Rekomendowane jazzowe wydawnictwa płytowe
(rozdział dwudziesty piąty)

Jazz ostatnich dekad XX wieku i dwóch dekad XXI ma wiele barw i odcieni- od free, poprzez avant-jazz (jazz awangardowy), third stream, jazz progresywny, eksperymentalny, współczesny swing aż po yass…

 

  • Album „The Köln Concert”, solowy występ Keitha Jarretta w sali Oper Köln ze stycznia 1975 roku, wydany w listopadzie tego samego roku przez ECM.

24 stycznia 1975 roku Keith Jarrett miał 29 lat, ale już był doświadczonym pianistą jazzowym. Zasiadł do instrumentu i zaczął grać przed 1400. słuchaczami. Już w czasie koncertu uczestnicy- pianista i widzowie (słuchacze) czuli, że uczestniczą w historycznym spektaklu. Mało tego- nagranie tego koncertu sprzedało się w przeszło 3,5 milionach egzemplarzy. Płyta okazała się najlepiej sprzedającym się solowy, albumem w historii jazzu i najlepiej sprzedającym się albumem piano solo w historii muzyki. Godzinny koncert Jarretta był od początku do końca improwizowany.

Krytyk muzyczny Thom Jurek z AllMusic recenzował: „Nagrana w 1975 roku w Köln Opera House i wydana w tym samym roku płyta wraz z rewelacyjną muzyką, ma pewien bagaż kulturowy, który jest niesprawiedliwy w jednym sensie: każdy palący trawkę, oszołomiony i zdezorientowany dzieciak z college’u – i kilka z bardziej wyrafinowanych w liceum posiadał ją jako jedną z prawdziwie klasycznych płyt jazzowych, razem z ‘Bitches Brew’, ‘Kind of Blue’, ‘Take Five’, ‘A Love Supreme’ i jakiejś Grovera Washingtona, Jr. Taka jest kulturowa krzyżówka. Zostaje również niesłusznie obwiniany za stworzenie George’a Winstona, ale to już inna historia. To, co Keith Jarrett rozpoczął rok wcześniej na albumie Solo Concerts i doprowadził do tak wspaniałego rozkwitu, było niczym innym jak cudem. Z całym nudą otaczającym jazz-rock fusion, całkowitym brakiem neotradycyjnego czegokolwiek na tych brzegach i beznadziejnie gniewnymi wirami awangardy Jarrett wprowadził ciszę i liryzm do rewolucyjnej improwizacji. Nic w tym programie nie było brane pod uwagę, zanim usiadł do gry. Wszystkie gesty, zawiłe brzęczące harmonie, skaczące i migotliwe linie melodyczne oraz okrzyki i westchnienia mężczyzny są spontaniczne. Mimo że był to jeden ciągły koncert, utwór jest podzielony na cztery części, w dużej mierze dlatego, że musiał zostać podzielony na podwójny LP. Ale od momentu, gdy Jarrett rumieni się swoimi początkowymi akordami i zaczyna medytować nad inwencją harmoniczną, melodyczną konstrukcją figury, kombinacjami glissanda i od czasu do czasu frazowaniem ostinato, muzyka się zmieniła. Dla niektórych słuchaczy zmieniło się to w tym momencie na zawsze. [płyta] wiele mówi o muzyku i muzyce, która otworzyła świat jazzu dla tak wielu wykluczonych i dała możliwość – choćby na krótko – kulturowego, estetycznego optymizmu, bez względu na to, jak krótki był ten okres. To prawdziwe i trwałe arcydzieło melodyjnej, spontanicznej kompozycji i improwizacji, które wyznacza standardy.”

 

  • Album „Tokio ’96” nagrany w czasie koncertu Keitha Jarretta, nagrany w marcu 1996 w Bunkamura Orchard Hall (Tokio), został wydany dwa lata później.


„Tokyo ’96” to album koncertowy Keitha Jarretta z udziałem Gary’ego Peacocka i Jacka DeJohnette, wydany przez wytwórnię ECM w 1998. Sfilmowany materiał z koncertu został pierwotnie wydany jako Trio Concert 1996 (przez Image Entertainment w formatach VHS i DVD). Aby uczcić 25. rocznicę powstania Standards Trio w 2008 roku, ECM Records nabyło prawa do sfilmowanego występu i wydało podwójny zestaw DVD zatytułowany Live In Japan 93/96, na którym znalazło się Trio Concert 1996 i inny film Trio, Live at Open Theater East. Trudno spotkać fana jazzu, który nie słyszałby o Keith Jarrett Trio, ale jeśli oprócz samej świadomości, że takie trio działa na estradach świata poznał choćby w części tylko ich twórczość to jest też świadomy ich piękna. Pozostaje jedynie ocenienie konkretnych tytułów płytowych i ewentualne porównanie z innymi ich dokonaniami bądź twórczością innych wielkich jazzmanów. „Tokyo ’96” to ich pierwsze wydawnictwo od momentu pojawienia się pięciopłytowego zestawu Blue Note wydanego w roku nagrania „Tokyo ’96”.  No i już nasuwa się porównanie- jeśli chodzi o większą salę koncertową i zastosowany instrument, ogólne brzmienie fortepianu „Tokyo ’96” pod względem technicznym znacznie przewyższa zestawy Blue Note.

Od początkowych taktów koncertu japońskiego Jarrett i jego przyjaciele prowadzą słuchaczy przez pełen wyobraźni spektakl kanonu jazzowego. Motywy hard bobu i bluesa znajdują tu nowe nurty ekspresji, melodyjną kołyszącą się falę muzyczną, a więc wszystko to czego potrzebuje fan jazzu by być szczęśliwym słuchaczem.. Jak wcześniej wspomniałem Jarret ma do zaoferowania wspaniały asortyment niektórych standardów, które wcześniej już nagrywał, na przykład: „My Funny Valentine” czy „Autumn Leaves”, ale też nową porcję pereł, takich jak: „Summer Night” i „Last Night While”. Trio znajduje idealną równowagę, która nie pozwala żadnemu z tych muzyków wysuwać się przed innych- perkusja Jacka DeJonette korzysta z całej palety dynamicznej od orkiestrowej ekspresji po najsubtelniejsze wybrzmienia; Peacock, zawsze wirtuoz kontrabasu bawi się w strumieniu pomysłów; Keith Jarrett, którego wirtuozeria pozwala na używanie klawiatury bez ograniczeń, sięga swobodnie po emocjonalną głębię,
Muzyka jest zdumiewająco czysta w swej koncepcji- może być traktowana (i chyba tak jest) jako standard wykonawczy albo wzorzec dla całych następnych pokoleń muzyków jazzowych.

 

  • Album „Litania”, w wykonaniu septetu Tomasza Stańko, został nagrany w Rainbow Studio w Oslo w lutym 1997 r., a wydany przez ECM w lutym 1997 roku.


Tomasz Stańko w wywiadzie dla Jazz Forum w 2000 roku wyjaśnił: „Komeda wciągnął mnie na dużą scenę i zrozumiałem, że wreszcie będę mógł mu to oddać – z takim składem wspaniałych muzyków i przy tego typu wytwórni, która gwarantuje międzynarodową dystrybucję. Zorientowałem się, że być może ja mu nic nie oddaję, tylko że to on, Komeda, po śmierci wciąga mnie na jeszcze większą scenę”. Repertuar albumu, złożony z dziesięciu kompozycji Krzysztofa Komedy w nowych aranżacjach, zrealizowali znakomici muzycy: Tomasz Stańko (trąbka), Joakim Milder (saksofon sopranowy, saksofon tenorowy), Bernt Rosengren (saksofon tenorowy), Bobo Stenson (fortepian), Terje Rypdal (gitara, gitara elektryczna), Palle Danielsson (bas) i Jon Christensen (perkusja).

W 1963 rozpoczął się okres współpracy Stańki z Komedą; Stańko zadebiutował z nowym kwintetem Komedy na Jazz Jamboree ’63. Ich współpraca trwała kilka lat, ale dalsza kariera Stańki naznaczona jest wpływem tego kompozytora, czego trębacz się nigdy nie wypierał. Stańko miał zawsze wiele szacunku i sentymentu dla osoby wielkiego polskiego pianisty. Pomysłodawcą wydania płyty przypominającej znakomite kompozycje Komedy był producent wytwórni ECM, Manfred Eicher. Producent dostrzegł w muzyce prezentowanej przez Stańkę głębię melancholijnej emocjonalności Komedy, widział w Stańce propagatora specyficznego tonu i koncepcji wykorzystania ciszy w muzyce, a dobranie zespołu muzyków towarzyszących miało przysłużyć się ponownemu wydobyciu tych samych barw muzyki Komedy jakie on sam pozostawił w pamięci Stańki czy jazz fanów, którzy mieli szczęście ją poznać lepiej (nie tylko z płyt).
W książeczce informacyjnej płyty można przeczytać, że celem artystów było zgłębianie „mrocznych stron” twórczości Komedy. Rzeczywiście odczuwa się tę atmosferę od pierwszych po ostatnie takty muzyki. Muzyka płynnie przebiega- rozwija się i zanika. Co jakiś czas pojawia się „natrętnie” motyw „Sleep Safe And Warm”, ale różnie interpretowany przez trąbkę lidera raz z fortepianem w tle, innym razem gitarą, a w finale całym zespołem. Tomasz Stańko gra linie nostalgiczne, czasem niepokojące, albo ponure. Zespół jest perfekcyjnie zgrany, a ich umiejętności nie podlegają żadnej dyskusji, a to że pochodzą ze Skandynawii również przypomina europejski czas Komedy, który do swoich zespołów angażował muzyków skandynawskich. „Litania” jest w równym stopniu Komedy jak i Stańki- każdy z nich ma swój duży wkład twórczy w nagrania. O szacunki trębacza do twórczości Komedy niech świadczy fakt, że muzyka na płycie jest jednak w dużym stopniu zaaranżowana i z mniejszym niż zwykle udziałem improwizacji, co (chyba) pozwoliło przywrócić wierniej klimat muzyki sprzed kilku dekad. Muzycy zostali nagrani doskonale przez zespół inżynierów Rainbow Studio- obraz dźwiękowy jest precyzyjny w trzech wymiarach, naturalny w barwach, co jest szczególnie istotne wobec faktu użycia instrumentów akustycznych (pomijam użycie gitary elektrycznej) jak w przypadku septetu Stańki.

 

  • Album „Stereo” zespołu LBT (Leo Betzl Trio), wydany w 2020 roku przez wytwórnię Enja / Yellowbird, został nagrany w Monachium przez Manfreda Mildenbergera, natomiast miksowaniem i masteringiem zajął się Leonard Schulz.

LBT to: pianista Leo Betzl, kontrabasista Maximilian Hirning i perkusista Sebastian Wolf, którzy zdobyli German Jazz Prize w 2018 roku,  Maximilian Hirning otrzymał nagrodę dla solisty; Leo Betzl jest laureatem Steinway Förderpreis, a Kurt Maas zdobył Jazz Award i Bavarian Art Promotion Prize.

A więc słuchacz może być pewien, zanim ich posłucha, że będzie miał do dyspozycji muzykę wysokich lotów. Trio fortepianowe LBT, wywodzące się z nowoczesnego jazzu, przez ostatnie dwa lata rozwijali swoje niepowtarzalne brzmienie podczas licznych tras koncertowych, rozwijając umiejętność atrakcyjnego łączenia nowoczesnego jazzu i muzyki techno o  wyraźnym industrialnym brzmieniu. Ton LBT od wydania debiutanckiej płyty rozwija się w kierunku gry charakteryzującej się niekończącym się groove. Ich muzyka stała się bardziej bezkompromisowa i jeszcze bardziej ekscytująca. Jazz-techno to fundament muzyki LBT.

Połączenie techno z jazzem, może purystów, tak jazzu jak techno, zniechęcać do zagłębiania się w efekty zespołów prezentujących taką muzykę, ale przypadek dzieł tworzonych przez LBT może zmienić niechętne nastawienie fanów obu nurtów, dotąd traktujących je jako nieakceptujące naleciałości obcych gatunków. Dlaczego? Bo przenoszą jazz w nowe rejony ale robią to w naturalny (niewymuszony) sposób, tworząc nieskomplikowane (minimalistyczne), ale przyjemne, linie melodyczne, oparte na atrakcyjnych rytmach (perkusista- Wolfgruber gra bardzo precyzyjnie rytmy techno, ale też z niewiarygodnym uczuciem jazzowe ballady). Muzyka LBT jest tworzona wyłącznie akustycznie, bez żadnych elektronicznych dodatków!. Może tu ukryta jest tajemnica ich sukcesu? Ta muzyka robiąca wrażenie elektronicznie przetworzonej, wydaje tony wyłącznie naturalne- takie jakie przyroda potrafi wydać. To działa!

Na album „Stereo” składają się dwa krążki- pierwszy przedstawia doskonały program techno-jazzowy pióra basisty Hirninga, natomiast drugi bardziej jazzowe kompozycje Leo Betzla, a nawet standard „Slow Hot Wind” Henri Manchiniego. W ostatnim utwórze- „9to5 Paradigm”, skład trio uzupełniony jest saksofonistą Moritzem Stahlem (który porywa słuchaczy swoją ekscytującą grą). „Stereo” jest płytą bardzo różnorodną, uatrakcyjnioną świetnymi aranżacjami Leo Betzla, z porywającymi rytmami lub wciągającymi improwizacjami. Nie wiem czy po tych słowach jakie wcześnie zostały zapisane należy namawiać kogokolwiek do zakupu płyty, na pewno warto album poznać, a wtedy… Jestem przekonany, że stanie się jedną z ulubionych.

 

  • Płyta „Story of 82”, firmowana przez Krzysztofa Pacana, została wydana przez Audio Cave w październiku 2020 roku, w składzie: Krzysztof Pacan (gitara basowa), Radek Nowicki (saksofon sopranowy i tenorowy), Piotr Wyleżoł (fortepian), Krzysztof Dziedzic (perkusja) i Marta Zalewska (viola da gamba, Middle). Materiał muzyczny powstał w czasie sesji w sierpniu w Tokarnia Studio [1].


Krzysztof Pacan, wiecznie zajęty, współpracował ze Zbigniewem Namysłowskim, Jerzym Małkiem, Urszulą Dudziak, Joachimem Menclem, Sławkiem Jaskułke i wieloma innymi muzykami jazzowymi, grając w doskonałych składach setki koncertów. Jego basowe tony pojawiały (pojawiają) się na wielu płytach muzyków, bo przecież jest od przeszło dwudziestu lat uznanym muzykiem sesyjnym. Rzadko bierze na swoje barki obowiązki lidera… Płyta „Story of 82” łamie te stereotypy:
„Story of 82” to w pełni autorski album Krzysztofa Pacana. Basista i autor mówił o tej płycie tak: „Tytuł nawiązuje do daty moich urodzin. Nowy krążek to w pewnym sensie moja muzyczna autobiografia, podsumowanie, ale też określenie kierunku w którym chciałbym dalej podążać. W przeciwieństwie do pierwszej płyty, ‘Story of 82’ zostało w całości zarejestrowane w kwartecie. Długo myślałem nad odpowiednim składem i byłem bardzo szczęśliwy, kiedy wszyscy muzycy przyjęli moje zaproszenie. Każdy z nich jest wielkim indywidualistą, który obok prowadzenia własnych zespołów potrafi także z ogromnym zaangażowaniem współtworzyć czyjąś muzyczną wizję. [Muzyka zawarta na Story of 82 brzmi klasycznie, ale przy tym odznacza się ogromnym polotem i świeżością] Z racji tego, że od lat działam na wielu muzycznych płaszczyznach, naturalnym jest, że moja twórczość przesiąknięta jest wieloma gatunkami. Dużą część swojego brzmienia i myślenia o muzyce zawdzięczam wybitnym twórcom, z którymi miałem okazję spotykać się tak na scenie, jak i poza nią. Muszę tu wymienić swojego mistrza Gary’ego Peacocka, ale także Tomasza Stańko czy Adama Pierończyka. [Jak zatem określić stylistykę Story of 82?] Tradycja jest czymś od czego warto wyjść, ale później w umiejętny sposób można się jej wymykać. Uważam, że najbardziej wartościowe rzeczy rodzą się pod wpływem wcześniej ugruntowanych ścieżek – wierzę w umiejętną fuzję starego z nowym, natomiast muzyka tworzona w oderwaniu od znajomości podstaw i tradycji często brzmi karykaturalnie. Dlatego staram się łączyć wpływy mistrzów z lat 60. z moim autorskim podejściem i oryginalnymi melodiami.”

Ścieżki muzyczne na płytę „Story of 82” powstały „pod okiem” panów: Łukasza Muchy i Jana Smoczyńskiego, w Tokarnia Studio, w dwa dni sierpniowe w 2019 roku. Zespół pod kierownictwem basisty nie potrzebował wielodniowych sesji czy dogrywek. Miks i mastering (w systemie Pro Tools in-the-box) przygotował wyłącznie Jan Smoczyński.
Mimo że autor kompozycji i aranżu zastrzega się, że utwory mają swoje korzenie w dokonaniach wielkich mistrzów jazzu lat 60. XX wieku, to brzmią świeżo, z jazz-rockiem w tle. Całość wykonana jest z polotem i przez lidera i pozostałych muzyków, choć można by wskazać na saksofonistę i pianistę jako tych, którzy muszą spełniać role pierwszoplanowe. Ich partie solowe- dokładnie przemyślane i zaaranżowane, są najczęściej odskocznią do świetnych improwizacji („Serotonin Inhibitors”, „Interlude I II III IV”). Utwory dynamiczne są przeplatane stonowanymi („Ggantija Temples”, „Three Four Ballad”, „A Little More to the Story”). „Story of 82” to atrakcyjna, świetnie technicznie zrealizowana płyta- zadowoli jazz-fana i wymagającego audiofila.

 


 

[1] Studio Tokarnia, założone i prowadzone przez Jana Smoczyńskiego,  powstało w specjalnie do tego celu zaadaptowanej piwnicy domu jednorodzinnego w Nieporęcie.

Jego pomieszczenia są dobrze przystosowane akustycznie i odseparowane od hałasów z zewnątrz. Nagrania realizowane w Tokarni obejmują wiele gatunków muzycznych, od jazzu poprzez klasykę, pop, rock aż po muzykę filmową.

 


Kolejne rozdziały: