Rekomendowane jazzowe wydawnictwa płytowe
(rozdział dziewiąty/część 2)
Najbardziej znana kompozycja legendarnego pianisty- „Misty”, została napisana w 1954 roku jako utwór instrumentalny, którego można wysłuchać z płyty „Erroll Garner Plays Misty”. W sesji dla Mercury Records, prócz Garnera, wzięli udział- Wyatt Ruther (kontrabas), Eugene „Fats” Smith (perkusja).
Jak pokazuje płyta- „Erroll Garner Plays Misty”, gra pianisty była pełna radości i mógł równie dobrze swingować w każdej melodii lub w jakiejkolwiek tonacji. Ta płyta musi stać się ważną częścią każdej kolekcji jazzowej, bo… No, bo zawiera rejestrację kompozycji i techniki gry najlepszego z najlepszych pianistów jazzowych w historii (może przesadziłem, ale niezbyt wiele). Jakość reprodukcji jest naprawdę dobra, według standardów renowacji możliwych dzięki dzisiejszym narzędziom i umiejętnościom specjalistów od remasteringu.
Znakomity współczesny pianista jazzowy- Bill Charlap (vide- „nagrania jakościowo wybitne”) w udzielonym wywiadzie dla JazzWax powiedział: „Misty to piękna piosenka. To ballada w tradycji wielkich twórców jazzowych, takich jak Tadd Dameron… Jest również symbolem romantyzmu Garnera. Dizzy Gillespie kiedyś powiedział- Garner był naszym najbardziej uświęconym pianistą. Co miał na myśli? Że to prawdziwie duchowa, gospel’owa muzyka i bardzo niesamowita…”
„Waltz for Debby” to po prostu świetna płyta- piękna, znacząca muzyka. To klasyk.
Nie można uciec od porównywania Lestera Younga do Colemana Hawkinsa, bo obaj w jednym czasie ścieżki jazzowi przecierali- otóż koncepcja improwizacji Younga wokół głównego tematu melodycznego była całkowicie świeża, odrzucająca jazzową ortodoksję. „Pres” traktował melodię bardzo oszczędnie- „wygładzał” ją, usprawniał linię melodyczną. Skoro skupiał się na linii melodycznej, to różnie traktował improwizację niż Coleman Hawkins, który w grze saksofonowej poszukiwał harmonii z techniczną brawurą. Wspaniale można to różne traktowanie improwizacji zaobserwować na dwu płytach (okładki przedstawiam na fotografii wyżej)- „Collates” (Mercury, 1951 rok) i „Collates II” (Clef Records, 1953 rok). W stosunku do wcześniejszej „Lester Young Trio” obsada muzyków jest liczniejsza- za fortepianem zasiadali Hank Jones lub John Lewis, na kontrabasie grali Gene Ramey, Joe Shulman lub Ray Brown, a za bębnami Bill Clark, Buddy Rich lub Jo Jones. Obie płyty wyprodukował Norman Granz.
Nie spotkałem nagrań Lestera Younga, które mogły rozczarować. Wiele jest po prostu dobrych, natomiast te trzy, których okładki sfotografowałem są najlepszym obrazem artyzmu tego geniusza jazzu.
Popularność zawdzięczał współpracy z Dave’m Brubeck’iem w jego kwartecie przez szesnaście długich lat, ale wydaje się, że i bez pomocy znakomitego pianisty Paul Desmond uznanie by zdobył, wielu bowiem znawców i krytyków jazzowych twierdzi, że najlepszych swoich nagrań dokonał Desmond bez udziału Brubecka. Talent Desmonda łatwiej jest widoczny na albumach nagranych z Gerrym Mulliganem (“Blues In Time”, “Two Of A Mind”) oraz z Jimem Hallem (“East Of The Sun”, “Bossa Antiqua”, “Glad To Be Unhappy”, “Take Ten” i “Easy Living”). Może też ta błędna ocena, że popularność zawdzięcza Brubeckowi bierze się stąd, że przebojowy „Take Five” (zresztą autorstwa Desmonda) pojawił się na najlepiej znanej płycie kwartetu Brubecka- „Time Out”. Paul Desmond grał na saksofonie altowym (*) ciepłym melodyjnym dźwiękiem, lekko zmatowionym. Miał charakterystyczny, bardzo łatwo rozpoznawalny ton.Wybór płyt dla reprezentowania wspaniałego alcisty jest niezwykle trudny z powodu nadmiaru dobrego. Pierwszym wyborem nich będzie „First Place Again” z sesji z: Jimem Hallem (gitara), Percy’m Heathem (bas) i Connie Kay’em (perkusja).
Nagrania są wynikiem spotkania Paula Desmonda z sekcją rytmiczną Modern Jazz Quartet oraz gitarzysty Jima Halla. Ci czterej muzycy byli akurat w Nowym Jorku i w pełni wykorzystali tani czas (po godzinach nagrań studia) by zagrać zestaw standardów, które zawsze radują i wykonawców i słuchaczy. Sesja była owocna- nagrano bowiem dodatkowo świetny blues “Two Degrees East”, „Two Degrees East, Three Degrees West” (oba utwory Johna Lewisa) oraz „Susie” (Paula Desmonda). Ten mistrz melodycznej improwizacji na alcie daje melomanom zestaw wyluzowanych, bardzo przyjemnych kompozycji, nie wymagających jakiegoś szczególnego przygotowania muzykologicznego by docenić kunszt Desmonda. Sekcja rytmiczna- Heathem i Kay, jest idealna- dodają to lekkie swingujące dotkniecie, które subtelnie wspiera muzykę pozostałych z czwórki. Interakcja pomiędzy Desmondem i Hallem jest chyba intuicyjna…. Ten album został nagrany dla Warner Brothers w Nowym Jorku we wrześniu 1959 roku. Warto go zdobyć, jeśli chcesz odpocząć od zgiełku dnia powszedniego!
“Take Ten”, wydana przez RCA Victor Recordings w 1963 roku, jest płytą jedną z pięciu gdzie Desmond’owi partneruje Jim Hall. Towarzyszą im- kontrabasista Gene Cherico i perkusista Connie Kay.
Udanie namawiano Paula Desmonda na „przedłużenie życia” hitu- „Take Five”, bo kompozytor stworzył „Take Ten”, godny sequel najlepiej sprzedającego się przeboju jazzu. W kompozycji tytułowej melodyczne echa kompozycji wzorcowej są wyraźne, jednak przetworzone w sposób o nostalgicznym wydźwięku, gdzie partię fortepianu zastępuje gitarzysta. Sekcja rytmiczna gra w tak zbliżony sposób do sekcji kwartetu Dave’a Brubecka, że innych skojarzeń jak z „Take Five” nie może być mowy. Najbardziej oddalił się od wzorca sam kompozytor w części improwizowanej, korzystając z harmonii bliskowschodniej. Inne kompozycje są na równie wysokim poziomie, np. stylowe samby „El Prince” i „Embarcadero”, albo „Alone Together”, „Nancy” i „The One I Love”. Jim Hall, który ma sporo swobody, wspierany przez ma teraz mnóstwo miejsca na wyciągnięcie, wspierany przez delikatnie grających Cherico i Kay’a, są swingującym fantastycznym tłem (niczym pejzaż z portretu Leonarda da Vinci) dla genialnego Paula Desmonda. Nie ma tutaj ani jednego utworu, który nie byłby dopracowany do perfekcji. Plusem jest i to, że technologia nagrywania i reprodukcji RCA Victor w tamtych latach wyprzedzała swój czas- muzyka wybrzmiewa z blaskiem, klarownością i ciepłem lampowej techniki.
Gerry Mulligan wybrał sobie trudny i niezbyt popularny saksofon barytonowy, co z pewnością sprawiło, że nie nagrał dużo płyt solowych, za to częściej zajmował miejsce tego „drugiego” w duecie lub stawał obok gwiazd w orkiestrach. Ten reformator cool jazzu o lekkim i jasnym tonie, grający z szybkością i zręcznością alcisty, grywał z wieloma, między innym z: Chetem Bakerem. Bobem Brookmeyerem, Theloniousem Monkiem, Stanem Getzem, Benem Websterem, Johnnym Hodgesem, Davem Brubeckiem i… Z Paulem Desmondem. Album “Two Of A Mind”, ze wspólnej sesji Gerry Mulligana (saksofon Barytonowy) i Paula Desmonda(saksofon altowy) wraz z Jimem Hallem (gitara), Johnem Bealem, Joe Benjaminem lub Wendellem Marshallem (bas) i Connie Kayem, Melem Lewisem lub Edem Shaughnessym (perkusja), pokazuje obu saksofonistów jako pełnych inwencji, doskonałych improwizatorów. „Two Of A Mind” to drugie wspólne nagranie Mulligana i Desmonda. Pierwszy ich wspólny album- „Gerry Mulligan/Paul Desmond”, w składzie z dwoma instrumentami dętymi, grających jedynie z kontrabasem i bębnami, przecierał jazzowe „szlaki” jako autorski pomysł Gerry’ego Mulligana, choć pięć lat wcześniej takie wspólne nagrania zrealizował z Chetem Bakerem. W 1962 nie było już taką sensacją granie bez pianisty, ale powszechnością też nie było. Obaj saksofoniści budowali improwizacje na bazie linii melodycznych, więc idealnie się zgrywali. Tę drugą płytę- „Two Of A Mind”, można uznać za ich najwspanialsze dzieło. Słuchając standardy- „All the Things You Are”, „Stardust”, „Easy Living”, „The Way You Look Tonight” oraz własnych „Two of a Mind”, „Blight of the Fumble Bee”, ma się wrażenie wstępowania w rolę podsłuchującego rozmowę dwóch przyjaciół, bowiem muzycy prezentując własne interpretacje melodii komentują to, co przed chwilą zagrał partner „rozmowy”. Nagrania nie są przesycone emocjami, to raczej przemyślane wspaniale nuty, których jest tyle ile potrzeba i w w najbardziej odpowiednich miejscach. Udział różnych kontrabasistów i perkusistów w nagraniach nie jest wynikiem potrzeby artystycznej lecz praktycznej- album nagrano w ramach 3 sesji nagraniowych i na każdej z nich sekcja rytmiczna była tak jaka akurat była do dyspozycji. Jednak spójność brzmieniową zachowano, co świadczy o wysokim profesjonalizmie biorących udział w sesjach.
“Two of a Mind” został wydany w 1962 roku przez RCA Victor, a producentami byli Bob Prince i George Avakian.
Jest jeden taki album, nosi tytuł „Time Out”, który jako pierwszy album jazzowy, który osiągnął status platynowej płyty (według certyfikatu Recording Industry Association of America płyta musi osiągnąć 1 mln sprzedanych egzemplarzy w USA). Najpewniej dlatego otrzymał tę nagrodę zrzeszenia RIAA bo „lokomotywa” na krążku ciągnęła- „Take Five”. Kompozycja Paula Desmonda nagrana przez The Dave Brubeck Quartet (wówczas saksofonisty kwartetu Brubecka). Popularność zawdzięcza chwytliwemu motywowi przewodniemu granemu na saksofonie oraz nietypowemu metrum- 5/4, które jest podkreślane monotonnymi akordami fortepianowymi. Obok saksofonisty na wyróżnienie zasługuje jeden ze znakomitszych melodyków wśród perkusistów- Joe Morello, którego długi break perkusyjny, odtwarzający linię melodyczną głównego tematu, zapada w pamięci. Jeden znakomity utwór nie może powodować, że cały zestaw nagrań traktowany jest z największa atencją… Na płycie są utwory nie gorsze: zagrany z nerwem, niepokojący „Blue Rondo à la Turk”; uroczo zalotne „Blue Rondo à la Turk”; zagadkowy „Three to Get Ready”; śmiały „Kathy’s Waltz”, przekomarzający się „Everybody’s Jumpin'” i zasmucający „Pick Up Sticks”.
Gdy pisze się (lub mówi) o najwybitniejszych muzykach jazzowych to ma się najczęściej na myśli tych, którzy bluesa w sercu noszą, o afro- amerykanach. The Dave Brubeck Quartet to jeden z tych nielicznych liczących się zespołów tamtego czasu, który tworzyli biali muzycy z wyjątkiem basisty Eugene’a Wrighta. Było więc niemal pewne, że będą tworzyli muzykę różną od tej z głównego nurtu bopowego. Biali jazzmani grali mniej ekspresyjnie, a bardziej intelektualnie. „Time Out” doskonale tę różnicę pokazuje. Kwartet pianisty Dave’a Brubecka w 1958 roku został wysłany przez amerykański Departament Stanu w trasę koncertową po Europie i Bliskim Wschodzie. Podczas pobytu w Turcji, Brubeck zafascynowany tamtejszym folkiem (opartym na nietypowym dla zachodniej muzyki, metrum) postanowił nagrać album z kompozycjami zbudowanymi na niespotykanych dotychczas w jazzie podziałach rytmicznych. Efektem jest właśnie „Time Out”, który w chwili wydania nie spotkał się z uznaniem krytyków (dziwne to bardzo dla dzisiejszych słuchajacych, ale tak rzeczywiście było), co nie przeszkadzało sprzedać mnóstwa egzemplarzy.
Płyta w ogólnym wyrazie jest refleksyjna, kojąca, ciepła i frapująca… Idealna dla zmęczonych lub znudzonych.
*) Może kogoś zaciekawi fakt, że Paul Desmond grał na altowym saksofonie Selmer Super Action w połączeniu z twardym gumowym ustnikiem MC Gregory model 4A-18M, oba przedmioty pochodziły z około 1951 roku, z umiarkowanie sztywną trzciną Rico 3.