Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dwudziesty czwarty, część 1.)
Istnieje socjologiczne pojęcie- „kobieca muzyka” (Women’s music), które rozumie się jako muzyka tworzona przez kobiety, muzyka dla kobiet bądź jako muzyka o kobietach. Nawet nie chodzi o podział na muzykę damską i męską, lecz o zwrócenie uwagi na relacje pomiędzy udziałem kobiet w szeroko rozumianej kulturze muzycznej… Nie będę kontynuował tych rozważań bo ten wstęp potrzebny jest mi tylko po to by jakoś uzasadnić to, że chcę cały rozdział (w dwóch częściach) poświęcić znaczącym dla muzyki folk, ale i progresywnej, kobietom. Część pierwszą poświęcam wyjątkowej artystce- Joni Mitchell [1] :
Joni Mitchell ma szczególny dar do pisania osobistych piosenek o ciernistej stronie życia, co szczególnie uwidoczniło się na albumach takich jak „Ladies of the Canyon” i „Blue”, zresztą na wcześniejszych również. Mitchell przyniosła do muzyki pop również wyjątkową inteligencję i elokwencję i żeby tego co dobrego zrobiła dla muzyki słuchanej przede wszystkim przez młodych słuchaczy włączała udanie jazz i „muzykę świata” do swoich dzieł na długo zanim to stało się modne. Mitchell stała się jedną z najbardziej odważnych artystek swojego pokolenia, a także kluczową inspiracją dla wielu kobiet aspirujących do bycia w muzyce tzw. kimś.
Gdy Joni Mitchell zaczęła zdobywać po swoim debiucie- „Song to a Seagull” wierną grupę wyznawców, jej drugi tytuł z 1969 roku- „Clouds”, budował szeroką popularność, bo wysoka sprzedaż wyniosła płytę do Top 40, a przecież trudno jej produkcje zakwalifikować do nurtu pop.
„Clouds”, drugi album studyjny Joni Mitchell, wydany w 1969 r. przez Reprise Records, ozdobiony autoportretem malowanym farbami olejnymi, wyprodukowany przez autorkę, opisuje relacje (subtelnie opowiedziane) pomiędzy kochankami- albo na sposób depresyjny, albo flirtujący, czasem przepełnione niepewnością a czasem nadziejami. Utwory na albumie zawierają niekonwencjonalne, subtelne harmonie zagrane przez skromny zestaw instrumentów, którymi posługują się sama Mitchell (gitara, instrumenty klawiszowe) i Stephen Stills (bas, gitara). Pieśń protestu- „The Fiddle and the Drum”, pozbawiona jest instrumentalnego akompaniamentu. „Clouds” to duży krok naprzód dla Joni Mitchell w stosunku do debiutu- wokale wydają się bardziej szczere i są też mocniej wypełnione subtelną ekspresją.
Płyta spotkała się ze znakomitymi recenzjami a w efekcie licznymi wyróżnieniami, z tym najważniejszym włącznie- nagrodą Grammy za najlepszy występ folklorystyczny w 1969 roku.
Następny wydany album Joni Mitchell- „Ladies of the Canyon” (Reprise Records, z 1970. roku) sprzedał się jeszcze lepiej dzięki przebojowości singla „Big Yellow Taxi”, ale zawierał także jedną z jej najważniejszych kompozycji- „Woodstock”, która stała się wielkim przebojem kwartetu Crosby, Stills, Nash & Young.
Płyta nie jest monotematyczna jak poprzednie. Artystyczna wizja Mitchell obejmuje różnorodne tematy piosenek- od uwag o celebrytach, przez obserwacje pokolenia Woodstock, po złożoność uczucia miłości. Ten album krytycy traktują jest jako przejście między wczesną twórczością Mitchell a bardziej późniejszymi- wyrafinowanymi albumami. „For Free” opowiada o izolacji wywołanej sukcesem, co zostaje rozwinięte w „For the Roses and Court and Spark”. Inny strój brzmieniowy, znany z późniejszych płyt, pojawia się w „Ladies of the Canyon”, zresztą wiele piosenek z tego albumu, w tym wspomniany „Woodstock”, zawiera gęsto ułożone, pozbawione słów harmonie. Aranżacje stają się bogatsze: Joni Mitchell gra na gitarach i instrumentach klawiszowych, Teresa Adams na wiolonczeli, Paul Horn na klarnecie i flecie, Jim Horn na saksofonie barytonowym, Milt Holland na instrumentach perkusyjnych, a w „The Circle Game” wspiera wokalistkę The Lookout Mountain United Downstairs Choir. „Ladies of the Canyon” to fantastycznie urozmaicone wydawnictwo, ukazujące nowe tendencje w twórczości Joni Mitchell, co będzie rozwijane z doskonałym skutkiem w późniejszym czasie.
Aprobata krytyków i komercyjne dobre wyniki przełomowej płyty z 1971 r.- „Blue” były bezprecedensowe: rozświetlony, wyraźnie o charakterze spowiedzi zestaw ścieżek dźwiękowych mocno ugruntował Mitchell na pozycji artystki obdarzonej niezwykłymi talentami o jakie trudno wśród wykonawców muzyki pop.
Instrumentarium użyte w czasie sesji w A&M Studios; (Hollywood, Los Angeles, Kalifornia) było i dość tradycyjne i oryginalne, bo obok gitar czy perkusji używanych przez muzyków towarzyszących (między innymi znakomitych- Stephena Stillsa i Jamesa Taylora), Joni Mitchell (oprócz gitary i fortepianu) zagrała na Appalachian dulcimer (Na tradycyjnym instrumencie strunowym z rodziny cytr [2] , o skali diatonicznej, zwykle z trzema lub czterema strunami, pierwotnie granym w regionie Appalachów w Stanach Zjednoczonych). Tytuł, a nawet okładka sugeruje raczej melancholijną atmosferę, która będzie wyrażała uczucia osobiste, ale i treści uniwersalne. Autorka czuje się źle wobec własnych niepowodzeń uczuciowych i źle wobec szaleństwa czasów- upadkiem młodzieżowej kontrkultury w Altamont czy zbrodnia grupy Mansona. W „Blue” piosenkarka i autorka tekstów wyznaje swoje nieszczęścia i zmusza do zastanowienia się nad własną przyszłością, bez wygody wspólnoty doznawanej w środowisku hippisowskim. W „Blue” poezja jest zespolona z muzyką idealnie- muzyka wydaje się dostosowywać do słowa. Piosenki zgromadzone na płycie zagrane zostały z jazzowym luzem, bez ograniczania się do akustycznego folku, ale też nie wchodzą w rejony bardziej skomplikowane i zróżnicowane stylistycznie… Na to przyjdzie jeszcze czas odpowiedni.
W 1972 roku Joni Mitchell w tym samym A&M Studios nagrała materiał na swoją piątą płytę „For the Roses”. „Lokomotywą” dla albumu miał być przebojowy singiel- „ You Turn Me On, I’m a Radio ”, który Mitchell napisała sarkastycznie w wyniku prośby wytwórni o piosenkę przyjazną dla radia. Rzeczywiście ten singiel stał się hitem. Popularne stały się też: groźny portret uzależnionego od heroiny „Cold Blue Steel and Sweet Fire” oraz zainspirowany dziełem Beethovena „Judgment of the Moon and Stars”. W nagraniach wykorzystano bogaty zestaw instrumentów- gitary (akustyczna i elektryczna), fortepian, bas, instrumenty perkusyjne, instrumenty dęte trzcinowe, skrzypce i harmonijka ustna.
Recenzent AllMusic- David Cleary, napisał: „W For the Roses Joni Mitchell zaczęła na poważnie odkrywać jazz i inne wpływy. Jak można się spodziewać po albumie przejściowym, odkryto wiele stylistycznych gruntów, w tym proste utwory ludowe przy użyciu gitary („For the Roses”) i fortepianu („Banquet”, „See You Someime”, „Lesson in Survival”) jawnie jazzowe („Barangrill”, „Cold Blue Steel and Sweet Fire”) i hybrydy łączące dwa nurty („Let Wind Carry Me”, „Electricity”, „Woman of Heart and Mind”, „Judgement of the Moon and Stars” „). „Blonde in the Bleachers” przenosi kodę zespołu rock & roll’owego na plecy piosenkarza i autora piosenek. Przebojowy singiel „You Turn Me on I’m a Radio” to niezwykły esej na temat [muzyki] pop i country, który zawiera solo harmonijkowe Dylan’owate grane przez Grahama Nasha i bujny wokal. Ustalenia tutaj opierają się na wstępnym rozszerzeniu obserwacji po raz pierwszy widzianej w Lady of the Canyon. „Judgement of the Moon and Stars” i „Let the Wind Carry Me” prezentują długie przerywniki instrumentalne. Teksty należą do najlepszych [autorstwa] Mitchell, utrzymując się w stylu porywającej szczerości i głębi prezentowanej na Blue. Jak zawsze, są wybrane opcje dotyczące problemów w relacjach, takie jak „Lesson in Survival”, „See You Someime” i być może najlepsza ze wszystkich jej piosenek z tego gatunku, „Woman of Heart and Mind”. „Cold Blue Steel and Sweet Fire” przedstawia kruchą scenę przetrwania w śródmieściu, podczas gdy „Barangrill” chwali nieskomplikowane zalety zatrzymania się na poboczu ciężarówki. Ta znakomita płyta to coś więcej niż pomost między świetnymi albumami, który sam w sobie jest najwyższej klasy.”
W 2007 r. album „For the Roses” był jednym z 25 nagrań wybranych przez Bibliotekę Kongresu do dodania do Krajowego Rejestru Nagrań. To pierwszy i jak dotąd jedyny album Joni Mitchell, który został w ten sposób wyróżniony.
„Both Sides Now” to jedna z najbardziej popularnych piosenek Joni Mitchell . Po raz pierwszy nagrany został przez Judy Collins w 1968 roku. W następnym roku został włączony do albumu autorki- „Clouds”. Mitchell ponownie nagrała utwór w orkiestrowej aranżacji dla swojego albumu „Both Sides Now” z 2000 roku, którego sesje odbyły się w AIR Studios (Hampstead, Londyn) oraz w Ocean Way (Los Angeles, USA). Album wydała wytwórnia Reprise Records w tym samym roku w dwóch wersjach- nielimitowanej (na fotografii niżej) i ekskluzywnej o ograniczonej ilości przeznaczonej do sprzedaży.
„Both Sides Now” jest albumem koncepcyjnym- to opowieść o „nowoczesnym” związku dwojga ludzi zawarta w piosenkach, z których większość pochodzi z lat 30. i 40.. Większość z nich to nieszczęśliwe piosenki miłosne. Aranżacje Vince’a Mendozy rozpisane zostały na olbrzymią, jak na ten nurt muzyczny, 71-osobową orkiestrę, zwykłą orkiestrę oraz na swingowy big band i na ich tle Mitchell jawi się jako mistrzyni frazowania i jazzowego brzmienia. Gdy śpiewa stosuje opóźniony timing, moduluje głos z wyraźnym zanikiem nut dla wydobycia uczuciowości podczas interpretowania tekstów. 17. album studyjny Joni Mitchell zdobył dwie nagrody Grammy w 2001 roku za najlepszy tradycyjny popowy wokalny album i najlepszy instrumentalny towarzyszący wokaliście za utwór „Both Sides Now” oraz kanadyjską nagrodę Juno za wokalny jazzowy album roku..
Ostatnią płytą firmowaną przez Joni Mitchell jest „Shine”, wydany przez wytwórnię Hear Music w 2007. roku (miała wtedy 64 lata). W 2002 roku Joni Mitchell zdecydowała się odejść z branży muzycznej, ale w październiku 2006 r. publiczność dowiedziała się, że wróciła do pisania i nagrywania. W wywiadzie Mitchell „ujawniła, że nagrywa swoją pierwszą kolekcję nowych piosenek od prawie dekady”. Parę miesięcy później, w wywiadzie dla The New York Times, Joni Mitchell powiedziała, że album został zainspirowany wojną w Iraku i „coś, co jej wnuk powiedział podczas słuchania dyskusji rodzinnych: „Bad dreams are good – in the great plan”. Sunday Times napisał w lutym 2007 r., że album ma „minimalistyczny charakter, rzadkość, która nawiązuje do jej wczesnych prac”, dodając, że „odpoczynek i niektórzy dobrzy uzdrowiciele przywrócili znaczną część wokalu piosenkarce”. Sama Mitchell opisała „Shine” jako „tak poważną pracę, jakiej nigdy nie wykonałam”.
Głos Joni Mitchell po wydaniu „Travelogue” wydawał się krytykom zmęczony (według mnie było przeciwnie- głos był bogatszy o wachlarz uczuć), więc ulgę przynosi to, że w „Shine” brzmi on jeszcze pełniej, najwyraźniej przywrócony po odpoczynku i zastosowaniu „kilku dobrych metod uzdrowicieli”. Płyta jest urozmaiconym zestawem piosenek, który napoczyna zapadającą w pamięć folkowa kameralna melodia, w której Mitchell przypomina o sobie grającej na fortepianie w bardzo rozpoznawalny sposób. W tym otwierającym utworze pojawia się Bob Sheppard, którego kompetentne linie altowego i saksofonu sopranowego zdobią większość utworów. Nagrania są też wzbogacane dźwiękami pedal steel gitar Grega Leisza i gitary Jamesa Taylora. Melodycy są wspierani solidną sekcją rytmiczną w osobach: Larry’ego Klaina (bas), Briana Blade’a (perkusja) i Paulinho Da Costy (instrumenty perkusyjne). Język muzyczny płyty „Shine” jest jednocześnie potoczny i złożony- przedstawia smutek odłączenia się człowieka od natury. Najwyższych lotów liryka Joni Mitchell zawsze była wyrafinowana do takiego stopnia, że paradoksalnie można przeoczyć cud jej muzyki. Jednak wsłuchując się w kolejne tytuły jej autorstwa coraz to bliższe słuchaczom (tego pewny jestem) są jej słowa, skomplikowane akordy. charakterystyczne synkopy, harmonie wokalne, tekstury dźwięków i kunsztowne melodie.
16 razy nominowana do nagrody Grammy, 9 razy ją zdobyła. Pierwszy raz w 1969 roku za swoją drugą płytę „Clouds”, a po raz ostatni w 2007 za „One Week Last Summer”. O kim chcę napisać? O Joni Mitchell, kanadyjskiej piosenkarce folk rockowej, popowej i na koniec jazzowej. Zaczynała od śpiewania w małych klubach nocnych w zachodniej Kanadzie, później grając na ulicach Toronto. Dopiero po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych (w 1965 roku) udaje jej się zadebiutować albumem „Song to a Seagull”. Ogólnoświatową sławę przynoszą kompozycje „Big Yellow Taxi” i „Woodstock”. Jej wczesne płyty miały charakter folkowy, ale w późniejszych przeważać zaczęła nuta jazzowa.
„Turbulent Indigo„, piętnasty album w dyskografii pieśniarki i autorki tekstów Joni Mitchell, zdobył nagrodę Grammy w 1994 roku, bo uznano, że jest najlepszym Pop Albumem Roku. John Milward napisał w magazynie Rolling Stone: „najlepszy album Mitchell od połowy lat 70.”. Inspiracją dla Mitchell był Vincent van Gogh, do którego nawiązuje w tytułowym utworze. Autoportret Joni Mitchell widniejący na okładce płyty też jest w stylu van Gogha. Pozostałe utwory zajmują się bardziej uniwersalnymi tematami, na przykład w „The Magdalene Laundries” opowiada o cierpieniach irlandzkich kobiet, a w „Not to Blame” o notorycznych pobiciach kobiet przez swoich ukochanych, w innych utworach porusza tematy konsumpcjonizmu, globalnego ocieplenia czy chorobą AIDS. Całośc jest bardzo muzykalna, poetycka i bardzo smutna. Kompozycje, sposób artykulacji wokalnej, wreszcie aranż dają świadectwo, że Mitchell przestaje być balladzistką folkową a zaczyna być jazzową, co w pełni da wyraz w nagraniach z podwójnego albumu- „Travelogue„.
Joni Mitchell mówi: „Travelogue jest moją ostatnią…” Jeśli rzeczywiście tak jest to koniec jest szczególnie błyskotliwy, albo nawet olśniewający. Jest to zbiór 22 utworów na dyskach CD zapakowany w bogaty digipack z mnóstwem reprodukcji obrazów Mitchell, Ta płyta to z jednej strony poetyckie wspomnienie, a z drugiej inna interpretacja znanych jej utworów z wcześniejszych płyt. Nowe aranże rozpisano na dużą 70. osobową jazzową orkiestrę, a w niej jazzowe legendy: Herbie Hancock, Wayne Shorter, Kenny Wheeler i Paulinho da Costa, perkusista Brian Blade, basista Chuck Berghofer, organista Billy Preston. To nie jest przearanżowany „Best of”, lecz nowy spójny album, w którym utwory przenikają się logicznie. Te całkowicie przekształcone pieśni obejmują całą jej karierę, od jej debiutu „Song From Seagull”, aż po „Turbulent Indigo” (niektóre albumy zostały pominięte). Klimat, odpowiedniość muzyki i treści utworów pozostały bez zmian, jedynie to co w tle- instrumentarium i artykulacja wokalistki się zmieniła. Jej głos, od lat palenia papierosów, jest osłabiony, ale też bardziej ekspresyjny i dojrzały. Czy obietnica Joni Mitchell się spełniła? No nie…. „Shine”, dziewiętnasta płyta stała się je najnowszą płytą studyjną (wydana 25 września 2007 roku).
[1] W artykule: „Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/balladab (rozdział szósty)” zostały krótko omówione dwie płyty: „Turbulent Indigo” i „Travelogue„, który również został przedstawiony w innym dziale: „Płyty LP i CD edytorsko wyjątkowe (część szesnasta)”
[2] Dokładny opis instrumentu o nazwie Appalachian dulcimer znajduje się tu:
Przejdź do części 2 artykułu >>
Przejdź do części 3 artykułu >>
Kolejne rozdziały: