Płyty LP i CD edytorsko wyjątkowe
(część szósta)

 

W tej części pomieszczę edycje przypominające w formie książki z solidnymi twardymi okładkami i wspomnę też o projektach, przestawianych w ramach pewnego portalu, których poziom oceniam bardzo wysoko. Od nich zacznę:

 to portal grupujący artystów z całego świata, na którym prezentują swoje projekty i realizacje. Pozwala on nie tylko  przedstawić portfolio, ale również skontaktować designerów i studia projektowe, ułatwiając im współpracę. Czy im się udaje? Popatrzcie sami i oceńcie choćby tylko po tych dwóch projektach:

 

Wydawnictwo płytowe Winter & Winter stosuje papier karbowany pokrywający grubą tekturową okładkę, wtłaczane liternictwo, grafikę lub fotografie wysoce artystyczne (zajrzyj też: „nagrania jakościowo wybitne”), poza samym krążkiem, nie są użyte inne materiały niż papier  i tektura. To ekstremalne opakowanie Stefana Wintera wygląda jak mała, droga książka, ale niestety nie chroni w żaden sposób płyty CD przed osiadającym od góry kurzem.

Heinrich Ignaz Franz von Biber (żył w latach od1644 do 1704), czesko-austriacki wirtuoz i jeden z pierwszych wielkich kompozytorów na skrzypce, najbardziej ceniony jest za skomponowanie utworów skrzypcowych wymagających od wykonawcy wydobywania niezwykłych efektów akordowych i brzmień, które były możliwe dzięki scordaturze (strojeniem instrumentu strunowego innego niż standardowe). Dwie najsłynniejsze kompozycje, które są mocno uzależnione od scordatury w zakresie specjalnego kolorytu tonów- „Misteryjne sonaty” (15 sonat na różaniec) i „Harmonia artificioso-ariosa”, zestaw siedmiu partit na zespół smyczkowy. Napisany ok. 1676 r. „Fünfzehn Sonaten über die Mysterien des Rosenkranzes” to religijne medytacje, łączące świeckie formy taneczne z improwizacją. W jedynym zachowanym rękopisie każda sonata poprzedzona jest miedziorytem ilustrującym jedną z 15 tajemnic, do których zalecano katolikom medytowanie podczas odmawiania różańca. Są one podzielone na trzy grupy po pięć: najpierw Tajemnice Radosne, potem Tajemnice Bolesne i wreszcie Tajemnice Chwalebne, a więc każda sonata jest niejako programowa,  przypisana pozamuzycznej treści. Dodatkowa, ręcznie rysowany obraz daje program końcowej części-  rozbudowanej, pozbawioną akompaniamentu Passacaglii g-moll na skrzypce solo w standardowym strojeniu, przedstawiającym anioła stróża. Jest to jedno z najbardziej porywających dzieł w klasycznym repertuarze. Partia skrzypiec w nagraniach „Mysterien Sonaten” jest znakomicie grana przez Marianne Ronez, natomiast inni członkowie Affetti Musicali realizują partię basu continuo na altówce da gamba (Amo Jochem), theorbo (Michael Freimuth) i organy kameralne (Ernst Kubitschek) i świetnie się w tej roli odnajdują.

 

Po zakończeniu amerykańskiego i europejskiego tournée promującego płytę „Monster” R.E.M. mieli już gotową większość materiału na następny album! Pomysły rejestrowano na gorąco- podczas koncertowych prób, w szatniach, w czasie przejazdu… Gdzie się dało. Taki tryb pracy był nietypowy, bo występy dzień po dniu, ciągłe przemieszczanie się nie popycha do jeszcze większego wysiłku artystycznego, a przeciwnie- najczęściej wypala. A przy tym życie się toczy swoim rytmem- perkusista Bill Berry przeżywał problemy psychiczne, wokalista Stipe poddał się operacji przepukliny, basista Mike Mills odczuwał komplikacje po wycięciu wyrostka. I w takich warunkach powstaje „New Adventures In Hi-Fi„, bardzo osobiste wyznania oraz obserwacje lidera, które on sam nazwał „historiami o desperacji, beznadziei i śmierci” albo „magazynem wyobrażeń wielkości katedry, do zmieszania i użycia z seksem, dowcipami i szczyptą autobiografii”. Muzycznie album jest zbiorem melodyjnych ballad- „How the West Was Won and Where It Got Us”, „New Test Leper”, „E-Bow the Letter” (z udziałem Patti Smith), „Zither”, „Electrolite” i mocnych bezkompromisowych- „The Wake-Up Bomb”, „Undertow”,  „Departure”, „So Fast, So Numb”. REM, mimo że niektórzy uznali album za wielo tematyczny bezład trafili na listę najlepszych płyt lat 90.

Specjalna edycja albumu w postaci kartonowej teczki z wkładaną do niej 64-stronicową książką w twardej oprawie jest limitowaną produkcją Warner Bros. Książka zawiera atrakcyjne zdjęcia i notatki.

 

Grupa Radiohead w tym samym czasie- na początku 1999 roku, nagrała materiał tak różny, że postanowiono wydać dwa oddzielne albumy: „Kid A” i „Amnesiac”. Gdy wydawano album „Kid A” wydawało się, że muzycy Radiohead będą, jakiś przynajmniej czas, podążali ścieżką przetartą przez przebojowy „O.K. Computer”. Ci, którzy tak sądzili bardzo się zawiedli, bo „Kid A” to poszukiwanie adekwatnych do tekstu brzmień elektronicznych oraz mniej znanych instrumentów (np. Ondes Martenot).

Już „Everything In Its Right Place”, który otwiera płytę, zwiastuje nastrój całości wywołany przez splątanie ze sobą elektrycznego fortepianu, organów, pulsującego beatu i na ich tle wokalu zapętlonego. W innych utworach i wokal jest przetwarzany elektronicznie co wywołuje mroczną aurę, jakby z zaświatów. W jeszcze innych niesamowity wydźwięk jest potęgowany dramatycznymi improwizacjami instrumentów dętych. Obok rytmicznych utworów są stonowane ballady, ale i one z mroku nie wychodzą. Album przytłacza syntezatorowymi efektami budującymi nastrój zagrożenia i psychozy.
Grafika i opakowanie w formie książki dziecięcej, z kartkami z grubej zadrukowanej tektury, do „Kid A” zostały stworzone przez Thoma Yorke’a (śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe) i Stanley’a Donwooda, który współpracował z Radiohead przy każdym albumie. Podczas pracy nad płytą obaj stali się „obsesyjnie” śledzącymi  internetową stronę Worldwatch Institute, która była pełna „przerażających statystyk na temat topnienia czap lodowych i zmian pogodowych”. Tam znaleźli inspirację dla wykorzystania obrazu górskiego jako okładki. Donwood mówił, że widział góry jako „krajobrazy mocy … jakąś kataklizmiczną moc istniejącą w krajobrazie„. Na projekt graficzny okładki miała również fotografia wykonana podczas wojny w Kosowie, przedstawiająca metr kwadratowy śniegu pełnego sprzętu wojskowego i śladów po papierosach. Donwood malował obrazy na dużych płótnach, następnie je fotografował i później manipulował nimi w Photoshopie (program do obróbki fotografii elektronicznej). Czerwony basen, który się w grafice książki pojawia został zainspirowany komiksem „Bring to Light” autorstwa Alana Moore’a i Billa Sienkiewicza z 1988 roku, w której liczba osób zabitych przez państwowy terroryzm mierzona jest w 50-galonowych basenach wypełnionych krwią. Donwood opowiadał, że ten obraz „prześladował” go podczas nagrywania albumu, nazywając go „symbolem nadchodzącego niebezpieczeństwa i roztrzaskanych oczekiwań”.

Basista Colin Greenwood opisał „Amnesiac” jako „bardziej tradycyjne utwory Radiohead z bardziej eksperymentalnymi, nie- lirycznymi materiałami instrumentalnymi”

Tu również przeważają elektroniczne pętle z wokalem przetworzonym przy pomocy elektronicznej korekty tonów, tak aby stworzyć wrażenie zdepersonalizowanego dźwięku. „Kid A” szokował, straszył, był ponury, natomiast „Amnesiac” łagodzi nastrój poprzedniej płyty. To też mieszanka niesamowitych momentów: kojących ballad „Pyramid Song” i „You and Whose Army?”, rytmicznych „I Might Be Wrong” i „Knives Out” i bogato zaaranżowanego „Life in a Glasshouse”. Album wydano na trzy sposoby (może było ich więcej, nie mam pewności)- tradycyjnie w plastikowym opakowaniu jak większość CD, w formie trzystronicowego zeszytu z eleganckiego, tłoczonego papieru do wydruku wizytówek, zaproszeń lub menu (jak na fotografii wyżej) oraz w wersji limitowanej jako książka z płytą CD w środku. Książka w płóciennej oprawie stylizowana była na pozycję z biblioteki Catachresis College. Zawierała biblioteczne pieczątki z datami oraz strony zdobione przez Stanleya Donwooda i Thoma Yorke’a, tworzącego pod pseudonimem Tchocky.

W „Hail to the Thief” więcej akustycznych instrumentów bierze udział w aranżacjach utworów niż w poprzednich dwóch albumach Radiohead: „Kid A” i „Amnesiac”. Zespół wykorzystuje w tym zbiorze perkusję, gitarę i fortepian, głos Yorke’a, mocno zmanipulowany na „Kid A” i „Amnesiac”, wrócił na „swoje miejsce”. Thom Yorke zapowiadał w wywiadach promujących płytę, że nagrali materiał zupełnie inny, radosny, pozytywnie zakręcony… Na pewno mniej dołujący niż ten z „Kid A”, ale czy radosny? Ambientowe rytmy w piosence „The Gloaming”, energiczne granie w „2+2=5”, piosenki refleksyjne- „Sail To The Moon”, „Where I End And You Begin”, „I Will”, czy „Scatterbrain”… Wszystkie one do wesołych nie należą.  Tak czy siak- płyta jest świetna- bardzo dojrzała.

Autor okładki- Stanley Donwood, przedstawia mapę drogową w Hollywood ze słowami i zwrotami zaczerpniętymi z przydrożnych reklam Los Angeles. Słowa te zastępują w mapie rzuty rysunkowe budynków. Donwood powiedział: „Reklama ma być uwodzicielska i atrakcyjna, a pod wieloma względami jest bardzo piękna, ale jest coś niepokojącego w tym, że namawia się do kupna, lubię wyciągać elementy reklamy przydrożnej z kontekstu, ponieważ usuwa imperatyw i po prostu trafia do istoty- czystego serca reklamy” Niektóre słowa w dziele zostały zaproponowane przez Yorke’a, zaczerpnięte z dyskusji politycznej wokół wojny z terroryzmem (np. fraza „spal czarownicę”). Jeśli porównać do stonowanych palet kolorystycznych swoich wcześniejszych dzieł dla Radiohead, Donwood tu ją rozjaśnił i wyraźnie ożywił: „…przyjemne kolory okładki jako złowieszcze, ponieważ wszystkie te kolory, które wykorzystałem, wywodzą się z przemysłu naftowo-chemicznego […] …z czarnego szlamu stworzyliśmy niezwykle żywe społeczeństwo, ale wcześniej czy później będziemy musieli uporać się z konsekwencjami”. Obraz był intrygujący, więc próbowano go odczytywać na różne sposoby, dla przykładu eseistka Amy Britton zinterpretowała obraz Donwooda jako aluzję do planu administracji Busha ” na rzecz pokoju ” w czasie trwania konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a inny ktoś odkrył, że przedstawia on obecność opresyjnego kapitalizmu dążącego do globalizacji… : Inne dzieła dołączone do albumu odnoszą się do miast, w tym do Nowego Jorku, Londynu, Groznego i Bagdadu. Pierwsze wydania zawierały złożoną mapę drogową wg schematu z pierwszej strony okładki.

 

Bad as MeToma Waitsa został nominowany do nagrody Grammy za najlepszy album alternatywny. Kategoria „Best Alternative Music Album”, od powstania w 1991 roku, była uważana za miejsce przeznaczone dla szanowanych artystów, których twórczość wyłamuje się spod klasyfikowania w jakiejś określonej kategorii. Był rok 1992 gdy przyznano nagrodę Grammy Waitsowi za awangardowy industrialny rock „Bone Machine” i był drugim albumem, który otrzymał nagrodę w tej kategorii. Radosny, odświeżony, bluesowo-korzenny album, „Bad As Me”, mieści się w tej samej kategorii muzycznej, jeśli chcemy koniecznie nurty artystyczne nazywać. Wydawca- Anti (*) w materiale reklamowym powołuje się na recenzję Jona Parelesa z magazynu New York Times: „W wieku 61 lat pan Waits jest uznawany za amerykański cud: autor piosenek, który może być mądry i pierwotny, ochrypły i skrupulatny, eteryczny i ziamisty, ponury i komiczny … Waits jest ceniony przez pokolenie muzyków jako utalentowany autor piosenek i bezkompromisowy outsider … Teraz indie-rockerzy studiują go, naśladując nie tylko jego chrapliwy i warczący wokal i wypaczone aranżacje, ale także jego własną ścieżkę kariery„.

“Bad As Me” to ważna płyta, która nie zrywa ze stylem jaki już dobrze poznaliśmy (i polubiliśmy) z paru poprzednich, bo to raczej podsumowanie pewnego etapu twórczego artysty. Waits, jest w dobrej formie wokalnej, współpracuje z utalentowanymi muzykami (poznanymi na poprzednich krążkach Waitsa), którzy spełniają jego oczekiwania artystyczne bardzo trafnie (jak się wydaje). Nie można pominąć ważnej roli w tworzeniu materiału na płytę, od lat z nim związanej, współautorki i producentki- Kathleen Brennan. Uroda albumu podkreślona jest nie tylko pięknem wyrafinowanych melodii w balladach, ale również w urozmaiceniu-  od otwierającego album, ze zrytmizowaną sekcją dętą, utworu „Chicago” po finalny knajpiany walczyk „New Year’s Eve”. „Bad As Me” to lustro, w którym odbija się bogata stylistycznie muzyka Waitsa z całej jego długiej kariery.

Album został udostępniony do streamowania w dniu 17 października 2011 r. (zanim nastąpiło wydanie na nośnikach fizycznych) i opublikowany cyfrowo w iTunes 21 października, gdzie wcześniej był dostępny w przedsprzedaży. Krajowe wersje albumu zostały wydane na całym świecie 24 października 2011 r. w trzech formatach: digipakowa wersja CD z 32-stronicową książeczką z bezpłatną możliwością pobierania materiału muzycznego w formacie FLAC, AAC lub MP3 oraz wersja deluxe  (na fotografii wyżej) z dwoma płytami CD z 40-stronicową książeczką i bezpłatnym cyfrowym pobieraniem plików; oraz 180 gramowy LP (z dołączonym CD i bezpłatną możliwością pobierania plików cyfrowych.

 

Barbara Hendricks, śpiewaczka operowa (sopran), śpiewająca również w stylu jazzowym i negro-spirituals, postanowiła się zmierzyć z songami wykonywanymi wcześniej przez Billie Holiday, Bessie Smith, Niny Simone i Duke’a Ellingtona… Z towarzyszeniem znakomitego zespołu Magnus Lindgren Quartet w Swedish Radio, Studio 3 (w Sztokholmie), od 15 do 17 kwietnia 2008, zarejestrowała dla Arte Verum zestaw bluesów zebranych w „Barbara chante le blues„. W zbiorze znalazły się między innymi: „Lady Sings The Blues”, „Trouble In Mind”, “Don’t Explain”, „Mood Indigo”, „My Man”, „Strange Fruit”. Album nie jest hołdem dla Lady Day, ani dla Niny Simone, ani dla Bessie Smith, to raczej… Zresztą niech sama Barbara Hendricks się wypowie: „Naprawdę chciałam wrócić do bluesa, to znaczy wrócić do korzeni jazzu, czuć się jak student w tym repertuarze, czułam potrzebę zrozumienia tradycji, na której opiera się ta muzyka”.
Słuchając Barbary Hendricks śpiewającej bluesa, odczuwamy szczerość wypowiedzi, to samo poczucie prawdy. Jej interpretacja czy bogactwo jej ekspresji muzycznej nie jest niczym krępowane, bo technika wokalna jaką dysponuje daje pewność, że poradzi sobie z każdym stopniem trudności na jakie może się natknąć w czasie wykonywania klasyków bluesa. Kwartet Magnusa Lindgrena gra bardzo stylowo, bardzo ciepło… Magnus Lindgren (saksofon, klarnet, flet), Mathias Algotsson (fortepian, organy), Fredrik Jonsson (kontrabas) i Jonas Holgersson (perkusja) są świetnym towarzystwem dla divy operowej, która… No właśnie, czy potrafiła zrzucić nawyki operowe z interpretacji? Nie, zrobiła tego. Może nie chciała być jedną z wielu pieśniarek bluesowych? Pewne jest to tylko, że muzyczną zuchwałością się wykazała.

Krążek CD umieszczono w ekskluzywnej książce, której okładka z twardej tektury pokryto fakturowanym papierem, druk na kartkach wewnętrznych jest bardzo wysokiej jakości. Widać- nie szczędzono wysiłków, by znakomita diva była z tej edycji zadowolona

 

*) Całość można odczytać tu:


Inne części artykułu: