Rekomendowane wydawnictwa płytowe szeroko rozumianej klasyki
(rozdział dwudziesty siódmy, część 2)

A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język [muzyczny] mają”… Tak było i tak jest po dzisiejszy dzień, ale tak powinno być i później.

Gry na fortepianie i skrzypcach uczył Grażynę Bacewicz [1] jej ojciec – Vincas Bacevičius (Wincenty Bacewicz, kompozytorka urodziła się w polsko-litewskiej rodzinie o tradycjach muzycznych). Edukację muzyczną kontynuowała w Konserwatorium Muzycznym Heleny Kijeńskiej-Dobkiewiczowej w Łodzi, gdzie kształciła się w zakresie gry na skrzypcach, fortepianie oraz teorii muzyki, chodząc jednocześnie do gimnazjum humanistycznego. Gdy na początku lat 20. wraz z całą rodziną przeniosła się do Warszawy uczęszczała do Konserwatorium Warszawskiego. Równocześnie podjęła studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim, z których jednak po półtora roku zrezygnowała. Przerwała także dalszą naukę gry na fortepianie. W 1932 ukończyła Konserwatorium, uzyskując dwa dyplomy– z gry na skrzypcach i kompozycji. W tym samym roku dzięki hojności Ignacego Jana Paderewskiego otrzymała stypendium na studia kompozytorskie w École Normale de Musique w Paryżu, które odbyła w latach 30. pod kierunkiem Nadii Boulanger. Uczęszczała tam również na prywatne lekcje gry na skrzypcach do Andre Toureta. Ponownie wyjechała do stolicy Francji w plowie lat 30. aby doskonalić grę skrzypcową u Carla Flescha. Tuż po tym, już jako solistka, zaczęła odnosić sukcesy- otrzymała pierwsze wyróżnienie na I Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego w Warszawie. Pod koniec lat 30. współpracowała z warszawską Orkiestrą Polskiego Radia, zorganizowaną przez Grzegorza Fitelberga, w której grała partię pierwszych skrzypiec. Praca w orkiestrze dała jej możliwość wzbogacenia wiedzy w zakresie instrumentacji. Podczas okupacji niemieckiej występowała na koncertach konspiracyjnych i koncertach Rady Głównej Opiekuńczej. Po wojnie kontynuowała działalność koncertową do 1953 roku. Równocześnie tuż po wojnie podjęła pracę w Państwowym Konserwatorium Muzycznym w Łodzi, gdzie wykładała przedmioty teoretyczne i prowadziła klasę skrzypiec. Gdy zaprzestała koncertowania poświęciła się prawie wyłącznie kompozycji i nauczaniu. W 1967 uzyskała tytuł profesorski gdy pracowała (aż do śmierci) w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie, prowadząc klasę kompozycji. Brała często udział– jako juror, w konkursach skrzypcowych i kompozytorskich, m.in. w Liège, Paryżu, Moskwie, Neapolu, Budapeszcie, Poznaniu i Warszawie.

Grażyna Bacewicz należała do licznej grupy polskich kompozytorów z lat międzywojennych i powojennych tworzących w stylu neoklasycznym. Nigdy natomiast nie ugięła się i nie skomponowała utworu socrealistycznego. Znakomity warsztat zawdzięczała w dużej mierze studiom u Nadii Boulanger, co wykorzystywała umiejętnie w swojej obfitej i różnorodnej twórczości. Jako wykształcona i koncertująca skrzypaczka szczególną uwagę poświęciła muzyce na skrzypce oraz inne instrumenty smyczkowe. W historii muzyki– co najmniej polskiej, uważana jest za pierwszą kobietę, której udało się wejść do grona kompozytorów zaliczanych do wybitnych.

Dyskografia Grażyny Bacewicz liczy wcale nie mało pozycji, wykonawcy chętnie biorą na warsztat jej kompozycje… Jedną ze znaczących pozycji płytowych jest:

  • Grażyna Bacewicz, Piano Sonata 2 | Piano Quintets 1 & 2” w wykonaniu Krystiana Zimermana (Deutsche Grammophon, rok wydania- 2011)


Krystian Zimerman [2] by uczcić 100-lecie urodzin Grażyny Bacewicz, postanowił nagrać II Sonatę fortepianową oraz oba Kwintety fortepianowe, w których towarzyszą mu polscy kameraliści: Kaja Danczowska, Agata Szymczewska, Ryszard Groblewski i Rafał Kwiatkowski. Nagrań dokonano w lutym 2009 roku, w Akademii Muzycznej w Katowicach [3]. Trudno znaleźć, w całej polskiej literaturze muzycznej drugi taki utwór, o tak wielkiej sile i uroku jak II Sonata fortepianowa, więc trudno się dziwić wyboru… Skomponowana w 1953 roku II Sonata fortepianowa to jeden z najwybitniejszych utworów tego typu w całej muzyce fortepianowej XX wieku, wspaniale rozplanowana formalnie, pełna zaskakujących zwrotów dramaturgicznych i szalenie wymagająca technicznie. Druga Sonata fortepianowa jest kontynuacją romantycznego stylu. Otwiera tę kompozycję lawina pomysłów, bardzo ognistych i bardzo gęsto prezentowanych i według skojarzeń a nie na sposób zimno- logiczny. Piękna powolna część rozwija się niczym marzenie. Finał to, wzorem Bartóka, echa tańca ludowego, tym razem oberka. Inspirowany polską muzyką ludową I Kwintet fortepianowy to utwór o wyjątkowo silnej ekspresji, niezwykle przy tym spontaniczny i zróżnicowany. II kwintet fortepianowy cechuje większy liryzm. Dramatyczna kompozycja uwypukla rolę fortepianu, traktowanego tu niemal solistycznie, w sposób na wskroś romantyczny.

Recenzenci bardzo dobrze ocenili tę płytę, skrót trzech zacytuję:

  1. Czteroczęściowy Kwintet fortepianowy nr 1 (1952) ukazuje wyrafinowanie fakturalne Bacewicz, elegancki sens formalny i twórczą przemianę intonacji ludowych i rytmów tanecznych … Kwintet fortepianowy nr 2 (1965) posługuje się bardziej awangardowymi technikami, ale nigdy nie mniej niż przekonywujący i przenosi słuchacza w kalejdoskopowy strumień różnorodnych fraz, dźwięków i faktur. Wzorowe występy.” Music Magazine BBC w  2011 roku.
  2. Muzyk o randze Krystiana Zimermana popierający Bacewicz w nie mniejszym stopniu, niż na to zasługuje, a miło jest powiedzieć, że efekty są absolutnie absorbujące … Nie wyobrażam sobie bardziej imponującego i zaangażowanego orędowania tej muzyki.” Record Review w 2011 roku.
  3. Wykonania są znakomite, a relacja Krystiana Zimermana z finału II Sonaty jest olśniewająca.” The Guardian w 2011 roku

Inną pozycją wysoce polecaną jest:

  • Bacewicz Grażyna: Violin & Piano Works” w wykonaniu Bartłomieja Nizioła i Pawła Mazurkiewicza, została wydana przez Dux Recording Producers w 2004 roku.

Grażyna Bacewicz sama była znaczącą skrzypaczką, ale żeby powiedzieć więcej, skoro muzyka zgromadzona na płycie to kompozycje na skrzypce i fortepian, była też dobrą pianistką, a więc doskonale była zorientowana w możliwościach obu instrumentów, albo raczej instrumentalistów grających na skrzypcach i fortepianie. Bacewicz napisała siedem koncertów skrzypcowych, sonaty na skrzypce solo i kilka sonat na skrzypce i fortepian, a także wiele krótkich utworów na te instrumenty. Na program tej płyty składają się utwory napisane w latach 1945-1955 z widocznymi wpływami Szymanowskiego i francuskich kompozytorów neoklasycystycznych.
Recenzent AllMusic- Blair Sanderson, napisał: “Podczas gdy płodna [artystycznie] Grażyna Bacewicz skomponowała kilka symfonii, koncertów, baletów, a nawet muzyki filmowej, większość komercyjnie dostępnych płyt jest poświęcona jej twórczości kameralnej; z nich szczególne znaczenie mają utwory na skrzypce i fortepian. Bacewicz, jako wirtuoz skrzypiec i kompozytorka na ten instrument, przywiązywała dużą wagę do zaawansowanych technik smyczkowych, rozwijanych przez takich kompozytorów jak Bartók i Strawiński; mimo to utrzymywała również swoje namiętne neoromantyczne ekspresje w ramach neoklasycznych parametrów, dominującej praktyki połowy XX wieku. Sonata nr 4 na skrzypce i fortepian (1949), Partita (1955) i Sonata da camera (zwana też Sonatą nr 1, 1945) to najważniejsze utwory tego programu; równoważą je krótsze utwory, często o polskim, ludowym klimacie: Concertino (1945), Kaprys i Melodia (Capriccio i Melody, oba 1946), Taniec mazowiecki (Taniec Mazowiecki) i Oberek (1951) oraz Kolysanka ( Lullaby, 1952) to zwięzłe elementy postaci, które dały Bacewicz swobodę w pokazaniu większości jej olśniewającej techniki bez formalnych ograniczeń. Skrzypek Bartłomiej Niziol i pianista Paweł Mazurkiewicz pokazują te fascynujące utwory z energią i emocjami, ale bardzo rezonująca akustyka bydgoskiej sali koncertowej nadaje ich brzmieniu aureolę dźwięczną, która wydaje się zbyt błyszcząca jak na wyrazistość muzyki.” Ostatnia uwaga recenzenta jest skierowana szczególnie do audiofilskiego odbiorcy- rzeczywiście nagranie nie może być uznane za wzorcowe, odtwarzane w zrównoważonych systemach audio, ale dla tych o ciemnej barwie to prawie ideał…

 

Witold Lutosławski [4] od najmłodszych lat wyróżniał się wielkimi zdolnościami muzycznymi i intelektualnymi. Edukację muzyczną rozpoczął w wieku 6 lat od lekcji gry na fortepianie u Heleny Hoffman i już wtedy pojawiły się jego pierwsze próby kompozytorskie (Preludium na fortepian, 1922 r.). Naukę tę kontynuował, ucząc się również gry na skrzypcach oraz teorii i kompozycji. Studiował w Warszawskim Konserwatorium. Równolegle studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Właściwy debiut kompozytorski, kompozytor uznawał „Wariacje symfoniczne” (1938 r.). Podczas II wojny światowej kariera kompozytorska Lutosławskiego została przerwana, a prawie wszystkie dotychczas skomponowane utwory zaginęły. W czasie okupacji podjął pracę zarobkową jako pianista w warszawskich kawiarniach, gdzie występował w duecie z Andrzejem Panufnikiem. Najsłynniejszym owocem tej współpracy są „Wariacje na temat Paganiniego na dwa fortepiany”. Po wojnie włączył się w działania związane z odbudową polskiego życia muzycznego- brał udział w organizacja Związku Kompozytorów Polskich, a następnie Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień. W 1948 r. miała miejsce premiera I Symfonii Lutosławskiego, nad którą pracę kompozytor rozpoczął jeszcze podczas wojny, które zostało potępione przez ówczesne władze socjalistyczne, jako „formalistyczne”, a jego muzyce przez pewien czas odmawiano publicznych wykonań. Do chwili politycznej odwilży w połowie lat 50. pisał zatem Lutosławski głównie piosenki dla dzieci i muzykę filmową. W 1955 r. otrzymał pierwszą ważną nagrodę kompozytorską, za swój Koncert na orkiestrę, oparty na tematach zaczerpniętych z muzyki ludowej. Dzieło to wieńczy pierwszy okres twórczości Lutosławskiego, związany z nurtem neoklasycznym.

W kolejnym okresie rozpoczął kompozytor kształtowanie swego własnego, nowoczesnego języka muzycznego. W „Pięciu pieśniach do słów Kazimiery Iłłakowiczówny” (1957 r.) oraz „Muzyce żałobnej” (1958 r.), poświęconej pamięci Béli Bartóka, stworzył Lutosławski podstawy własnej techniki dwunastonowej, opartej na specyficznie zbudowanych seriach i akordach, która dystansowała się od tradycyjnej dodekafonii Schoenberga. Trzy lata później (Gry weneckie, 1961 r.) zaczął tworzyć własną wersję aleatoryzmu, który nazywał kontrolowanym i testował w dziełach takich, jak „Trois poèmes d’Henri Michaux” (1963 r.), „Kwartet smyczkowy” (1964 r.), „II Symfonia” (1967 r.) i „Livre pour orchestre” (1968 r.). Wykształcił wówczas także indywidualny model formy, zbudowany z dwóch faz, z których pierwsza ma charakter wstępu, a w drugiej rozwinięta zostaje główna idea kompozycji. Stworzył także model formy łańcuchowej polegający, jak podpowiada nazwa, na zazębianiu się kolejnych odcinków muzycznej struktury w różnych, nakładających się na siebie warstwach (Łańuch I, 1983 r.; Łańcuch II na skrzypce i orkiestrę, 1985 r.; Łańcuch III, 1986 r.). Do arcydzieł Lutosławskiego należą „III Symfonia” (1983 r.), utwory wokalno-instrumentalne: „Paroles tissées” (1965 r.), „Les espaces du sommeil” (1975 r.) oraz „Chantefleurs et Chantefables” (1990 r.), a także koncerty: wiolonczelowy (1970 r.) i fortepianowy (1988 r.). Wiele jego dzieł powstawało na zamówienie wybitnych artystów i zespołów, jak London Sinfonietta, Heinz i Ursula Holliger, Dietrich Fischer-Dieskau, Mścisław Roztropowicz czy Anne-Sophie Mutter. Ostatnie dzieło orkiestrowe Lutosławskiego- „IV Symfonia” (1992 r.), uznawane jest za syntezę jego dokonań w dziedzinie symfoniki i ukoronowanie całej twórczości.

Nagrodzoną w kategoriach „Najlepszy Album Polski Za Granicą” i „Najwybitniejsze Nagranie Muzyki Polskiej” Fryderykami w 2016 roku, przez Gramophone Magazine wyróżnieniem- “Editor’s Choice (wrzesień 2015) i przez magazyn Presto Classical uznaną za najlepszą Płytę 2015 roku i Płytą Tygodnia (sierpnia 2015) stała się płyta:

  • Lutosławski: Piano Concerto, Symphony No. 2” w wykonaniu Krystiana Zimermana i orkiestry Berliner Philharmoniker pod batutą Simona Rattle’a, wydany przez Deutsche Grammophon w 2015 roku, został nagrany w Großer Saal Berlińskiej Filharmonii [5] we wrześniu 2013.


Koncert fortepianowy Witolda Lutosławskiego, który został skomponowany z myślą o Krystianie Zimermanie, a ukończony w 1988 roku, sześć lat przed śmiercią kompozytora, należy na pewno obok koncertu Ligetiego do najważniejszych od czasów Bartóka kompozycji na fortepian i orkiestrę. Zimerman dał pierwszy występ na festiwalu w Salzburgu w tym samym roku, a nagrał go dla Deutsche Grammophon w 1989 z kompozytorem prowadzącym BBC Symphony Orchestra, ale że Zimerman regularnie wykonuje ten koncert, wciąż udoskonala swoją interpretację, a więc nie dziwi nikogo, że ponownie przedstawia tę kompozycję melomanom prawie ćwierć wieku później. To nowe nagranie sprawia, że dzieło lepiej zrealizowane przedstawia błyskotliwą grę Filharmoników Berlińskich, która jest równie drobiazgowo szczegółowa, jak precyzyjna gra na fortepianie. Relacje między solistą a orkiestrą są najwyższych lotów. Niezmiernie ważne jest również wykonana na żywo przez Rattle’a i orkiestrę kluczowa kompozycja z wcześniejszej fazy kariery Lutosławskiego- II Symfonii, ukończonej w 1967 roku. Było to pierwsze tak duże dzieło orkiestrowe, w którym zastosowano jego technikę kompozytorską „aleatoryzmu ograniczonego”, kompromis, jaki Lutosławski zawarł między ideami przypadku Johna Cage’a, a kontrolą, którą jako kompozytor musiał zachować nad swoim materiałem muzycznym. Występ Rattle’a, ekscytujący, oddaje sens pracy jednak eksperymentalnej Lutosławskiego. II Symfonia jest zmierzenie się Lutosławskiego z dość nowym wówczas językiem muzycznym. Ta chłodna, matematyczna kompozycja, pod batutą Simona Rattle’a jest pełna barw i blasku, a słuchając jej, można się domyślać, jak będzie ewoluowała twórczość Lutosławskiego, aż do Koncertu fortepianowego dedykowanego Zimermanowi.

 

Henryk Górecki jest wyjątkiem wśród współczesnych kompozytorów, bo stworzył długi poważny utwór, który stał się hitem. Nagranie jego III Symfonii w wykonaniu zespołu London Sinfonietta z sopranistką Dawn Upshaw zdobyło szczyt brytyjskich list przebojów we wczesnych latach 90.

III Symfonia op. 36 „Symfonia pieśni żałosnych” [6]– trzyczęściowa symfonia Henryka Mikołaja Góreckiego, powstała w okresie od października do grudnia 1976 w Katowicach.

Górecki tak opisał tworzenie Symfonii Pieśni Żałosnych: „’3. Symfonię’ pisałem od 30 października do 30 grudnia 1976 na zamówienie rozgłośni Südwestfunk w Baden-Baden. Prawykonanie odbyło się 4 kwietnia 1977 w ramach XIV Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Współczesnej. Śpiewała Stefania Woytowicz, grała Orkiestra Symfoniczna rozgłośni Südwestfunk pod dyrekcją Ernesta Boura. Symfonia składa się z trzech pieśni. Pierwsza – najdłuższa (ok. 27 minut) – to ścisły kanon przerwany inwokacją sopranu. W temacie kanonu wykorzystałem fragment pieśni kurpiowskiej ze zbiorów ks. Władysława Skierkowskiego. Pieśń druga – najkrótsza – jest rodzajem lamentacji o prostej budowie ABABC. W pieśni trzeciej zastosowałem wariacyjne opracowanie autentycznej melodii ludowej z Opolskiego, ze zbiorów Adolfa Dygacza. Symfonię dedykowałem mojej żonie. Czas trwania około 55 minut.” Symfonia powstała pod wpływem słów wyrytych na ścianie więziennej celi numer 3 pensjonatu Palace przez Helenę Błażusiak: ‘Mamo, nie płacz, nie. Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario’. Dziewczyna została schwytana 25 września 1944 przez Niemców w Schronisku na Lubaniu i więziona przez gestapo w zakopiańskim Palace. Wspomniane słowa prawdopodobnie nawiązywały do ballady z 1919 roku, autorstwa Anny Fischerówny o Jurku Bitschanie:
„…Do swoich znów się rwie. / Rwie się, lecz pada na nowo… / „Ach, Mamo, nie płacz, nie!… / Niebios przeczysta Królowo! / Ty dalej prowadź mnie…”
W symfonii odznacza się przejście od charakterystycznej dla wcześniejszego Góreckiego atonalności do technik bardziej tradycyjnych. Jej premiera miała miejsce 4 kwietnia 1977 na festiwalu w Royan. Dyrygentem orkiestry był Ernest Bour, a solistką Stefania Woytowicz (sopran). W każdej z części sopran śpiewa do słów innego polskiego tekstu. Pierwszym jest XV-wiecznym polski lament maryjny, drugim – wiadomość napisana na ścianie celi w kwaterze Gestapo podczas II wojny światowej, trzecim zaś – śląska piosenka ludowa o matce szukającej syna, poległego w powstaniach śląskich. Części pierwsza i trzecia napisane są z perspektywy matki, która straciła dziecko, część druga z perspektywy dziecka oddzielonego od matki. Tematami dominującymi w symfonii są macierzyństwo oraz separacja spowodowana przez wojnę. Początkowo utwór i jego kompozytor znany był jedynie krytykom i koneserom, głównie jako jeden z twórców powojennej, polskiej muzyki poważnej. Jednak od 1992, kiedy to wydawnictwo Elektra Records opublikowało symfonię (w wykonaniu London Sinfonietta pod dyrekcją Davida Zinmana), trafiła ona na czołowe miejsca amerykańskich i brytyjskich list przebojów zajmujących się muzyką poważną, przynosząc światową sławę swojemu twórcy. Ponad milionowa sprzedaż, która przerosła nakład współczesnych twórców muzyki poważnej, nie przełożyła się na zainteresowanie innymi dziełami artysty. […]

Wydawałoby się, że przebojowa płyta wydawnictwa Nonesuch z interpretacją Davida Zinmana prowadzącego orkiestrę London Sinfonietta z sopranistką Dawn Upshaw, która stała się właściwie kultowa (głównie za sprawą audycji ClassicFM z 1993 roku) zamknie drogę innym wydawnictwom na całe dekady, ale tak się nie stało. W 2006 konkurencyjną edycją stało się wykonanie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia z sopranistką Zofii Kilanowicz poprowadzonych przez Antoniego Witta (Naxos 8.550822).

Podczas gdy Naxos łączy z Symfonią trzy utwory w dawnym stylu, podobnie jak w przypadku wydawnictwa Nonesuch, australijskie nagranie wydane przez ABC Classics (z 2018 roku) oferuje tylko Symfonię III. To wydawnictwo opatrzone jest tytułem- „Górecki: Symphony Of Sorrowful Songs”, a wykonawcami są Yvonne Kenny (sopran) oraz australijskiej Adelaide Symphony Orchestra pod dyr. Takuo Yuasa. Nagrań dokonano w 2000 roku w Adelaide Town Hall.

„Symphony Of Sorrowful Songs”, który już dziś aspiruje do roli klasyka, wydane przez ABC Classics po raz pierwszy w 2002 roku, a ostatnio jako tom 97 z serii „1000 lat muzyki klasycznej” jest naprawdę konkurencyjnym wydawnictwem w stosunku do wersji Antoniego Witta i Davida Zinmana, ale też wśród 22. innych aktualnie oferowanych wersji. Yvonne Kenny rywalizuje udanie z Dawn Upshaw pod każdym względem- wznosi głos o pięknej barwie nad orkiestrą, która jest rzetelnym wsparciem dla solistki. Wyróżnić należy wiolonczele i basy, które w miarę upływającego czasu odtwarzania pierwszej części kompozycji stają się sugestywniejsze niż inne grupy instrumentów. Istotne znaczenie ma druga część Symfonii, a w niej Yvonne Kenny i orkiestra są odpowiednio bardziej tonowani. Tempo narzucane przez dyrygenta Takuo Yuasa jest szybkie- większe niż w nagraniu London Sinfonietty pod batutą Davida Zinmana, ale na pewno tempo nagrania ABC nie robi wrażenia zbyt szybkiego, raczej to inne są zbyt wolne… Finał przebiega również szybciej niż pierwsze nagranie tej Symfonii wydane przez Nonesuch. Wersja Kazimierza Korda z Filharmonią Warszawską jest jeszcze czasowo dłuższa.

Recenzent Classics Today [7]– Victor Carr Jr w lutym 2002 roku napisał: “Cieszy gdy stosunkowo nowe dzieło orkiestrowe stało się „hitem”, gromadząc publiczność na całym świecie i wielość nagrań prawie tak licznie, jak te z symfoniami Mahlera. Oczywiście nie wiadomo, czy III Symfonia Góreckiego za sto lat przepełni katalog płyt CD […]. Nie ma co gadać, że symfonia gra właściwie sama, w pewnym sensie przeciwstawiając się „interpretacji”. Dlatego biorąc pod uwagę porównywalne siły wykonawcze, niewiele jest rzeczy, które pozwalają odróżnić jedną interpretację od drugiej. Mimo to nagranie Takuo Yuasy jest jednym z najlepszych, jakie pojawiły się do tej pory. Maksymalnie wykorzystuje dźwięczne niskie struny [orkiestry] Adelaide Symphony w długiej, hipnotycznej pierwszej części, znacznie wzmacniając inspirowaną przez muzykę grawitację. Bogaty głos Yvonne Kenny sprawia, że ​​jej pieśń wyraźnie przenika przez orkiestrę. Jej głęboko szczery śpiew, być może mniej anielski niż Dawn Upshaw na płycie Zinmana, niemniej jednak przekazuje pasję tej muzyki. Uzupełnieniem tego jest bardzo skupiona, intensywna lektura Yuasy i chociaż jest o kilka minut krótsza niż konkurencyjne wersje, nie poświęca ani odrobiny promienistej mocy dzieła. Wreszcie, nagranie idealnie oddaje brzmienie orkiestry w bogato rezonującej akustyce Adelaide Town Hall. W katalogu, który już obfituje w świetne Trzecie Góreckiego, nowe wydawnictwo ABC Classics pięknie się wyróżnia.
Czy warto szukać wydania ABC Classics? O tak! Dzieło Góreckiego zasługuje, żeby mieć nawet kilka wersji, ale gdybym miał namawiać do zakupu tego jednego to raczej wskazałbym interpretację Australijczyków, bowiem jest lepiej brzmiącą i jednocześnie nie gorzej wykonana niż dla przykładu Symfonia w interpretacji Antoniego Witta z NOSPR’em.

Wytwórnia Nonesuch po przebojowej III Symfonii op. 36 Henryka Mikołaja Góreckiego (z 1992 roku) wydała trzy jego kompozycje-  „Kleines Requiem für eine Polka / Harpsichord Concerto / Good Night”, w wykonaniu również London Sinfonietty pod dyr. Davida Zinmana (Kleines Requiem Für Eine Polka) z solistką Dawn Upshow (sopran) oraz z zespołem String Orchestra pod dyr. Markusa Stenza z Elżbietą Chojnacką (klawesyn). Płyta została wydana w 1995 roku, a nagrania odbyły się w dwóch miejscach: w Henry Wood Hall, (Londyn, Anglia) oraz  w kościele All Saints (Surrey, Anglia).

Trzy prezentowane utwory na płycie „Kleines Requiem für eine Polka / Harpsichord Concerto / Good Night” [8],  oddają stylistyczne cechy, które przyniosły Góreckiemu wraz z III Symfonią międzynarodową sławę: bezpośrednia, szczera i zapadająca w pamięć. Eksperymentalne, ale mocno osadzone w zachodniej tradycji koncertowej, te stale rozwijające się, medytacyjne utwory wykorzystują klasyczne formaty requiem i koncertu jako trampolinę do mistycznego, minimalistycznego podejścia, z którego słynie kompozytor.
Steve Schwartz z portalu Classical Net płytę z trzema utworami Góreckiego w ten sposób opisał: „…Bardzo długo zajęło mi zrozumienie tytułu ‘Kleines Requiem für eine Polka’. Co mógł mieć na myśli Górecki? Górecki nie wydaje mi się żartobliwy artystycznie, a już na pewno nie – gdy dzieło jest bardzo podniosłe. Praca nie zawiera niczego, co przypominałoby polkę. Ponieważ jednak „polka” oznacza „Polkę”, praca może być osobistą pamiątką. David Drew, komentator albumu, wyznaje, że też nie ma pojęcia, a w każdym razie Górecki nic nie mówi na ten temat. Dość wyraźnie jednak Górecki posługuje się muzyczną ikonografią requiem i nabożeństw za zmarłych, a zwłaszcza ideę bijącego dzwonu i piśmiennictwa instrumentalnego sugerującego śpiew i chorał. Bardzo poważnie podchodzi do tej części. Utwór przebiega z poczuciem upływającego czasu, dobrze rozpoznanym znawcom twórczości  tego kompozytora. Tekstury, choć piękne, są bardzo smukłe, często ograniczające się do jednego lub dwóch instrumentów. Część pierwsza wprowadza dzwonek i pieśń – raczej nie temat, ale interwał, tercję małą. Część druga prezentuje bardziej gniewną wersję pierwszej przez mniej więcej połowę jej długości. Gniew przechodzi w dzwon wieszczący śmierć przez fortepian, z którego wyłania się śpiew klarnetowy, zbliżony kształtem do śpiewu w części pierwszej. Całość kończy nuta chorału, przypominająca mszę w cerkwi prawosławnej. […] Utwór kończy się pomysłem na chorał. Odkryłem, że ten utwór we mnie wrasta, gdy słuchałem go w kółko. Co dziwne, utwór, w którym jest tak mało pomysłów i powtarzanych bez zmian, z kolejnymi przedstawieniami intryguje. Przeszedłem od nudy do „to jest piękne”. […] Górecki, kompozytor o znakomitej technice, sprowadzając swoje idee do bezkształtnego owocu, staje się nie mniej skomplikowany, ale charakter tej złożoności zmienia się z mechanicznego (złożone środki) na mistyczny (proste środki, złożone emocje). Mój sekret to: najbardziej uwielbiam w klawesynie ten niesamowity brzęk, jaki wydaje, gdy uderza się w jego klawisze. Dźwięk przyciągnął mnie od razu i nigdy nie straciłem do niego sympatii. Dlatego koncert Góreckiego to dla mnie czysta radość. To studium w ostinato (po włosku „uparty”), jasno określone zdanie powtarzane w kółko. Cała sztuka pisania takiego utworu polega na tym, żeby wiedzieć, kiedy się ma zmienić, a Górecki tworzy cudownie subtelne zmiany w swoich ostinatach. Spektakl emanuje energią, zarówno ze strony solisty, jak i instrumentów smyczkowych. Ostatnia część przemalowuje elementy tańca ludowego. Dla mnie to ekscytujące. […] Good Nightby’ uważam za dość odstręczający utwór i kolejną pracę „na pamiątkę”. Przez większą część jego długości jedynymi dwoma instrumentami grającymi (głównie unisono) są flet altowy i fortepian. Co więcej, pianista zawsze ma wciśnięty pedał sostenuto, więc otrzymujemy małe chmury „po-harmonii” składające się z zaniku linii melodycznej. […] Tempo jest pełzaniem, praktycznie bez żadnych zmian rytmicznych. W porównaniu z tym ‘Kleines Requiem’ wydaje się naprawdę bogaty. W Good Night’ słyszę, jak umysł prawie się wyłącza podczas obsesyjnego powtarzania różańca – szukając odrobiny nieba lub własnej duszy. […] Wejście tam-tamów w części trzeciej przywołuje głębiny ziemi i dzwon pogrzebowy. […] Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tym myśleć. Jednak wykonawcy podejmują heroiczny wysiłek – szczególnie pianista John Constable – wywołując pianissimo w tempie tak powolnym, że jest prawie sezonowy. Nie wyobrażam sobie występu, który byłby lepszy od tego. Jest tak dobry, tak intensywny, że nie pozwala mi po prostu oderwać się od pracy. Muszę to ponownie posłuchać.”
„Kleines Requiem futro eine polka” i „Koncert na Klawesyn” to bardzo oryginalne kompozycje pełne energii i radości (choć może dziwne się wydaje w przypadku requiem), ale z chwilami spokoju. Uważam, że te utwory są niezbędne dla poznania talentu wspaniałego kompozytora- Góreckiego. „Good Night” przydługi i senny, ale zapewnia kontrast wobec przepełnionych energią pozostałych utworów na płycie. Górecki jest znakomitym kompozytorem, który stworzył wiele więcej niż słynną trzecią symfonię!

 

 


[1] Według:

[2] Według notatki wydawcy, autorstwa Jana Popisa.

[3] O sali koncertowej Akademii Muzycznej w Katowicach przeczytać można w artykule: „sale koncertowe / studia nagrań (część piąta)

[4] Według:

[5] Großer Saal Filharmonii Berlińskiej została opisana w artykule: „sale koncertowe / studia nagrań (część czwarta)

[6] Według:

[7] Według:

[8] Według:


Wróć do części pierwszej artykułu >>

Kolejne rozdziały: