Wydawnictwa płytowe aspirujące do najlepszych
(aneks, część 1)

Wielu zauważa, że płyty często oceniane jako źle zrealizowane po audiofilskich modyfikacjach systemu odtwarzającego przede wszystkim płyty CD, LP czy pliki wysokiej rozdzielczości, że stają się co najmniej poprawnymi pod względem technicznym. Ja również tę prawidłowość dostrzegam. Polecane przeze mnie płyty w ramach bloga podzieliłem na dwie grupy, na te, które są wzorowo nagrane i te, które tego kryterium nie spełniają w pełnym stopniu, ale reprezentują najwyższy poziom artystyczny, który łagodzi pewne niedomogi natury technicznej. Ale okazuje się, że po pewnych zmianach jakie wprowadziłem w wykorzystywanym przeze mnie systemie audio, zaczynam żałować, że ta czy inna płyta nie trafiła do tej elitarnej grupy najlepiej nagranych płyt, bo kiedyś odbierałem je gorzej niż obecnie. Winę za ten stan rzeczy ponoszą błędy popełniane podczas konfigurowania sprzętu odtwarzającego, ale na usprawiedliwienie dopowiem- nie ma takiego audiofila, który wie, że ostatnie usprawnienia sprzętowe są tymi najlepszymi, bo zawsze można jeszcze lepiej… Ten ostatni rozdział poświęcę właśnie reprezentacyjnym przypadkom takich nagrań, które jako „zaledwie” bardzo dobre nie trafiły do grupy „wzorcowych”, ale dziś zadziwiają mnie swoją jakością techniczną. W tym rozdziale (który będę rozbudowywał) skupię się na tym, które z modyfikacji mojego systemu audio wywołały najsilniejsze pozytywne w odbiorze muzycznym efekty:

Zakwalifikowanie (tak nazwę mój sposób oceniania płyt) do grupy nagrań wybitnych (w dziele „nagrania wybitne”) podyktowane było spełnieniem dwóch warunków- wysokich lotów artyzmu muzyków i zapewnienia przez wydawcę najwyższej jakości technicznej nagrań. Okazało się, że wraz z osiąganiem coraz trafniejszej konfiguracji systemu audio należałoby weryfikować podjęte wcześniej decyzje wpisywania konkretnych tytułów płytowych do działu „nagrań rekomendowanych” („tylko” rekomendowanych, które spełniały tylko jeden z warunków wcześniej opisanych), ale… Muszę się w tym przypadku przyznać do zaniedbań, albo lenistwa, albo niewprowadzania niepotrzebnego bałaganu, tym którzy przyzwyczaili się do takiego a nie innego ułożenia albumów. Zresztą nie czyniło to żadnej szkody, bo ostatecznie staram się wybierać płyty naprawdę wartościowe niezależnie od ich jakości technicznej (ostatecznie niektórym arcydziełom archiwalnym należałoby wybaczyć niedoskonałości brzmieniowe ciesząc się ich wyjątkowym klimatem).

Uważni czytający strony tego bloga zapewne zauważyli, że podczas testowania sprzętu audio, co mi się zdarza (np. tu >>), niekoniecznie używałem nagrań, które nazwałem „:wybitnymi”, bo najczęściej nie one najwięcej potrafią dać informacji o zmianach w brzmieniu sprzętu audio, raczej w tym przypadku chodzi o dobór nagrań, które najmocniej ujawniają zmiany brzmieniowe. Dam przykład- wspaniale nagrania Sławka Jaskułke (vide- >>), albo albumy Jordi Savalla (vide- >>), zawsze będą brzmiały co najmniej bardzo dobrze na tle innych produkcji, więc mogą być mylące dla mniej doświadczonych testujących audiofili, natomiast równie wspaniale nagrane płyty wydawnictwa NIFC (vide- >>) są z tych trudnych do prawidłowego odtworzenia, co może się fortepian Erarda przedstawiać jako płytki, ubogi w wyższe i niższe składowe instrument lub przeciwnie- jako wspaniały, bogatszy barwowo instrument niż współczesny Steinway. Nie muszę dodawać od czego ten różny pokaz zależy… A więc problemy związane z testowaniem czegokolwiek nie jest wystarczającym powodem tego, że chcę opisać moje rozterki związane z faktem „krzywdzenia” niektórych tytułów nie zaliczając ich do kategorii „nagrań wybitnych” tego bloga. O powodach napisałem we wstępie, ale powtórzę: zmiany w systemie audio zmieniły moją ocenę niektórych nagrań. Kilkanaście lat usprawniałem system audio… Postępy zachęcały do dalszych poszukiwań dobrego dźwięku- początkowo poprawa była nikła, ale wraz z udoskonaleniami coraz znaczniejsza i wreszcie ostatnio wprowadzone modyfikacje dały naprawdę poważny skok (może wreszcie kończący „łapanie króliczka”?), który sprowokował mnie do opisania „rewolucji” w odbiorze niektórych płyt. Niżej przedstawiam obecny system audio jakim dysponuję (vide- [*]), przy czym kolejność wprowadzanych nowych elementów jest zgodna z numeracją.

  • Dwie płyty Boba Dylana: „Nashville Skyline” i „New Morning” są chętnie wykorzystywane przeze mnie do testowania sprzętu audio, mimo że do tej pory nie zaliczałem ich do wybitnie nagranych, choć na tle produkcji rockowej jednak się wyróżniają In plus. Obie płyty, wydane jako japońskie reedycje w formie ‘Cardboard Sleeve’, zostały opisane w artykule- „Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada (rozdział czwarty)”. Sesje nagraniowe do „Nashville Skylineodbyły się w Columbia Music Row Studios w Nashville w stanie Tennessee, natomiast do płyty „New Morning” w nowojorskich Columbia Recording Studios.


Albumy „Nashville Skylinejak i „New Morning” gdy je wykorzystywałem do testów zwracały uwagę na budowanie głębi sceny muzycznej i bardzo dobre wypełnienie instrumentów harmonicznymi. Poza tym w nagraniu „If Dogs Run Free” z płyty „New Morning” na wstępie pojawia się solo Al’a Koopera na fortepianie. Te parę dźwięków na wstępie i troszkę później gdy inne instrumenty dołączają bardzo różnie wybrzmiewają w zależności od stosowanych elementów w systemie audio- od krótkich tonów o mniejszym wolumenie po bogate, dźwięczne o wolumenie dużym. Kiedy dopinałem system ustawiając stopy The One pod odtwarzaczem CD (vide >>) zauważyłem, że piano Al’a Koopera brzmi dużo bardziej realnie niż w jakimkolwiek innym- wcześniejszym, układzie.  Przypomnę, że to się też wydarzyło, gdy w części zasilającej wszystkie kable były wyprodukowane przez Verictum (pomału skompletowane), no i oczyszczał odtwarzacz CD z szumów RFI/EMI dodatkowy filtr X-Bulk (vide >>). Kolejne usprawnienia w przypadku tych dwu płyt po prostu tylko ujawniały tkwiący w nich szalony potencjał, by na koniec zaprezentować Boba Dylana, który w nagraniach z „Nashville Skyline” operującego głosem o sporej skali głosu, nie mniejszej niż śpiewającego obok Johnny’ego Casha, który rzeczywiście miał głos „jak dzwon”. Już pierwsze takty tej płyty mogą zadziwić tym w jaki sposób inżynierowie dźwięku (Charlie Bragg, Neil Wilburn) potrafili uprzestrzennić trójwymiarowo przekaz muzyczny. Ten aspekt dźwiękowy nie był aż tak bardzo czytelny zanim nie doprowadziłem sprzętu do postaci opisanej niżej i to do takiego stopnia, że przy odrobinie wyobraźni słuchacz jest w studio obok grających muzyków. W przypadku „New Morning” wcześniej określałem ją jako nagraną nieskazitelnie, z dobrym wypełnieniem w harmoniczne, o dużym wolumenie instrumentów oraz ze świetnie zbudowaną sceną w szerz i w głąb co dało specyficzny klimat spektaklu bardziej kabaretowego niż rockowego. Rzeczywiście ten kabaretowy klimat jest ewidentny, a dociążony ogólny dźwięk po ostatnich usprawnieniach audiofilskich wywołał wrażenie po prostu mocniejsze, jeszcze prawdziwsze.

To nie tak, że kiedyś „nie grało” a teraz wreszcie „gra”… Wcześniej też potrafiłem (tu się chwalę…) dopasować elementy systemu nawet udatnie… Ale niestety mało uniwersalnie, bo gdy zadowolony byłem z brzmienia Erarda zarejestrowanego na płytach NIFC (vide >>) to mniej korzystnie odbierałem fantastycznie przecież nagrany fortepian na płycie „Erik Satie: The Early Piano Works” (vide >>) i odwrotnie… Nie potrafiłem znaleźć (lub nie było to możliwe) ustawienia, które pozwoliłoby pogodzić te dwa sposoby pokazania fortepianu. Dziś mogę się cieszyć cudownym brzmieniem współczesnego fortepianu i historycznego:


Nie starczyłoby stron tego bloga dla opisania jak bardzo zmieniało się brzmienie fortepianu Erard w zależności od tego co zmieniałem w systemie audio, nawet wówczas gdy podpierałem, bądź nie, kable zasilające specjalnymi stojakami, albo gdy zmieniałem położenie paneli akustycznych. Erard raz brzmiał płytko, z zauważalnymi momentami zauważałem fałszywe barwy, wolumen malał, a innym razem (gdy się postarałem o lepsze ustawienie sprzętowe) płyta stawała się idealna- Erard brzmiał jak fortepian pełny bogactwa brzmieniowego. Co z tego, skoro inne płyty traciły na takim ustawieniu! W każdym razie pogodzenie barw Erarda (czy Pleyela, to obojętne…) i Stainwaya było początkowo niemożliwe, choć w miarę coraz trafniejszego znajdowania synergii w systemie zróżnicowanie barw starego i współczesnego fortepianu topniało. Dziś jest cudnie- wolę słuchać kompozycje Chopina wykonywane na Erardzie, Pleyelu, a nawet pianinach z epoki. Gdy Gould gra na Steinway’u to też jestem cały szczęśliwy! Przez długie lata audiofilskiej walki o lepszy dźwięk czułem, że „złapię króliczka”. Mam wrażenie, że się udało, skoro Erard na płycie Fou Ts’onga brzmi bardzo dobrze- jest dobrze wypełniony harmonicznymi, trzy rejestry różnie barwią (ależ fantastycznie pokazują linie melodyczne!), dynamika jest dobrze oddana,,, Ta płyta, podobnie jak (dla przykładu) pudło z kompletem nagrań Chopina „Tatiana Shebanova, Orkiestra XVIII wieku / Frans Brüggen, Chopin. Utwory solowe i z orkiestrą” (vide >>) uznaję teraz za wzorcowe.

 

Równie dużo problemów przysparzał album:


String Quartet No. 14 zrealizowano w Teldec Studio Berlin, natomiast koncertowe nagranie- Piano Quintet, zapisano w Auditorium de la Cité des Congres. Schubert w „Death and the Mauden” przedstawia dialog Śmierci z umierającą dziewczyną, która błaga aby jej Śmierć nie zabierała, a ta zapewnia ją, że będzie spać delikatnie w jej ramionach. Ten romantyczny obraz dominuje w całym kwartecie. Śmierć i dziewczyna to utwór, w którym energiczne epizody zdominowane są przez krótkie motywy. W każdej części, w tonacji molowej, dominuje poczucie desperacji. Borodin Quartet w dramatyczny sposób interpretuje pierwszą część, z potraktowaniem strun fortissimo, bardzo drapieżnie… Przerwę opis płyty by wspomnieć jak ta część była odtwarzana jeszcze wcale nie tak dawno- kilkanaście miesięcy temu. Otóż- skrzypce, a nawet altówka brzmiały drażniąco ostro, co zmuszało mnie nawet do poszukiwania innego wykonania tego jednego z najważniejszych i najpiękniejszych arcydzieł muzyki klasycznej. Nie znalazłem pod względem artyzmu lepszej, więc słuchałem (niezbyt często) narażając się na dyskomfort brzmieniowy. Wraz z uzupełnieniem okablowania zasilającego o Arbitra firmy Verictum agresja brzmieniowa tej części Kwartetu Smyczkowego Nr 14 mocno złagodniała, co oznaczało, że ostrości wcześniej pojawiające się to nie błąd inżynierów nagrań lecz mój podczas konfigurowania sprzętu audio. Było znacznie lepiej, ale nie na tyle, żeby uznać tę płytę za wzorzec nagrań! Minęło kilkanaście tygodni… Do odtwarzacza CD dopiąłem filtr Verictum X-Bulk i wtedy górne rejestry smyczków zaokrągliły się i stały się akceptowalne w pełni. Jednak dopiero  poprzesuwanie stóp The One firmy Audio Stability (zobacz >>) wywołało mój entuzjazm i niezmąconą żadną już przeszkodą chęć słuchania tego utworu od początku do końca. Kwartet grał dociążonym i okrągłym dźwiękiem, dramatycznie ale i melodyjniej, o znacznie bogatszych barwach. Rozmieszczenie instrumentów na scenie było bardzo jawne. Nigdy nie wątpiłem, że każdy z elementów systemu audio nie działa w próżni, że wpływają na siebie nawzajem, ale teraz miałem na to dowody. Oczywiste też było dla mnie to, że bez zmian położenia stóp byłoby też dobrze, ale… Nie tak dobrze! Potwierdzenie znalazłem podczas słuchania Kwintetu Fortepianowego Schumanna, który zanim wprowadziłem ostatnie wspomniane nieco wcześniej zmiany w systemie, brzmiał ciemniej a więc gdy sprzęt miał tendencję do wyostrzania to nagranie zespołu Borodin Quartet z Sviatoslavem Richterem za fortepianem było przyjemne. Tylko przyjemne. A dziś? Po zmianach… To jeden z wzorców nagrań na żywo! Fantastycznie rozmieszczone instrumenty, o dużym wolumenie, bogate w harmoniczne, nie tylko dociążone ale i z wydobytymi wyższymi rejestrami tworzą obraz bardzo realny. Dziś nie tylko nie żałuję, że nie wyszukałem jakichś innych interpretacji, ale przede wszystkim- przenoszę tę płytę do działu „nagrania wybitne”.

 

Skrajnym przypadkiem są dwie płyty Janusza Prusinowskiego: „Po kolana w niebie” i „Po śladach (In the footsteps)”. Wcześniej kupioną płytę „Serce” w wykonaniu zespołu Janusz Prusinowski Trio (vide >>), która została wydana przez wytwórnię Słuchaj Uchem w 2010 roku uznałem od razu za szczególnie wzorowo nagraną- „bardzo prawdziwą w brzmieniu, które pozwala odczuwać pierwotność muzyki prezentowanej przez Trio- każdy z instrumentów brzmi w sposób charakterystyczny dla instrumentów ludowych jaki fan tej muzyki usłyszy na weselach, zabawach wiejskich czy festiwalach folklorystycznych. Faktura dźwięków instrumentów takich jak skrzypce, a zwłaszcza cymbałów i bębna z małym talerzem jest zapisana na ścieżkach dźwiękowych bardzo wiernie. Jeśli opisać jednym słowem efekt nagrań to trzeba by było użyć przymiotnika- „realistyczny”. Mało jest takich nagrań by słuchając z dwukanałowego systemu audio odnosić wrażenie, że jest się wśród muzyków, że nas otaczają! Nasycenie, barwy, wolumen- bez zarzutu, do takiego stopnia, że nie jest możliwe pomylenie instrumentów, mimo że nie wszystkie pochodzą z naszej ziemi, ot choćby baraban.” (tak tę płytę opisałem). Jakie było moje rozczarowanie podczas słuchania kupionych w parę dni później dwu następnych płyt Janusza Prusinowskiego, w których realności już nie odczuwałem, wolumen instrumentów był mniejszy, przestrzenność również. Nagrania można było traktować jak wiele innych bardzo dobrze nagranych, ale absolutnie nie wzorcowo…

  • Album „Po śladach (In the footsteps)”, wydany przez Słuchaj Uchem w 2018 roku, został nagrany w Studio S-4 Polskiego Radia pod opieką technicznej natury wielokrotnie nagradzanego Jacka Gładkowskiego.

Jedynym wytłumaczeniem (według mojego wyobrażenia) tego, że płyta zabrzmiała inaczej (gorzej) niż wcześniejsza o tytule „Serce” był fakt zorganizowania sesji nagraniowej w innym miejscu i przy udziale innego inżyniera nagrań („Serce”  nagrano w studio Free Fly Music, a inżynierem nagrań był Michał Garstecki).

  • Płyta „Po kolana w niebie”, wydane w 2013 roku przez wytwórnię Słuchaj Uchem, zostało nagrane w studio Free Fly Music, a przygotowana do produkcji przez Michała Garsteckiego.


No i tu już było pełne moje zdziwienie- to samo miejsce gdzie odbyły się nagrania, ten sam nagrywający i masterujący, a efekt różny od tego podziwianego przeze mnie w przypadku płyty „Serce”… Odłożyłem płyty na półkę i nie słuchałem ich przez  parę dni. W międzyczasie poprawiałem z jakiegoś powodu (nie wspomnę płyty, która mnie do tego przymusiła) ułożenie stóp The One pod odtwarzaczem CD (vide >>). Jakież było moje zdziwienie gdy obie płyty Pana Prusinowskiego „doszlusowały” do poziomu wybitnej płyty o tytule „Serce”! Teraz, niezależnie gdzie nagrane i pod jaką techniczną opieką słucha się „Po kolana w niebie” i „Po śladach (In the footsteps)” brzmią fantastycznie- instrumenty i wokale (od)zyskały pełnię barw, stały się większe i bliższe… Po prostu realne!

(Zamiast wniosków-) Pomyślałem wtedy- gdybym parę tygodni wstecz nie wypróbował różnych opcji sytuowania stóp antywibracyjnych (The One), gdybym nie zdecydował się na spore wydatki związane z zakupem kabli, listwy zasilającej, filtrów itp. to nie uzyskałbym satysfakcji podczas słuchania fantastycznej muzyki… Gorzej- nie słuchałbym z przyjemnością Pana Prusinowskiego, bo to akurat nie była muzyka, która mnie do tej pory potrafiła zachwycić.

 


[*] Sprzęt użyty do oceny płyt:

  1. Interkonekt- Ixos 100.X03 Studio
  2. Odtwarzacz CD- Pioneer PD-S06 (zmodyfikowany)
  3. Wzmacniacz zintegrowany- Leben CS 300XS
  4. Akcesoria- Verictum– X Bulk Silver, X Bulk Gold, X Bulk (wersja II), X Block*2, X-Fuse
  5. Kabel zasilający odtwarzacz CD- Verictum Demiurg (na wtykach Furutech FI- 28/38G)
  6. Kabel zasilający listwę- Verictum Cogitar (na wtykach Furutech FI 25G/35G)
  7. Listwa zasilajaca- Verictum Cogitari
  8. Słuchawki Sennheiser HD 600 (zmodyfikowane)
  9. Kable glośnikowe: Neotech NES 1002 z wtykami Furutech FT-211G
  10. Pomieszczenie odsłuchowe (13 m kw.) wyposażono w panele akustyczne
  11. Glośniki- Klipsch Heresy II
  12. Stopy antywibracyjne The One firmy Audio Stability
  13. Kabel zasilający wzmacniacz- Verictum Arbiter
  14. Filtr X-Bulk dla odtwarzacza CD Pioneer PD-S06

 

Kolejne rozdziały: