Rekomendowane jazzowe wydawnictwa płytowe
(rozdział dwudziesty drugi)

W wielu przypadkach mam problem z określeniem niektórych pozycji płytowych czy jeszcze są jazzowymi, bo może rock- fani woleliby ten czy inny tytuł zaliczyć do swojego ulubionego nurtu? Czy muzyka przyjemna w odbiorze, wręcz pop’owa, wykorzystująca motywy czerpane z tradycji państwa żydowskiego wykonywane przez muzyka jazzowego może być w tym rozdziale opisana? Te i podobne dylematy zmusiły mnie do opisania świetnych płyt, które trudno zakwalifikować, choć pierwiastki jazzowe są wyraźne, właśnie w ramach tego artykułu.

Piosenkarka i autorka tekstów Erykah Badu (Erica Wright) na początku swojej kariery dzieliła pracę nauczycielki z pracą piosenkarki. Nagrane przez Badu 19-piosenkowe demo Country Cousins, przyciągnęło uwagę Kedara Massenburga, który postarał się o nagranie duetu z D’Angelo „Your Precious Love” i ostatecznie podpisał z 23-letnią piosenkarką kontrakt płytowy wiążący ją z nowoutworzoną wytwórnią Kedar Entertainment. Massenburg został również producentem debiutanckiej płyty artystki „Baduizm”. W kilku nagraniach wystąpili basista Ron Carter i członkowie zespołu The Roots, co na pewno uatrakcyjniło album. Pierwszy singiel- „On & On” wspiął się na szczyt listy R&B na początku 1997 roku, a sama płyta trafiła na szczyt list przebojów albumów R&B kilka tygodni później. Drzwi do wielkiej kariery zostały wyważone!

Debiutancki album z 1997 roku stał się natychmiastowym sukcesem komercyjnym i zyskał szerokie uznanie krytyków za bujny, introspektywny wokal i nowatorskie produkcje. Album spowodował, że Erykah Badu stała się szalenie popularną artystką na całym świecie i jedną z czołowych gwiazd rodzącego się gatunku neo-soul. Badu na płycie śpiewa z zaangażowaniem i wyczuciem bluesa, przypominając tym Ninę Simone i Billie Holiday (wielu krytyków zwracało uwagę na pewne podobieństwa do sztuki wokalnej Holiday). Już otwierające album piosenki, ilustrują jej talent do śpiewania soulu z cechami jazzu. Jej zwinny, ciepły głos jest miłym w odbiorze i idealnie nadającym się do wybranego przez siebie stylu. Artystka jest też wyjątkowa, bo ryzykuje frazując niezgodnie z rytmem. Cięższy hip-hopowy rytm w jednych utworach równoważony jest rytmicznym rhythm and bluesem w innych. Fani jazzu docenić muszą urzekający głos, oryginalną artykulację i trafną interpretację gdy harmonie jazzowe się pojawiają. Płyta w pełni zasłużyła na sukces, jaki jej towarzyszył (sądzę, że i dziś żadnych wymagających uszu nie obrazi).
W 2000 roku Erykah Badu wyłoniła się z trzyletniej „ciszy” z momentem wydania drugiego albumu studyjnego- „Mama’s Gun”, który zawierał duży przebój „Bag Lady”. Wyniki sesji zorganizowanej w Electric Lady Studios (w Nowym Jorku) wydała wytwórnia Motown.

Większość recenzentów wyrażała przychylne recenzje, jednak rozbudzonym oczekiwaniom po fantastycznym sukcesie debiutu „Mama’s Gun” nie sprostała- nie odniosła takiego sukcesu wśród konsumentów i krytyków jak „Baduizm”. Badu w wywiadzie kilka miesięcy po wydaniu albumu powiedziała: „sprzedano go 1,4 miliona w USA. Więc nie, nie sprzedał się w takiej ilości… chociaż twórczo czuję, że to jest lepsze dzieło”. Prawie półtora miliona sprzedanych egzemplarzy w parę miesięcy to ilość naprawdę dla wielu dobrych wykonawców liczba nie do osiągnięcia, więc po takiej sprzedaży nie można rzeczywiście źle osądzać wartości tych nagrań, tym bardziej że: „Kiedy ponownie zaczęłam koncertować i zobaczyłam, że pojawiają się znający słowa, było to potwierdzenie, że utwór nie zawsze jest dla sukcesu komercyjnego. Służy również dla duchowego podniesienia ” (E. Badu).

Badu wkracza na terytoria, które łatwiej jej było opanować zatrudniając doskonałych artystów jak legendarny wibrafonista jazzowy Roy Ayers, trębacz Roy Hargrove, wokalista Stephen Marley i perkusista The Roots- Ahmir „Questlove” Thompson. W sumie uczestniczyło dwudziestu paru muzyków, których tu nie sposób wymieniać. Wynik? Nagrania są wyrafinowane, gustowne, bogate brzmieniowo i potrafią zaciekawić, na pewno nie pozostawiają słuchacza obojętnym. Większość ścieżek powstało w Electric Lady Studio, pozostałe w: Dallas Sound Lab i Palmyra Studios w rodzinnym mieście artystki- w Dallas. Znany inżynier nagrań- Russell Elevado, który był odpowiedzialny za miksowanie albumu (debiutanckiego również), stwierdził, że użył starszych technik i sprzętu do miksowania typu vintage, aby uzyskać ciepło, które można znaleźć w starszych nagraniach z lat pięćdziesiątych na przykład. Podczas gdy większość współczesnych technik nagrywania raczej używa zaawansowanego technologicznie sprzętu cyfrowego, Elevado wykorzystywał sprzęt analogowy, w tym lampowe mikrofony i nagrywanie na taśmę. Płyta brzmi wspaniale.
Dziennikarz muzyczny Touré z magazynu Rolling Stone napisał, że Badu porzuciła pretensje „Baduizmu” na rzecz równie głębokich, ale bardziej zrozumiałych tekstów. W The Village Voice , Robert Christgau napisał, że poprawiła swoje zdolności jako kompozytor na „Mama’s Gun”. Keith Phipps z AV Club pochwalił jej liryczne tematy i «pozornie proste rozwiązania…». Krytyk PopMatters- Wayne Franklin, uznał tę płytę za fascynującą nazywając ją- „zdecydowanym dziełem sztuki, przeznaczonym do pozostania w dużej przyjaźni przez jakiś czas”.
„Mama’s Gun” to rzeczywiście niezwykle wartościowa praca, która się nie postarzała, co zresztą pokazują statystyki: album po czasie pokrył się platyną…

 

Gil Scott-Heron, wyjątkowy reprezentant afro-amerykańskiego nurtu, który potrafił połączyć balladę z jazzem i rapem. Był w równym stopniu świadomym politycznie aktywistą, dla którego polemika i komentarz społeczny był tak ważny jak muzyka, którą się posługiwał. Był ważną postacią, która potrafiła zainspirować całą masę raperów. Wczesne nagrania („Pieces of a Man”, „Winter in America”) prezentowały jego poezję i komentarze deklamowane, a także bardziej konwencjonalne utwory piosenkarskie, które przyniosły mu kontrakt z Arista Records prowadzoną przez Clive’a Davisa (wcześniej prezes Columbia Records). Wraz z Jackson and the Midnight Band Heron zagrał przełomowe jazzowo-funkowe albumy: „First Minute of a New Day” (z 1975 roku), :It’s Your World” (1976) i „Bridges” (1977), z których wszystkie znalazły się w górnej połowie Top 200.

Midnight Band rozpadł się w 1980 roku i Scott-Heron założył Amnesia Express, który służył zarówno do występów na żywo, jak i w studio. Kontynuował wydawanie albumów dla Aristy i Moving Target do 1982 roku. Po kilkunastu latach bezczynności podczas nagrywania, problemów osobistych i sporadycznego grania na żywo, Scott-Heron wrócił do studia w 1994 roku i wydał „Spirits”. Po kolejnych 15 latach podpisał kontrakt z Richardem Russell’s XL Recordings i wydał uznany „I’m New Here” [1] w 2010 roku. Zremiksowana wersja, we współpracy z Jamiem XX, zatytułowana „You’re New Here”, została wydana w 2011 roku, zaledwie miesiąc przed śmiercią artysty.

  • Album „First Minute of a New Day” Gila Scotta-Herona, klawiszowca Briana Jacksona i Midnight Band, został wydany w styczniu 1975 roku przez Arista Records, a w 1998 roku przez Rumal-Gia Records.


„The First Minute of a New Day” był debiutem Jacksona i Scotta-Herona dla wytwórni Arista. Obaj muzycy byli wspierani przez oktet  Midnight Band. Album zyskał na większej obsadzie w przeciwieństwie do skromniejszych liczebnie zespołów z poprzednich płyt. The Midnight Band pojawiał się na późniejszym albumie Scotta-Herona- „It’s Your World”. Tematycznie album jest mocno zróżnicowany, bo autor tekstu- Scott-Heron, podejmuje temat duchowości w „Offer”, rewolucyjność w „Winter In America”, walki w „The Liberation Song”, upolitycznione w „H20 Gate Blues”. Muzycznie- to funk z elementami jazzu, podany w intrygujący sposób.

„First Minute…” to fantastyczny album- pełen świetnej gry pianisty Briana Jacksona, ciepłych brzmień instrumentów dętych drewnianych Bilala Sunni Alego oraz idealnie odmierzanego pulsu przez perkusistę Barnetta Williamsa i basistę Danny’ego Bowensa. Wyróżnienie paru muzyków nie oznacza, że pozostali się nie sprawdzili, bo cały zespół The Midnight Band grał bez zarzutu.

Poprzednie płyty Scotta-Herona nie były najpopularniejszymi, wreszcie ten album odniósł sukces na wielu listach, po intensywnej promocji ze strony Aristy. Krytycy chwalili album- krytyk muzyczny Neil Tesser opisał wokal Scotta-Herona na albumie jako „mahoń, słońce i łzy”. Tim Sheridan z Allmusic określił płytę jako „solidny, zdecydowanie lewicowy jazz-R&B” i dopisał: „Ten zestaw, wraz z początkową medytacją w ‘Offering’ i tuż obok ‘Ain’t No Such Thing As Superman’ umacnia pozycję Herona w panteonie jazzowych poetów’.

Heron. Scott-Heron nazywał siebie- „bluesologist” („bluesolog”), co chyba należało rozumieć jako „naukowca, który zajmuje się bluesem”, ale inni widzieli w nim postać, która pomogła stworzyć późniejsze afroamerykańskie gatunki muzyczne, takie jak hip hop i neo soul (Scott-Heron jest przez wielu uważany za pierwszego rapera w historii muzyki).

  • Album „Spirits”, firmowany wyłącznie przez Gila Scotta-Herona, został wydany w 1994 roku przez MTM Records.

Artysta z pasją i politycznym poczuciem misji- Scott-Heron nie szedł prostą drogą- wpadał w kłopoty, narkotyzował się, trafiał do więzienia, borykał się z homofobicznym nastawieniem, aż w końcu zachorował na AIDS, co spowodowało jego przedwczesną śmierć. Ten album powstał po dwunastoletniej przerwie. To, co ma do powiedzenia Scott-Heron, nie wymaga ładnego głosu, a to zastrzeżenie wynika z tego, że struny głosowe wokalisty nie były w dobrym stanie gdy nagrywał „Spirits”, ale nadal jego wokal intrygował, wciągał w wir melodii (niełatwych) o mocniej zaznaczonych wpływach jazzowych niż w poprzednich swoich produkcjach. Na płycie słychać rap wsparty mrocznym bitem, piękne jazzowe ballady i utwory nagrane w czasie koncertu. Teksty „Spirits” skupiają się na kwestiach politycznych i społecznych.
Recenzent AllMusic- Alex Henderson, napisał: „…Jego twórczość jest niezmiennie doskonała, a piosenki od ‘Message to the Messengers’ (który radzi młodym raperom mądrze używać ich mocy) po ‘Work for Peace’ nie pozostawiają wątpliwości, że jego społeczno-polityczne spostrzeżenia są równie ostre jak zawsze. Jednym z najbardziej fascynujących kawałków jest ‘The Other Side’, rozbudowany remake jego klasyki „Home Is Where the Hatred Is” z początku lat siedemdziesiątych (który opisuje walkę narkomana). The East Coaster sam walczył z nałogiem podczas jego nieobecności w nagrywaniu, a ta szczera piosenka nie jest dla wrażliwych. Scott-Heron przez lata z powodzeniem parał się jazzem i tak naprawdę jedną z wielu mocnych stron tej płyty są teksty, które dodaje do ‘Spirits’ Johna Coltrane’a. Nie można nic na to poradzić, ale żałuję, że Scott-Heron miał świetny głos, ale już nie do tego materiału,  mimo to ‘Spirits’ słucha się z pełną satysfakcją.”

 

Avishai Cohen [2] (hebr. אבישי כהן), pochodzący z Izraela kontrabasista i wokalista jazzowy, początkowo pobierał naukę gry na fortepianie w wieku 9 lat, ale po 5 latach tej edukacji zmienił instrument na kontrabas. Studiował w klasie kontrabasu u Michaela Klinghoffera. Gdy przeniósł się do Nowego Jorku. Początki pobytu w tej metropolii nie były łatwe- zarabiał jako pracownik budowlany i jako muzyk uliczny. W tym czasie kontynuował studia w Mannes College The New School for Music. Kariera Cohena nabrała tempa po przyjęciu zaproszenia do sekstetu Chicka Core’i. Występował w zespołach Corei do 2003 roku. Od tego czasu występuje z własnym zespołem: Avishai Cohen Trio, razem z Mark’iem Guilianem (perkusja) i Shai Maestro’em (fortepian).

Muzyka Cohena jest połączeniem wpływów bliskowschodnich, wschodnioeuropejskich i afro-amerykańskich. Magazyn Down Beat nazwał go wizjonerem gatunku i jednym z najciekawszych muzyków ostatnich lat, zaś izraelska gazeta The Jerusalem Post określiła go jako najbardziej udany „produkt eksportowy” izraelskiej sceny jazzowej. Magazyn Bass Player zaliczył Cohena do grona 100 najbardziej wpływowych basistów XX wieku. Jednym z najbardziej atrakcyjnych płyt w katalogu Cohena jest:

  • Aurora”, firmowana przez Avishai Cohena, została wydana przez wytwórnię Parlophone (France) w marcu 2009 roku.


Dlaczego uznałem tę akurat płytę za szczególnie atrakcyjną, skoro inne też są wysoko cenione? Bo, jak można przeczytać w internetowym portfolio artysty [3]:  „Wraz z ‘Aurorą’, 11. wydawnictwem Avishai Cohena, artysta osiągnął pewną esencję ekspresji, używając głosu jako bezpośredniego i potężnego nośnika swoich emocji. Śpiewa – po hebrajsku, angielsku, hiszpańsku i ladino. Muzyka czerpie swoje źródło w ziemi jego rodzinnego kraju, na skrzyżowaniu wielu kultur. Językiem arabsko-andaluzyjskim i hebrajskim, opowiada historię Beduinów z pustyni, opowiada o życiu, miłości, młodości i wolności. Jazz naturalnie pozostaje sercem tego oryginalnego wszechświata – idealnym miejscem dla wszelkiego rodzaju spotkań. ‘Aurora’ jest dziełem synergii pod szyldem Blue Note, który od lat wydaje się być w centrum wszystkich aspiracji jazzu, z których Avishai Cohen jest niezaprzeczalnie najnowocześniejszym i nieodpartym nosicielem standardów.” Czy to tylko marketingowe próżne gadanie? O nie! Oglądałem i słuchałem Cohena grającego na żywo w 2018 roku w katowickiej sali NOSPR [4], więc potwierdzić mogę, że te entuzjastyczne opinie nie są wyssane z palca.
Avishai Cohen na płycie „Aurora” nie tylko gra na akustycznym i elektrycznym basie, ale także na akustycznym fortepianie i elektrycznych instrumentach klawiszowych ale i śpiewa. Na tym albumie (bo to w przypadku Cohena nie jest zasada) tylko nieliczne utwory są wyłącznie instrumentalne co może zaskoczyć fanów Cohena-basisty. „Aurora” nie jest albumem łatwym do skategoryzowania, bo nie dość, że można doszukać się post-bopu to wiele w muzyce jest pierwiastków muzycznej tradycji żydowskiej, arabskiej a nawet hiszpańskiej.
Brzmienie płyty, oparte o instrumenty w miarę typowego jazzowego kwintetu- piano, kontrabas, perkusja, flugelhorn, flet, jest wzbogacone o tradycyjny instrument arabski- oud. A Cohena-wokalistę uzupełnia głos kobiecy Karen Malki.
„Aurora”, mieszając jazz z tradycyjną muzyką północnej Afryki i południa Europy, powiększa rzeszę swoich fanów o osoby, które nie jazzem się interesowały (do tej pory) lecz tzw. „muzyką świata”, a że robi to doskonale to i skuteczność będzie większa… Jestem tego pewny!

  • Album „Seven SeasAvishai Cohena, nagrany, zmiksowany i zmasterowany w Nilento Studio (Göteborg, Szwecja) we wrześniu i październiku 2010 roku, został wydany w 2011 roku przez Blue Note / EMI (nr kat.- 509999495492 0) w standardowym pudełku z 8-stronicową książeczką.

Avishai Cohen (według notatki wydawcy). obecnie jeden z najpopularniejszych muzyków jazzowych ostatniej dekady, wzniósł swoje artystyczne podejście do dzieła „Seven Seas”. Zawiera rymowanki, kołysanki i suity, w których obfituje heroiczna inspiracja. „Seven Seas” pogrąża nas w bajecznej podróży dźwiękowej, w której niedopowiedzenie gra w niekończącą się grę w ping-ponga, podróż, którą łatwo przenieść na srebrny ekran. Po przejściu przez napisy początkowe ociekające radosną nostalgią, mijasz wyspy rytmu i kontynenty dźwięku, kończąc na tradycyjnym ladino (język judeohiszpański) fortepianowym z intensywnym wokalem Cohena. Cohen osiągnął nowy szczyt jako artysta. To bardziej album fusion, być może przybliżający nas do rzeczywistości odysei, z tytułem, który przenosi nas w żeglarską legendę: wiele zwrotów akcji „Seven Seas” czyni go najbardziej ekscytującym albumem w dyskografii Cohena.
Płyta została wyprodukowana przez Avishaia Cohena, Itamara Doari i Larsa Nilssona Wszystkie utwory napisane i skomponowane przez Avishai Cohen, z wyjątkiem nr 2 (Oyfn Eg Shyteyt A Boym – Autor: Mark Warshavsky), nr 9 (Shnei Shoshanim – Mordechaj Ze’ira) i nr 10 (tradycyjny ladino).
Płytę zrecenzowano bardzo pozytywnie:
„Avishai Cohen był w stanie stworzyć wszechświat, który można zidentyfikować, gdy tylko usłyszysz pierwsze takty, znak firmowy, który należy tylko do Wielkich” (Jazzman – marzec 2011)
Mądra muzyka, często znakomita interpretacja…” (Le Droit – marzec 2011)
Seven Seas” to najpiękniejsza płyta…” (Direct Matin Plus – marzec 2011)
Kojąca i intymna podróż pełna sentymentalnych ballad” (Journal du Dimanche – marzec 2011)
„Podobnie jak Aurora z 2009 roku, ten album izraelskiego wirtuoza basu i kompozytora Avishai Cohena ogranicza wokale i tworzy znacznie bardziej zróżnicowany i żywy materiał z jego inspiracji ludowymi melodiami jidysz. Kołysanka ‘Oyfn Weg Shteyt a Boym’ zaczyna się delikatnie śpiewanym śpiewem, typowym dla ostatnich dzieł Cohena, ale buduje porywający rozmach ponad wściekłą perkusją Itamara Doariego. Utwór tytułowy to zacinający się schemat basu i głosu, który szybko został podchwycony przez fortepian i perkusję Shai Maestro, a następnie rozwinął się w wystawną improwizację basową, zawierającą zaciekłe solo z toczącymi się podjazdami i mocnymi akordami. Instrumenty dęte blaszane i stroiki wzmacniają niektóre utwory, podobnie jak przenikliwe frazowanie wieloletniego partnera grającego na oud i gitary, Amosa Hoffmana, oraz saksofonisty sopranowego Jimmy’ego Greene’a. Są omdlewające romantyczne piosenki kierowane przez lidera”” (John Fordham, The Guardian  17 marzec 2011)

 

Robert Sadin [5], amerykański muzyk jazzowy, dyrygent, aranżer, kompozytor i producent, wyróżnił się niezwykle szerokim wachlarzem idiomów muzycznych jako dyrygent, aranżer i producent muzyczny. Jest szanowany za swoją wyjątkową wizję – umiejętność tworzenia muzyki, która łączy różne cechy narracyjne muzyki klasycznej, jazzowej i folklorystycznej w jednolitą i organiczną całość. Wyprodukował i zaaranżował Świat Gershwina dla Herbiego Hancocka. Ten powszechnie uznany album zdobył trzy nagrody Grammy, został uznany Albumem Roku w ankietach czytelników i krytyków Down Beat oraz został uznany za album jazzowy roku w Japonii i Niemczech. Wyprodukował i dyrygował Alegrią Wayne’a Shortera; w czerwcu Sadin poprowadził specjalny koncert w Carnegie Hall, upamiętniający karierę Wayne’a Shortera w ramach JVC Jazz Festival.

Jako dyrygent Sadin kierował między innymi Brooklyn Philharmonic, Chicago, Detroit i New Jersey Symphonies oraz Narodową Orkiestrą Porto w Portugalii. Prowadził Orchestra of St. Luke’s na nagrodzonym Grammy albumie „Listen to the Storyteller” oraz z pianistą Marcusem Robertsem na nominowanym do nagrody Grammy albumie „Portraits in Blue”, na którym znalazły się „Rhapsody in Blue” Gershwina i „Yamerkraw” (Negro Rhapsody) Jamesa P. Johnsona. W 1993 roku Sadin został zaproszony przez Wyntona Marsalisa i Petera Martinsa do poprowadzenia premiery baletu „Jazz w New York City Ballet”, gdzie od tego czasu często dyryguje gościnnie. Sadin dyrygował Lincoln Center Jazz Orchestra, zarówno w Lincoln Center, jak i podczas tournee po Stanach Zjednoczonych; nagrał z nimi także poemat dźwiękowy Duke’a Ellingtona „The Tattooed Bride”. Sadin był także dyrektorem artystycznym Festiwalu Jazz in August w Lizbonie, gdzie dyrygował prawykonaniem aranżacji „Porgy and Bess” i „Sketches of Spain” Gila Evansa. Orkiestracje i aranżacje Sadina były wykonywane między innymi przez New York Philharmonic, Chicago Symphony Orchestra, Philadelphia Orchestra, Cleveland Orchestra, Boston Symphony Orchestra i Vienna Symphony. Niedawno zaaranżował również muzykę Bacha, Mascagniego i Gounoda dla Plácido Domingo. Aranżacje te znalazły się w wydaniu DG, Plácido Domingo: „The Sacred Music Album”. Sadin jako producent nagrań prowadził So Many Stars, z udziałem Kathleen Battle z gościnnymi artystami Groverem Washingtonem, Cyrusem Chestnutem i Christianem McBride; Chwała Bogu z udziałem Busta Rhymesa; oraz Boys Choir of Harlem przy nagrodzonym Grammy albumie „Handel’s Messiah, a Soulful Celebration”. Sadin był członkiem Wydziału Muzycznego Uniwersytetu Princeton przez sześć lat; był wcześniej dyrektorem muzycznym i dyrygentem University of Cincinnati College Conservatory Orchestra. Był konsultantem muzycznym New York Philharmonic, Orpheus Chamber Orchestra, Philips Classics i Deutsche Grammophon. Jego album, „Art of Love” (DG), w Kanadzie otrzymał tytuł World Music Album Roku

  • Album „Art of Love”, wydany przez Deutsche Grammophon w 2009 roku, nagrano w wielu miejscach na mapie świata- Sear Sound, Clinton Recording Studio, Blue Studios, Burning Kite Digital, Bass Hit Studios i Shelter Island Sound.


Recenzja AllMusic autorstwa Stephena Eddinsa mówi: „[…] Music of Machaut wykorzystuje różnorodne jego talenty; wymyślił, wyprodukował i służył jako mikser do albumu, aranżował muzykę i teksty piosenek Guillaume de Machaut, a także śpiewał i grał na klarnecie i organach w niektórych utworach. Chociaż z pewnością miały im towarzyszyć, melodie i teksty to wszystko, co pozostało z XIV-wiecznych piosenek Machauta i praktycznie nic nie wiadomo o tym, jak dokładnie miały być wykonywane. Sadin wnosi do swoich aranżacji, zarówno wokalnych, jak i instrumentalnych, jednoznacznie nowoczesną wrażliwość. i mimo że aranżacje i improwizacje wykorzystują różnorodne techniki i style jazzowe, to na prawie każdym utworze absolutnie wiernie prezentuje same melodie. Do współpracy przy utworach gromadzi szereg wybitnych wykonawców z różnych tradycji, w tym śpiewaków Miltona Nascimento, Natalie Merchant, Madeleine Peyroux (która recytuje, a nie śpiewa teksty), Johna Ellisa na dętych, gitarzystę Romero Lubambo, skrzypka Marka Feldmana, wiolonczelistę oraz gitarzystę Charlesa Curtisa, pianistę Brada Mehldau’a i perkusistę Cyro Baptistę. Improwizacja odgrywa ważną rolę w każdym utworze; na „Force of Love” Sadin dostarczył Curtisowi, Mehldau i Baptiście tylko melodię, dając im pełną swobodę w rozwijaniu utworu. Wykonawcy mają tendencję do podkreślania melancholijnej tęsknoty modalnych melodii Machauta, więc ogólna tonacja albumu jest delikatnie sugestywna, ale jednocześnie wiele aranżacji ma podtekst rytmiczny afro-brazylijski. Każdy utwór skutecznie zapewnia odrębną oprawę muzyce Machauta, która czasami jest słyszana wprost, a czasami subtelnie wpleciona w bogatą improwizowaną tkankę. Każda z piosenek, w których występuje Nascimento, jest wyjątkowa ze względu na swoją głębię uczuć, a inne wyróżniające się piosenki obejmują bezsłowną wokalizację Merchant, „Doux visage” z piosenkarką Celeną Shafer oraz taneczny „Douce Dame”, być może najbardziej znany kawałek Machauta i najbardziej porywający utwór na albumie. Album zawiera dwa utwory innych kompozytorów: „Brad’s Interlude”, improwizacja Mehldau’a na melodii współczesnego Machautowi Solage’a; oraz „Evocation”, uduchowione, oryginalne solo wokalne w wykonaniu Nascimento. Dźwięk Deutsche Grammophon jest nieskazitelny z ciepłą intymnością. Ta pięknie wykonana płyta powinna spodobać się fanom jazzowej / klasycznej zwrotnicy.”

 

Santana dał się poznać szerszej publiczności na Festiwalu w Woodstock w 1969 roku, jako ten, który wraz z zespołem, czerpiąc z rocka, salsy i jazzu, może dać formule rockowej rozszerzenie o barwy latynoskie, ale też energię zwiększonej sekcji rytmicznej. W miesiąc po festiwalu pojawiła się debiutancka płyta, która była pierwszym z trzech klejnotów rocka jakie się pojawiły do 1972 roku- „Abraxas” i „Santana III” [6]. Jednak gdy ekspansja  jazz-fusion była w pełnym rozkwicie chciał i tego spróbować- nagrał „Caravanserai” [7], który również odniósł sukces. Album został wysoko oceniony przez fanów i krytyków. Następnym krokiem w kierunku jazz-rocka był piąty album w katalogu płytowym Carlosa Santany- „Love Devotion Surrender”, firmowany nie tylko przez Santanę ale i przez brytyjskiego gitarzystę jazzowego Johna McLaughlina.

  • Album „Love Devotion Surrender”, wydany przez Columbia Records w 1973 roku, został nagrany w składzie: Mahavishnu John McLaughlin (gitara, fortepian), Carlos Santana (gitara), Don Alias (perkusja), Billy Cobham (perkusja), Jan Hammer (organy, piano, perkusja), Armando Peraza (konga), Doug Rauch (bas), Mike Shrieve (perkusja), Khalid Yasin (Larry Young, (organy).


Obaj muzycy zanim zdecydowali się nagrać wspólnie płytę, znali się doskonale, ostatecznie obaj byli uczniami guru Sri Chinmoya, a tytuł albumu odzwierciedla podstawowe koncepcje filozofii Chinmoy, która skupiała się na „miłości, oddaniu i poddaniu się”. Dla obu- Santany i McLaughlin album tworzył się w przejściowym momencie duchowym i muzycznym: Carlos Santana przechodził szukał nowy wyzwań w jazzie, a McLaughlin „żegnał się” z Mahavishnu Orchestra po tym, jak przestawał być akceptowany przez innych członków zespołu. Santana, dla którego rock nie miał tajemnic, musiał się uczyć od McLaughlina nowych technik: „Siedział godzinami, zafascynowany nowymi sposobami gry, których uczył go McLaughlin”, a jego nowa duchowość przyniosła skutek w muzyce: „czułem, że nowo odkryta wiara Carlosa była obecna w każdym rytmie”.

 

Obaj gitarzyści postawili na wstępie płyty na sprawdzone- wspaniałe kompozycje jazzowe- „A Love Supreme” i „Naima” Coltrane’a, W pierwszej z kompozycji McLaughlin i Santana, obaj grający na gitarze elektrycznej , rozszerzają swoje wypowiedzi ciekawymi improwizacjami. Obaj grają w tak charakterystyczny sposób, że odkrywanie w którym kanale się pojawiają nie nastręcza problemów. Podobnie jak w przypadku oryginału, pod koniec słychać pieśń „A love supreme”, wykonywaną przez Armando Peraza. Delikatna piosenka- „Naima” została zagrana na gitarze akustycznej. Pierwsza część „The Life Divine” McLaughlina to rozbudowana, szybka improwizacja Santany, na przemian z szybkimi frazami i długimi, przedłużonymi nutami, w drugiej połowie utworu McLaughlin przejmuje prymat szybkimi staccato i ciekawymi riffami. Organy Larry’ego Younga, z perkusją, zapewniają odpowiednie tło. „Let Us Go Into the House of the Lord”, długi utwór oparty na tradycyjnej pieśni gospel. Po części wstępnej w powolnym tempie następują solówki oparte na dwóch zaledwie akordach, którym towarzyszy opadający bas i typowa dla latynosów perkusja. Utwór kończy się powrotem do powolnej linii melodycznej poznanej na wstępie. Płytę (w wersji LP) kończy przyjemny „Meditation” McLaughlina. W tym utworze McLaughlin gra na pianinie, a Santana na gitarze akustycznej. Płyta w 1973 roku budziła niechęć u rozczarowanych fanów, którzy woleliby kontynuację trzech pierwszych płyt rockowego Santany… Po prawie pięciu dekadach „Love Devotion Surrender” w ścieżkach muzycznych widzi się jaskrawiej poruszająco piękno niż to, że na jakiś czas rock nie był w centrum uwagi obu fantastycznych gitarzystów.

W roku wydania „Love Devotion Surrender” Carlos Santana kroczył głąbiej w formułę jazz-fusion tym razem z zespołem San tana, ale w zmienionym składzie, bo Gregg Rolie opuścił zespół wraz z Nealem Schonem, aby założyć Journey. Ich miejsce zajęli Tom Coster, Richard Kermode i Leon Thomas. Ten nowy skład wraz z gościnnym udziałem Johna McLaughlina nagrali „Welcome”- piąty album studyjny Santany.

  • Welcome”, wydany przez Columbia Records w listopadzie 1973, został nagrany przez zespół San tana w składzie: Carlos Santana (wokal, gitary, bas, instr. perkusyjne), Doug Rauch (gitara, bas), Mahavishnu John McLauhlin (gitara), Richard Kermode (saksofon sopranowy), Richard Kermode (fortepian, elektryczne piano, organy, mellotron, marimba, instr. perkusyjne), Tom Coster (fortepian, organy, marimba, inst. perkusyjne), Michael Shrieve (perkusja), Tony Smith (perkusja), Armando Peraza (bongosy, congi, instr. perkusyjne), Wendy Haas, Leon Thomas, Flora Purim (wokale), Bob Yance (flet), Mel Martin (flet) i Jose 'Chepito’ Areas (congi, timbales, instr. perkusyjne).


Otwierający „Going Home” to świetny, emocjonalny utwór instrumentalny, w którym słychać kołyszącą pracę gitar i perkusji. Świetna piosenka. „Love, Devotion & Surrender” pod dużym wpływem soulu. „Samba De Sausalito”- instrumentalny utwór odznacza się bardzo dobrą perkusją przypomina jazzowy jam. „When I Look Into Your Eyes”, kolejny dobry utwór z przyjemną melodią i z wieloma zwrotami rytmu. Wokale są świetne (ze udanymi chórkami). Instrumentalny funkujący finał jest bardzo atrakcyjny. „Yours Is The Light” jest charakterystyczną piosenką Santany- gitara dominuje, w prowadzeniu melodii w stylu bossa novy. „Mother Africa” to piosenka również w typie Santany- królują kongi i perkusja, a dobre gitary urozmaicają barwy. Druga część LP zaczyna się czysto jazzową improwizacją z dużą ilością trąbek. „Light Of Life” nie jest utworem, który koniecznie powinien się na płycie znaleźć, ale obrażać się na tę kompozycję nie trzeba. „Flame Sky” jest długim emocjonalnym, fantastycznym utworem w nastroju wziętym z płyty „Caranvanserai”. Ten utwór bezapelacyjnie wysoko podnosi jakość albumu. Utwór tytułowy zamyka album tworząc ramę, bo linią melodyczną przypomina kompozycję otwierającą. Słychać znowu wiele emocji emanujących z gitary Carlosa Santany. Ten album jest wyraźnym punktem zwrotnym w karierze gitarzysty- nowy etap w nowym składzie z nową orientacją muzyczną- jazz-rock’iem, który był tylko naszkicowany do tej pory, a teraz w pełnym wydaniu.
Thom Jurek z AllMusic tak napisał w podsumowaniu recenzji: „…Ostatecznie ‘Welcome’ to płyta jazzowa z elementami rockowymi, a nie płyta rockowa flirtująca jazz i latynoskimi formami muzycznymi. Zrozumiałe jest jednak, dlaczego muzycy Santany nadal byliby rozczarowani. ‘Welcome’ tylko wyprzedził swoje czasy jako muzyczna podróż i jest jednym z najtrwalszych nagrań, jakie zespół kiedykolwiek zrobił. To płyta, która do dziś przesuwa granice i jest jednym z najbardziej inspirujących nagrań w obszernym dorobku Santany.”

 

 


[1]  Płyta „I’m New Here” Gila Scotta-Herona została opisana w artykule: „Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada (rozdział dziewiąty)

[2]  Według:

[3]  Według:

[4]  Koncert Avishai Cohena w sali- , o którym wspominam odbył się w ramach Gali LOTOS Jazz Festival 20. Bielskiej Zadymki Jazzowej

[5] Według:

[6]  Płyty „Santana”, Abraxas” i „Santana III” opisałem w artykulach: „Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada (rozdział pierwszy)” oraz „Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada (rozdział dwudziesty szósty)

[7]  Płyta „Caravanserai” Carlosa Santany została opisana w artykule:  „Rekomendowane wydawnictwa płytowe (jazz, rozdział czwarty)


Kolejne rozdziały: