Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dwudziesty szósty, część 2)

Na przełomie lat 60. i 70. obok hard-rocka coraz istotniej zaznaczały obecność grupy, które inspiracji szukały w jazzie, muzyce improwizowanej i muzyce afro-amerykanów:

 

Gdy mówi się o jazz-rock’u to wymieniane są przede wszystkim grupy takie jak: Blood, Sweat & Tears i Chicago w USA, a w Wielkiej Brytanii Colosseum i  Soft Machine, a przecież doskonałych wykonawców w ramach tego nutu muzycznego było wielu, między innymi nonet Chase i septet The Flock.

Na początku lat 70. zespół Chase był mocnym rywalem dla najpopularniejszych najlepszych. Już pierwszy wydany singiel- „Get It On”, w 1971 roku był nominowany do nagrody Grammy i dobrze sobie radził w sondażach czytelników. Grupę założył wirtuoz trąbki Bill Chase w 1970 roku, w czasie, gdy jazzowo-rockowa fuzja stała się faktem. Chase był już wtedy znanym w środowisku jazzowym muzykiem, mającym za sobą współpracę z Woodym Hermanem i Maynardem Fergusonem (został wtedy uznany za wyróżniającego się trębacza, kompozytora i aranżera). Bycie gwiazdorskim solistą nie dawało Billowi Chase pełnej satysfakcji, więc zaczął szukać grupy muzyków za pomocą której mógłby wyrazić siebie i grać swoją muzykę. Zrealizował marzenie w 1969 roku dobierając ośmiu muzyków do zespołu, który został nazwany „Chase”. Pierwotnie zamierzał tworzyć muzykę instrumentalną, ale plan się zmienił zatrudniając wokalistę. Grupa była nietypowa, bo oprócz sekcji rytmicznej, grało czterech trębaczy zamiast typowej sekcji dętej z saksofonami i puzonem w składzie. Skład, który widnieje na liście personalnej pierwszej płyty, oprócz Billa Chase’a, składał się z: Jaya Burrida na perkusji, Phila Portera na klawiszach, Dennisa Johnsona na basie i wokalu, Johna Palmera na gitarze oraz Alana Ware’a, Jerry’ego Van Blaira i Teda Piercefielda na trąbce (dwóch ostatnich także śpiewało), a Terry Richards został wokalistą prowadzącym.

Od momentu pojawienia się debiutanckiego longplay’a, który został uznany przez magazyn Down Beat za najlepszy popowy album z 1971 roku, a Bill Chase zajął drugie miejsce (za Frankiem Zappą) w plebiscycie najlepszych popowych muzyków roku, grupa rozszerzyła swoją popularność się poza granicami USA, gdy Chase koncertował w Europie, Afryce i Azji. W 1972 roku nagrali drugi album zatytułowany- „Enea”, ale w składzie zmienionym: Jaya Burrida zastąpił Gary Smith, a Terry Richards przez GG Shinn’a, który oprócz śpiewu grał również na trąbce. Niestety również wtedy Bill Chase, który napisał materiał na nowy album, stracił względy u krytyków, którzy nie polubili drugiego albumu tak bardzo, jak debiutancki. W ciągu roku pojawiły się inne problemy- zmiany personalne i… Rozpad grupy Billa Chase’a. Pod koniec 1972 r. Bill Chase ponownie założył grupę z nowym składem. Trzeci album Chase- “Pure Music”, pojawił się w 1973 roku.. Nowa płyta spotkała się z ciepłym przyjęciem. Zespół miał wystarczająco dużo koncertów, aby mieć stabilną sytuację finansową. 9 sierpnia 1974 r. Chase podróżował samolotem do Minnesoty na występ w czasie targów- Jackson County Fair,. Kiedy wlecieli w złą pogodę nastąpiła katastrofa, w wyniku której Bill Chase wraz z członkami zespołu: Wallym Yohn’em, Johnem Emmą i Walterem Clarkiem i pilotami stracili życie. Tragedia była szokiem dla społeczności jazzowej.

  • Album „Enea”, z roku 1972 wydany został wydany przez Epic. Sesje nagraniowe odbyły się pod koniec sierpnia 1971 r. i ponownie pod koniec października do połowy listopada 1971 r. w CBS / Columbia Studios w San Francisco. Tytuł albumu to greckie słowo oznaczające dziewięć, nawiązujące do dziewięciu członków zespołu. Teksty do utworów zostały napisane przez wieloletnią partnerką Billa Chase’a, Erin Adair.

Bardzo ambitnie potraktowane przez autorów i wykonawców nagrania ukazały się w postaci LP w sprzedaży obciążone dużymi oczekiwaniami (krytyka i słuchacze mieli w pamięci udaną debiutancką płytę), niestety- tylko nieliczni podjęli się użyć pióra krytyka. Sprzedaż też nie była najlepsza.. Mimo wprowadzonych pewnych zmian personalnych brzmienie grupy się nie zmieniło- było po prostu bardzo solidne. Można z płyty wysłuchać słychać wiele wirtuozowskich partii. Elementy rocka i jazzu współistnieją obok siebie, są dobrze splecione, ale na „horyzoncie” pojawiają się wpływy stylu progresywnego-rock’a, zwłaszcza na stronie drugiej oryginalnego longplaya gdzie zgromadzono sześć piosenek z tekstami opartymi na mitologii greckiej: „Cronus (Saturn)”, „Zeus (Jupiter)”, „Poseidon (Neptune)”, „Aphrodite Part I (Venus)”, „Aphrodite Part II (Venus)” i „Hades (Pluto)”. Utwory są imponujące pod względem technicznym, wirtuozeria muzyków jest wyraźna, a jeśli się przejrzy historię zespołu to wobec faktu, że rozpadł się niedługo po wydaniu tej płyty, tylko żal należy wyrażać, że tak się stało. Czas łaskawie obszedł się z „Enneą”- wciąż ma wiele świetnych momentów, a nawet zyskuje, bo co wydawało się trudniejsze w odbiorze dziś jest łatwiejsze.

Pod koniec lat 60. The Flock [1] był słusznie utożsamiany z nurtem jazz-rock’owym, ale zabarwionym psychodelią. Jak na grupę jazz-rock’ową Flock był nietypowy, bo co prawda w składzie byli muzycy grający na instrumentach dętych to instrumentalistą wiodącym był wirtuozowski skrzypek- Jerry Goodman. Ric Canoff (wokal, saksofon) i Fred Glickstein (wokal, gitara, organy) postanowili swojemu zespołowi nadać nową nazwę- „Flock”. Nastąpiło to w połowie lat 60. XX wieku. Przez parę lat duet nagrał wiele singli z różnymi muzykami wspierającymi, ale dopiero gdy zetknęli się z Jerrym Goodmanem styl nabierał kształtu, a ich kariera rozpędu. Rok 1969 był momentem, w którym skonsolidował się septet złożony, poza wcześniej wymienionymi muzykami, z: Jerry’ego Smitha (bas), Rona Karpmana (perkusja), Johna Gerbera (saksofon, flet, banjo) i Toma Webba (saksofon, flet).

Zespół podpisał kontrakt z Columbia Records, dla której nagrali swój przełomowy tytułowy debiut w 1969 roku. Ale nawet entuzjastyczne poparcie niektórych najbardziej szanowanych muzyków tamtej epoki (w tym legendy angielskiego bluesa Johna Mayalla, który nazwał ich „najlepszym amerykańskim zespołem”, jaki słyszał i napisał notatki do albumu), nie mogłoby pomóc w sprzedaży skomplikowanej muzyki Flock, które po prostu okazały się zbyt niezwykłe i niedostępne dla większej grupy publiczności. Ich wytwórnia- Columbia, zaczęła już tracić wiarę w sukces komercyjny po wydaniu drugiej płyty- „Dinosaur Swamps” (1971). bo okazała się rozczarowującym dziełem, znacznie poniżej inspirujących lotów swojego poprzednika. Trzeci LP nie został ukończony, zespół się rozpadł, a Goodman znalazł inne miejsce pracy- w jazzowej grupie Mahavishnu Orchestra. Fred Glickstein i sekcja rytmiczna The Flock ożywiły go w połowie lat 70.się reaktywował (skrzypkiem został Michael Zydowsky), działał parę lat bez znaczących sukcesów.

  • The Flock”, wydany w roku 1969 przez Columbia Records, okazał się (po czasie) klasycznym albumem jazz-rock’owym, choć w momencie wydania wielkiego sukcesu komercyjnego nie odniósł.

Od wstępu- Pierwszą rzeczą, jaką słyszysz, jest gitara elektryczna, ale słuchacze są szybko narażeni na tajną broń zespołu – skrzypce Jerry’ego Goodmana. Instrumentalny utwór otwierający- „Introduction”, jest jednym ze świetniejszych i dojrzałych przykładów połączenia klasyki i rocka. Kolejne utwory wykazują jazzowy wpływ i poprzez aranżacje instrumentalne i zastosowane harmonie. Stylistyka zespołu w dużej części wynikała ze stylu gry skrzypka- Jerry’ego Goodmana, który grał w klasycznym stylu, zupełnie inaczej niż typowi skrzypkowie jazzowi jak: Jean-Luc Ponty, Stuff Smith czy Don „Sugarcane” Harris. Słowo wirtuoz nie jest przesadzone gdy określa się nim Goodmana- jego gra jest bardzo płynna o ładnej barwie. Skrzypek nie jest pozbawiony pomocy ze strony bardzo sprawnej sekcji rytmicznej, która dobrze sobie radzi w jazzowym rytmie – Jerry’ego Smitha (bas) i Rona Karpmana (perkusja), ale przede wszystkim gitarzysty (i wokalisty) Freda Glicksteina. Świetna sekcja dęta: Rick Canoff (saksofon tenorowy), Frank Posa (trąbka) i Tom Webb (saksofon tenorowy), głównie spełnia rolę kontrapunktyczną. Muzyka na płycie jest stylistycznym tyglem, w którym muzycy The Flok mieszają rock, klasykę, jazz, bluesa i soul. Pamiętam, że gdy w radio nadano tę płytę to wielkie wrażenie robił „Clown” o znamionach dużego przeboju, co budziło optymizm u fanów jazz-rocka, że Blood, Sweat &Tears, Chicago i Colosseum nie są już osamotnieni. Pod względem tekstowym The Flock mieścił się w stylistyce charakterystycznej dla kontrkultury. Muzyka jest atrakcyjnie zaaranżowana bez względu na to jaki trend będzie wiodącym Harmonie wokalne są dobrze realizowane. Zespołowi udało się stworzyć skuteczną mieszankę dynamicznego rock & rolla z progresywnym jazzem i elementami klasyki, ale też skłania się ku folkowemu posmakowi („I Am The Tall Tree”), z przyjemnymi harmoniami wokalnymi, a także delikatnymi zaśpiewami skrzypcowymi Jerry’ego Goodmana. W ewidentnie rockowym remake’u klasycznego utworu The Kinks- „Tired Of Waiting” aranżacje dętych instrumentów, solówki na skrzypce i gitarę są naprawdę atrakcyjne, niestety w tym przypadku można by więcej żądać od wokalistów. „Store Bought – Store Thought” to blues-rock’owy pokaz gry gitarowej  Freda Glicksteina. „Truth” kończy album również bluesowym akcentem z emocjonalnym wokalem i wirtuozowskim solo Jerry’ego Goodmana.
„The Flock” to świetny album, na pewno klasyczny dla nurtu jazz-rock’owego.

 

Jimi Hendrix, wielka postać wśród muzyków, dla którego cztery lata- od debiutu płytowego po ostatni wydany za jego życie album, usłane były samymi sukcesami, w których traktowano go jako supergwiazdę. Hendrix poszerzył wiedzę na temat gry na gitarze elektrycznej bardziej niż ktokolwiek wcześniej i później, był mistrzem w kreowaniu wszelkiego rodzaju nieprzewidywalnych dźwięków (dla wszystkich, ale nie dla Hendrixa) ze swojego instrumentu, często dzięki innowacyjnym eksperymentom ze wzmacniaczem, które wytwarzały sprzężenia zwrotne będące de facto zniekształceniami. Jego koncerty przemieniały się w show, jakiego nikt przedtem nie widział- szarpał struny zębami, grał trzymając gitarę za plecami, podpalał gitarę. Koncerty przyciągały tłumy, ale miały też mroczną stronę- przysłaniały jego talenty jako autora piosenek, piosenkarza i mistrza: bluesa , rhythm and bluesa oraz różnych przeróżnych stylów rockowych. Jego talent nie wybuchł nagle- zanim wydal swój pierwszy album terminował w zespole Little Richarda, grał z Isley Brothers, Kingiem Curtisem, Rayem Sharpe, Lonniem Youngbloodem i paroma jeszcze. Miał też swój własny zespół- Jimmy James and the Blue Flames. Z gitarą się nie rozstawał- grał od rana do wieczora… W nowojorskim klubie Hendrix został zauważony przez basistę The Animals Chasa Chandlera, który rozpoznał w nim niesamowity potencjał.  Chandler, który miał już dość grania, poczuł że znając środowisko muzyczne może pokierować karierą gitarzysty „jakiego świat jeszcze nie widział i nie słyszał”. Przekonał Hendrixa do przeprowadzki do Londynu i do nagrania tam płyty. Chandler i Hendrix dobrali dwóch muzyków- perkusistę Mitcha Mitchella i basistę Noela Reddinga. Trio było wyborem naturalnym, bo Hendrix dobrze sobie radził ze śpiewaniem, poza tym był uzdolnionym kompozytorem i tekściarzem. Przyjęli nazwę- The Jimi Hendrix Experience.

Szybko stali się gwiazdami w Wielkiej Brytanii- „Hey Joe”, „Purple Haze” i „The Wind Cries Mary”, wyjęte z debiutanckiej płyty grupy- „Are You Experienced”, znalazły się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych singli w 1967 roku. W tym samym roku Hendrix wzbudził sensację na Monterey Pop Festival w czerwcu 1967 roku. Kariera nabierał rozpędu…

Fani rocka zwrócili uwagę na wirtuozowską grę Hendrixa na gitarze, wzbogaconą o użycie pedału wah-wah czy sprzężeń jakie tworzył pomiędzy gitarą a wzmacniaczem. Jego riffy były zniekształcone barwowo ale bogate w oryginalne linie melodyczne. W tym samym roku powstała płyta druga- – „Axis: Bold as Love”, równie doskonała co debiut. W przeciągu dwóch następnych lat CBS wydał podwójny LP „Electric Ladyland” i koncertowy „Band of Gypsys”. Hendrix miał dalekosiężne plany- chciał grać jazz, społeczność muzyczna oczekiwała następnych niesamowitych nagrań, ale nadszedł 18 września 1970 roku, kiedy w wyniku komplikacji po zażyciu środków nasennych, zmarł.

  • Album “Are You Experienced”, wydany w październiku 1967 roku przez CBS, który odniósł natychmiastowy sukces komercyjny, chwalony przez krytyków muzycznych, jest powszechnie uważany za jeden z najważniejszych debiutów w historii muzyki rockowej.


Album jest nowatorskim albumem, który wyznaczał nowy kierunek w psychodelicznym i hard-rock’owym nurcie muzycznym. W sposób bardzo spójny powiązał różnorodne gatunki muzyczne- od rhythm & bluesa po free jazz. Muzykolog Gilbert Chase [2] stwierdził, że album „wyznaczył wysoki szczyt hard-rock’owi”… Magazyn Hit Parader umieścił album na 35. pozycji na liście 100 najlepszych albumów heavy metalowych. W 2006 roku pisarz i archiwista Reuben Jackson z Smithsonian Institution napisał: „to wciąż przełomowe nagranie, ponieważ jest to rock, R&B, blues … tradycja muzyczna. Zmieniło to muzykę… w sposób, w jaki ja porównam, powiedzmy, z Ulissesem Jamesa Joyce’a.
„Are You Experienced” i poprzednie single zostały nagrane w okresie pięciu miesięcy: od 23 października 1966 r. do 4 kwietnia 1967 r. Sesje nagraniowe miały miejsce w trzech lokalizacjach w Londynie: w De Lane Lea Studios [3], CBS Studios i Olympic Studios. Chandler zarezerwował wiele sesji w Olympic Studios, ponieważ obiekt był lepszy akustycznie od pozostałych i wyposażony w większość najnowszych technologii, chociaż nadal korzystał z magnetofonów czterościeżkowych, podczas gdy amerykańskie studia korzystały już z ośmiu ścieżek. Chandler i Hendrix starali się zmniejszyć wydatki, więc większość prac przygotowawczych do albumu opracowali we wspólnym mieszkaniu. Od samego początku Chandler celowo minimalizował twórczy wkład Mitchella i Reddinga. Później wyjaśnił: „Nie martwiłem się tym, że Mitch lub Noel mogliby poczuć, że nie mieli wystarczająco dużo inicjatywy […] Przez lata koncertowałem i nagrywałem w zespole i widziałem, że wszystko się skończy jako kompromis.[…] Nie pozwoliłem, aby stało się to z Jimim”. Kiedy Experience rozpoczął próby w studiu, Hendrix miał już sekwencje akordów i tempa opracowane dla Mitchella, a Chandler wyreżyserował partie basowe dla Reddinga.
Recenzent AllMusic- Richie Unterberger napisal: “Jeden z najbardziej oszałamiających debiutów w historii rocka i jeden z ostatecznych albumów epoki psychodelicznej. W ‘Are You Experienced’ Jimi Hendrix zsyntetyzował różne elementy najnowocześniejszego rocka z 1967 roku w muzykę, która brzmiała zarówno futurystycznie, jak i jako zakorzeniona w najlepszych tradycjach rocka, bluesa, popu i soul. Najwięcej wnosiła jego [Hendrixa] zadziwiająca praca na gitarze, bazująca na eksperymentach brytyjskich innowatorów, takich jak Jeff Beck i Pete Townshend, aby sporządzić mapę nowych terytoriów dźwiękowych pod kątem szału („Foxey Lady”, „Manic Depression”, „Purple Haze”), instrumentalnego szalonego jamu („Third Stone from the Sun”), bluesa („Red House”, „Hey Joe”) lub delikatnych, poetyckich kompozycji („The Wind Cries Mary”), które pokazały zakres jego talentów. Nie można nie docenić wkładu perkusisty Mitcha Mitchella i basisty Noela Reddinga, którzy nadali muzyce rytmiczny puls łączący elementy rocka i improwizowanego jazzu. Wiele z tych piosenek należy do najlepszych utworów Hendrixa; można było sądzić, że będzie się rozwijał w szybkim tempie przez resztę swojej kariery, ale nigdy nie przeskoczy swojego pierwszego LP pod względem niezwykle wysokiej jakości. sprzężeń, zniekształceń i czystej barwy. Nie miałoby to jednak wielkiego znaczenia bez jego doskonałego materiału, czy psychodelicznego [Brytyjskie i amerykańskie wersje albumu różniły się znacznie, kiedy zostały wydane w 1967 roku. Ponowne wydanie 17 piosenek przez MCA zrobiło wszystkim przysługę, gromadząc wszystkie materiały z dwóch płyt w jednym miejscu, dodając również kilka stron B z pierwszych singli]”

  • Album „Axis: Bold as Love[4], wydany w 1967 przez firmę Track Records, był drugim studyjny studyjnym dziełem The Jimi Hendrix Experience. Został wydany zaledwie siedem miesięcy po wydaniu bardzo udanego debiutu grupy. Okładka albumu, która nawiązuje do hinduskiej ikonografii religijnej, wzbudziła kontrowersje. Projekt powstał bez zgody Hendrixa, który publicznie wyrażał swoje niezadowolenie. Album okazał się udany i uzyskał certyfikat platyny w USA i srebra w Wielkiej Brytanii. W 2000 roku „Axis: Bold as Love” został wybrany numerem 147 listy All Time Top 1000 Albumów Colina Larkina. W 2005 roku magazyn Rolling Stone umieścił tę płytę na pozycji numer 82 listy 500 największych albumów wszech czasów.


Po ukończeniu „Are You Experienced” trio kontynuowało sesje nagraniowe w Olympic Studios w Londynie. Pod opieką Chasa Chandlera jako producenta, Eddiego Kramera [5] jako inżyniera i George’a Chkiantza jako drugiego inżyniera nagrań, zespół Hendrixa przeprowadził sesje nagraniowe. Ten album był kontynuacją jego przełomowego debiutanckiego dzieła z jednej strony. a z drugiej próbą zbudowania klimatu refleksyjnego na solidnych podstawach- bogatych, wyrafinowanych melodii, świetnej interaktywnej gry gitarzysty, basisty, perkusisty i tym co potrafili stworzyć pracownicy studia nagraniowego- producent (i menadżer jednocześnie) Chas Chandler i inżynier Eddie Kramer. Hendrix starał się muzycznie ubogacić album barwowo w stosunku do albumu debiutanckiego. Nadal w albumie spotyka się utwory w stylu space-rock’a („You Got Me Floating”, „Up from the Skies” i „Little Miss Lover”), gotowych do nadawania przez radio potencjalnych hitów („Foxey Lady” i „Purple”), ale pojawiają się piękne, nostalgiczne ballady („Little Wing”, „Castles Made of Sand”, „One Rainy Wish” i utwór tytułowy), a wszystko zostało przyprawione awangardowymi utworami w rodzaju „EXP” i  jazzowej edycji „If 6 Was 9”. W opinii krytyków „Axis: Bold as Love” był: „…najlepszym albumem voodoo, jaki grupa rockowa wyprodukowała do tej pory” (Jim Miller dla magazynu Rolling Stone); „[album] zwiastował nową subtelność w twórczości Hendrixa” (według Petera Doggetta); „album z napisanymi utworami w wieku dojrzewania, jego szczyt w doskonaleniu pop-rockowej perfekcji ” (Chris Jones z BBC Music).

 

Spooky Tooth jest częścią brytyjskiej sceny hardrockowej z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku, który spajał nurt hard rockowy z elementami bluesa i gospel. Graupa często była utożsamiana ze stylem progresywnym.  Do momentu wydania drugiej płyty z ich katalogu skład personalny Spooky Tooth kształtował się następująco: wokalistą był Mike Harrison, na instrumentach klawiszowych grał Gary Wright, gitarzystą był Luther Grosvenor, basistą Greg Ridley, a perkusistą Mike Kellie.

Grupa stała się popularna dzięki licznym koncertom i udanemu debiutanckiemu albumowi- „It’s All About”, (wydanemu w 1968 roku) i  wybitnemu „Spooky Two”, który uznany został za najbardziej udany album w Stanach Zjednoczonych. W roku wydania drugiego albumu Greg Ridley przeszedł do Humble Pie. Zastąpił go Andy Leigh. Z kolei po wydaniu „Ceremony” w 1970 roku odszedł Gary Wright i Luther Grosvenor.. Dodanie trzech członków z Grease Band- Henry’ego McCullough’a, Chrisa Staintona i Alana Spennera nie wystarczyło, aby utrzymać zespół na scenie rockowej. Spooky Tooth rozpadł się po wydaniu plyty „The Last Puff” w 1970 roku. Ponowne spotkanie w składzie z Wrightem, Harrisonem i gitarzystą Mick’iem Jones’em wyprodukowali kilka płyt, ale z  umiarkowanym zainteresowaniem ze strony fanów rocka. W 1974 roku grupa definitywnie zakończyła działalność.

  • Spooky Two”, wydane w marcu 1969 przez A&M Records, został pierwotnie wydany w marcu 1969 roku przez wytwórnię Island Records (na licencji A&M w Stanach Zjednoczonych).


„Spooky Two” jest ich najbardziej cenionym i popularnym albumem. Większość piosenek skomponował Gary Wright, który oprócz tego, że był i jest wyśmienitym muzykiem, ma stopień psychologii. Kompozycje odznaczają się progresywnymi aranżacjami, są atrakcyjne, a nawet przebojowe, ale większość tekstów jest trudna do jednoznacznego zrozumienia. Otwierający LP (CD również) „Waiting for the Wind” (skomponowane przez Luthera Grosvenora, Mike’a Harrisona i Gary’ego Wrighta) zaczyna się ciekawym, acz prostym, rytmem perkusji i choć jest to jedna z bardziej „konwencjonalnych” piosenek rockowych to tkwi w mojej pamięci od ponad 50 lat… Prawdopodobnie dlatego, że to po prostu wyśmienity utwór rockowy i świetnie wykonany. Pozostałe piosenki są mroczne i różnorodne pod względem aranżacji, a wśród nich mocny utwór z doskonałym riffem gitarowym- „Evil Woman” (Laurence’a D. „Larry” Weissa, amerykańskiego niezależnego autora piosenek) który mógłby być hitem, gdyby go wybrano na singel. Ale to już był czas longplayów, a nie singli. Te zróżnicowane utwory wskazują na wielorakość wpływów- od bluesa po gospel. Siłą tego albumu jest to, zespół korzysta z wszystkich nurtów, które wynoszą kompozycje umieszczone na płycie na wyższy poziom, bo je wzbogacają a nie pogrążają w ślepym naśladownictwie, zwłaszcza gdy siega do tradycji afro-amerykańskiej, a szczególnie po gospel. Efekt jest znakomity- oryginalny muzycznie, bo te wpływy są mocno zakamuflowane bądź tylko stały się inspiracją dla zespołu. I właśnie to wpłynęło, że pod względem brzmieniowym Spooky Tooth wyróżnia się spośród reszty współczesnych grup rockowych- aranżacje są bogatsze o wokalistki wspierające, o mnóstwo instrumentów klawiszowych, ale z zachowaniem równowagi między eklektycznym stylem piosenek, a ich spójnością. Spooky Tooth jako zespół zasługuje na uznanie za połączenie tak wielu stylów w bardzo udany sposób.

 

 


[1] W oparciu o informacje zawarte w: 

[2] Według: 

[3] De Lane Lea Studios zostały opisane w artykule: „sale koncertowe / studia nagrań (część ósma)”.

[4] W oparciu o , Olympic Studios zostały opisane w artykule: „sale koncertowe / studia nagrań (część ósma)

[5] O Eddiem Kramerze pisałem w artykule: „producenci ( Eddie Kramer)


Powrót do części pierwszej rozdziału 26.  >>
Przejdź do części trzeciej rozdziału 26. >>

Kolejne rozdziały: