Wydawnictwa płytowe aspirujące do najlepszych
(rozdział dziewiętnasty)
Płyty uważane za audiofilskie niekoniecznie muszą wykazywać te same aspekty jakościowe, które najczęściej sprowadzają się do czystego dźwięku, niesfałszowanego pod względem barwowym oraz bogatego i precyzyjnego umiejscowienia muzyków w obrazie muzycznym przedstawianym przez system audio. Nie jest ważne to jaką wartością częstotliwości próbkowania i jaką rozdzielczością szczycą się nagrania, bo te nie zastąpią artystycznych walorów ścieżek dźwiękowych i naturalnego barwnego brzmienia. Jak rozpoznać płytę audiofilską zanim się ją kupi i przesłucha? Nie ma tu jednej trafnej odpowiedzi, co spróbuję wykazać stawiając obok siebie płyty, w moim odczuciu spełniające wymogi wystarczające by można je było nazywać audiofilskimi wydaniami, ale pod wieloma względami bardzo się różniące (np. strój użytych fortepianów Steinway & Sons). Są też aspekty, które są wspólne dla obu płyt…
Pierwszą z płyt, którą chciałbym potraktować jako typowy, w najlepszym tego słowa znaczeniu, przykład produkcji w zamyśle i w efekcie, mającej zaspokoić najwyższe standardy stawiane płytom LP i CD, jest „Piano Sketches” (z roku 2019).
Album ten powstał w czasie sesji nagraniowych zorganizowanych przez AC Records 18 i 19 marca 2019 roku w gdańskim Custom34 Studio. Gdy realizator deklaruje, że nie zamierza używać korektorów dźwięku podczas realizacji nagrań, to muszą być spełnione inne warunki, które pozwolą przenieść tworzone dźwięki niezdegradowane przez specyfikę akustyczną sali studia, źle dobrane mikrofony i ich błędne ustawienie, czy złą jakość pozostałego nagrywającego toru.
Repertuar płyty „Piano Sketches” złożony został z sześciu utworów i każdy z nich zinterpretowany został przez sześciu pianistów: Wojciecha Niedzielę, Michała Tokaja, Piotra Wyleżoła, Kubę Stankiewicza, Piotra Orzechowskiego oraz Artura Dudkiewicza. Fortepian na którym wymienieni pianiści grali to Steinway model D, instrument Leszka Możdżera o stroju dla dźwięku a1 równym 432 Hz [1]. Dźwięk fortepianu był odbierany przez polskiej produkcji mikrofon HUM. Ten, mający premierę podczas targów Musikmesse 2017 Hum Audio Devices RS-2 jest stereofonicznym mikrofonem wstęgowym, pracującym także w trybie Mid-Side z mikrofonem toru Mid oferującym charakterystykę ósemkową.
Grę pianistów rejestrowano na 24-ścieżkowym analogowym magnetofonie Studer A827 i konsoli Neve Custom Series. Taśma magnetyczna Quantegy GP9 jest dynamiczniejsza o 3dB niż do tej pory stosowane przez studia nagraniowe, co oznacza, że odstęp sygnału dźwiękowego od szumu jest znacznie większy. Producent pan Adam Czerwiński zapewnia, że podczas nagrań i masteringu nie użyto żadnej korekcji dźwięku, co dało pewność osiągnięcia naturalnej barwy instrumentu. Materiał muzyczny został zmiksowany i poddany masteringowi w miejscu nagrań przez Piotra Łukaszewskiego. Dla potrzeb nośników analogowych tak przygotowaną taśmę Sean Magee z Abbey Road studios dopracowuje przy pomocy kompresorów Shadow Hills Valve Compression.
Opisane zabiegi dały efekt wyjątkowy- nie słyszałem wcześniej tak dobrze oddanego brzmienia fortepianu (piszę to z zastrzeżeniem, ale o tym niżej) i jednocześnie tak ciepło brzmiącego, mimo że wiele realizacji uznałem za wzorcowe, na przykład pochodzące z wytwórni Venus (vide: „nagrania jakościowo wybitne (część druga)”) czy prezentowane w innej części artykułu: „Wydawnictwa płytowe aspirujące do najlepszych (część piętnasta)„. Różnica największa pomiędzy doskonałymi realizacjami o jakich wspominałem, a tymi prezentowanymi na płycie „Piano Sketches”, wynika (jak sądzę) ze zmiany stroju współczesnego Steinwaya do wartości 432 Hz, bo niższe strojenie zmieniło barwę wszystkich trzech rejestrów fortepianu (uwidoczniło się to najmocniej w zakresie od c4 do c5).
Zwykle jest tak, że o brzmieniu fortepianu decyduje sposób gry pianisty: dźwięk będzie albo przenikliwy czy szklisty, albo będzie sprawiał wrażenie miękkiego, aksamitnego czy pastelowego. Podejrzewam, że w przypadku płyty wydanej przez AC Records jest jednak inaczej- to strój Steinwaya, którego właścicielem jest Leszek Możdżer, bardziej zdecydował o tym szalenie przyjemnym okrągłym dźwięku i z nutą pastelowości w wyższym rejestrze. Kształt dźwięku tylko w niewielkim zakresie się zmieniał w kolejnych sześciu utworach, wykonywanych przez sześciu, dysponujących różnym tonem, muzyków. Są na płycie energiczne taneczne utwory obok nostalgicznych, intelektualnych ballad- strój 432 Hz narzucał ton generalny. Przypuszczam, że dla wielu melomanów byłby to pretekst do krytyki, ja patrzę na płytę całościowo, zapominając o tym, że grają różni- wszyscy o znakomitych umiejętnościach, pianiści… Płyta jest bardzo spójna, wydaje się zagrana, od wstępu pierwszego utworu po koniec szóstego, szerokim opuszkiem palców, wolniejszym ruchem (myślę o tempie naciskania klawiszy) i „ciężką ręką” co w efekcie wraz z niższym strojem instrumentu dało bardzo nasycony dźwięk o intensywnym brzmieniu. Jeśli pisałem dość szeroko o brzmieniu nagranego Steinwaya to też po to by zaakcentować wysoką jakość techniczną nagrań:
- Wszystkie tony są naturalne, choć ciemniejsze niż te do których melomani przywykli z winy (albo dzięki…) niższego stroju Steinwaya.
- Ton fortepianu jest bardzo ciepły, barwa jest aksamitna, rejestr najwyższy nie tyle tępy co raczej stonowany.
- Dźwięki są w trzech rejestrach- od najniższego, przez średni, po najwyższy, okrągłe (muzycy wiedzą co to słowo w przypadku pianistyki oznacza), pełne i bogate w harmoniczne tony,
- Wolumen instrumentu jest bardzo duży, zajmuje nie tylko przestrzeń wyznaczoną przez bazę pomiędzy głośnikami lecz szerszą. Głębokość i wysokość obrazu muzycznego przywołuje z pamięci instrument umieszczony bardzo blisko słuchacza w bardzo mocno wygłuszonej sali.
- Melodyjny spektakl muzyczny i aura jaka otacza słuchacza podczas słuchania tej płyty nie wymaga wielkiej wyobraźni by „przenieść się do studia nagraniowego”, by razem z muzykiem przeżywać każdą odegraną nutę. Nagrania doskonale oddają realia na jakie natykam się podczas kameralnych koncertów w małych pomieszczeniach dobrze wytłumionych ciężkimi kotarami i… Dużą ilością słuchaczy.
- Artefakty takie jak pedalizacja, trzeszczenie siedziska pianisty są skutecznie maskowane niezwykle pełnymi dźwiękami pochodzącymi tylko od klawiszy instrumentu. Jedynie w utworze „For D” słychać wyraźniej oddech muzyka, chyba dlatego, że ten wymagający utwór jest najbardziej subtelnym na płycie.
- Szum jaki powinien pojawić się w tle, wynikający z czysto analogowego toru nagrywającego (lampowy mikrofon, taśmowy magnetofon i sama taśma magnetyczna) nie jest wyraźny, a na pewno w znacznie mniejszym stopniu niż w nagraniach z połowy wieku XX (przecież wspaniałych!).
Żeby znaleźć choćby mały minus w produkcie AC Records, o nr katalogowym ACR 013, musiałem się trochę natrudzić… Udało mi się wyszukać w moim odczuciu problem natury estetycznej. Zanim go wyartykułuję przedstawię obraz przedstawiający longplaye „Piano Sketches” i CD w formie mini LP firmy Venus:
Przy firmie: działa Vinyl Club AC Records, który jest wyrazem profesjonalnego podejścia pana Adama Czerwińskiego do wyprodukowanej muzyki z materiałów, które są: „…nagrywane w pełnym analogu, w najlepszych studiach przy użyciu lampowych i wstęgowych mikrofonów oraz lampowego sprzętu” Dalej można przeczytać na firmowej stronie internetowej: „Wydawnictwo będzie umożliwiało członkom Vinyl Clubu AC Records dostęp do plików wysokiej rozdzielczości z nagrań studyjnych (96kHz) oraz płyt CD. Materiał nagraniowy można będzie otrzymać na profesjonalnej taśmie magnetofonowej z ekskluzywnym opakowaniem i oprawą graficzną” Stara miłość nie rdzewieje, kiedyś (dawno temu) kolekcjonowałem longplaye, zanim je porzuciłem dla nośnika mniej kłopotliwego- CD, ale nostalgiczny sentyment do LP trwa… Preferuję japońskie edycje CD w formie mini LP (dokładnych replik odpowiedników LP, jak wyżej przedstawione egzemplarze firmy Venus), więc nie może nikogo dziwić, że oprawa graficzna w postaci digipacka nie mogła mnie zachwycić. Inaczej to ujmę- co wygląda dobrze w formie rozkładanej okładki LP niekoniecznie dobrze się prezentuję w innych proporcjach wymiarowych.
„Piano Sketches” to doskonały (nie przesadzam) produkt wytwórni, która zadowoli każdego audiofila, ale i melomana, bez aspiracji by w nieskończoność poprawiać swój system audio, bowiem nie wierzę, że z taką profesjonalną pieczołowitością płyta mogła gdziekolwiek, nawet w złych warunkach technicznych, nie zadowolić.
Nieskazitelnie przygotowany nośnik- od czasu sesji nagraniowej po postprodukcję, nie dziwi, że staje się wzorcem, pod warunkiem, że przedstawia sobą też artyzm najwyższej próby. Ile popularnych płyt, uważanych za produkt audiofilski, jest chętnie słuchanych drugi, trzeci raz? Niewiele. A przecież audiofilizm jest po to, by w bardziej, a później jeszcze bardziej, komfortowych warunkach akustycznych słuchać muzyki, a nie dźwięków li tylko.
Niżej przedstawię płytę, która w obiegowym pojęciu, nie może być uznana za spełniająca warunki jakie stawia audiofil… A jednak jest wzorcem! Fan wysłucha ją z satysfakcją (i przyjemnością), a audiofil też, jeśli przyjmie zasadę, według której artyzm jest wyznacznikiem istotniejszym niż nieskazitelność techniczna (np. nagrania archiwalne remasterowane do formatu K2 High Definition czy XRCD).
Nagrania Mieczysława Kosza, zgromadzone na kompilacji „Piano Solo” [2] (Agencja Muzyczna Polskiego Radia S.A) z lat 1967,68,69 i 71, zrealizowane w warszawskich studiach radiowych, mają wiele wspólnego z płytą, tak przeze mnie wyżej chwaloną- „Piano Sketches”. Ta płyta trafiła do sprzedaży w sklepie Polskiego Radia w 2013 roku.
- Pierwsze podobieństwo:
Gdy słuchałem sześciu pianistów grających na płycie „Piano Sketches” od razu skojarzyłem styl pianistyki prezentowanej na płycie wydanej przez AC Records z geniuszem Mieczysława Kosza. Muzyka na „Piano Sketches” to jak krok do przeszłości w której Bill Evans był jednym z wzorców. I właśnie ta wielka postać amerykańskiego jazzu łączy obie omawiane pozycje płytowe, bo echa jego stylu są wyraźne u płycie „Piano Sketches” jak i „Piano Solo”.
Bill Evans mocno inspirował Kosza w początkowym okresie działalności artystycznej, później fascynacja Evansem straciła znamiona bezpośredniego wpływu, choć nadal trwała i choć pewne wspólne cechy obu pianistów były tylko zauważalne- przede wszystkim wpływ doświadczeń wyniesionych z czasu gdy obaj studiowali pianistykę klasyczną. Obydwaj muzycy nie byli awangardowymi, dbali o to by grać tak jak czuli, a nie jak moda nakazywała. Niejako bezwiednie Evans głęboko zmodyfikował harmonię, frazowanie i koncepcje rytmiczne. Szeroko posługiwał się akordami blokowymi, a o jego oryginalności stanowiło frazowanie. Kosz także stosował swoją oryginalną harmonię, co szczególnie ilustrują parafrazy popularnych utworów (Chopin, Borodin, Gershwin etc.) Evans zrezygnował z wyszukanych metod kształtowania formalnego i zwrócił swoje poszukiwania w kierunku barwy i ekspresji. Grę Kosza i Evansa cechuje swoisty klimat dźwiękowy i emocjonalny nastrój, mocne są wpływy muzyki klasycznej, co jest też widoczne na ścieżkach płyty „Piano Solo”. Gdy gra swoje kompozycje kładzie w nich główny nacisk na barwę dźwięku i środki wyrazowe. Cechą charakterystyczną interpretacji Kosza jest ledwo rozpoznawalny oryginalny temat za pomocą krótkich motywów czy też charakterystycznych współbrzmień, a następnie rozbudowana improwizacja. W jego własnych kompozycjach najważniejszym elementem jest nastrój osiągany poprzez delikatną artykulację i płynne przejścia akordowe. Szalenie ważne dla Kosza były założenia estetyczne impresjonizmu (np. tworzenie określonego klimatu czy wrażliwości na barwę), dlatego jego twórczość zwracała uwagę krytyków na szczególną kolorystykę jego gry. Kosz obdarzony był niezwykłą muzykalnością- każdy utwór (myślę o płycie „Piano Solo”) w jego wykonaniu przykuwa uwagę słuchacza, który często próbuje rozpoznać w nich coś co zna. Nie są to jednak opracowane cudze kompozycje w całości lecz raczej impresje oparte na temacie głównym i powstające w danym momencie (na estradzie albo w studio nagraniowym). Najczęściej traktował kompozycje podczas gry jakby miały być traktowane ad li bitum [3]. Niezmiernie ważną rolę pełniła dynamika, niezależnie od stylu i techniki kompozytorskiej. Kosz chciał, żeby fortepian oddawał linie melodyczne na podobieństwo śpiewu, nie mogły dźwięki fortepianu być suche, krótko wybrzmiewające- trwanie dźwięku było ważniejsze niż dokładność czy czystość tonu, więc chętnie wykorzystywał prawy pedał fortepianu, w efekcie akordy stawały się płynne, rozlewające się. Artykulacja Kosza raz bardzo delikatna, aksamitna, a innym razem- energiczna, mocna.
Jak widać z opisu przymioty charakterystyczne dla stylu gry Kasza można z niewielkim błędem przypisać każdemu z sześciu pianistów, którzy stworzyli materiał muzyczny na płytę „Piano Sketches”.
- Drugie podobieństwo:
Jazz charakteryzuje się specyficznymi właściwościami stylistycznymi, a te muzyka Kosza zawiera (jak i nagrania sześciu pianistów z płyty „Piano Sketches”). Wystarczy wysłuchać nagrań, nie tylko standardów jazzowych, ale także parafraz i własnych kompozycji Kosza. Muzyka ta zawiera elementy muzyki epoki romantyzmu, impresjonizmu, ale z pewnością jest to nadal jazz. Mieczysław Kosz w swoich improwizacjach, mimo że zdarzały się ucieczki poza jazzowe skale, zahaczając o eksperymenty sonorystyczne, nigdy nie porzucał podstawowych wartości, jakimi były w jego muzyce: nastrój, szacunek do tradycji i dbanie o niepsucie klasycznego piękna brzmienia instrumentu. Chodzi głównie o barwę. Barwę współbrzmień fortepianowych, a już. samą tylko artykulacją uzyskiwał fantastyczne efekty. Kosza-artystę charakteryzuje dbałość o jakość dźwięku, co zachwyca gdy słucha się nagrań z „Piano Solo”. Sądząc z tego co zarejestrowało Polskie Radio, Mieczysław Kosz tworzy (podobnie jak pianiści w studio gdańskim gdy nagrywali „Piano Sketches”) bardzo nasycony, okrągły dźwięk o ciemnym brzmieniu, jednocześnie bardzo śpiewny. Instrument jaki był w studio (najprawdopodobniej Steinway model D) odbierany jest jako blisko usytuowany duży instrument, realnie rozmieszczony w przestrzeni. Barwa fortepianu, różnicowanie barwowe w trzech rejestrach, jest bez zarzutu.
- Trzecie podobieństwo:
Tak krążek z sześcioma ścieżkami dźwiękowymi, jak ten archiwalny z szesnastoma, jest wpakowany w „ubogi” digipack, bez książeczki, która mogłaby zawierać rozszerzone informacje na temat sesji, muzyków itp.
- Dwie różnice:
Kompilacyjny zestaw nagrań radiowych Kosza jest zbiorem solowych 16. kompozycji zarejestrowanych na przełomie lat 60 i 70.. Album zawiera: Duke’a Ellingtona – „Satin Doll”, który został zarejestrowany w 1967 roku; pochodzące z tej samej sesji dwie kompozycje autorskie: „Złudzenie”, „Przed burzą”; ponadto- „Yesterday” Lennona i McCartneya oraz „Summertime” Gershwina; z roku 1968 pochodzi interpretacja „Preldium c – moll op.28, nr 20” Chopina; z lat 1969 i 71 są takie tytuły jak: „Polovtsian Dances/Tańce Połowieckie” Borodina, „Traumerei op.15 nr 7” Schumanna, „Les parapluies de Cherbourg” Legranda, „Rosemary’s Baby” Komedy, „Someday My Prince Will Come” Churchilla i cztery autorskie kompozycje. Wszystkie nagrania zrealizowano z warszawskich studiach nagraniowych Polskiego Radia. Masteringu archiwalnych ścieżek dźwiękowych podjął się Tadeusz Mieczkowski [4], który wiele płyt serii Polish Radio Jazz Archives doprowadzał do jakości najwyższej (w tym wszystkie osiem fantastycznych woluminów „Krzysztof Komeda w Polskim Radiu”). Już wcześniej się przekonałem, że gdy pan Mieczkowski jest wymieniony na jakiejś z płyt wydawnictwa Polskiego Radia SA jako masteringowiec to brzmienia tylko znakomitego można się spodziewać, mimo że niektóre źródłowe materiały nie dawały nadziei na dźwiękowe przyjemności. Jednak odpowiedzialny techniczną stronę nagrań nie mógł „walczyć” aż do całkowitego wyzbycia się przeszkadzających artefaktów z nagrań pochodzących z płyt winylowych- w paru przypadkach słychać trzeszczenie zużytych rowków „czarnego krążka”. Może niektórym melomanom to przeszkadzać, ale jeśli się pamięta, że to „dobro” archiwalne, to i klimat lat 60. jest zbudowany. Żeby móc w takiej niekomfortowej (jednak) sytuacji skupiać się na muzyce jak w przypadku większości nagrań z tej kompilacji potrzebne jest zachowanie podobnego brzmienia fortepianu… Panu Mieczkowskiemu to się udało. Jeśli chce się wyodrębnić jeszcze jedną istotną różnicę pomiędzy płytami- z archiwalnymi nagraniami a współczesnymi, to należałoby przypomnieć, że fortepian, na którym gra Kosz ma strój 440 Hz, a fortepian Leszka Możdżera- 432 Hz. Mimo że podobnie ciemno oba instrumenty brzmią to wyższy rejestr Steinwaya Kosza jest szklisty, jaskrawy (proszę te określenia nie traktować jako wadę brzmieniową, lecz naturalną dla współczesnego, nieprzestrojonego instrumentu), natomiast Steinway pana Możdżera w tym samym rejestrze wybrzmiewa pastelowo. W obu przypadkach instrumenty brzmią bardzo realnie, w obu przypadkach są ciepłe i nasycone harmonicznymi…
- Podsumowanie:
Płyta „Piano Solo” to piękny spektakl- bardzo dojrzały, o wysokim ładunku emocjonalnym, wykonany brawurowo… Wirtuozeria i muzykalność na najwyższym poziomie. „Piano Sketches” jest wysokiej klasy dziełem artystycznym, w cudownym „opakowaniu” brzmieniowym. Jeśli się spojrzy na oba albumy oczyma audiofila i zapomni o brudach jakie się pojawiają w tle nagrań Mieczysława Kosza to oba tytuły płytowe muszą, przez swój artyzm nadzwyczajny, być traktowane szczególnie- jako płyty aspirujące do najlepszych.
[1] W 1953 roku Międzynarodowa Organizacja Normalizacyjna (ISO) określiła, że jako standard strojenia dźwięku a1 wyznaczona zostanie wartość 440 Hz. Wcześniej strój był różny, najczęściej- 435 lub 432 Hz. Niższe strojenie fortepianów wynikało z ich budowy, bowiem sumaryczna siła wszystkich strun w fortepianie historycznym rzędu 10-12 Ton jest dużo mniejsza niż w fortepianie koncertowym współczesnym (ponad 20 Ton).
Leszek Możdżer w rozmowie z redaktorem Andrzejem Walnym (z Jazz Forum) tak mówił o stroju 432 Hz:
„Będzie Pan grał nowoczesną muzykę w starodawnym stroju?
– Nie w starodawnym stroju, tylko w stroju naturalnym. Chcę go przetestować. Wydaje mi się, że organizm zupełnie inaczej reaguje na strój 440 Hz i 432 Hz. Jak się wsłuchuję w ciało, to czuję że ten wyższy mnie spina, a niższy rozluźnia. W ogóle ostatnio wsłuchuję się w ciało. Wychodzi na to, że to ciało jest terminalem kontaktowym ze Źródłem. Myślę, że są dwie drogi: jedna na zewnątrz siebie i druga do wewnątrz siebie. Ta pierwsza żąda więcej doznań, ale przez to stępia zmysły i zmusza do rozbudowywania scenografii, a druga, polegająca na kontemplowaniu sygnałów z ciała, wyostrza zmysły. Wyostrzone zmysły dostarczają więcej doznań, więc efekt obydwu dróg jest ten sam: intensywniejsze życie, ale droga na zewnątrz prowadzi do popadania w uzależnienia, a droga do wewnątrz do stopniowego uwalniania się od uzależnień.”
Nie należy odczytywać słów pana Możdżera dosłownie- że strój 432 Hz jest bardziej naturalnym niż inne, w tym ten współczesny 440 Hz, bo każdy z nich jest równie naturalnym, bo przecież można pójść o krok dalej- przyjmując skalę diatoniczną C-dur opracowaną w 1558 roku przez Gioseffo Zarlino, gdzie ton A ma częstotliwość 426.7 Hz, z uwzględnieniem pitagorejskiej złotej proporcji (C – 256 Hz, D – 288 Hz, E – 320 Hz, F – 341.3 Hz, G – 384 Hz, A -432 Hz, H – 480 Hz, C2- 512 Hz) za tę nam- słuchaczom jeszcze bliższą, albo inaczej określając- jeszcze przyjemniejszą.
[2] Płyta „Piano Solo” Mieczysława Kosza już wcześniej, w innym miejscu bloga, została krótko opisana. Vide- „płyty polecane (jazz, rozdział 16)”
[3] Ad libitum według – (łac. według upodobania; skrót ad lib) – termin podawany w partyturze utworu muzycznego. Oznacza, że kompozytor pozostawia wykonawcy swobodę w ostatecznym ukształtowaniu wykonywanego utworu, poprzez wybór jednego z podanych wskazań wykonawczych lub interpretacyjnych. Może to dotyczyć na przykład użycia (lub nie) jakiegoś instrumentu, wykonania lub opuszczenia jakiegoś głosu czy jakiejś części utworu, ilości repetycji, improwizacji itp. Może też dotyczyć swobodnych odchyleń od oznaczonego tempa (rzadziej od melodii) danego fragmentu kompozycji. W tym ostatnim przypadku ad libitum może być dodatkowo opisane innymi określeniami wykonawczymi np. accelerando, rallentando, ritenuto itp. W jazzie oznacza głównie część do improwizacji.
[4] Informacja ze strony: mówi, że: Tadeusz Mieczkowski jest absolwentem Wydziału Reżyserii Dźwięku Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie – dyplom w 1989 ze specjalizacją nagrania fonograficzne. Już w trakcie studiów podjął pracę w Dyrekcji Nagrań Muzycznych Polskiego Radia w Warszawie, a od 1989 jest pracownikiem etatowym na stanowisku reżysera dźwięku.
Współpracuje z największymi gwiazdami polskiego rynku muzycznego zarówno w dziedzinie muzyki klasycznej, jak i rozrywkowej, m.in. z Edytą Górniak, Anną Marią Jopek, Henrykiem Miśkiewiczem, Patem Methenym, Krzesimirem Dębskim, Ewą Małas-Godlewską, José Curą i wieloma innymi znakomitymi artystami w kraju i za granicą. Współpracuje również z czołowymi kompozytorami muzyki filmowej i wspaniałymi reżyserami filmowymi. Ma na koncie wiele nagrań muzyki do wybitnych polskich filmów oraz dziesiątki, dziesiątki płyt. Jego nagrania ukazują się w wielu krajach świata i cieszą się bardzo dobrymi recenzjami. Kilkakrotnie był nominowany do nagrody FRYDERYK w nieistniejącej już kategorii Reżyser Dźwięku, a w roku 2003 otrzymał tę nagrodę za współprodukcję płyty Anny Marii Jopek z Petem Methenym. Realizował transmisje radiowe i telewizyjne koncertów wielkich światowych gwiazd, jak Natalie Cole, Tori Amos, Genesis czy Gordon Haskel.
Nagrywał również muzykę ludową i folkową. Większość realizacji powstała w studiach nagraniowych Polskiego Radia w Warszawie, a pierwsze miejsce na tej liście zajmuje legendarne już studio S4/6. Tadeusz Mieczkowski realizuje również swoje nagrania w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej.