Rekomendowane jazzowe wydawnictwa płytowe
(rozdział dwudziesty dziewiąty, część 2)

Miles Davis w latach 80. i 90. XX wieku sięgnął głębiej w „kieszeń” rocka, co Columbia już od lat 70., organizując występy inaugurujące występy rockowe, wykorzystała do propagowania twórczości Milesa Davisa, a szerzej jazz fusion, wśród młodszej (rockowej) publiczności.

 

  • Album „The Man with the Horn”, nagrany 1 czerwca 1980 – 6 maja 1981 w nowojorskim Columbia Studio, został wydany w lipcu 1981. Producentem był Teo Macero

„The Man with the Horn” to album z udziałem perkusisty Ala Fostera, saksofonisty Billa Evansa (nie był spokrewniony z pianistą o tym samym nazwisku), gitarzystów Mike’a Sterna i Barry’ego Finnerty’ego i innych. Było to pierwsze nowe wydawnictwo Davisa po sześcioletniej przerwie w aktywności artystycznie. Wyraźnie tytuł nawiązuje do jego albumu z 1952 roku „Young Man with a Horn”. O rock’owym klimacie album łączy pop z lat 80. z improwizacyjnym stylem funk i fusion, ale jednocześnie oznaczał powrót Davisa do bardziej tradycyjnego grania na trąbce, chociaż tytułowy utwór „The Man with the Horn” zawiera improwizację wah-wah wraz z wokalem. tempa, Zespół w „The Man With The Horn” specjalizował się w nowej formie ujawniającej doskonale kunszt trębacza- Milesa Davisa, na co też pozwalał doskonały zespół- wymienieni wcześniej Evans, Stern i Finnerty oraz basista Marcus Miller, perkusista Sammy Figuera i klawiszowiec sesyjny Robert Irving III. Płytę rozpoczyna bogaty utwór „Fat Time”, a później następuje znakomity zestaw utworów jak: „Back Seat Betty” (jeden z największych przebojów Davisa), „Aida”, tytułowy utwór, aż po kończący utwór „Ursula”. Całkowicie zorientowany na rockowy charakter „The Man With The Horn” spełniał również rolę edukacyjną w pewnym sensie, bo był jednym z tych, które przed rock-fanami furtkę do poznania jazzu. Album odniósł duży sukces i nawet został przez część krytyków okrzyknięty jednym z największych arcydzieł jazzu lat 80.. Do dziś pozostaje fascynującą pozycję płytową.

  • Album „Miles Davis Decoy”, nagrany 30 czerwca 1983 w A&R Studio w Nowym Jorku; 7 lipca 1983 w Théâtre St. Denis w Montrealu oraz 5, 10 i 11 września 1983 r. w Record Plant Studio, Nowy Jork, został wydany przez Columbia Records w czerwcu 1984 roku.


„Decoy” nagrali poza Milesem Davisem: klawiszowiec Robert Irving III, gitarzysta John Scofield, saksofoniści Branford Marsalis i Bill Evans, basista Darryl „The Munch” Jones oraz perkusiści Al Foster i Mino Cinelu. Miles Davis nalegał, by mógł sam wyprodukować album… I tak się stało. Davis doszedł do wniosku, że jego nowy album będzie mógł być odtwarzany na antenie radiowej, jeśli doda więcej syntezatorów, a także wzmocnione linie basu i overdub.  Wydaje się, że „Decoy” jest materiałem, w którym Davis czuje rytm lat 80-tych jak swój własny, choć jednocześnie muzyka znajdująca się na rozdrożu- wciąż pojawiają się wysłużone free-rockowe jamy, ale także próby nowych fuzji techno, jazzu i popu. Album otwiera tytułowy mocno funkowo-jazzowy utwór z lekkim brzmieniem lat 80.. „Robot 415” to krótki techno-jazzowy kawałek, dziwaczny, ale interesujący. „Code MD” to jedna z pierwszych próba Davisa stworzenia eleganckiego pop-jazzu opartego na nowych rytmach. „Freaky Deaky”- utwór z natrętną linią basu, kończy stronę A longplay’a. Druga strona rozpoczyna się 'What it Is’, klasycznym, typowym dla Davisa ciężkim rockiem w rodzaju dżemu z początku lat 70-tych. W tym utworze John Scofield potwierdza, że jest nietuzinkowym gitarzystą. W „That’s Right” zespół sięga po korzenie-  grają powolnego zmęczonego bluesa. Stronę B (pierwszego winylowego wydania) kończy wściekły kawałek bliski nurtowi rockowemu- „That’s What Happened”, w którym Davis i Schofield skupiają na sobie uwagę słuchaczy. Ten niezły album na pewno zadowoli każdego fana Milesa Davisa, ale czy innych fanów jazu również? Możliwe, że tak…

 

  • Płyta „You’re Under Arrest”, nagrany 26 stycznia 1984 i 14 stycznia 1985 w nowojorskim Record Plant, został wydany w kwietniu 1985 przez Columbia Records.


„You’re Under Arrest” to album prezentujący mieszankę popowych melodii i politycznych wypowiedzi na temat rasizmu, zanieczyszczenia i wojny. Lata 80. nie były tym czasem dla jazzu, któremu Davis i  wielu innych artystów jazzowych powinni być wdzięczni za inspirację wiodącą do artyzmu wyjątkowego. Były czasy lepsze… Ten czas zamieniał ambitne cele w podejście muzyczne o bezpieczniejszym skutku, a właściwie artyzm stał się mniej istotny niż komercyjny sukces.  Brzmienie pop-jazzowe lat osiemdziesiątych ujawniające się w nagraniach albumu nie plasowało Milesa Davisa na szczytach dokonań artystycznych. Owszem jest tu kilka dobrze zagranych nutworów, ale jako całość wydaje się dość zachowawczy, a na pewno nie posiadający mocy inspirującej innych. Te słowa krytyki nie oznaczają, że płyta jest niewiele warta, o nie! „You’re Under Arrest” nie jest złym albumem, ale skoro od Milesa Davisa oczekujemy więcej niż od innych to album tak schematyczny i ogólnikowy jak omawiany musi się spotkać z krytyką. Jeśli się głębiej zastanowić skąd wzięły się przyczyny braku zachwytów to myśl prowadzi do mało odkrywczych aranżacji, a zwłaszcza do wyróżniających się tandetnych brzmień syntezatorowych i typowych bębnów dla lat osiemdziesiątych. Album jest jednak urozmaicony. Funkowy „One Phone Call/Street Scenes” otwiera album, po którym następuje bardzo przyjemny cover piosenki Michaela Jacksona „Human Nature”. To nie jedyny cover, bo na tym albumie znajduje się też „Time After Time” Cyndi Lauper (wg, mnie wielce udana to interpretacja). Pozostałe utwory tworzą klimat sprzyjający odprężeniu, poza tym są dość chwytliwe, jednak fakt, że brakuje w nim spektakularnych momentów wywoduje źle rokującą obojętność słuchaczy, bo dużo czasu zapewne musi upłynąć zanim znowu fan jazzu (i rocka również) sięgnie po płytę „You’re Under Arrest”. Ale jeśli wreszcie sięgnie to z przyjemnością ją wysłucha!

 

  • Album „Tutu”, z września 1986, został nagrany głównie w Capitol Studios (Los Angeles), w studio Clinton Recording (Nowy Jork) oraz Le Gonks (Hollywood). Płytę wydała wytwórnia Warner Bros. Producentami byli: Marcus Miller i Tommy LiPuma.

Początkowo Davis zamierzał niektóre utwory stworzyć przy współpracy z rockowym muzykiem- Princem, ale Prince się z nieujawnionych powodów wycofał (co nie przeszkodziło by obaj muzycy pozostali w przyjacielskich stosunkach). Davis ostatecznie postawił na współpracę z basistą Marcusem Millerem, który napisał i zaaranżował wszystkie utwory z wyjątkiem „Tomaas” (napisany wspólnie z Davisem), „Backyard Ritual” (George’a Duke’a ) i ” Perfect Way ” (popowej grupy Scritti Politti). Muzyka jest silnie inspirowana R&B i funkem z połowy lat 80. , z dużym użyciem syntezatorów, sekwencerów i automatów perkusyjnych. „Tutu” nie był jednoznacznie świetny bądź przeciwnie- zły, krytycy i słuchacze różnie oceniali płytę kiedy została wydana. Niektórzy uważali, że muzyka jest przymilnie elegancka, stworzona z myślą o komercyjnym profitach.
Recenzent BBC Magazine- Kevin Le Gendre w 2021 roku napisał: „Dzieło o niezwykle napiętej atmosferze i dowód na to, że Davis wciąż był aktualny. Najsłynniejszy syn jazzu otrzymał boski status za swoją pracę w latach 50. – jak w ‘Kind of Blue’ – i w latach 70. – jak w ‘Bitches Brew’. Lata 80. pozostają wątpliwym okresem w jego dyskografii. ‘Tutu’ poddaje w wątpliwość tę otrzymującą się mądrość. Choć wciąż przez wielu odrzucany jako „lekki” lub, co gorsza, „pop-fusion”, album, którego efektowna monochromatyczna okładka stylizowała surową, rzeźbiarską, późnoletnią urodę trębacza, miał w sobie coś, co zawładnęło wyobraźnią wielu osób z zewnątrz. świata jazzu. I nie chodziło tylko o romans Davisa powracającego do boju, jak niektórzy bokserzy, od których czerpał inspirację, po kilku latach spędzonych pomiędzy linami. Jeśli ‘We Want Miles’ z 1982 r. było wyraźnym wezwaniem do idei, że nadal jest związany z muzyką, konkretnie i ogólnie kulturą, to ‘Tutu’ z 1986 r. był dowodem na to, że mógł dotykać ludzi, nie brzmiąc przestarzale. To był cały punkt. Płyta odzwierciedlała lata 80., tak jak zrobił to Herbie ’s Rockit. Oznaczało to klawisze, sekwencjonowanie, efekty dub, automaty perkusyjne i tony, które często miały jasność i ostrość epoki Fairlight, coś, co jest jeszcze bardziej widoczne w ostrym brzmieniu tej reedycji. Marcus Miller był architektem, który zbudował dźwiękowy gmach dla Davisa, a kluczowe było to, że był producentem, który umiał grać, a także muzykiem, który umiał produkować. Wśród gobelinu elektroniki wyraźnie zaznaczają się jego gitara basowa i klarnet basowy, podobnie jak skrzypce elektryczne Michaela Urbaniaka [w ‘Don’t Lose Your Mind’], perkusja Paulinho Da Costy oraz syntezatory Adama Holzmana i Jasona Milesa. Te elementy łączą się w tłach, które miały silne echa czarnej muzyki popularnej tamtych czasów – musujący, świecący funk Cameo, musujące koktajle elektroakustyczne Prince’a czy Jam & Lewis oraz w mniejszym stopniu niespokojny soul-reggae, tali jaki Wally Badarou i Sly & Robbie produkowali dla Grace Jones. Ale Miller wniósł na stół więcej krystalicznych subtelności harmonicznych. W połączeniu z zamyślonymi mosiężnymi szeptami Davisa, rezultatem była praca o niezwykle napiętej atmosferze. I świetne melodie. Żadne nie są lekkie. Niektóre są naprawdę ciężkie.”
Część krytyki „Tutu” była mniej łaskawa– to nie był jazz, a Miles był tylko sidemanem na własnej płycie. Inni pisali-  „to nie Miles, to Marcus”, ale i odwrotnie bywało- postrzegali „Tutu” jako najbardziej znaczący album Milesa Davisa lat 80.. Miller skomentował ten punkt widzenia: „Myślę, że w latach 80. były dwa okresy [Milesa Davisa]. Był pierwszy okres, który zaczął się od Człowieka z trąbką i jest drugi okres z ‘Tutu’ . Myślę, że z drugiego okresu ‘Tutu’ jest prawdopodobnie najbardziej definitywnym albumem”. Miller uważał, że „’Tutu’ miało wiele elementów, które reprezentowały lata 80.; na dobre lub na złe, reprezentowało to, w czym byliśmy, nie tylko muzycznie, ale jako społeczeństwo. Technologia została właśnie wprowadzona w ciągu ostatnich dziesięciu lat i po prostu staraliśmy się wymyślić, jak współistnieć z tymi maszynami – czyniły nasze życie lepszym, pogarszały nasze życie, w zależności od tego, z kim rozmawiałeś! Całe moje wrażenie było takie, że ostatecznym przykładem tej nowej ery maszyn było to, że nie bylibyśmy w stanie stwierdzić, że maszyny mogą być używane tak kreatywnie; że będą po prostu przedłużeniem naszego człowieczeństwa. I myślę, że ‘Tutu’ naprawdę to reprezentowała i naprawdę lubię słuchać Milesa w tej atmosferze. Tak jak miałeś Milesa w latach czterdziestych i pięćdziesiątych; w latach 80. słyszałeś go z syntezatorami i myślę, że to było naprawdę reprezentatywne dla tego, gdzie był jako artysta”.

 

  • Album „Amandla”, wydany w maju 1989 przez Warner Bros., został nagrany na przełomie lat 1988 i 1989 w wielu miejscach: w Clinton Recording Studio, Right Track Recording, Le Gonks Wes, Ocean Way Recording, Power Station, Quadrasonic Studio oraz Electric Lady Studios.

„Amandla” [1] (słowo w kilku językach Nguni, w tym Zulu i Xhosa, oznaczające „moc”) to kolejny album wynikły ze współpracy Milesa Davisa z producentem i basistą Marcusem Millerem, po „Tutu” (1986) i „Music from Siesta” (1987), ale też ich ostatni wspólny album. Album ten łączy w sobie elementy gatunków go-go, zouk, funk i jazz, łącząc instrumenty elektroniczne z żywymi muzykami. Utwór „Pan Pastorius” z udziałem perkusisty Ala Fostera to hołd dla basisty jazzowego Jaco Pastoriusa. Płyta była (i jest) pozytywnie obierana przez krytyków muzycznych:
Krytyk DownBeat napisał, że „Amandla” posiada „precyzyjny i spójny dźwięk, który przepływa przez zmieniające się kombinacje instrumentalne i utrzymuje się po zatrzymaniu muzyki”. W The Rolling Stone Album Guide, JD Considine uznał, że płyta brzmiała „nieco afrykańskio” i nieco konserwatywnie w zależności od muzyków sesyjnych. Scott Yanow z AllMusic Review pisał: „Szczególnie mocny set Milesa Davisa z późnego okresu, ten LP wyróżnia się zaskakująco prostym wykonaniem zatytułowanym „Mr. Pastorius”. Oprócz Davisa i jego nowego alcisty Kenny’ego Garretta, wielu gości (m.in. Marcus Miller, gitarzysta Jean-Paul Bourelly, Joey DeFrancesco na klawiszach, Rick Margitza na tenorze, pianista Joe Sample i basista Foley) mają szansę zagrać obok wielkiej legendy, która jest w szczytowej formie. Świetna praca, była naprawdę jego ostatnim nagraniem studyjnym ze swoim stałym zespołem”. Chip Stern-  „’Amandla’ nie brzmi jak żadna ze współczesnych płyt jazzowych tamtych czasów, ponieważ Miles Davis powraca po raz ostatni do roli lidera, z którego właściwie abdykował na rzecz basisty i multiinstrumentalisty Marcusa Millera na poprzednich ‘Tutu’ i ‘Siesta’. Przyłączając się do śmietanki swoich współpracowników na żywo w ‘Amandla’, Miles zachował big-bandowe brzmienie ‘Tutu’, ale z bardziej humanizowanym poczuciem wzajemnego oddziaływania i swingu. „Catembe” zwiastuje rytmiczne miejsce trzeciego świata, które przewija się przez cały album, podczas gdy „Jo-Jo” i „Jilli” wywołują ciągłe wezwanie i odpowiedź między pierwszą a tylną linią, między głównymi i drugorzędnymi tematami, jak tłuste, wypolerowane linie altowe Kenny’ego Garretta zwijają się i uderzają w bardziej rozważne, stłumione frazy Davisa. Najbardziej przejmujące momenty pojawiają się w utworze tytułowym, ze zmianami akordów przypominającymi tradycyjny styl balladowy Davisa, oraz w końcowym utworze „Mr. Pastorius”, gdzie Davis w końcu powraca do swojego klasycznej otwartej trąbki, aby oddać hołd zmarłemu basiście podczas swobodnego swingu. rytm, z echem ‘I Didn’t Know What Time It Was’”.
Choć „Amandla” nie jest arcydziełem, to z pewnością jest to świetny album jazzowy z końca lat 80. wydany przez prawdopodobnie wciąż najlepszego trębacza jazzowego. Warto kupić!

 

  • Album „Live Around the World”, wydany w maju 1996 roku przez wytwórnię Warner Bros., został nagrany w czasie wielu światowych koncertów w latach 1988-1991, w różnym składzie personalnym.


Album „Live Around the World” został wydany pięć lat po śmierci Milesa Davisa zawiera muzykę ważną, ponieważ daje słuchaczom szansę usłyszeć, że jednak magia muzyki Milesa trwała i przez lata 80. XX wieku, zwłaszcza na żywo- na scenie. Fani muzyki Davisa mają też okazję poznać muzyków, którzy nie bywali na oficjalnych albumach studyjnych. Do najważniejszych zarejestrowanych wydarzeń można zaliczyć oszałamiające solo Kenny’ego Garretta na saksofonie w „Human Nature”, porywająca wersja „Time After Time”, funkowy „Wrinkle” i poruszający „Hannibal”, zaczerpnięty z ostatniego koncertu Milesa, ale że takich atrakcyjnych fragmentów muzycznych jest więcej i zapewne na taśmach nieujawnionych jest drugie tyle (albo i więcej) to powinno się mieć pretensje do wytwórni, że nie rozszerzył albumu o drugi krążek. Opinie krytyków na temat tych nagrań były bardzo pozytywne, na przykład:
Recenzent AllMusic Scott Yanow: „To pojedyncze CD daje definitywne spojrzenie na występy na żywo Milesa Davisa z ostatnich trzech lat. Używając funkowych, ale nieprzewidywalnych sekcji rytmicznych i zostawiając miejsce na mnóstwo solówek, Davis stworzył unikalną markę fusion, która nie została jeszcze w zadowalający sposób powielona. Wśród jego bardziej godnych uwagi muzyków w tej epoce są alcista Kenny Garrett, Foley na basie prowadzącym (którego używał jako gitarę o niższych tonach), jeden lub dwóch klawiszowców wybranych spośród Joeya DeFrancesco, Adama Holzmana, Roberta Irvinga III, Kei Akagi i Johna. Beasley, różni kontrabasiści, perkusiści, a na ‘Amandla’ tenor Ricka Margitzy. Davis jest w niezmiennie mocnej formie we wszystkich utworach, w tym ‘In a Silent Way’, ‘New Blues’, ‘Human Nature’, ‘Tutu’ i ‘Time After Time’. Dość często wersje koncertowe tych utworów są bardziej kreatywne i ekscytujące niż te poprzednio wydane. Ta wysoce polecana płyta (wydana w 1996 roku) kończy się jednym numerem („Hannibal”) z ostatniego występu Davisa; nie jest podana data, ale najprawdopodobniej pochodzi z zaledwie kilku tygodni przed śmiercią w wieku 65 lat. Żadna kolekcja Milesa Davisa nie jest kompletna bez tego ważnego zestawu.”
Jon Andrews z magazynu Down Beat powiedział, że jego „niegdyś kontrowersyjne” popowe covery zyskały dzięki „ekspansji i improwizacji„. Krytyk Village Voice, Robert Christgau, mniej entuzjastyczny, uznał płytę za „nieudacznika„.

 


[1] Według:


Powrót do części 1 >>

O innych płytach Milesa Davisa pisałem w artykułach:
1. „płyty polecane (jazz, rozdział 16)” >>
2. „nagrania jakościowo wybitne (rozdział 7)” >>
3. „płyty polecane (jazz, rozdział 6)” >>

Kolejne rozdziały: