Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział trzydziesty siódmy, część 3)

Przez współczesnych historyków i krytyków Alice in Chains zaliczany był do tzw. Wielkiej Czwórki z Seattle, obok Nirvany, Pearl Jam i Soundgarden. Muzyka Alice in Chains jest w równym stopniu mroczna i ciężka co melodyjna. Odznaczała się różnorodnością brzmienia, sprawiającą, że zespół trudno było przypisać do konkretnego gatunku, choć grupę powszechnie identyfikowano z nurtem grunge’owym, ale też  wzbogacającą swoje brzmienie o  wpływy z szeroko pojętej muzyki metalowej lat 70. Piszę o grupie Alice In Chains w czasie przeszłym, choć istnieje ona po dzień dzisiejszy, ale trudno mi traktować reaktywowany zespół z oryginalnym bez odczuwania żalu po zmarłych dwóch członkach pierwotnego składu, bowiem w 1993 roku przedawkował narkotyki perkusista Mike Starr, a w 2002 roku wokalista Layne Staley.

    • Czterej muzycy: Layne Staley (śpiew), Jerry Cantrell (gitara rytmiczna, gitara prowadząca, gitara akustyczna i gitara dwunastostrunowa, wokal wspierający, talk box), Mike Starr (gitara basowa, wokal wspierająca) i Sean Kinney (perkusja, fortepian), weszli w grudniu 1989 do London Bridge Studio w Seattle, a w kwietniu 1990 do Capitol Recording Studio w Hollywood dla nagrania materiału muzycznego na „Facelift”, debiutancką płytę Alice in Chains, która została wydana 21 sierpnia 1990 nakładem wytwórni Columbia.


Głównymi autorami utworów byli Layne Staley i Jerry Cantrell, a za produkcję odpowiadał Dave Jerden. W London Bridge Studio [1] inżynier dźwięku Ron Champagne przybył do miasta sześć tygodni wcześniej niż Jerden, a że Sean Kinney złamał rękę na miesiąc przed rozpoczęciem procesu rejestracji utworów, do studia ściągnięto początkowo perkusistę Mother Love Bone- Grega Gilmore’a, lecz Jerden nie był zadowolony ze wspólnych efektów, ponieważ muzyk miał problem z rytmem synkopowym. Następnie Champagne zaprosił do studia muzyka sesyjnego Matta Chamberlaina. Po paru dniach uznano, że ten skądinąd wspaniały bębniarz, nie jest typem perkusisty pokroju Seana, który jest bardziej zacięty i thrashowy. Kinney, który podsłuchał rozmowy realizatorów, udał się do warsztatów, gdzie z pomocą piły ściągnął gips ze swojej ręki, po czym wrócił i powiedział: „możemy zaczynać”. Kiedy mocniej uderzał, widać było na jego twarzy ogromny grymas bólu. Aby uśmierzyć ból, perkusista zanurzał rękę w wiadrze z lodem. Jerden przyznawał, że cały proces nagrań przeszedł sprawnie, ponieważ utwory były dobrze opracowane w momencie rozpoczęcia sesji i nie wymagały większych poprawek. Opisując brzmienie albumu, Cantrell w rozmowie z „Rock Beat” twierdził, że „Facelift” miał mieć „ponurą aurę” oraz „być bezpośrednim wskutek atmosfery i zadumy panującej ówcześnie w Seattle”. W wywiadzie dla miesięcznika „Hit Parader” oznajmił, że zespół zajmuje się „brutalną rzeczywistością życia”. Większość utworów na „Facelift” została skomponowana według niskiego strojenia D (ang. drop D) – którego Cantrell nauczył się od Kima Thayila z Soundgarden, wzorując się na kompozycjach „Beyond the Wheel” i „Nothing to Say” – i utrzymana jest w średnim tempie. Jak podkreślał Cantrell w rozmowie z „RIP”, „Facelift” to „po prostu agresywna i energiczna muzyka”. Z kolei Starr porównywał brzmienie albumu do klasycznego Black Sabbath. Muzykę do „Man in the Box” gitarzysta podsumowywał: „Riff do tego numeru chodził za mną przez jakiś czas, ale nigdy go specjalnie nie wykorzystałem. Layne zaproponował kilka rozwiązań jeżeli chodzi o partie wokalu i jakoś poskładało się ten kawałek do kupy. Na naszym wczesnym materiale riff, który idzie z talk boxa, jest jednym z moich ulubionych”. Jak podkreślał, utwór wywołał mieszane uczucia wśród przedstawicieli wytwórni. „Naprawdę nikt nie lubił tej piosenki. Myśleli, że jest zbyt powolna i lamentowa”. „It Ain’t Like That” muzyk skomentował: „Riff do tego numeru był właściwie pomyłką, jaką popełniłem jednego dnia na próbie. Wygłupialiśmy się z Seanem i wymyśliłem ten riff jako żart, ale Sean powiedział tylko – «o, to jest niezłe, zagraj to raz jeszcze». Nie sądziłem, że coś z tego będzie, ale kiedy już zagraliśmy to wspólnie, zdałem sobie sprawę, że to może zadziałać. Żartowałem sobie z tego kawałka i grałem go zazwyczaj z głupkowatym wyrazem twarzy”. Na temat kompozycji „Love, Hate, Love” powiedział: „Ten utwór to nasze arcydzieło. Wokal Layne’a w tej piosence jest po prostu niesamowity. Solówka, jaką nagrałem do tego numeru, jest jedną z moich ulubionych”.
Magazyn AllMusic definiował „Facelift” jako metal alternatywny, grunge, heavy metal i hard rock. Album charakteryzują ciężkie, gitarowe partie, nawiązujące do dokonań wczesnego Black Sabbath, połączone z „brudnym” grunge’owym brzmieniem. Utwory utrzymane są przeważnie w średnich tempach, z mocno zaakcentowanymi rytmami. Mordechai Kleidermacher z czasopisma „Circus” opisywał debiut Alice in Chains jako płytę „pełną egzotycznych melodii, hipnotyzujących riffów oraz ściany dźwięku”. Chris Gill z „Guitar World” wyróżniał „pulsujące riffy Cantrella i ekspansywne tekstury gitar”, które „zostały zrównoważone przez chrapliwy i krzykliwy wokal Staleya”. Krzysztof Celiński napisał na łamach „Tylko Rocka”: „Facelift to szeroka paleta rockowo-metalowych propozycji zespołu (…) Zwiastunem tego zindywidualizowanego stylu jest chociażby «Sunshine», który łączy rock and rollowy nastrój z «ciągliwym» brzmieniem. Sprytnie pomyślany riff refrenu wyłamuje się ze schematów i na dodatek zagrany jest w innym tempie (…) Bardziej czadowy i typowy jest «Put You Down», gdzie konwencjonalna tradycja riffowa (Johnny Winter, Jimmy Page) spotyka się ze współczesnym szaleństwem. Właśnie: tradycja. Gitarowe wah-wah w «Real Thing» zalatuje Erikiem Claptonem z czasów Cream czy Jeffem Beckiem z Truth [1968]. Z kolei funkowy nastrój w «I Know Somethin’ (‘Bout You)”» pasuje do hendrixowskiej spuścizny, ale też bardziej siedzi w jej współczesnym przetworzeniu, dokonanym przez Red Hot Chili Peppers. Stabilne, właściwie ujednolicone aranżacje, wzbogacone są zwariowanymi odskokami. Alice siedzi w tradycji, orientuje się na teraźniejszość, ma wyobraźnię i… szuka”.
Debiutancki album Alice In Chains, „Facelift”, był pierwszym albumem grunge, który wywarł wrażenie na fanach rocka, i który pojawił się na listach przebojów prawdopodobnie dzięki sukcesowi singla „Man In The Box”. Był też jednym z najbardziej wpływowych albumów. Riffy jakie się na płycie pojawiają zapadają w pamięć, harmonie oddające ducha zmieniającej się czasów utorowały drogę dla „Nevermind”, „Ten” i „Badmotorfinger”, z które po debiucie Alice In Chains dużo łatwiej wspinały się na listy przebojów. Chciałbym zaznaczyć, że szczególna rola w przekonaniu do zespołu była Layne’a Staley’a wyjątkowo charyzmatycznego wokalisty, który nadał piosenkom intymności i wrażliwości. Sądzę, że bez Staleya byłoby dużo trudniej zespołowi się przebić i tym samym wykorzystać swój wielki potencjał.

 

  • Album „Dirt”, wydany 29 września 1992 przez wydawnictwo Columbia został nagrany w kwietniu i lipcu 1992 w One on One Recording w Los Angeles, oraz w Eldorado Recording Studios, Burbank, pod kierunkiem producenta  Dave’a Jerden’a.


„Dirt” [2]– drugi album studyjny Alice in Chains, demonstruje ewoluujący styl muzyczny zespołu, cechujący się mrocznym brzmieniem opartym na gitarowych riffach. Utwory są w głównej mierze autorstwa Layne’a Staleya i Jerry’ego Cantrella. Motywem przewodnim płyty jest walka z uzależnieniem narkotykowym. Dirt promowało pięć singli – „Would?”, „Them Bones”, „Angry Chair”, „Rooster” oraz „Down in a Hole”. Album był entuzjastyczne recenzowany przez krytyków, którzy zwracali uwagę na większą dojrzałość w porównaniu do debiutanckiej płyty oraz jednolicie mroczny i przygnębiający nastrój zarówno w sferze brzmieniowej, jak i tekstowej. „Dirt” po wydaniu pojawił się na 6. pozycji w zestawieniu Billboard 200. W 1993 został był wyróżniony nominacją do nagrody Grammy w kategorii „Best Hard Rock Performance with Vocal”. Współcześnie uznawany jest przez dziennikarzy muzycznych za opus magnum wydane w złotej erze subkultury grunge’owej. Został także zamieszczony na liście „najlepszych albumów rockowych w historii”, a w 2017 sklasyfikowany na 26. miejscu w rankingu „100 najlepszych metalowych albumów w historii” według „Rolling Stone’a”. „Dirt” do dziś pozostaje najlepiej sprzedającym się wydawnictwem w dyskografii Alice in Chains.
Recenzent AllMusic- Steve Huey, napisał: „Brud jest najważniejszym artystycznym dziełem Alice in Chains i najbliższym,który kiedykolwiek zbliżył się do nagrania arcydzieła. To pierwotne, obrzydliwe wycie z głębi uzależnienia od heroiny Layne’a Staleya i jeden z najbardziej wstrząsających albumów koncepcyjnych, jakie kiedykolwiek nagrano. Nie każda piosenka na ‘Dirt’ jest wyraźnie o heroinie, ale solowy wkład Jerry’ego Cantrella (prawie połowa albumu) skutecznie utrzymuje spójność tematyczną – prawie każda piosenka jest przesiąknięta chorobliwością, obrzydzeniem do siebie […] bezsilny, uzależniony. Technicznie ograniczona, ale pomysłowa gra gitarowa Cantrella jest z kolei wybuchowa, teksturowana i mdło dezorientująca, utrzymując słuchacza w równowadze dzięki atonalnym riffom i nietypowym metrum. Surowe, konfesyjne teksty Staleya są równie skuteczne co konsekwentnie nieszczęśliwe. Czasami jest po prostu odrętwiały i apatyczny, całkowicie znieczulony na świat zewnętrzny; czasami jego samousprawiedliwienia zdradzają szokująco przypadkową amoralność; jego momenty samopoznania są przesiąknięte rozpaczą i samobójczą nienawiścią do samego siebie. Nawet biorąc pod uwagę tematykę, ‘Dirt’ jest potwornie ponury, przypominając spękany, nawiedzony krajobraz z okładki. Album nie daje zbyt wiele nadziei swoim bohaterom (oprócz tak bardzo potrzebnej historii przetrwania „Koguta”, hołdu dla ojca weterynarza Cantrella w Wietnamie), ale ostatecznie został odkupiony przez szczerość jego samoobjawienia i ostre skupienie jego muzyki. (Niektóre wersje Dirt zawierają „Down in a Hole” jako przedostatni utwór, a nie czwarty).”
„Dirt” dobrze oddaje rodzaj udręczonego heavy metalu oraz frustrację i bezsilność twórców materiału znajdującego się na tej płycie. Można się zastanawiać- czy „Dirt” mógłby powstać (choćby tylko w części muzycznej) bez udziału narkotyków? Ale skoro muzyka ma szczerze oddawać cierpienia narkomana… „Płyta prowadzi nas utwór po utworze od gloryfikacji narkotyków po zupełne przygnębienie i podważenie sensu czegoś, co kiedyś mi pomagało. Pod koniec widać wyraźnie, że nie wyszło tak dobrze, jak się spodziewałem” – wspominał wokalista. W każdym razie Alice In Chains po mistrzowsku równoważą mroczne klimaty i depresyjne treści, z całkiem sporą ilością zapadających w pamięć melodii co w efekcie wynosi „Dirt” do tej klasy dzieł, które zostają później uznane za arcydzieła. Łatwo przyjąć, że ten album jest jednym z ważniejszych jaki się pojawił w nurcie rockowym, bo sami muzycy są przekonującymi- przerażające riffy i wyjątkowe harmonie budowane na styku  Layne Staley – Jerry Cantrell, są nietuzinkowe.

 

  • Album „Alice in Chains” z listopada 1995, wydany przez Columbia Records, został nagrany w kwietniu i sierpniu 1995 w Bad Animals Studio w Seattle.


Płytę „Alice in Chains” promowały trzy single – „Grind”, „Heaven Beside You” i „Again”, z czego pierwsza i ostatnia z kompozycji uzyskały nominacje do nagrody Grammy w kategorii Best Hard Rock. A więc już z tego faktu widać, że grupa Layne’a Staleya i Jerry’ego Cantrella utrzymuje wysoki poziom jakości artystycznej. W trakcie sesji w Bad Animals powstało w sumie dwadzieścia pięć utworów, z czego kilka w wersjach instrumentalnych. Proces miksowania Toby Wright, który został wybrany przez Cantrella na producenta,  wykonał w nowojorskim Electric Lady Studios. Stephen Marcussen zajął się masteringiem w Marcussen Mastering Studio w Hollywood.
Recenzent Steve’a Hueya portalu  AllMusic tak opisał płytę: „Obalając pogłoski o ich upadku z powodu uzależnienia od heroiny Layne’a Staley’a, ‘Alice in Chains’ to dźwiękowo szczegółowy utwór, który plasuje się jako ich najlepiej wyprodukowana płyta, a jej najlepsze momenty są z pewnością jednymi z ich najbardziej dojrzałymi dziełami muzycznymi. ‘Alice in Chains’ opiera się mniej na metalicznych riffach, a bardziej na melodii i zróżnicowanych strukturach aranżacjach niż poprzednie, pełnowymiarowe albumy grupy, w końcu integrując niektóre z bardziej delikatnych akustycznych nastrojów z ich EP-ek. Teksty dotyczą znanej tematyki AIC [grupy Alice In Chains] – rozpaczy, nieszczęścia, samotności i rozczarowania – ale w bardziej dyskretny sposób, a teksty nabierają bardziej podnoszących na duchu cech wytrzymałości, których brakowało w większości ich poprzednich prac. Konsekwentny, instynktowny wpływ, którego w ‘Alice in Chains’ brakuje w porównaniu z poprzednią pracą, jest częściowo nadrabiany przez profesjonalną produkcję i piosenki, takie jak ‘Grind’, ‘Brush Away’, ‘Over Now’ i przebojowa ballada ‘Heaven Beside You’, które należą do najlepszych kompozycji zespołu. Mimo wielu zalet, trudno nie czuć się trochę sfrustrowanym tą płytą, biorąc pod uwagę te cechy, powinna była być lepsza niż była – są pewne miejsca, w których piosenki są niedopracowane i niezbyt zapadające w pamięć, a te chwile mogą sprawić, że zespół będzie brzmieć w sposób niezaangażowany i rozproszony. To z kolei może sprawić, że opór w utworach takich jak „Grind” („dobrze radzimy / nie planować mojego pogrzebu „zanim ciało umrze”) brzmi bardziej jak zaprzeczenie; właśnie wtedy, gdy muzyka Alice in Chains w końcu zaczęła wyłaniać się z ciemnej strony, gdy problemy wewnątrz zespołu stały się zbyt duże by je znieść i uczyniły ‘Alice in Chains’ ostatnią kolekcją nowego materiału, jaki wydał AIC pod kierownictwem Staleya.”
Nikt z fanów Alice in Chains nie chciał jakichś generalnych zmian w stylu ich muzyki i tak się stało wraz z nagraniem ich trzeciej płyty długogrającej- ciężki, ponury i melancholijny ton został zachowany, choć modyfikowany. Ta płyta pokazuje postępującą autodestrukcję wokalisty i autora tekstów, który nie pozuje, nie piszesz nieszczerych tekstów… Alice in Chains znalazła się przed obliczem własnej śmierci i stworzyła jej pomnik, bowiem można przypuszczać, że zespół wiedział, że Staley stoi na krawędzi grobowca (umarł w 2002 roku).

 

  • Album „Unplugged”, koncertowy album zespołu Alice in Chains, nagrany 10 kwietnia 1996 w Majestic Theatre w Brooklyn Academy of Music [3] (Nowy Jork), został wydany 30 lipca 1996 przez Columbia Records.



„Unplugged” [4] – został wyprodukowany przez Toby’ego Wrighta. Muzycy zaprezentowali zestaw trzynastu utworów, zaaranżowanych w częściowo akustycznych wersjach. Na koncercie grupa wystąpiła w pięcioosobowym składzie: Layne Staley (śpiew, gitara akustyczna, wokal wspierający), Jerry Cantrell (śpiew, gitara akustyczna, wokal wspierający), Mike Inez (akustyczna gitara basowa, gitara akustyczna), Sean Kinney (perkusja) oraz Scott Olson, który pełnił rolę drugiego gitarzysty. Był to zarazem pierwszy publiczny występ Alice in Chains od przeszło dwóch lat. Retransmisja koncertu miała miejsce w maju 1996 w MTV. Wydawnictwo płytowe promował singel z utworem „Over Now”. Album „Unplugged” otrzymał w większości przychylne oceny krytyków muzycznych. Recenzenci zwracali uwagę na techniczne umiejętności zespołu oraz panujący przygnębiający klimat, mimo akustycznej oprawy. Część z nich pozytywnie wyrażała się o nowych aranżacjach cięższych utworów z albumów studyjnych „Dirt” i „Alice in Chains”, natomiast krytykowano odtworzenie oryginalnych wersji kompozycji pochodzących z minialbumów „Sap” (1992) i „Jar of Flies” (1994). „Unplugged” otrzymał od zrzeszenia amerykańskich wydawców muzyki Recording Industry Association of America (RIAA) certyfikat platynowej płyty, za sprzedaż miliona egzemplarzy. Po latach występ Alice in Chains zyskał miano kultowego i przeszedł do historii jako jeden z bardziej pamiętnych oraz ważniejszych w całej serii MTV „Unplugged”.
Na początku kwietnia muzycy udali się do Nowego Jorku, gdzie na 10 kwietnia był ustalony termin występu– pierwszego od ponad dwóch lat. Mike Inez stwierdził: „Na pewno nie jest czymś, co mieliśmy w planach. Po prostu przed wspólnymi koncertami z Kiss mieliśmy trochę wolnego czasu. Zebraliśmy się więc, by trochę pojammować, i wyszła z tego sesja dla MTV”. Bilety trafiły do sprzedaży w cenie 25 dolarów i zostały wyprzedane po kilkunastu minutach. Występ zaplanowano w Majestic Theatre. Ostatnie próby muzycy odbywali w Sony Music Studios i według słów zatrudnionego do roli producenta Toby’ego Wrighta, wypadły one „bardzo dobrze”.

Jak przyznawał Coletti w ramach przygotowań „tamtejszy dyrektor artystyczny odrestaurował to miejsce tak, by celowo wyglądało na «trochę zniszczone». Dowiedziałem się od pracowników scenicznych, że wystrzelali dziury w ścianach w głębi sceny, aby stworzyć pęknięcia. Ale cała łuszcząca się farba była celowo malowana ręcznie, co dało piękny efekt. Masz ten kształt miski, półkolisty amfiteatr, i to było idealne dla Unplugged. Spośród wszystkich wykonawców których tam nagrywaliśmy, było to najbardziej odpowiednie miejsce dla Alice. Miało się nieodparte wrażenie starego teatru, poczucia historii, mroku, wystarczająco dużo nastrojów i piękna artystycznego
Na krótko przed rozpoczęciem koncertu, Coletti został poproszony o dekorację sceny przy użyciu lamp lava. „Dostałem je zbyt późno. Widocznie ten rodzaj lamp musi być rozgrzany, włączony na chwilę, zanim zrobią to co mają za zadanie wykonać” – argumentował. W wyniku tej sytuacji, lampy nie w pełni wykorzystywały swój potencjał wizualny, podkreślając spokojny ton występu. Dodatkowo scenę oświetlały duże białe świece, zakupione przez Staleya na Pike Place Market w Seattle. Z uwagi na różowy kolor włosów Staleya, dyrektor oświetlenia starał się dopasować tło, które kontrastowałoby z fryzurą wokalisty. Gdy zespół wykonywał test dźwięku i próbę przed kamerą, paletę kolorów wybrano na podstawie każdego z utworów, który reżyser oświetlenia słyszał. Fakt, że grupa miała określoną setlistę i przekazała ją MTV z wyprzedzeniem, pomógł przygotować oświetlenie.

Coletti, który był odpowiedzialny za produkcję telewizyjną, nadzorował proces z ciężarówki produkcyjnej znajdującej się na zewnątrz budynku. Z kolei Wright odpowiadał za produkcję audio i również pracował we wspomnianej ciężarówce. Informował on także członków zespołu, co brzmiało dobrze, a co należało przerobić Na nagranie występu Alice in Chains przeznaczono dwie godziny – od 20:00 do 22:00, natomiast publiczność wpuszczono do teatru o 19:00. Przed rozpoczęciem wystąpiły nieprzewidziane komplikacje; Cantrell doznał zatrucia pokarmowego po zjedzeniu hot-doga zakupionego na rogu ulicy i nieustannie wymiotował. Na wypadek gdyby muzyk poczuł się źle w trakcie koncertu, obok stolika na scenie ustawiono specjalny kosz. Randy Biro, gitarzysta techniczny Cantrella, i Staley odczuwali przed występem silny głód narkotyczny. Wokalista miał ze sobą starą szklaną butelkę z korkową zatyczką zawierającą gotową heroinę, której niewielką ilość zażył nim wyszedł na scenę. Na potrzeby koncertu muzycy przygotowali trzynaście utworów, zaaranżowanych w nowych wersjach. Zestaw objął materiał odzwierciedlający wszystkie etapy rozwoju zespołu, z wyjątkiem debiutanckiego albumu „Facelift”, choć w pierwotnym założeniu grupa planowała wykonać „We Die Young” i „Love, Hate, Love”, lecz zrezygnowała z uwagi na ograniczenia czasowe. Na koncercie obecnych było 400 osób.

Występ rozpoczął się od kompozycji „Nutshell”, pochodzącej z minialbumu „Jar of Flies”. Cały koncert, ze względu na prace związane z ustawianiem kamer, oświetlenia, doboru dźwięku i dużą ilość pomyłek w utworach, które trzeba było rejestrować po kilka razy (m.in. „Got Me Wrong” wykonywano czterokrotnie), trwał ponad trzy godziny. Jedynie „Brother”, „No Excuses”, „Rooster”, „Heaven Beside You” i „Over Now” nagrano za pierwszym podejściem. Staley kilkukrotnie mylił się w tekście przy „Sludge Factory”. Wright przyznawał, że mogło mieć to związek ze stresem i zdenerwowaniem, ponieważ ówczesny prezes Columbia, Don Ienner, i szefowa Sony, Michele Anthony – do których bezpośrednio nawiązuje fragment tekstu kompozycji – siedzieli na widowni naprzeciw wokalisty. Przed ponownym wykonaniem utworu, Inez zagrał na basie główny riff do „Enter Sandman” z repertuaru zespołu Metallica, którego członkowie obecni byli na widowni. Napis „Friends Don’t Let Friends Get Friends Haircuts” na gitarze Ineza miał charakter żartobliwy i odnosił się do fryzur muzyków Metalliki, którzy ścięli długie włosy podczas sesji do albumu „Load”. W dalszej części koncertu, gdy zespół przygotowywał się do wykonania „Angry Chair”, pochodzącego z płyty „Dirt”, Cantrell odegrał część sekwencji otwierającej „Battery” z albumu „Master of Puppets”, a następnie zaśpiewał fragment piosenki „Gloom, Despair and Agony on Me” z programu telewizyjnego Hee Haw. „Występ Layne’a podczas tego koncertu bardzo zapadł wszystkim w pamięć. Jego głos, zwłaszcza podczas śpiewania «Down in a Hole», nadal przyprawia mnie o łzy. Tego wieczoru kilka razy musiałem przywołać się do porządku i przypomnieć sobie, że mam się skupić na akordach i na tym, że jestem tu w pracy. Ale Layne był po prostu zachwycający. Hipnotyzujący.”– Mike Inez. Pomiędzy wykonywaniem utworów muzycy często żartowali wspólnie ze zgromadzoną publicznością, odnosząc się przy tym do obecnego na widowni Randy’ego Biro. Staley mimo iż znajdował się w słabej kondycji, spowodowanej długoletnią i wyniszczającą walką z nałogiem narkotykowym, sporadycznie odzywał się do publiki łamiącym głosem, pozwalając sobie na żarty. Na zakończenie koncertu zespół zaprezentował premierowy utwór „Killer is Me”. Zaśpiewana w głównej mierze przez Cantrella kompozycja została skomponowana podczas jednej z prób poprzedzających występ. Pierwotnie nie zamierzano uwzględniać jej na albumie, lecz po namowach ze strony wytwórni, zdecydowano o dodaniu utworu. „Down in a Hole”, „Sludge Factory”, „Heaven Beside You”, „Frogs” i „Over Now” wykonano po raz pierwszy na żywo. Podczas występu Cantrell korzystał z gitar akustycznych marki Guild (modele JF30 i D50), a Inez grał na akustycznym basie firmy Alvarez (AB60CE). Staley w utworze „Angry Chair” korzystał z modelu Gibson Hummingbird. Coletti zwracał uwagę na sposób gry Kinneya na perkusji, określając go „cichym bohaterem Unplugged”. Jak zaznaczał, szczególnie w przypadku zespołów rockowych biorących udział w sesjach MTV Unplugged, kluczowa jest rola perkusisty, potrafiącego dopasować odpowiedni i stonowany styl gry, oddając w pełni akustyczny klimat wydarzenia. Pierwsza retransmisja występu Alice in Chains odbyła się w MTV 28 maja 1996. Podczas pokazu zostały wycięte utwory „Angry Chair”, „Frogs” i „Killer is Me.

Wielu uważa, że „Unplugged” w wykonaniu Alice In Chains jest najlepszym albumem koncertowym, jaki kiedykolwiek powstał. Dlaczego? Wizualizacja programu powoduje, że koncert jest bardzo atrakcyjny, tym bardziej że wykonawcy (zwłaszcza Staley) byli bardzo charyzmatyczni, ale już samo CD jest niezbędnym nagraniem, które każdy szanujący się fan ciężkiej odmiany rocka powinien posiadać. Trudno pokazać epickie wykonanie na żywo dokładnie na płycie CD, jednak realizatorom to się udało- „Unplugged” ma niezrównaną głębię, dobrze oddaną scenę, pełnię tonów, całą gamę dynamiki.

 


 

[1] W oparciu o:

[2] Na podstawie:

[3] Brooklyn Academy of Music (według: ) to miejsce tworzenia sztuki w Brooklynie w Nowym Jorku, znane jako centrum progresywnego i awangardowego działania. Pierwszy występ miał miejsce w 1861 roku, a działalność w obecnej lokalizacji rozpoczęła się w 1908 roku. Akademia jest zarejestrowana jako korporacja non-profit stanu Nowy Jork.

W Akademii mieści się Teatr Harvey, który został po raz otwarty w 1904 roku jako „Majestic Theatre”. Pierwotnie tradycyjny teatr dla dramatów szekspirowskich, przeglądów wodewilowych i musicali, został przekształcony w kino w 1942 roku, by zostać opuszczonym w 1968 roku.

Po prawie dwóch dekadach zaniedbań, wyjątkowa przestrzeń została przejęta pod koniec lat 80. przez Brooklyn Academy. Wymianiono istniejące siedzenia i zmiano układu siedzeń w celu zwiększenia komfortu widowni, poprawy pola widzenia, wyeliminowania niewygodnych miejsc siedzących i zminimalizowania negatywnego wpływu dla ogólnej liczby 874 miejsc.

[4] W oparciu o:

 


Przejdź do części czwartej artykułu >>
Przejdź do części piątej artykułu >>
Wróć do części drugiej artykułu >>
Wróć do części pierwszej artykułu >>

Kolejne rozdziały: