysłuchałem to były na granicy percepcji, na pewno były zbyt słabo słyszalne by z całą odpowiedzialnością twierdzić, że wymiana gniazd dała jakiś skutek soniczny. Nie usłyszałem, na co liczyłem, ale przynajmniej odtwarzacz od tej pory mógł przyjmować kable (i je testować) o wtykach przyjętych za normę w świecie audiofilskim.
Nie byłem już uwiązany do standardowego kabla (na fotografii niżej w parze z Demiurgiem) bądź zupełnie dobrego Furutecha FP-3TS20, ale jednak jedynych z wtykami typu „8”. Dzięki nowym możliwościom przepiąłem verictumowego Demiurga ze wzmacniacza na odtwarzacz…
Okazało się, że przede wszystkim należy zadbać o porządne zasilanie odtwarzaczowi, a dopiero później wzmacniaczowi, bo korzyść nie była już subtelna lecz wyraźna- przede wszystkim skorzystałem na rozdzielczości (zresztą, jak się okaże, każdy następny dobry wybór sprzętowy poprawiał rozdzielczość jakby granic poprawy nie było). No i się zaczęło- do wzmacniacza podpiąłem Van den Hula The Mainsstream Hybrid. Wymiana Furutecha na Van den Hula nie przyniosła żadnych słyszalnych zmian. Skoro wtyki Furutech FI-25/35 z wielkimi trudami zamontowałem na Van den Hulu to już tak zostało (nie wróciłem do Furutecha). Van den Hul jest tak innej konstrukcji niż Furutech, że wniosek wysnułem taki- Leben CS 300 XS jest niezbyt czuły na wymianę kabli zasilających, co uspokoiło (na pewien czas)moje zapędy do próbowanie innych kabli. Niestety zdarzyło się tak, że testowano u mnie prototyp o nazwie Cogitar (nie wszedł do produkcji, co mnie do dziś bardzo dziwi, ale w firmie Verictum chyba wiedzą co robią)… Nie było zmiłuj- nie oddałem go, a w rozliczeniu oddałem Van den Hula (jak się zapewne spodziewacie pokrył tylko niewielką część kosztów). No i okazało się, że i Leben jest wybredny jednak! Ta wymiana dała bogatsze wypełnienie w harmoniczne, a dźwięk instrumentów stał się bliższy realistycznemu. Czemu piszę tak drobiazgowo ostatni czas (około dwu lat) audiofilskich postępów? Bo okaże się, że im mocniej doskonalimy system audio tym staje się on bardziej krytyczny. Działa to w dwojaki sposób- każda następna zmiana w systemie, nawet najdrobniejsza, jest słyszalna, więc jeśli wystarczy cierpliwości to „potykając się o przeszkody” dobrnąć można do satysfakcjonującego efektu, a w przeciwnym przypadku czeka klęska, tym większa im doskonalszy system audio (ale jeszcze niedoskonały). To jak kolejne upadki z coraz to wyższych skał. Żeby wreszcie zapomnieć o problemach jakie stwarzać może cała sfera zasilająca wymieniłem i listwę zasilającą z naprawdę dobrej niemieckiej AudioAgili na jeszcze lepszą Cogitari (odważnie napiszę- na ekstremalnie dobrą). Skorzystałem też z innej okazji- wymieniłem kable głośnikowe (opis i test porównawczy w temacie „kable głośnikowe„).
Czy po tych udoskonaleniach systemu usłyszę wpływ wymiany gniazda zasilającego z oryginalnego na IEC Furutech AC Inlet „G” w wzmacniaczu Lebena?
Nowe okablowanie spowodowało łatwiejsze wnikanie w tkankę dźwiękową i co prawda mimo, że nie usłyszałem różnicy w czasie słuchania materiału muzycznego rockowego to w trakcie słuchania „Guitar Quintets” Luigi Boccheriniego, w wykonaniu José Miguela Moreno wraz z kwartetem La Real Cámara byłem kontent z wymiany niklu na złoto (kto by nie był?). Przed wymianą gniazda Jos Miguel Moreno grał na gitarze nie aż tak „śmiało”, był wtopiony w resztę muzyków, można by uznać, że to rzeczywiście bardzo spójny kwintet. Po wymianie instrumenty się „porozdzielały”, a gitarzysta stał się solistą. Właściwie poza podwyższoną separacją i zwiększoną rozdzielczością nic się nie wydarzyło, ale czy to jest mało?
Próbowałem odczytać jaka firma produkuje gniazda dla Lebena, ale nie odkryłem żadnych informacji na obudowie, więc przypuszczam, że ten, naprawdę solidny „no name”, ma wtyki z niklowanego brązu. Więcej informacji uzyskuje się od Furutecha. AC Inlet „G” jest gniazdem zasilającym, w którym metalowe części wykonano z czystej miedzi pokrytej 24-karatowym złotem. Przewody mocowane są poprzez lutowanie. Korpus gniazda wykonany jest z Nylonu.