Rekomendowane jazzowe wydawnictwa płytowe
(rozdział dwudziesty siódmy)

Muzyka mainstreamowa, według encyklopedii, to przede wszystkim muzyka popularna i inne gatunki muzyczne, które są promowane przez media i wydawane przez największe wytwórnie płytowe (najczęściej). A więc nie jest to styl, ani nurt muzyczny lecz raczej stosunek twórcy (wykonawcy) do pieniądza… Ale nie zawsze:

 

Ella Fitzgerald i Louis Armstrong nagrali wspólnie trzy płyty długogrające: „Ella And Louis” [1], „Ella and Louis Again” oraz „Porgy and Bess”. Producentem wymienionych trzech tytułów płytowych duetu Fitzgerald-Armstrong był Norman Granz. Pierwsza z nich- „Ella And Louis” okazała się tak wielkim sukcesem, że wydawca- Verve Records, zdecydował o jej kontynuacji w postaci płyty „Ella and Louis Again”, która została przeznaczona do sprzedaży w 1957 roku, a więc w rok po wydaniu pierwszej wspólnej płyty Fitzgerald i Armstronga..


W przeciwieństwie do poprzedniczki, ta płyta zawiera siedem solowych utworów wokalnych Armstronga (grał też na trąbce) lub Fitzgerald spośród kilkunastu utworów w duecie. Po raz kolejny dołączy łączyli do solistów muzycy: Oscar Peterson na fortepianie, Herb Ellis (gitara) i Ray Brown (bas), ale na perkusji zagrał Buddy Rich (poprzednio- Louis Bellson). Pierwsza sesja nagraniowa odbyła się 23 lipca 1957 r., a następnie odbyły się trzy kolejne sesje 31 lipca oraz 1 i 13 sierpnia w Capitol Studios. Verve miał wystarczająco dużo materiału na podwójny album, wybrano 19 utworów na pierwszą edycję LP. Niektóre wersje CD miały ograniczoną do 12. ilość zamieszczonych kompozycji. Na wyróżnienie zasługują: „Autumn In New York”, „Let’s Call The Whole Thing Off”, „Love Is Here To Stay” i „A Fine Romance”, z których wszystkie to… Duety. Oboje byli w 1957 roku u szczytu popularności- oddalali się od jazzowych korzeni na rzecz interpretowania popularnych piosenek. Oboje też lubili wesołą błazenadę i przekomarzanie się, nigdy nie przekraczając cienkiej linii dobrego gustu. Chrapliwość Armstronga i czysty tembr głosu Fitzgerald są bardzo różne, ale doskonale się uzupełniają niczym kolory tęczy. Wybór muzyki i sposób wykonania naprawdę wystarczą, aby kupując „Ella and Louis Again” uzupełnić nagrania duetu do całego (niezbędnego) pakietu.

Recenzent AllMusic- Alex Henderson napisał: „…Stylistycznie Fitzgerald i Armstrong mieli bardzo różne historie; Armstrong zaczynał w Dixieland, zanim zajął się klasycznym jazzem i swingiem, podczas gdy Fitzgerald zaczynała jako zorientowana na swing wokalistka big-bandu, zanim stała się ekspertem w dziedzinie bebop’u. Ale ta dwójka nie ma problemu ze znalezieniem wspólnej płaszczyzny na ‘Ella & Louis Again’, która jest przede wszystkim zbiorem duetów wokalnych (z podkładem solidnej sekcji rytmicznej prowadzonej przez pianistę Oscara Petersona ). Można się przyczepić do tego, że Satchmo nie gra więcej solówek na trąbce, ale artyści mają tak silne relacje jako wokaliści, że brak trąbek to tylko drobny minus. Siedem selekcji sprawia, że albo Fitzgerald, albo Armstrong śpiewają bez drugiego, chociaż często występują razem w tym pięknym zestawie”.
Komplet wspólnych nagrań dwójki wielkich artystów- Pani Fitzgerald i Pana Armstronga, dopełniają nagrania z płyty „Porgy and Bess”, która została wydana przez Verve Records w 1959 roku. Sesje odbyły się w Los Angeles znacznie wcześniej- 18–19 sierpnia i 14 października 1957 roku.

Trzeci i ostatni z albumów pary Fitzgerald-Armstrong dla wytwórni Verve Records, to zestaw wybranych z opery George’a Gershwina- „Porgy and Bess”. Autorem orkiestrowych aranżacji był Russell Garcia, który wcześniej zaaranżował jazzowe nagranie wokalne z 1956 roku „The Complete Porgy and Bess”.
Jazzowych interpretacji opery „Porgy and Bess” jest całkiem sporo, na przykład Oscara Petersona, Mundella Lowe czy Ralpha Burnsa. Interpretacja Gila Evansa i Milesa Davisa jest koronnym przykładem i chyba najbardziej znanym. Jednak najlepszym z nich był podwójny album Verve z 1957 roku z udziałem Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga. Sesje nagraniowe mogły się tak wspaniale udać na pewno dzięki  aranżerowi i dyrygentowi Russ’owi Garcii, który był aktywnym artystą do końca swojego długiego życia, zwłaszcza w muzyce filmowej i jazzowej (podczas realizacji „Porgy and Bess” Fitzgerald i Armstronga miał 43 lata). Album był wielokrotnie wznawiany na przestrzeni lat, ale na wyróżnienie zasługuje edycja winylowa Speakers Corner Records. Ten wydawca stworzył dokładną replikę oryginalnego zestawu podwójnych płyt Verve o oszałamiającej jakości dźwięku.

Komentator AllMusic opiniował: „Producent Norman Granz nadzorował dwa projekty ‘Porgy & Bess’. Pierwszy z nich dotyczył Elli Fitzgerald, Louisa Armstronga i ich spotkania jesienią 1957 roku z big bandem oraz bogatymi aranżacjami orkiestrowymi Russa Garcii. To klasyczny Verve ‘Porgy & Bess’, wielokrotnie wznawiany. Drugi, nagrany wiosną i latem 1976 roku i wydany przez RCA, zgromadził Raya Charlesa wraz z wszechstronną brytyjską wokalistką Cleo Laine, wspieraną przez orkiestrę pod dyrekcją Franka DeVola. Porównanie tych dwóch realizacji przynosi fascynujące owoce, zwłaszcza gdy miksy ulicznych sprzedawców są odtwarzane jeden po drugim. Te chłopskie pieśni, używane w prawdziwym życiu do dostarczania miodu, truskawek i krabów, zostały zebrane i spisane przez George’a Gershwina i powieściopisarza Du Bose Heywarda w 1934 roku podczas wizyty na Folly Island, położonej dziesięć mil na południe od Charleston, w Karolinie Południowej. znanej dziś jako Folly Beach. Ponieważ port Charleston był jednym z głównych portów podczas importu niewolników z Afryki, nabrzeże było w większości zamieszkane przez Gullahów, społeczność, która zachowała kulturę i języki swoich przodków w niezwykłym stopniu. Gershwin, który nawet nauczył się śpiewać w ich języku, wchłonął tony ulicznych okrzyków, które słyszał i wplótł je – wraz z wszystkimi innymi wrażeniami przechowywanymi w jego czułym umyśle – w tkankę swojej opery. To, co jest naprawdę wspaniałe w wersji Elli i Louisa, to Ella, która radzi sobie z każdą arią z rozbrajającą delikatnością, intensywnością Clarion lub zwykle mieszanką obu. Jej interpretacja „Buzzard Song(śpiewana 19 lat później przez Raya Charlesa) jest porywającym przykładem wewnętrznego geniuszu teatralnego tej kobiety. Pops [Armstrong] brzmi, jakby naprawdę smakował każdy duet, a jego gra na trąbce – nie za dużo, bo to nie jest opera trębacza – jest charakterystycznie dobra jak złoto. Ten wspaniały album całkiem nieźle radzi sobie sam, ale najlepiej zabrzmi w zestawieniu z wersją Ray Charles / Cleo Laine, zwłaszcza z piosenkami ‘Crab Mana’, ‘Peter the Honey Man’ i jego żony ‘Lily the Strawberry Woman’”.

 

Ella Fitzgerald w latach 1935 do 1941, po dołączeniu do zespołu Chicka Webba stała się szybko dynamicznym, ale jeszcze nie w pełni rozwiniętym talentem. Trasa koncertowa z Webbem jednak dała jej niezbędnego doświadczenia. Kompilacja dokumentująca ten czas, wydana przez Decca Records- „Ella Fitzgerald, The Early Years – vol; 1: With Chick Webb and the Orchestra (1935-1938)” ukazuje, jak surowy był talent Elli Fitzgerald. Nagrania dokonane w rok po śmierci Webba ujawniają już lepszy materiał muzyczny, ale i z aranżacjami w guście „białej” publiczności. Chick Webb przez ostatnie dwa lata swojego życia musiał wybierać- odnieść komercyjny sukces opierając się na popularności Elli Fitzgerald, czy na własnej muzycznej tożsamości? Webb podporządkował swoją orkiestrę piosenkarce… Od tej pory Chick Webb miał komercyjny atut, którego nie miał żaden inny zespół. Drugi tom serii „The Early Years” pokazuje Ellę Fitzgerald (z lat 1939-1941) jako ukształtowaną, świadomą artystkę Jej głos nieco dojrzał i choć nadal dziewczęcy dawał możliwość śpiewania nawet najtrudniejszego repertuaru. Na przełomie lat 30. i 40. Ella Fitzgerald kierowała resztkami zespołu Webba. W 1942 roku Amerykańska Federacja Muzyków, wstrzymała komercyjne nagrania Elli na ponad rok, a że nieszczęścia chadzają parami to Milt Gabler, który zaangażowany został przez Decca Records jako producent i dyrektor generalny odpowiedzialny za dobór artystów i ich repertuar nie rozpoznał początkowo talentu Fitzgerald. Milt Gabler wybierał dla Elli nie zawsze dobry materiał muzyczny, ale uznał, że ma coś, co warto rozwinąć. Nagrania z lat 1938-1955 są kroniką rosnącego talentu Elli i rosnącej wiedzy Gablera na temat tego, jak ten talent powinien być wykorzystywany. Z tych lat, a dokładniej z okresu pomiędzy 1944 i 1952, pochodzą nagrania, pierwotnie wydane na singlach 78 rpm. wybrane na kompilację wydaną przez Decca Records o tytule: „For Sentimental Reasons”. Płyta ukazała się w sprzedaży w 1955 roku.

Artystkę wspierały orkiestry z reguły studyjne: The Delta Rhythm Boys, Eddie Heywood and His Orchestra, Sonny Burke and His Orchestra, Sy Oliver and His Orchestra, The Day Dreamers, Johnny Long and His Orchestra, Leroy Kirkland and His Orchestra, Bob Haggart and His Orchestra.
„For Sentimental Reasons” to fantastyczna kolekcja nagrań z zasobów Decca Records obejmujących ostatnie lata Elli Fitzgerald zanim nie podpisze umowy z Normanem Granzem, właścicielem wytwórni Verve. Głos Elli był wtedy dojrzały i gotowy na wielki czas nowych wyzwań w ramach Verve. Na wyróżnienie zasługuje „Mixed Emotions”. Popularna piosenka Stuarta F. Louchheima, zaśpiewana w towarzystwie The Ray Charles Singers, jest zniewalająco piękna co jest wystarczajacym powodem wyboru albumu podczas zakupów. Pozostałe utwory nie odbiegają jakością od tej przeze mnie wybranej kompozycji- delikatny lekki swing stale towarzyszy podczas słuchania tego albumu. Piosenki są doskonale wyprodukowane, co pozwala na dokładne wejrzenie w perfekcyjne wykonanie każdego utworu przez Ellę Fitzgerald.

 

Nina Simone, zawsze w pierwszym rządzie najznakomitszych muzyków niezależnie od nurtu muzycznego, niezależnie czy śpiewała w czasie sesji nagraniowej w studio czy na żywo w czasie koncertów… Wiele płyt na żywo ta słynna artystka nagrała, a między tymi album „Black Gold”, wydany przez RCA w 1970 roku. Ten album nagrano w 1969 roku w Philharmonic Hall w Nowym Jorku (David Geffen Hall, Lincoln Center). Płyta w 1971 roku otrzymała nominację do nagrody Grammy za najlepszy żeński występ wokalny R&B.


Album jest zapisem legendarnego występu za sprawą pierwszej prezentacji piosenki „To Be Young, Gifted And Black” (z tekstem Weldona Irvine’a), która  została uznana za hymn Ruchu Praw Obywatelskich. „Black Gold” zawiera również wersję „Who Knows Where The Time Goes” Sandy’ego Denny’ego w bardzo skromnej aranżacji początkowo, która kończy się podnoszącą na duchu orkiestracją, wierną zarówno intencjom autora utworu, jak i wykonawczyni. Cały występ Pani Simone cechuje się powściągliwością, ale z często kontrastującymi monologami pomiędzy piosenkami, które stały się ważnym elementem całego przekazu. Eklektyczny styl piosenkarki przenosi słuchaczy ponad wieloma różnymi formami muzycznymi- od soulu, gospel, jazz po folk. Simone dysponująca charakterystyczną barwą głosu potrafi idealnie oddać nastrój, który staje się przepełniony melancholią, ale i błogością. „Black Gold” to wzruszający album, którego nie należy przeoczyć.

 

W lipcu 1966 roku Duke Ellington & His Orchestra wystąpili na festiwalu jazzowym Juan-les-Pins / Antibes na Riwierze Francuskiej (Côte D’Azur). To co się wydarzyło na scenie gdy grał zespół Ellingtona było filmowane i nagrywane. Nagrania znalazły się na albumie zatytułowanym „Soul Call”, który został wydany w 1967 roku przez Verve Records.

Kiedy album „Soul Call” został wydany w 1967 roku, zdecydowano wpisać na listę repertuarową 14 utworów, między innymi: premierowe „La Plus Belle Africaine”, „West Indian Pancake” i „Skin Deep”. Opinia na temat „Soul Call” wyrażona we wkładce do płyty przez Normana Granza podkreśla, że nie jest to „istotny” Duke Ellington, ale słuchacze najczęściej są innego zdania- płyta przedstawia dokładnie to, co Duke Ellington i muzycy jego zespołu zwykle prezentowali w latach 60-tych. W tym czasie w zespole Duke’a Ellingtona (fortepian), występowali: Kot Anderson, Mercer Ellington, Herb Jones, Cootie Williams (trąbka); Lawrence Brown i Buster Cooper (puzon); Chuck Connors (puzon basowy); Johnny Hodges (saksofon altowy); Russell Procope (saksofon altowy, klarnet); Jimmy Hamilton (saksofon tenorowy, klarnet); Paul Gonsalves (saksofon tenorowy); Harry Carney (saksofon barytonowy, klarnet, klarnet basowy); John Lamb (bas) oraz Sam Woodyard (perkusja). Początek płyty jest szczególnie atrakcyjny, ale reszta albumu nie zaniża poziomu nagrań zapoczątkowanemu przez czternastominutowy „La Plus Belle Africaine”. Na tej samej stronę pierwszej oryginalnego LP jest „West Indian Pancake”, szybki utwór z synkopowanym karaibskim rytmem z rozbudowaną solówką Paula Gonsalvesa. Druga strona rozpoczyna się bopowym utworem tytułowym, po którym następuje znakomite solo perkusisty Sama Woodyarda w arcydziele „Skin Deep”, skomponowanym przez byłego współpracownika Duke’a perkusisty Louie Bellsona [2]. Album zamyka „Jam with Sam”, szybki utwór, który pozwala Duke’owi przedstawić solistów podczas kilku taktów tej kompozycji. Fani Ellingtona zapewne już od dawna mają w swoich zbiorach tę płytę, a pozostali niech koniecznie kupią, bo warto.

 

Trudno nie znać dorobku Modern Jazz Quartet, a tym samym jednego z dwóch liderów zespołu- wybitnego wibrafonisty Milta Jacksona.  Jackson w 1955 roku z akompaniamentem sekcji rytmicznej MJQ, ale z pianistą Horace’em Silverem, zastępującym Johna Lewisa (pianista MJQ). Ten skład został nazwany- Milt Jackson Quartet. Wibrafonista zamierzał powrócić do korzeni jazzu- bluesa, który  rzadko pojawiał się w nagraniach MJQ. Płyta nagrana w Van Gelder Studio (Hackensack, New Jersey) dla wydawnictwa Prestige była sprzedawana od maja 1955 roku.


Powodem do sięgania po nagrania archiwalne nie jest to, że dźwięk (często bardzo dobry) oparty jest na  oryginalnych taśm analogowych, lecz raczej po to by umożliwić następnym pokoleniom fanów poznanie wybitnych dzieł. Oczywiście w zbiorach wielu pozostają pierwsze winylowe edycje, ale nie są najczęściej w dobrym stanie technicznym. Album „Milt Jackson Quartet” wydany na CD w 2004 roku przez Prestige  ‎(nr kat.: PRCD-7003-2). Nagrania zostały Ten album został zremasterowany za pomocą 20-bitowego przetwornika A/D z cyfrowym interfejsem K2. Jackson- szczególnie utalentowany wibrafonista z grupą przyjaciół stworzyć kilka cudownych utworów jazzowych, które uosabiają brzmienie hard bopu z połowy lat pięćdziesiątych. Melodie są łagodne i płynne, a każda z nich wpada w łatwy groove, który poruszy nawet najbardziej wymagającego fana jazzu. Ten album może być szczególnie interesujący dla tych, którzy chcą usłyszeć Silvera poza jego zwykłym jego środowiskiem Blue Note. Jego gra jest liryczna i inspirująca, doskonale pasuje do gry Jacksona na wibrafonie. Jackson pozostaje (jak w zespole Modern Jazz Quartet) mistrzem nadawania klimatu spektaklom muzycznym. Heath i Kay są jak zwykle bardzo solidną sekcją rytmiczną, na tle której zdobywali i Jackson i Silver tylko zyskują- zwłaszcza swobodę budowania swoich linii melodycznych. Symbioza pomiędzy muzykami jest wyraźna, a ta od pierwszej do ostatniej ścieżki muzycznej pozwala na delektowanie się przyjemnym, łatwym stylem, który nie wydaje się w żaden sposób wymuszony.

 

Charlie Mariano (właśc. Carmine Ugo Mariano), amerykański jazzowy saksofonista altowy i sopranowy, znany również z gry na tradycyjnym instrumencie dętym pochodzącym z Indii – nadaswaram, jeden z pierwszych jazzmanów grających world music, w 1955 roku dla wytwórni Bethlehem wydał płytę- „Charlie Mariano”. Nagrań dokonali: Charlie Mariano (saksofony altowy i tenorowy), John Williams (fortepian), Max Bennett (bas) i Mel Lewis (perkusja), w Rudy van Gelder Studio (Hackensack, New Jersey).

Na sesjach prowadzonych przez Geldera powstała płyta, która stała się jedną z najważniejszych w dyskografii Charliego Mariano- wszystkie utwory cechuje puls i flow, które dają słuchaczowi satysfakcjonującą przyjemność. Obojętne czy na saksofonie altowym, czy tenorowym, słyszymy Charliego Mariano grającego jedne z najbardziej imponujących partii wspieranych o bardzo solidną sekcję rytmiczną.
Recenzent AllMusic- Scott Yanow, napisał: „Bethlehem wydał The Charlie Mariano Quartet w 1954 roku, kiedy alcista Charlie Mariano był u szczytu swojej epoki bebopowej. Mariano, którego altowy ton miesza się z Bennym Carterem i Charliem Parkerem, towarzyszy cicha i wspierająca sekcja rytmiczna składająca się z pianisty Johna Williamsa, basisty Maxa Bennetta i perkusisty Mela Lewisa. Przełączając się na tenor w czterech z tuzinów utworów, Mariano jest w doskonałej formie w dziesięciu standardach, bluesie i własnym „Floormat”. Świetna randka z bopem.”

 

Znakomity, jeden z najbardziej wpływowych jazzowych saksofonistów tenorowych- Joe Henderson, debiutował albumem „Page One” w 1963 roku. Płytę wydała wytwórnia Blue Note niedługo po sesjach nagraniowych w Van Gelder Studio (Englewood Cliffs).

„Page One” jest produktem niezwykłego kwintetu, bo poza Hendersonem brał udział w sesjach trębacz Kenny Dorham i znakomita sekcja rytmiczna złożona z basisty Butcha Warrena, perkusisty Pete’a La Roca i pianisty McCoya Tynera.
Recenzent AllMusic- Rovi Staff, wyraził taką opinię: „Tytułowa ‘Page One’ pasuje do tego krążka, gdyż wyznacza początek pierwszego rozdziału w długiej karierze tenorzysty Joe Hendersona, […] który zawiera „Blue Bossa” i „Recorda Me”, dwa utwory, które na zawsze będą kojarzone z Hendersonem. Oba są w stylu bossa novy, które oferują modną alternatywę dla łatwego do słuchania brazylijskiego trendu, który stałby się popularny wśród mas. Henderson i Dorham tworzą idealną parę w tych i innych stylach, takich jak niesamowity „Homestretch” i wciągający swinger „Jinrikisha”. Obaj pokazują już dojrzałe umiejętności kompozytorskie, które stały się znakiem rozpoznawczym Hendersona przez całą jego legendarną karierę. Ostatni bluesowy numer „Out of the Night” to potężna praca lidera, która tylko zapowiada rzeczy, które nadejdą w kolejnych rozdziałach”.
Oprócz Hendersona i Dorhama należałoby wyróżnić pianistę McCoy Tyner’a, który gra pięknie i chyba (ostrożnie przypuszczam) inspirująco dla frontmanów. Basisty- Butcha Warrena i perkusisty- Pete’a LaRoca też należy pochwalić, bo jeśli źle byłby czas odmierzany to i muzyka byłaby nie tak wspaniała. Płyta „Page One”, z legendarnym dźwiękiem Blue Note, jest godnym dodatkiem do kolekcji płytowej każdego fana jazzu

 


[1] Płyta „Ella And Louis” została opisana w artykule: „Wydawnictwa płytowe aspirujące do najlepszych (rozdział pierwszy)

[2] O Bellsonie Duke Ellington tak się wyraził: „Jest nie tylko największym perkusistą na świecie, ale także największym na świecie muzykiem”


Kolejne rozdziały: