Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział trzydziesty siódmy, część 2)

Zespołom lub solistom kontynuującym hard rock’owy styl przypisywano nie do głównego nurtu lecz do jego modyfikacji, które otrzymywały nowe nazwy: thrashmetal, speed metal czy grunge .

 

Albumem, który został wydany w okresie tzw. boomu na grunge, wspólnie z albumami Nevermind Nirvany i Ten Pearl Jamu uznawany za wydawnictwo, które wprowadziło nurt grunge do mainstreamu jest „Badmotorfinger” grupy Soundgarden. Został wydany przez A&M Records w październiku 1991 roku, a sesje nagraniowe odbyły się w Bear Creek Studio w Woodinville (produkcją zajął się Terry Date) w składzie personalnym: Chris Cornell (wokal, gitara), Kim Thayil (gitara elektryczna), Ben Shepherd (gitara basowa) i Matt Cameron (perkusja).


Trzeci album w katalogu płytowym Soundgarden, uplasował się na wysokich miejscach, w różnych zestawieniach, a w 1992 roku, został nominowany do nagrody Grammy w kategorii Best Metal Performance. Do tej pory płyta dwukrotnie „pokryła się platyną” na terenie Stanów Zjednoczonych.
„Badmotorfinger”, obecnie uważany za klasyka rocka, ale też jeden z mniej grunge’owych albumów wydanych na początku lat 90. choć był komercyjnie przyćmiony przez album następny– „Superunknown”, który był bardziej przebojowy (trzy single z tej płyty: „Rusty Cage”, „Outshined” i „Jesus Christ Pose”, taką opinię potwierdziły), to okazał się znakomitym albumem metalowym, bez słabych momentów i bardzo równym pod względem jakości artystycznej.
Steve Huey, recenzent AllMusic, tak opisał ten album: „Dążąc do popularnego przełomu swoim drugim albumem wydawanym przez duże wytwórnie, Soundgarden nagle rozwinęło swoje rzemiosło, w wyniku czego ‘Badmotorfinger’ stał się ich najbardziej w pełni zrealizowanym albumem do tego momentu. Prawie wszystko w ‘Badmotorfinger’ jest krokiem naprzód w stosunku do swoich poprzedników – produkcja jest ostrzejsza, a muzyka bardziej ambitna, podczas gdy pisanie piosenek staje się skokiem w wyrazistości i spójności. W ten sposób zespół znosi mroczne meandry, które często dręczyły ich w przeszłości, zmieniając się ze szczupłej w muskularną postać, która sygnalizowała ich wstąpienie do wielkiej ligi rocka. Powszechna mądrość głosi, że pomimo sprzedaży ‘platynowo’, ‘Badmotorfinger’ zaginął pośród przebojowego sukcesu ‘Nevermind’ i ‘Ten’ (wszystkie zostały wydane mniej więcej w tym samym czasie). Ale faktem jest, że chociaż wszystkie są świetnymi płytami, ‘Badmotorfinger’ jest znacznie mniej dostępny w porównaniu z nimi. Nie żeby nie był melodyjny, ale też brzmi w pokręcony sposób i sękaty, pełen dysonansowych riffów, niemożliwych rytmów, wyjących teksturowych solówek i dziwnych, brzęczących tonacji. To zaskakująco intelektualna i artystyczna muzyka jak na zespół zabiegający o publiczność mainstreamowego metalu, ale atakuje z wielką precyzją. Częściowo jest to spowodowane obecnością nowego basisty Bena Shepherda, który daje zespołowi gęstszy rytmiczny fundament, a ponadto natychmiast przejmuje obowiązki związane z pisaniem piosenek zmarłego Hiro Yamamoto. Ale widać, że cały zespół znacznie rozszerzył zakres swoich ambicji. A ‘Badmotorfinger’ spełnia je, łącząc wszystkie wątki brzmienia zespołu w dojrzałą, pewną siebie, dobrze napisaną płytę. To ciężki, wymagający hard rock, pełen intelektualnej wrażliwości i złożonej gry zespołowej. A dzięki kolejnemu albumowi Soundgarden nauczy się, jak sprawić, by był on w pełni dostępny również dla mainstreamowej publiczności.”

 

Z inicjatywy Chrisa Cornella– wokalisty Soundgarden, oraz muzyków zespołu Pearl Jam powołano zespół Temple of the Dog dla zrealizowania jednorazowego projektu muzycznego muzyków z Seattle, którego rezultatem było nagranie płyty pod tym tytułem „Temple of the Dog”. Ta grunge’owa supergrupa muzyczna powstała w 1990. Zespół wydał swój jedyny album, w kwietniu 1991 roku nakładem A&M Records. Sesje nagraniowe odbyły się w listopadzie i grudniu 1990 roku w London Bridge Studios w Seattle w stanie Waszyngton, z producentem Rakeshem „Rickiem” Parasharem. Chociaż w momencie wydania zdobył uznanie krytyków muzycznych, album nie zdobył wielkiej popularności aż do 1992 roku, kiedy to sukcesy zespołu Pearl Jam zwróciły uwagą fanów na wcześniejszą produkcję.

Materiał na płytę, w zamierzeniu muzyków: Chrisa Cornella (wokal prowadzący, banjo, harmonijka, gitara rytmiczna), Eddiego Veddera (wokal prowadzący, wokal wspierający), Jeffa Amenta (gitara basowa), Stone’a Gossarda (gitara elektryczna, gitara slide, gitara akustyczna), Mike’a McCready’ego (gitara elektryczna), Matta Camerona (perkusja) i Ricka Parashara (organy, fortepian, produkcja, mastering), miał być hołdem dla Andy’ego Wooda, wokalisty zespołu Mother Love Bone.

Andy Wood był jednym z najbardziej znanych muzyków sceny rockowej Seattle, uzależniony od narkotyków, został znaleziony w stanie śpiączki po przedawkowaniu heroiny na dwa tygodnie przed ukazaniem się debiutanckiego albumu zespołu Mother Love Bone- „Apple”. Już nie odzyskał przytomności. Jego śmierć 19 marca 1990 była ogromnym ciosem dla wszystkich jego przyjaciół. Chris Cornell, który mieszkał w tym czasie z Andym, napisał, by dać upust smutkowi po stracie przyjaciela, utwory: „Reach Down” i „Say Hello 2 Heaven”. Tak rodził się pomysł nagrania hołdu dla zmarłego przyjaciela, a gdy Stone Gossard i Jeff Ament zgodzili się na wspólne nagrania to sesja stawała się całkiem realna. Do trzech muzyków dołączyli Matt Cameron (Soundgarden), Mike McCready i Eddie Vedder. Album został nagrany w 15 dni. Nagrany materiał był zdominowany przez melodyjne utwory o tempach wolnych bardzo inne niż te do jakich przyzwyczaił Cornell grając z Soundgarden. Wszystkie teksty napisał Cornell, natomiast przy komponowaniu pomogli w trzech przypadkach Stone Gossard i Jeff Ament.
Recenzent AllMusic- Steve Huey opisał płytę tymi słowami: „Samotny album ‘Temple of the Dog’ z udziałem członków Soundgarden i tego, co wkrótce miało stać się Pearl Jam’em, mógłby nigdy nie dotrzeć do szerokiej publiczności, gdyby nie przełomowy sukces Pearl Jam rok później. Z kolei Temple of the Dog, dając pierwszy wgląd w bardziej bezpośrednią, inspirowaną klasycznym rockiem, stronę Chrisa Cornella, pomogło przygotować grunt pod przełom w mainstreamie Soundgarden wraz z ‘Superunknown’. Prawie każdy członek-założyciel Pearl Jam pojawia się w ‘Temple of the Dog’ (w tym nieznany wówczas Eddie Vedder), więc może nie jest zaskoczeniem, że płyta brzmi jak pomost między teatralnymi spektaklami Mother Love Bone z lat 70. i niesamowitą powagą Pearl Jam. Zaskakujące jest jednak to, że Cornell jest dominującym kompozytorem, piszącym muzykę do siedmiu z dziesięciu utworów (i teksty do wszystkich). Mając na uwadze, że poprzedni album Soundgarden był przerośniętym metalicznym miazmatem Louder Than Love, przystępnie ciepłe, stosunkowo czyste brzmienie Temple of the Dog jest nieco szokujące, a jego łagodniejsze momenty są drobnymi rewelacjami pod względem umiejętności pisania piosenek Cornella. Nie chodzi tylko o sam zespół – pokazuje więcej emocji niż kiedykolwiek wcześniej, a jego melodie i struktury utworów to (w większości) czysty, vintage’owy hard rock. Właściwie to prawie tak, jakby starał się pisać w stylu Mother Love Bone – co ma sens, ponieważ Temple of the Dog był hołdem dla zmarłego piosenkarza tego zespołu, Andrew Wooda. Nie każda piosenka tutaj jest bezpośrednio związana z Woodem; po zarejestrowaniu kilku konkretnych elegii dodatkowy materiał szybko wyrósł z naturalnej chemii grupy. W rezultacie przez większą część albumu panuje bardzo luźna, zorientowana na dżem atmosfera i chociaż momentami zdecydowanie meandruje, rezultatem jest bardziej bezpośredni emocjonalny wpływ. Siłą albumu są żałobne, elegijne ballady, ale dzięki spontanicznej twórczej energii zespołu i odpowiednio ciepłemu brzmieniu przenika go zdecydowana, afirmująca życie aura. To może wydawać się paradoksem, ale weź pod uwagę powiedzenie, że pogrzeby są bardziej dla żywych niż umarłych; Temple of the Dog pokazuje przyjaciół Wooda, którzy przezwyciężają smutek i znajdują siłę, by iść dalej.”

 

Mother Love Bone – zespół grunge’owy z Seattle aktywny przez dwa lata- od 1988 do momentu śmierci lidera Andy’ego Wooda w 1990. Mother Love Bone powstało z inicjatywy byłych członków zespołu Green River- Stone’a Gossarda, Jeffa Amenta i Bruce’a Fairweathera, ex-wokalisty Malfunkshun – Andrew Wooda oraz ex-perkusisty Ten Minute Warning i Skin Yard Grega Gilmore’a. Grupa bardzo szybko stała się popularna w Seattle dzięki dużej ich aktywności  w miejscowych klubach. W 1989 zespół podpisał kontrakt z wytwórnią PolyGram i w niedługi czas później wydali swoją pierwszą EP „Shine”, która była jednym z pierwszych wydawnictw wśród zespołów z Seattle wydanych przez dużą wytwórnię płytową.

Płyta łatwo się sprzedawała, zespól stawał się coraz popularniejszy. Pod koniec 1989 grupa nagrała swoją pierwszą długogrającą płytę „Apple”. Wokalista Mother Love Bone nie doczekał wydania ich debiutanckiej pełnej płyty. Wraz ze śmiercią wokalisty rozpadła się również grupa Mother Love Bone. Reedycja płyt „Shine” i „Apple” w formie CD nastąpiła w ramach kompilacji w roku 1992 o tytule „Mother Love Bone” (znanym również jako „Stardog Champion”). Podwójne CD (na dysku 2 znalazły się utwory bonusowe) wydała wytwórnia Stardog / Mercury Records.


Te dwie (i jedyne) płyty zespołu Mother Love Bone zespołu stały się obowiązkowe dla fanów grunge. Nie wyłącznie z powodu połączenia EP z ich jedynym wydanym albumem „Apple” album „Stardog Champion” stał się niezbędnym zakupem dla każdego fana sceny grunge, bo za taką opinią stoi też jakość muzyki zawartej w tym wydawnictwie. Prowadzona przez charyzmatycznego frontmana Andrew Wooda Mother Love Bone znalazła się w czołówce sceny muzycznej w Seattle pod koniec lat 80.. Wood i reszta zespołu nigdy nie traktowali zbyt poważnie swojej działalności estradowej, raczej chcieli się dobrze bawić, a ich piosenki były tego dowodem. Pomimo kilku uduchowionych ballad, większość ich muzyki była optymistyczna z elementami glam rocka, a także odrobiną ostrego grunge’u. Ich muzyka była opatrzona zabawnymi tekstami, które były doskonałym przykładem dużego ich poczuciu humoru. Mother Love Bone potrafili również napisać piękne sentymentalne i emocjonalne teksty, na przykład: „Crown of Thorns”, „Stargazer” i „Man of Golden Words”. Brzmienie Mother Love Bone jest nietypowe dla środowiska muzycznego ze Seattle, ponieważ kładzie się duży nacisk na glam-rock, biorąc pod uwagę to, że trzech członków zespołu miało duży wpływ na tworzenie grunge’owego brzmienia, będącego antytezą glam rocka! Jedna też wiele elementów jakie słyszy się w muzyce Mothers Love Bone takie jak: wirujące, przesterowane solówki i brudne riffy, pojawiają się w późniejszych utworach Soundgarden, Alice in Chains i Pearl Jam.
Album „Apple”, który w dużej części tworzy „Stardog Champion”, został wydany w 1990 roku, kilka tygodni po tym, jak Andrew Wood śmiertelnie przedawkował heroinę. Zwykło się zastawiać jak śmierć takich postaci jak Jimi Hendrix i Kurt Cobain, zmieniła oblicze muzyki rockowej… Utrata Andrew Wooda dała w konsekwencji (bardzo prawdopodobnie) światu Pearl Jam, a moze Alice In Chains i Soundgarden wciąż graliby w thrash metalowym stylu? Do szalonej eksplozji Nirvany pozostał jeszcze rok kiedy Mother Love Bone wydała bardzo dobry swój album. Charakterystyczne jest to, że zespół czerpał z szerokiej gamy wpływów i stworzył niesamowicie znajome brzmienie z perspektywy czasu, bowiem większość instrumentalistów Mother Love Bone wkrótce trafiła do Pearl Jam i Temple Of The Dog, chociaż egzotyczna tonacja i teatralny wokal nie pasują do tego, co Soundgarden i inne zespoły Seattle zrobili po roku 1990. W śpiewanych refrenach i balladach jest wyraźny wpływ rocka z lat 70-tych. Poczucie zabawy Mother Love Bone ujawnia się w psotnym charakterze Wooda, jego głos jest charyzmatyczny- podobny do Roberta Planta czy Freddiego Mercury’ego. Piosenki są „infekujące”- refreny na „Stardog Champion” i „Holy Roller”, pozostaną w pamięci słuchacza przez wiele dni, z kolei „Crown of Thorns” ma posępną atmosferę, która oddaje stan znużenia. Album jest jednym z takich, w których trudno znaleźć piosenki poniżej średniej klasy, ale też jego część  niczym szczególnym się nie wyróżnia, brak też eksperymentalnych utworów w rodzaju tych jakie spotkać można w dużo późniejszym  „Superunknown” Soudgarden. Albumy takie jak „Dirt” i „Nevermind”, które są mocno kojarzone grunge, trudno byłoby sobie wyobrazić jak by one brzmiały gdyby „Apple” je nie uprzedził.  Debiutancka EP-ka, „Shine” z marca 1989 roku reprezentowała stylistyczną fuzję członków trzech znanych zespołów z Seattle: Stone’a Gossarda, Jeff Amenta i Bruce’a Fairweather z Green River, Grega Gilmore’a z Ten Minute Warning i Andrew Wooda z Malfunkshun. Malfunkshun był zespołem, który przyciągnął uwagę ze względu na niezwykłą osobowość sceniczną Wooda- nosił makijaż klauna i stroje damskie, a jednocześnie potrafił śpiewać i to z ciepłem, które zachęcało publiczność do zaangażowania w czasie występów zespołu. Jego teksty były wnikliwe i prowokujące do myślenia. Malfunkshun nie stał się na tyle popularne żeby zainteresować wydawców płyt, więc kiedy te trzy zespoły upadły w wyniku jam session, utworzyły Mother Love Bone. Wydana przez Polydor EP-ka pokazała talent wokalisty i pozostałych członków nowostworzonej grupy. Gossard i Ament brzmieli już jak Pearl Jam, który powstanie po rozpadzie Mother Love Bone. Wood był płodnym autorem. Cornell opowiadal: „Był tak płodny i w czasie, w którym napisałem dwie piosenki, on mógł napisać dziesięć i wszystkie były hitami”. „Shine” przyniósł całe bogactwo różnych stylów muzycznych opartych na silnym groove. W sekcji „Shine”, nie są tak ciężkie utwory jak z repertuaru innych zespów grunge. Linia basu Amenta z „Thru Fade Away” naprawdę nadaje ton temu, co ma dopiero nadejść, a Gossard i Fairweather produkują świetne hardrockowe riffy, natomiast wokal Wooda nabiera ostrzejszego tonu. Treść liryczna nadal pozostaje lekka. Korzenie grunge’u słychać zwłaszcza w. „Half Assed Monkey Boy” i „Mind Shaker Meltdown”. Oba utwory łączą humorystyczne teksty z brudnymi hard rockowymi riffami. „Shine” kończy się balladą „Chloe Dancer / Crown of Thorns”, która brzmi bardzo podobnie do typowej ballady Guns n Roses. Shine otrzymał pozytywne recenzje po jego wydaniu. Ten kompilacyjny album jest prawdopodobnie jedyną szansą na zdobycie nagrań z tej EP-ki, po przeszukaniu internetowych sklepów i portali aukcyjnych odkryłem tylko kilka kopii z drugiej ręki, ale w sklepach ani jednej.

 

Screaming Trees, mimo bardzo przychylnych opinii krytyków muzycznych, nigdy nie osiągnął statusu gwiazdy. Ich brzmienie łączyło w sobie psychodelię rodem z lat 60. XX wieku i punk rock z zachodniego wybrzeża USA. Działał przez niewiele ponad dekadę od 1985 roku. Prawdopodobną przyczyną rozpadu grupy było zarówno komercyjne niepowodzenie albumów jak i poboczne projekty członków zespołu a także ich kariery solowe. Najlepiej sprzedającym się albumem grupy był „Sweet Oblivion” z marca 1992 roku, wydany przez Epic Records.

„Sweet Oblivion” wyprodukowany przez Dona Fleminga album został zmiksowany przez Andy’ego Wallace’a, który nadał komercyjnego blasku „Nevermind” Nirvany. To prawdziwy klasyk z epoki grunge.
Recenzja Steve’a Hueya z AllMusic mówi: „The Screaming Trees przebiło swój debiut w dużej wytwórni, Uncle Anesthesia, tym solidnym, mocno niedocenianą pracą. Główny singiel ‘Sweet Oblivion’, skoczny hard rocker ‘Nearly Lost You’, okazał się punktem kulminacyjnym na niezwykle udanych ścieżkach dźwiękowych singli, której motywem przewodnim jest Seattle. Ale chociaż Screaming Trees całkiem nieźle wypadły na tle ich bardziej znanych rówieśników w tym konkretnym pokazie, ekspozycja nie uczyniła ich gwiazdami. Być może dlatego, że Sweet Oblivion zostało wydane kilka miesięcy przed wydaniem singli, przez co zespół nie mógł zbudować poczucia oczekiwania na wydanie nowego albumu, tak jak Alice in Chains i Smashing Pumpkins zrobiły odpowiednio dla ‘Dirt’ i ‘Siamese Dream’; nie mogli też skorzystać z dodatkowej reklamy, która towarzyszy nowym wydaniom. Z jakiegoś powodu single nie przyspieszyły sprzedaży ‘Sweet Oblivion’, ponieważ ten ostatni zajmował tylko dolne partie list przebojów Billboardu. A szkoda, bo płyta jest dobra – najlepsze piosenki tutaj z łatwością należą do najlepszych w ich katalogu, a ich pisanie było jak dotąd najbardziej spójne. „Nearly Lost You” jest oczywiście wyjątkowy, ale „Dolar Bill”, „Shadow of the Season” i „Butterfly” są prawie tak samo imponujące. Chrapliwy głos Marka Lanegana wyraża znużoną tęsknotę, która dodaje nieoczekiwany wymiar do macho-psychicznego grunge’u grupy. The Trees nie brzmią już tak punkowo, zamieniając część swojej wczesnej, hałaśliwej furii na bardziej zadłużony hard rockowy dźwięk z lat 70., ale jest to zrobione z pełną gracji mocą, która dowodzi, że byli przynajmniej równi swoim bardziej znanym kolegom. Niestety, czteroletnia przerwa między Sweet Oblivion a jego następcą, Dustem, sprawiła, że zespół na zawsze zostanie zdegradowany do statusu kultowego.”

 

W roku 1994 gitarzysta grupy Pearl Jam Mike McCready udał się do Minneapolis na leczenie odwykowe. Tam spotkał basistę Johna Bakera Saundersa, występującego wówczas z zespołem The Lamont Cranston Band. Po powrocie do Seattle, obaj muzycy zaprosili do współpracy perkusistę grupy Screaming Trees Barretta Martina. Następnie rozpoczęli wspólne próby. McCready zaprosił do zespołu wokalistę grupy Alice in Chains Layne’a Staleya, który w tym czasie zakończył leczenie z uzależnienia od heroiny. Po skompletowaniu składu, muzycy rozpoczęli ze sobą odbywać regularne próby. Podczas wspólnego grania, na próbach powstały takie utwory jak „Wake Up” oraz „River of Deceit”. Po ukończeniu prób, Staley został głównym wokalistą w zespole, który został przez muzyków nazwany Mad Season [1]. Pomimo odbytych tylko trzech prób, McCready w październiku 1994 roku zorganizował w klubie Crocodile Cafe nigdzie niezapowiadany koncert zespołu. Występ okazał się bardzo dużym sukcesem, więc grupa zorganizowała jeszcze dwa dodatkowe koncerty w tym samym miejscu. Podczas występów, powstał nowy utwór, zatytułowany „Artificial Red”.Pod koniec 1994 roku, zespół wszedł do studia Bad Animals, aby nagrać materiał na debiutancki album długogrający.

Sesja nagraniowa trwała łącznie 10 dni. W nagraniach grupę wspomagali wokalista grupy Screaming Trees Mark Lanegan, który wystąpił gościnnie w dwóch utworach, wspomagając wokalnie Staleya, oraz Eric Walton który zagrał na saksofonie. Ponadto w nagraniach brał udział inżynier dźwięku znany ze współpracy z grupą Pearl Jam, Brett Eliason, którego do współpracy zaprosił McCready. Masteringiem albumu zajął się Howie Weinberg w Masterdisk Studio w Nowym Jorku. Muzyka do wspomnianych już utworów „Wake Up” oraz „River of Deceit” powstała w okresie kiedy zespół odbywał ze sobą pierwsze próby. Utwór „Artificial Red” powstał podczas jednej z prób, jakie grupa odbywała w październiku 1994 roku w Crocodile Cafe. Kompozycje „Lifeless Dead” oraz „I Don’t Know Anything” swą premierę miały 8 stycznia za pośrednictwem satelitarnego łącza nadrzędnego. W jednym z wywiadów, gitarzysta Mike McCready tak wspomniał okres przygotowań oraz samych nagrań: „…Całą muzykę Mad Season skomponowaliśmy w przeciągu siedmiu dni. Zarejestrowanie partii wokalnych zajęło Layne’owi zaledwie kilka dni. Jego wokal był dość intensywny. Ćwiczył dwa razy na próbach i cztery razy podczas koncertów. Więc podsumowując, była to najbardziej spontaniczna rzecz w jaką byłem zaangażowany od czasów Temple of the Dog, kiedy to wszystko udało nam się zarejestrować i nagrać w przeciągu czterech tygodni… Z Mad Season było tak że po prostu każdy z nas wszedł do studia z gotową melodią i wszyscy mieliśmy pomysły na granie, i uwinęliśmy się w trzy lub cztery dni.”
McCready odniósł się również do procesu pisania tekstów przez Staleya: „Powiedziałem mu krótko. Możesz robić co chcesz, pisanie tekstów to twoje główne zadanie”.
Tak powstawał jedyny album o tytule „Above” grupy Mad Season, wydany 14 marca 1995 roku nakładem wytwórni fonograficznej Columbia. Trzy miesiące od premiery, album uzyskał certyfikat złotej płyty, przyznanej przez Recording Industry Association of America (RIAA), za sprzedaż ponad 500 tysięcy kopii. Album wypełniło łącznie 10 utworów, autorstwa wszystkich członków zespołu. Za warstwę tekstową odpowiedzialny jest wokalista Layne Staley.

Album w momencie wydania album zajął 24. pozycję zestawienia Billboard 200 (najlepiej sprzedających się albumów). Cechami charakterystycznymi albumu są rozbudowane aranżacyjnie utwory, utrzymane w klimacie rocka alternatywnego, blues rocka, hard rocka, oraz z małymi elementami jazzu i tradycyjnego bluesa. Warstwa tekstowa, autorstwa Staleya, w głównej mierze odnosi się do relacji międzyludzkich. Ponadto w utworach pojawiają się motywy samotności, poczucia odrzucenia, depresji.



W październiku 2012 roku perkusista Barrett Martin zapowiedział w wywiadzie, że 12 marca 2013 roku na rynku ukaże się specjalny box (Deluxe Edition), w którego skład wejdą zremasterowana wersja albumu „Above”, wydanie koncertowe „Live at The Moore” w wersji DVD z poprawioną jakością obrazu, oraz nieopublikowany materiał powstały jeszcze w latach 90. (przygotowanych na drugi album studyjny, który ostatecznie się nie ukazał): „Najbardziej ekscytujące w tym zestawie są trzy piosenki ze słowami Marka Lanegana, w których zresztą też zaśpiewał. Nagrywaliśmy je z myślą o drugiej płycie, której nigdy nie dokończyliśmy ponieważ Baker i Layne umarli. Pozostałe dwa numery są ode mnie i Mike’a. Jest jeszcze kawałek, który napisał dla nas Peter Buck. To trzy najcięższe i najpiękniejsze piosenki Mad Season. Wiem, że Bakerowi i Layne’owi by się podobały”. Trzypłytowy zestaw posiada pełnokolorową broszurę kolekcjonerską z wcześniej nie widzianymi zdjęciami z występów oraz esejem Barretta Martina opowiadającym o życiu Staleya i Saundersa oraz historii zespołu. Edycja „Deluxe” została opracowana pod nadzorem producentów Martina i McCready’ego. A przez fakt uwzględnienia wielu nagrań koncertowych, a także materiały bonusowe, jest to chyba definitywny przegląd krótkiej (ale nie do przecenienia) kariery Mad Season. Joe Gastwirt umiejętnie zremasterował album i koncerty do tej publikacji. Płyta pierwsza zawiera oryginalny album plus niewydany akustyczny instrumentalny utwór zatytułowany „Interlude”, 3 nowe utwory z niedokończonego drugiego albumu zespołu z nowo nagranym wokalem i tekstem Marka Lanegana oraz zremiksowaną wersję coveru Johna Lennona „I Don’t Wanna Be A Soldier”. Płyta druga zawiera pełny zestaw audio z historycznego występu zespołu w Moore Theatre w Seattle 29 kwietnia 1995 roku, zremasterowany z dźwiękiem stereo. Trzecia płyta w formacie DVD zawiera pierwsze oficjalne wydanie DVD „Live at The Moore”- ostatniego koncertu w historii Mad Season. Ten film został nie tylko zremiksowany i zremasterowany, ale także zmontowany przez reżysera Duncana Sharpa, aby uzyskać piękną nową prezentację podobną do dokumentu, nadając programowi zaktualizowany wygląd, jakby widz był tej nocy w pokoju. W zestawie są również cztery występy, których nigdy nie widziano, w tym ulubiony przez fanów „Wake Up”. Przedstawiono również pełny koncert zespołu z sylwestrowego występu 1995 w RKCNDY w Seattle (który został nakręcony przez współpracowników zespołu, aby z bliska i intymnie przyjrzeć się zespołowi) oraz oba występy z Self-Pollution Radio, jeden nowo zredagowany.

Recenzent Stephen Thomas Erlewine z AllMusic Review entuzjastycznie opiniował: „Pomyśl o jednorazowej supergrupie z Seattle Mad Season jako o grunge’owej wersji trzeźwego życia. Gitarzysta Mike McCready, najlepiej znany jako główny sześciostrunowy gitarzysta w Pearl Jam, spotkał basistę Johna Bakera Saundersa podczas odwyku, a obaj połączyli siły z perkusistą Screaming Trees Barrettem Martinem i wokalistą Alice in Chains, Layne Staley, częściowo w nadziei na przekierowanie piosenkarza na ścieżkę prostą i czystą. Ostatecznie plan się nie powiódł, ale przez krótką chwilę kwartet, który przyjął nazwę Mad Season, miał swój moment jasności utrwalony na albumie ‘Above’ z 1995 roku. W nowoczesnym rockowym radiu wydano singiel – „River of Deceit” – ale ten album zbagatelizował łatwe haczyki i melodię na rzecz burzliwej introspekcji i powolnych ballad, które od czasu do czasu flirtują z bluesem (niekończący się 12-taktowy ‘Artificial Red’, zbalansowany przez riffy distortiono „I Don’t Everything”), ale zwykle nie przywołują niczego poza wilgotnym szlamem Seattle. Mad Season nie jest całkiem pogrążony w najciemniejszych obszarach grunge’u – są na tyle sprytni, by pozwolić saksofoniście nadać kolor „Long Gone Day” – ale brak melodyjności jest trochę uciążliwy na dłuższą metę, zamieniając ‘Above’ w ciężką muzykę nastrojową. W pewnym sensie jest to identyfikator Seattle, który szalał: wszystkie zaangażowane zespoły, poza Saunders’owym Walkabouts i Trees Martina (które były jednak znacznie bardziej popularne niż grupa Saundersa), odniosły komercyjny sukces w 1995 roku, więc mogło uchodzić im na sucho i w pewnym sensie, zrobili to, ponieważ duża wytwórnia faktycznie wydała tę nabrzmiałą część obnażającego duszę ciężkiego rocka. McCready ma mnóstwo miejsca na swoją eliptyczną gitarę, muzycy mają miejsce, by zagłębić się w ich uwodzicielską tonację molową, Staley pisze swój jedyny zestaw oryginalnych tekstów, ale całość wydaje się obojętna i pobłażliwa, co może być odpowiednie dla zespołu traktującego rock & roll jako terapię…”
Zwykle jestem w opinii zgodny z osądami wyrażanymi w AllMusic, ale nie tym razem, a dokładniej w istotnej części, w której Stephen Thomas Erlewine wyraża się krytycznie o melodyjności utworów zarzucając jej małe urozmaicenie… Zawsze dla mnie priorytetem są piękne linie melodyczne, wysublimowane lub przynajmniej zmuszające do uwagi. W przypadku „Above” te trzy aspekty są mocno reprezentowane. Teksty, ważny składnik piosenek, odznaczają się charakterystycznym mrocznym, ulotnym pięknem tekstów Layne’a Staleya-  warstwa liryczna przepełniona jest poczuciem alienacji i świadomości bycia bohaterem tragicznym. Oprawa muzyczna Mike’a McCready’ego, Barretta Martina i Johna Bakera Saundersa zasługuje na same pochwały. A przecież rzadkością jest, w przypadku płyt z nurtu grunge (lub szerzej- rock), by każdy utwór (każdy!) zachwycał swoją urodą… Na płycie „Above” trudno wskazać słabą kompozycję, o ubogiej linii melodycznej albo nienastrojową. A że właściwie nie tyle trudno wskazać co wręcz jest to niemożliwe, to nie pozostaje nic innego tylko

 


[1]  Według:


Przejdź do części trzeciej artykułu >>
Przejdź do części czwartej artykułu >>
Przejdź do części piątej artykułu >>
Wróć do części pierwszej artykułu >>

Kolejne rozdziały: