Jazz w mono, a może w stereo? (część pierwsza)
Audiofil lub meloman, zainteresowany klasycznym jazzem stoi przed wyborem- mono czy stereo? Co wybrać? Przykładem są płyty Milesa Davisa, Johna Coltrane’a, które były wydawane w różnym okresie raz w wersji mono, a innym razem w stereo. Ale nie tylko…
Inne przykłady istotne to te wydane przez wytwórnię Blue Note. Na niej wesprę moje rozważania, bo jej katalog jest wypełniony historycznie znaczącymi nagraniami, które każdy fan jazzu zna doskonale i słuchał ich w różnych wersjach. W każdym razie gdy przyjdzie nam wybierać tę, która w duszy wreszcie zagra, obok pojawi się zaciekawienie jak to było kiedyś w studio? Jak wyglądał proces nagrywania? A jak postępował człowiek legenda- Rudy Van Gelder? Od przygotowania pierwszych edycji po ostatnie remastery. Informacje od samego twórcy nagrań (niżej), pomogą łatwiej zrozumieć skąd biorą się emocje związane z trudnym wyborem- czego chcemy słuchać? Pewno, że ten wybór- pomiędzy mono i stereo, to przede wszystkim wynik osobistych preferencji, które zależnie od tytułu będą (lub nie) się zmieniały. Ja sam często staję przed półkami z płytami, skrobię się po głowie stojąc przed wyborem- właśnie takim wyborem, bo jak wielu z Was mam dostęp do obu formatów. Ortodoksyjni jazz fani wybiorą tę historycznie właściwą, inni wybiorą tę, która wzbudzi większe emocje lub lepiej zabrzmi. Przy okazji wyżalę się Wam, że niezadowolony z każdej kolejnej wersji CD „Kind of Blue”- Sony z 1996, Legacy z 1997, Sony Blue Spec z 2010, wreszcie usatysfakcjonowały dwie- Sony K2HD z 2011 i wersję mono z 2013 roku, ale o tym napiszę w części następnej tego artykułu. Czy aby w przetworzonych nagraniach, tworzonych z myślą o mono, w dwukanałowe nie zaprzepaszczono jakieś niuanse brzmieniowe? Pytań bez liku się rodzi. Kiedy technologia stereo się pojawiła? Pierwsze nagrania powstały w ramach testów w 1932 r. Filadelfijskiej Orkiestry Symfonicznej pod dyrekcją Leopolda Stokowskiego, ale dopiero od połowy lat 50. stereo powoli wypiera mono ze sklepów płytowych czy radia. Staje się standardowym formatem do dziś. W tych przełomowych latach, a nawet wcześniejszych, w studiach nagraniowych wykorzystywano magnetofony dwuścieżkowe, przy czym nie zawsze były wykorzystywane wyłącznie w celu tworzenia obrazu stereo. Zanim nowy format okazał stał się obowiązującym, wielu producentów i artystów wtedy nagrywających jednak koncentrowało się na końcowej realizacji w mono. W wielu takich przypadkach, zarówno wersje mono jak i stereo pochodziły z jednej i tej samej taśmy dwuścieżkowej (dla przykładu płyty The Beatles do czasu nagrania „Let it Be” i „Abbey Road”, z lat 1969/70). Popularność tego formatu wzrastała wraz z produkcją sprzętu odtwarzającego, umożliwiającego odczyt z dwu oddzielnych kanałów. Tak więc zanim nastąpiła supremacja stereo, format mono był tworzony przez zwykłe zsumowanie dwu kanałów wykorzystywanych do nagrywania stereo. A jak to było przed rokiem 1957. w Blue Note? Cała ścieżka produkcyjna była jednokanałowa, dopiero po roku 57. Rudy van Gelder zrealizował pierwszą dla Blue Note sesję stereo zespołu Art Blakey’a dla płyty „Orgy In Rythm”. Kolekcjonerski szał nowości wśród fanów jazzu z przełomu lat 60/70 wymusił na firmach próbę zaspokojenia ich zachcianek co wywołało wycofanie z rynku wersji mono na rzecz tych niedoskonałych (często dziwacznych) stereofonicznych. Dziś, gdy kurz „atrakcyjnych” nowości opadł, albumy nagrane przez Blue Note przed marcem 1957, mono jest jedyną opcją sensowną. W przypadku innych firm data będzie oczywiście inna. Wróćmy do nagrań Blue Note…
Na przełomie lat 1957/58, Blue Note nie mogła uniknąć ekspansji stereo, więc Rudy Van Gelder zaczął nagrywać sesje zarówno dla pełnej ścieżki i taśmę dwuścieżkową. Pierwszą płytą stereo była najprawdopodobniej „Else” Cannonballa Adderleya. Parę miesięcy wcześniej była ta płyta monofoniczną, a aby utworzyć wersję stereo Van Gelder pobrał taśmę dwuścieżkową (o nim chciałbym napisać więcej w odrębnym artykule).
Wytwórnie takie jak Columbia czy RCA miały wystarczająco dużo pieniędzy by zatrudniać podwójne zespoły realizatorów dla produkcji mono i stereo, płacić podwójnie koszty pracy. Rudy Van Gelder pracował sam. Czy istniał sposób do stworzenia wersji zarówno mono jak i stereo z pojedynczej taśmy? Pomysłowość nie zna granic gdy jest jakaś wielka potrzeba. Van Gelder wymyślił trzecią opcję: nawet jeśli muzyka była nagrywana na dwóch śladach, wystarczał jeden głośnik w dyspozytorni i jeden w studio do odtwarzania, więc wszystkie sesje dwuścieżkowe były monitorowane przez ten głośnik”, a poza tym- „Jedynym celem oryginalnej konfiguracji dwukanałowej nie było umieszczenie w przestrzeni, ale aby mono brzmiało lepiej .”przecież nadal wykonywać miksowanie ścieżek podczas słuchania z pojedynczego głośnika. Tę metodę nazwał „The 50/50 System”. Zresztą Rudy Van Gelder sam przyznał: „Studio w Hackensack nigdy nie miało stereofonicznego systemu monitoringu. Był tam tylko jeden.
Rok 1958 z „Moanin’” Arta Blakeya stał się ostatnim gdy Blue Note zarejestrował na taśmie pełne ścieżki. Rudy’ego Van Geldera, z uwagi na jego dbałość o szczegóły, drobiazgową precyzję oraz pionierskiego wykorzystania sprzętu wysokiej wierności, można uznać kogoś kto pomyślał o potrzebach audiofilów (zresztą nie on jeden w tamtym czasie, bo później było często gorzej).
Jeśli uważnie wsłuchamy się w stereo Blue Note do 1959 roku to okaże się, że początkowo umiejscawiano muzyków w taki sposób by w lewym kanale znajdowały się instrumenty dęte, w centrum fortepian, a bas i bębny po prawej stronie. (centrum bywał też pusty jak w przypadku „Blue Train” Coltraine’a– instrumenty blaszane i stroikowe i fortepian w lewym kanale, natomiast perkusja i bas w prawym). Już na początku 1959 roku, Van Gelder inaczej umiejscowił muzyków- instrumenty blaszane w lewym jak wcześniej, podobnie pozostawił fortepian i perkusję na swoich dotychczasowych miejscach, natomiast przesunął bas do środka, a instrumenty stroikowe do prawego kanału.
Inżynier Blue Note przyznawał też i w epoce stereo: „… w czasie nagrywania na dwie ścieżki, my słuchaliśmy w mono, ponieważ był tylko jeden głośnik w Hackensack….”, a dalej retorycznie- „Jak można słuchać w stereo, gdy masz tylko jeden głośnik?”. Pod koniec 1959 roku, Rudy Van Gelder „żegna” się ze studiem Hackensack, by w miesiąc później być gotowym do pracy w swoim nowym studiu w Englewood Cliffs (New Jersey). Van Gelder opowiadał: „Kiedy studio w Englewood Cliffs otwarto w lipcu 1959 roku miał trzy głośniki w pomieszczeniu kontrolnym i cztery głośniki w pracowni, ale praktyka edycji i monitoringu w mono dla Blue Note była kontynuowana i tak przez kilka lat.”
Blue Note od maja 1959 do grudnia 1961 wydała płyty stereo (kilkadziesiąt sztuk), ale dopiero po ukazaniu się wersji mono tego samego tytułu albumu. Co więcej, większość z nich było jedynie w mono, na wersję stereo trzeba było czekać całe dziesięciolecia. Dopiero w grudniu 1961 roku, Art Blakey wydaje „Mosaic”, który stał się pierwszym albumem Blue Note mającym premierę równoczesną i wersji mono i stereo. Jeszcze rok prawie trzeba było czekać, by Blue Note zaczął mono i stereo traktować równoprawnie- jednocześnie wydając.
Można podejrzewać, że rok 1962, w którym Van Gelder przeprowadza się do Englewood Cliffs, nie bez przyczyny chyba jest czasem kiedy wytwórnia Blue Note zaczęła przywiązywać większą uwagę do miksu stereo niż to było wcześniej.
Uwaga: Powyższy tekst w dużej części, a dotyczącej firmy Blue Note, oparłem o artykuł „How They Heard It – Blue Note Records and the Transition from Mono to Stereo” Richarda Capelessa z 23 października 2014 oku.
Część druga >>
Temat pokrewny: „Rudolph „Rudy” Van Gelder (Prestige, Blue Note)„