Płyty LP i CD edytorsko wyjątkowe
(część trzynasta)

Część trzynasta wielowątkowego artykułu jest kontynuacją poprzedniej części, bowiem dotyczy również edycji, które są replikami wydań winylowych, które ze swej natury są atrakcyjniejsze edytorsko niż wersje CD w tradycyjnym plastikowym opakowaniu (tzw.- jewel case, lub super jewel box [1]).

Obok takich zespołów jak Deep Purple, Black Sabbath i Led Zeppelin grupa Uriah Heep kładła na przełomie lat 60. i 70. podwaliny pod nurt nazwany heavy metal’em. Popularyzowali heavy metal hitami: „Easy Livin '”, „The Wizard”, „Sweet Lorraine”, „Lady in Black” czy „Stealin’”. Pierwszy skład: David Byron (wokal), Mick Box (gitary), Ken Hensley (organy, fortepian, gitary) I Paul Newton (bas) z  perkusistą Iain’em Clark’iem, który zastąpił Keitha Bakera przed sesjami do płyty trzeciej z katalogu Uriah Heep- “Look at Yourself” okazał się tym, który złotymi literami zapisał się w historii rocka jako jeden z najznakomitszych zespołów progresywnego heavy metalu nie tylko 70. lat XX wieku.


Uriah Heep: w „Look at Yourself”  udanie połączyła heavy metalową moc i powagę progresywnego rocka, a dziś okazuje się, że stał się  najlepszym albumem w katalogu grupy. Każdy z utworów zgromadzonych na płycie odznacza się potężnym atakiem hard rockowym ozdobionym świetnymi harmoniami wokalnymi i barwnymi liniami melodycznymi organów elektrycznych. Szczególnymi ozdobami są: tytułowy ekspresyjny utwór z atrakcyjną kulminacją perkusyjną oraz fantastyczny „July Morning”, który, rozpoczęty ciekawym riffem organowym, rozkwita na tle symfonicznej melodii w piękną balladę, którą kończą kakofoniczne dźwięki wynosząc wzrastające napięcie na najwyższy poziom. Trudno dziś zrozumieć dlaczego zespół Uriah Heep nie był tak chwalony, jak ich konkurenci na scenie hard rocka z początku lat 70.- ich wpływ zawsze był niedoceniany, ale może to się wreszcie zmieni?

Pomysłowa była oryginalna nierozkładana okładka pierwszych wydań winylowych (i japońskiej repliki w wersji mini LP, jak na fotografii wyżej): przednia jej część miała wycięty kwadratowy otwór, przez który widać było odblaskowe „lustro” z foliowanej tektury, przenoszące zniekształcony obraz oglądającej się w nim osoby. Pomysł gitarzysty Micka Boxa polegał na tym, aby okładka dokladnie odzwierciedlała tytuł albumu, poza tym ten motyw uwidaczniały zniekształcone portrety muzyków zespołu. Krążek LP, bądź CD, był umieszczony w wytrzymałej wewnętrznej kopercie z nadrukowanymi tekstami piosenek. Do płyty dołączano też plakat.
„Look at Yourself” z pewnością ukształtowało standard dla niemainstreamowego, nieskomercjalizowanego rocka i metalu na resztę lat 70.

 

Brytyjskim zespołem bliskim jazz-rock’owi i jednocześnie progresywnemu rockowi było Colosseum, założone przez byłych członków The Graham Bond Organization i The Bluesbreakers: perkusistę Jona Hisemana i saksofonistę Dicka Heckstall-Smitha. Nic dziwnego, że utworem otwierającym debiutancką płytę był „Walking in the Park” Grahama Bonda. Dwie pierwsze płyty „Those Who Are About to Die Salute You” I “Valentyne Suite” (obie z 1969 roku) stylistycznie bardzo podobne, bo I skład personalny był jednakowy, jeśli nie wliczać zmiany na stanowisku gitarzysty. Obie płyty to „rozpędzony” (tak określę) jazz-rock, bez solówek improwizowanych charakterystycznych dla jazzu, ale harmonie były jak najbardziej jazzowe. Obie atrakcyjne, bo linie melodyczne jasno określone, a nawet (nie boję się tak określić) przebojowe. Przed i w czasie nagrań do trzeciej ich płyty- „Daughter of Time”, wokalista i gitarzysta James Litherland zostaje zastąpiony przez Dave’a „Clem” Clempsona, na basie zagra najpierw Louis Cennamo, a później  Tony Reeves, a śpiewem zajmie się od tej pory Chris Farlowe. Te zmiany powodują, że brzmienie staje się cięższe, lekko klasycyzujące i odchodzące nieco od stylu jazzowego. Ten skład staje się stabilniejszy i bez zmian personalnych w roku 1971 nagrywają siebie na „żywo”, w czasie koncertów na Manchester University i w Big Apple w Brighton. Podwójny album nosi tytuł: „Colosseum Live”.

Relacja z tych koncertów jest niebywała. To jeden z najlepszych (zarejestrowanych) koncertów rockowych. Jest też dowodem, że umiejętności improwizatorskich i wysokiej klasy muzyków nie tylko należy szukać w jazzie czy klasyce ale i wśród rockowych wykonawców. Cały materiał płytowy został zagrany ekspresyjnie, z pasją, z żarem. Na dwu płytach czuć przede wszystkim bluesa w rhythm’n’blues’owym graniu. Improwizacje jakie pojawiają się na „Colosseum Live” są konsekwentne, tworzone w sposób logiczny na gęstej strukturze instrumentalnej. Słychać idealne zgranie instrumentalistów- nie zagłuszają siebie nawzajem, mimo intensywnego i napędzonego do granic rytmicznego przedstawienia.  „Lost Angeles” (ten utwór wydaje się szczytowym osiągnięciem zespołu w ramach tego albumu), który urósł do przeszło 15. minut, rozpoczyna organowa introdukcja Dave’a Greenslade’a, która przetwarza się w tętniący temat napędzany rytmem podawanym przez lidera- Jona Hisemana. Gdy do gry włącza się Chris Farlowe, przynosi treść nie optymistyczną o upadłym mieście na pustyni. Konwulsyjna gra uspakaja się wraz z wysunięciem na plan pierwszy wibrafonu, w środkowej części utworu, a ten z kolei pozwala gitarzyście rozpocząć długą solową improwizację. Zanim to jednak nastąpi Farlow snuje na tle wibrafonu i gitary opowieść przesiąkniętą rozpaczą. Sześć minut sola gitarowego może znudzić, ale nie tym razem… Clem Clempson interesująco buduje atrakcyjne linie melodyczne, które są wspierane tętnieniem sekcji rytmicznej (ach ta stopa Hisemana!), coraz bardziej się rozpędzającej aż do epilogu bardzo zabałaganionemu (planowo oczywiście). Grupa w tym fantastycznym składzie nagrała tylko ten album (w poprzedzającym „Daughter of Time” również grali ci sami muzycy lecz w rozszerzonej konfiguracji), a nawet gorzej- po jej wydaniu rozwiązała się.
Bardzo oryginalna była (i jest) okładka pierwszych winylowych wydań „Colosseum Live” (z 1971 roku)- „czarne krążki” nie były wkładane w kieszenie okładki lecz w zamocowane wewnątrz okładek- przedniej i tylnej, przeźroczyste foliowe koperty (worki) zabarwione lekkim fioletem:


Dokładną repliką brytyjskiego wydania firmy Bronze (z 1971), jest japońska edycja Wasabi Records z roku 2016. (WSBAC-0035), której krążki CD wykorzystują technologię  Blu-spec.

 

Rick Wakeman (syntezatory, instrumenty klawiaturowe, fortepian) i jego zespół w Morgan Studios w Willesden w Londynie, w październiku 1974. roku przystąpił do nagrań, których efektem miał być jego czwarty studyjny album „The Myths and Legends of King Arthur and the Knights of the Round Table”. Wakeman zdecydował, że w sesji mają wziąć udział: Gary Pickford-Hopkins i Ashley Holt (wokal), Jeffrey Crampton (gitary), Roger Newell (bas), Barney James i John Hodgson (perkusja). Skład by uzupełniany zespołem New World Orchestra, złożony z członków London Symphony Orchestra (pod dyr. Davida Meashama), English Chamber Choir z chórmistrzem Guyem Protheroe oraz Nottingham Festival Vocal Group. Wakeman treść oparł na Jego trzeci album koncepcyjny rock, Wakeman, oparł go na legendach o Królu Arturze i innych postaciach związanych z tą legendą, w tym Ginewrze, Lancelocie i Merlinie.



Ten album należy do najlepszych prac Ricka Wakemana, bo nie dość, że w pełni wykorzystuje swoje wysokie umiejętności instrumentalne to doskonale muzycznie opisuje postacie z legend o królu Arturze, wzbogacając obrazy muzyczne dzięki orkiestrze i chórom. Utwory z „Arthur’a” to fantastyczne symfonicznie zaaranżowane progresywne kompozycje ze świetnymi liniami melodycznymi. Jest tu wszystko- od histerycznego rocka z mocnymi partiami mooga po ballady z nastrojowym fortepianem.

Oryginalna rozkładana okładka, z dołączoną książeczką, posiada na stronie głównej w formie pieczęci lakowej informacje o tytule i autorze płyty. Ta pieczęć jest trójwymiarowa, dobrze imitując prawdziwy stempel (jak na fotografii wyżej), w przypadku pierwszych edycji płyt winylowych oraz japońskiego wydania w postaci repliki (mini LP) o nr katalogowym UICY-94237 (A&M Records, z 2009. roku).

 

Osibisa, brytyjski zespół założony w Wielkiej Brytanii pod koniec lat 60. przez czterech emigrantów z Afryki i trzech karaibskich muzyków, połączył afrykańskie rytmy z jazzem, funkiem, rockiem i rhythm and bluesem. Osibisa mocno spopularyzowała muzyczne dziedzictwo afrykańskie przede wszystkim wśród słuchaczy rocka, a w konsekwencji i jazzu. Oryginalny skład personalny, z którym zespół święcił największe triumfy, przedstawiał się następująco: Teddy Osei (saksofon, flet i wokal), Mac Tontoh (trąbka i wokal w tle), Sol Amarfio (perkusja i chórki), Loughty Lassisi Amao (konga, perkusja i rogi), Robert Bailey (instrumenty klawiszowe), Spartacus R (bas) i Wendell Richardson (gitara prowadząca i wokal). Ci muzycy brali udział w sesjach nagraniowych dla dwóch pierwszych albumów (i najlepszych z katalogu płytowego Osibisy)- „Osibisa” i „Woyaya”. Grafika okładek obu albumów jest autorstwa Rogera Deana– jednego z najpopularniejszych twórców gatunku, twórcę wielu okładek albumów, liternictwa i logo grup rockowych. Z jego usług korzystali między innymi: Yes, Asia, Budgie i Uriah Heep. Jest też twórcą logo Virgin Records. Jego prace są łatwo rozpoznawalne przez charakterystyczną „kreskę” przedstawiającą zwykle sceny z pogranicza fantastyki i marzeń sennych.

  • Osibisa” z 1971. roku (Decca/MCA)


Album o ekspansywnym dźwięku, wyprodukowany przez Tony’ego Viscontiego, był niezwykłe atrakcyjnym połączeniem afrykańskich beatów perkusyjnych oraz osadzonych w nurcie rockowym partii instrumentów klawiszowych i dętych. Utwory zebrane na płytę debiutancką zawierają aranże charakterystyczne dla jazzu z uwagi na ustawienie fletu i saksofonu jako równorzędne gitarze czy organom elektrycznym. Każda piosenka buduje nastrój jaki nam- Europejczykom, może kojarzyć się z afrykańskim mistycyzmem, akcentowanym pierwotnym rytmem, choć instrumenty użyte w nagraniach nie są wykorzystywane w tradycyjnej muzyce Afryki.

  • Album „Woyaya”, wydany przez Decca Records w 1971. roku, był konsekwentną kontynuacją debiutu, chociaż po tym oszałamiającym albumie Osibisa zmieni stopniowo kierunek muzyczny w poszukiwaniu większego sukcesu komercyjnego.


„Woyaya” przynosi takie same składniki jakie dały sukces płycie pierwszej z katalogu Osibisy- wciągający i złożony rytm nadawany przez bogaty zestaw Instrumentów perkusyjnych dający podstawę dla linii melodycznych granych przez flet, klarnet, flugelhorn, klawiatury, clavinet i gitarę.
Na początku lat 70. to była jedyna udana brytyjska odpowiedź na amerykańskie inwazję latynoskiego rocka.

 

Nazwisko Dean pojawia się na okładkach płyt grupy Yes, po raz pierwszy na czwartym ich albumie- „Fragile” i będzie obecny na paru następnych. „Fragile” był tytułem istotnym też z tego powodu, że Jon Anderson (wokal), Chris Squire (bas), Steve Howe (gitara), Rick Wakeman (instrumenty klawiszowe) i Bill Bruford (perkusja) skrystalizowali formy dźwiękowe, które stały się później progresywnymi stereotypami. W swoich kompozycjach i wykonawstwie łączyli folklor, barokową stylistykę z mocnym rock & roll’em, rozbudowując swoje piosenki w mini suity.
„Fragile”, wydany przez  Atlantic Records w 1971. roku , był przełomowym albumem grupy Yes przede wszystkim z powodu zmiany personalnej- za klawiaturami zasiadł Rick Wakeman, zastępując Tony’ego Kaye’a. Rick Wakeman, w przeciwieństwie do Keya, widział potrzebę wzbogacenia brzmienia zespołu barwami syntezatora Moog’a (instrument konstrukcji Roberta Mooga). Wykorzystanie Mooga w połączeniu z odważniejszym i bardziej agresywnym stylem gry i innych członków zespołu, otworzyło drogę dla mocniejszego, gorętszego brzmienia grupy jako całości. Okazało się tuż po wydaniu płyty jak i dziś po wielu latach, że „Fragile” to zestaw doskonałych nagrań, jakich nie mogłaby się wstydzić żadna grupa rockowa wtedy i dziś.


Okładka albumu została zaprojektowana przez artystę, który zaprojektował ich logo . Podstawową stronę okładki wypełniała kulista kraina  wypełniona drzewkami Bonsai z drewnianym statkiem kosmicznym lecącym nad półwyspem. Obraz miał przedstawiać „kruchy” (fregile) świat. Muzycy Yes chcieli fotografię pękniętej porcelany… Dla kompromisu Dean podzielił planetę na dwie części, a idea zniszczonego świata będzie miała ciąg dalszy (jak się okaże) na okładce albumu „Yessong”. Bruford uznał, że Dean wspaniale sparował pomysł obrazu kruchej planety Ziemi, z implikacjami delikatnego ekosystemu.

Broszura promocyjna pierwszego wydania longplaya zawiera dwa dodatkowe obrazy Rogera Deana: przednia okładka przedstawia pięć stworzeń skulonych pod systemem korzeniowym, a tylna przedstawia postać wspinającą się na skałę. We wnętrzu jest kilka zdjęć zespołu z indywidualną stroną poświęconą każdemu członkowi, z mniejszymi ilustracjami i fotografiami ich żon i dzieci. Projekt okładki wykonany przez Rogera Deana był samym w sobie fascynującym dziełem… Tak wielu krytyków uznało, ale nie ja, bo według mojego rozeznania nie wszystkie dzieła Deana prezentują najwyższy poziom artyzmu, ale muszę przyznać- oryginalnością się wykazywał.

 


[1] Dla pełnej wiedzy tych osób, dla których terminologia jawel case (fotografia z lewej) i super jewel case  box (fotografia z prawej) są niejasne przedstawię na fotografiach oba opakowania:

 


Inne części artykułu: