Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział sześćdziesiąty siódmy )
W USA odpowiedzią na „inwazję” twórczości The Beatles była inwencja twórcza i najwyższy poziom wokalno- instrumentalny grupy The Beach Boys. The Beach Boys adaptowała do swojej wizji rocka wiele stylów pobocznych, między innymi surf rock lub sunshine pop, a deklarację tego typu asymilacji grupa w nazwie zawarła. Ich kompozycje aranżowano na wielogłosowe harmonie i na delikatnie wykorzystywane elektryczne instrumenty, które co prawda bogate w ilość różnorakich brzmień miały być jedynie tłem. Muzyka była złożona i perfekcyjnie wykonana. Teksty propagowały kalifornijski styl życia, ozdabiany surfingiem i jazdą szybkimi samochodami. The Beach Boys bardzo dobrze sobie radzili na listach przebojów, a ich koncepcyjny „Pet Sounds” był jednym z najważniejszych albumów koncepcyjnych obok „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” The Beatles. Od swojego debiutu w 1961 roku regionalnym hitem „Surfin’” trzej bracia Wilson – Brian, Dennis i Carl – a także kuzyn Mike Love i przyjaciel Al Jardine stworzyli najbardziej skomplikowane i wspaniałe harmonie, jakie kiedykolwiek słyszano w zespole popowym. Wraz z gwałtownym wzrostem umiejętności Briana w studio w połowie lat 60., Beach Boys okazali się także jedną z najlepiej wyprodukowanych grup lat 60., czego przykładem jest ich szczyt w 1966 r. z płytą „Pet Sounds” LP i singlem numer jeden „Good Vibrations”. Materiał zespołu powstały po 1966 roku jest często niesprawiedliwie oceniany, a prawda jest taka, że Beach Boys nadal tworzyli świetną muzykę aż do lat 70-tych.
W połowie 1962 roku Beach Boys wydali swój debiutancki album „Surfin’ Safari”. Utwór tytułowy trafił do pierwszej dwudziestki najpopularniejszych utworów i pomógł zapoczątkować szaleństwo surfrocka, które dopiero zaczynało rozkwitać w południowej Kalifornii. Następca o podobnej tematyce, „Surfin’ USA”, trafił do pierwszej dziesiątki na początku 1963 roku. Chociaż polityka Capitolu wymagała od grupy współpracy z producentem studyjnym, Brian szybko przejął sesje i zaczął rozszerzać zakres działalności grupy poza zwykły surf rock. Następnymi wydanymi LP były: „Surfer Girl”, „Lttle Deuce Coupe”, „Shut Down, Vol. 2”, „All Summer Long”, „Beach Boys Concert”, „The Beach Boys’ Christmas Album” I „Today!”…
Na siódmym studyjnym albumie grupy, The Beach Boys o tytule „Today!”, umiejętności produkcyjne Briana osiągnęły wysoki poziom. Podczas pierwszego flirtu ery rocka z tendencją do wydłużania utworów, druga strona płyty zawierała serię ballad w zwolnionym tempie, ułożonych w suitę, która rozszerzyła liryczne zainteresowania grupy poza młodzieńcze zauroczenie i skierowała je na bardziej dorosłe wyobrażenia o miłości.
- Album „Today!”, nagrany pomiędzy 22 czerwca 1964 i 19 stycznia 1965 w studiach Western, Gold Star i RCA Victor (Hollywood), wydany 8 marca 1965 roku przez Capitol Records.
„The Beach Boys Today!” (według: ), ósmy album studyjny zespołu Beach Boys, sygnalizował odejście od stylistyki poprzednich płyt swoim orkiestrowym brzmieniem, intymną tematyką i porzuceniem piosenek samochodowych lub surfingowych. Pierwsza strona zawiera szybsze tempo, druga składa się głównie z introspektywnych ballad. Wspierana tym podejściem tematycznym, płyta stała się wczesnym przykładem rockowego albumu koncepcyjnego i ugruntowała pozycję grupy jako artystów albumowych, a nie tylko zespołu grającego single. Od tego czasu uznano go za jeden z najwspanialszych albumów wszechczasów. Album został wyprodukowany, zaaranżowany i w dużej mierze napisany przez Briana Wilsona, z dodatkowymi tekstami autorstwa Mike’a Love’a. Większość materiału została nagrana w styczniu 1965 roku z pomocą ponad 25 muzyków studyjnych, wkrótce po tym, jak Wilson doznał załamania nerwowego i zaprzestania koncertowania z kolegami z zespołu. Opierając się na osiągnięciach ‘All Summer Long” (1964), „Today!” zaprezentował bardziej wyrafinowane wykonania, gęstsze i bogatsze aranżacje, wolniejsze tempa, dłuższe struktury i wpływy zaczerpnięte z Phila Spectora i Burta Bacharacha .W przeciwieństwie do poprzednich albumów, w żadnym z utworów nie zastosowano akompaniamentu wyłącznie tradycyjnego instrumentarium rockowego. Zamiast tego na całym albumie pojawia się bardziej eklektyczny wybór instrumentów, w tym kotły, klawesyn, wibrafon i waltornia. Jeśli chodzi o teksty, Wilson opracował spersonalizowane, na wpół autobiograficzne podejście, a jego piosenki zostały napisane z perspektywy bezbronnych, neurotycznych i niepewnych siebie narratorów.
„Today!” osiągnął czwarte miejsce w USA podczas 50-tygodniowego pobytu na listach przebojów i zaowocował trzema singlami, które znalazły się na liście 20 najlepszych przebojów: „The Beach Boys Today!” spotkała się z dużym uznaniem wśród krytyków muzycznych: w książce „Icons of Rock Scott Schinder” określił balladową stronę jako „zaskakującą, zarówno pod względem lirycznej wrażliwości, jak i charakterystycznych aranżacji”. Petridis wyraził opinię, że „przeoczona pierwsza połowa jest równie fascynująca” ze względu na zawartość emocjonalną, zauważając, że „nawet wypełniacz ’Don’t Hurt My Little Sister’ niesie ze sobą nieco mroczny nurt”. Mniej przychylnie skrytykował biograf Steven Gaines płytę „Today!” jako „nie jest to jedno z najlepszych dzieł Briana, składające się głównie z melanżu pozbawionych inspiracji utworów samochodowych [sic !]…” Recenzując album dla AllMusic, Richie Unterberger oświadczył, że jest on „mocny niemal od początku do końca”. Podobnie Schinder napisał, że „byłby to pierwszy album Beach Boys, który byłby wysublimowany od początku do końca, gdyby nie utwór zamykający”.
„Today!” regularnie pojawia się na „listach top albumów” prowadzonych przez takie wydawnictwa jak Rolling Stone. W 2005 roku została włączona do księgi 1001 albumów, które musisz usłyszeć zanim umrzesz. W 2007 roku The Guardian umieścił ją na liście „1000 albumów do przesłuchania, zanim umrzesz”.
W 1965 roku ukazały się dwa następne albumy LP: „Summer Days (And Summer Nights!!)” i „Beach Boys’ Party”. Pierwszy zawierał „California Girls” – jedno z najlepszych połączeń mistrzostwa Briana w produkcji, zaraźliwych melodii i wspaniałych, bliskich harmonii (to wciąż jego ulubiona piosenka). Jednak te kilka chwil świetności przyćmiły nowatorskie utwory, takie jak „Amusement Parks USA”, „Salt Lake City” i „I’m Bugged at My Old Man”, które wydawały się być o krok wstecz od „Today!” . Wokalny jam session „Beach Boys’ Party” na żywo w studiu zaowocował niesamowicie dobrą sprzedażą po tym, jak utwór „Barbara Ann” stał się niespodziewanym hitem. Jednak w szerszym sensie oba te albumy były tymczasowymi przystankami, gdy Brian przygotowywał się do produkcji czegoś, co, jak miał nadzieję, będzie najskuteczniejszym muzycznym oświadczeniem Beach Boys w dotychczasowej historii.
- Album „Summer Days (And Summer Nights!!)”, nagrany pomiędzy 24 lutego i 4 czerwca 1965 roku w hollywood’skich studiach Western, Gold Star i Columbia, został wydany 5 lipca 1965 roku przez wytwórnię Capitol (na fotografii edycja Capitol Records – TOCP-50857, z roku 1998).
„Summer Days (And Summer Nights!!)”, dziewiąty album studyjny zespołu Beach Boys, stanowił odejście grupy od poprzedniej tematyki poprzez porzucenie treści związanych z surfingiem, samochodami i nastoletnią miłością. Album poprzedni sprzedał się poniżej oczekiwań Capitolu. Z tego powodu wytwórnia wywierała presję na grupę, aby produkowała większe hity. W ten sposób „Summer Days” powróciło w muzyce zespołu do prostszych tematów. Brian Wilson na „Summer Days” połączył komercyjne wymagania Capitolu ze swoim artystycznym powołaniem. Wyprodukowany przez Wilsona ten album osiągnął drugie miejsce na amerykańskiej liście Billboard 200 i czwarte miejsce na brytyjskiej liście albumów. Z albumu wybrano dwa single: „Help Me, Rhonda”, który zajął drugie miejsce na listach przebojów grupy w USA, oraz „California Girls”, który uplasował się na trzecim miejscu. „Summer Days (And Summer Nights!!)” okazało się kolejnym sukcesem Beach Boys w USA, który pokrył się złotem, zajmując drugie miejsce za albumem „Out of Our Heads” zespołu The Rolling Stones. Wraz z „Surfin’ USA” z 1963 roku pozostaje najwyżej notowanym albumem studyjnym grupy w USA. W następnym roku album osiągnął 4. miejsce w Wielkiej Brytanii. Główny singiel z albumu „Help Me, Rhonda” znalazł się na szczycie amerykańskiej listy Billboard Hot 100.
Recenzent AllMusic- Richie Unterberger, napisał: „Summer Days (I Summer Nights!!) było swego rodzaju regresem w stosunku do sukcesu Today!, powracając do niepokojącego podziału na pierwszorzędne kawałki i lekkie utwory, które charakteryzowały ich albumy sprzed 1965 roku. Różnica polega na tym, że najlepsze utwory działały na bardziej wyrafinowanym poziomie niż klasyki z lat 1962–1964. ‘Help Me, Rhonda’ był singlem numer jeden i przez jakiś czas ich ostatnim ćwiczeniem w Top 40 w ramach czystej zabawy. Bardziej imponujące był utwór ‘California Girls’ z jego symfoniczną aranżacją, wspaniałymi harmoniami i archetypowym określeniem kalifornijskiego stylu życia. Słabe wysiłki, takie jak ‘Amusement Park USA’ i ‘Salt Lake City’, będące powrotem do bezmyślnego letniego wypełniacza z poprzednich dni, rozczarują. Utwór będący odpowiedzią ‘The Girl from New York City’ i cover ‘Then I Kissed Her’ są dobrze zrobione, ale nie otwierają nowych możliwości. Jednak kilka utworów należy do ich najważniejszych osiągnięć wyłącznie na płytach LP. ‘Let Him Run Wild’ to pełna emocji ballada ze świetnym falsetem Briana Wilsona. ‘Girl Don’t Tell Me’ ze swoją cudowną melodią, świetnym debiutem wokalnym Carla Wilsona i subtelnym przedstawieniem romantycznego odrzucenia i rozczarowania może być najlepszym mało znanym utworem Pet Sounds Beach Boys’ów sprzed wydania”
- Album „The Beach Boys – Beach Boys’ Party!”, nagrany 8–27 września 1965 w studio Western (Hollywood), wydany został 8 listopada 1965 przez Capitol Records.
„The Beach Boys – Beach Boys’ Party!” (według: ), dziesiąty album studyjny zespołu Beach Boys i trzeci z 1965 roku, zawierający głównie covery utworów granych na instrumentach akustycznych. Osiągnął 6. miejsce w USA i 3. w Wielkiej Brytanii. Z albumu zrodził się jeden singiel, cover utworu „Barbara Ann” zespołu Regents.
„Party!” nagrany w studiu muzycznym i zaprezentowany jako zaimprowizowane nagranie imprezy na żywo, z dogranym później nieformalną pogawędką przyjaciół i rodziny. Wytwórnia płytowa Capitol chciała albumu na sezon świąteczny, ale ponieważ nie było gotowego nowego materiału, rozważano kilka opcji, w tym album z największymi hitami i album na żywo, zanim zespół zdecydował się na temat przewodni imprezy. The Beach Boys wykonali covery utworów Beatlesów, kilku grup doo-wop, Boba Dylana i Everly Brothers, a także dwa własne wcześniejsze hity wykonane w żartobliwym stylu. Chociaż atmosfera „imprezy na plaży” wpasowała się w tym momencie w styl Beach Boys, różnorodne wpływy muzyczne zapowiadały zmianę kierunku, która nastąpi w ciągu następnych kilku lat, począwszy od „Pet Sounds” (1966). Ze względu na uproszczone podejście do nagrań „Party!” uważany jest za pierwszy album typu „unugged”.
Krytycy byli zachwyceni, na przykład redaktor magazynu Billboard ocenił tę płytę jako mającą duży potencjał sprzedażowy: „Chłopcy świetnie się bawią w tym kameralnym, dowolnie wybranym programie zawierającym gorące materiały. … [ekscytujący] pakiet dyskotekowy”. Richie Unterberger napisał: „W ostatnich latach ten album zyskał kilka stopni w oczach krytyków, chwalony za luźny, swobodny klimat i wgląd w wpływy grupy. Jednak patrząc realistycznie, jego dzisiejszy urok podoba się głównie oddanym fanom grupy, niezależnie od tego, jak jest zabawna i wciągająca. Inni uznają, że materiały są miejscami zużyte, a prezentacja zbyt banalna”. Redaktor Jim Fusilli powiedział: „Ta impreza Beach Boys’ów naprawdę robi furorę. … Kpią z ‘I Get Around’ i ‘Little Deuce Coupe’. Wyobraź sobie, że tak robisz – kpisz z własnej twórczości, muzyki, którą niektórzy cenią”. Mitchell Cohen w publikacji Best Classic Bands napisał o „Party!”, że bardziej przypomina sesje Beatlesów ‘Get Back’ niż pierwszy album „unplugged”, zauważając: „Brian tam jest, ale nie robi zbyt wiele,… Uznanie [jego produkcji] wydaje się niemal obraźliwe, ponieważ w większości część to występ Mike’a, tym bardziej nagie sesje… Carl i Dennis chwytają się utworów Beatlesów jak tratwy ratunkowej, a Brian jest w kącie. To nie jest jego impreza, ale będzie musiał posprzątać kiedy to się skończy.”
Pod koniec 1965 roku Beatlesi wydali album „Rubber Soul”. Zadziwiony wysoką jakością piosenek i ogólną spójnością albumu, Brian Wilson zaczął pisać piosenki – z pomocą autora tekstów Tony’ego Ashera – i produkować sesje do suity przedstawiającej rozwój młodego mężczyzny do dojrzałości emocjonalnej. Chociaż Capitol był przeciwny albumowi z kilkoma oczywistymi hitami, grupa spędziła więcej czasu na pracy nad wokalami i harmoniami niż w przypadku jakiegoś innego poprzedniego projektu. Rezultat, wydany w maju 1966 roku jako „Pet Sounds”, z nawiązką uzasadnił ten wysiłek. To wciąż jeden z najlepiej wyprodukowanych i najbardziej wpływowych rockowych albumów, jakie kiedykolwiek wydano, będący kulminacją lat perfekcjonistycznych produkcji i pisania piosenek Briana. Krytycy chwalili „Pet Sounds”, ale nowy kierunek nie zrobił wielkiego wrażenia na amerykańskiej publiczności.
- Album „Pet Sounds”, nagrany pomiędzy 12 lipca 1965 i 13 kwietnia 1966 roku w hollywood’skich studiach: Western, Gold Star, Columbia Sunset Sound, został wydany 16 maja 1966 roku przez wytwórnię Capitol.
„Pet Sounds” (według: ) jedenasty album studyjny zespołu Beach Boys, początkowo spotkał się z letnią reakcją krytyczną i komercyjną w Stanach Zjednoczonych, osiągając 10. miejsce na liście przebojów Billboard Top LP. Jednak w Wielkiej Brytanii album spotkał się z uznaniem krytyków i osiągnął 2. miejsce na liście Record Retailer, pozostając w pierwszej dziesiątce przez sześć miesięcy. Promowany tam jako „najbardziej postępowy album popowy wszechczasów”. „Pet Sounds” został doceniony za ambitną produkcję, wyrafinowaną muzykę i emocjonalne teksty. Obecnie uważany jest za jeden z najwspanialszych i najbardziej wpływowych albumów w historii muzyki. Album został wyprodukowany, zaaranżowany i prawie w całości skomponowany przez Briana Wilsona z gościnnym autorem tekstów Tonym Asherem. Wilson postrzegał „Pet Sounds” jako album solowy i część inspiracji przypisywał marihuanie i nowo odkrytemu duchowemu oświeceniu. Ożywiony pracą swojego idola Phila Spectora i konkurencyjnej grupy The Beatles, jego celem było stworzenie „najwspanialszego albumu rockowego, jaki kiedykolwiek powstał”, takiego bez wypełniaczy. Wczesny album koncepcyjny, składający się głównie z introspektywnych i na wpół autobiograficznych piosenek, takich jak „You Still Believe in Me”, opowiadających o niezachwianej lojalności kochanka; „I Know There’s an Answer”, krytyka użytkowników LSD oraz „I Just Wasn’t Made for These Times”, o alienacji społecznej. Łącząc elementy popu, jazzu, egzotyki, klasyki i awangardy, orkiestracje Wilsona oparte na Wall of Sound łączyły konwencjonalne rockowe aranżacje z wyszukanymi warstwami harmonii wokalnych, znalezionymi dźwiękami i instrumentami rzadko, jeśli w ogóle, kojarzonymi z rockiem, takimi jak dzwonki rowerowe, róg, flety, Electro-Theremin, sekcje smyczkowe i puszki po napojach. Oznaczało to najbardziej złożone partie instrumentalne i wokalne ze wszystkich albumów Beach Boys i było pierwszym, w którym muzycy studyjni (tacy jak Wrecking Crew) zastąpili zespół w większości utworów instrumentalnych. Albumu nie można było odtworzyć na żywo i był to pierwszy przypadek, gdy jakakolwiek grupa odeszła od swojego zwykłego formatu popowo-rockowego składającego się z małych zespołów i nagrała cały album. Jego bezprecedensowy całkowity koszt produkcji przekroczył 70 000 dolarów (równowartość 660 000 dolarów w 2023 roku). Główny singiel „Caroline, No” został wydany jako oficjalny solowy debiut Wilsona. Następnie ukazały się dwa single przypisane grupie: „Sloop John B” i „Will’t It Be Nice ” (wspomagane przez „God Only Knows”). „Pet Sounds” zrewolucjonizowało produkcję muzyczną i rolę profesjonalnych producentów nagrań, zwłaszcza dzięki pionierskiej praktyce Wilsona polegającej na wykorzystywaniu studia jako instrumentu. Płyta przyczyniła się do kulturowej legitymizacji muzyki popularnej, większego uznania dla albumów, popularności syntezatorów oraz rozwoju muzyki psychodelicznej i progresywnego / art rocka. Wprowadził także nowatorskie podejście do orkiestracji, brzmień akordów i harmonii strukturalnych; na przykład większość kompozycji ma słaby środek tonalny, co sprawia, że ich kluczowe podpisy są niejednoznaczne. Mimo że cieszył się powszechnym szacunkiem wśród znawców branży, album był mało znany masowej publiczności, zanim został wznowiony w latach 90., po czym znalazł się na czołowych miejscach w kilku plebiscytach krytyków i muzyków na najlepszy album wszechczasów, w tym wydanych przez NME, Mojo., Uncut i The Times. Album niezmiennie zajmuje także drugie miejsce we wszystkich edycjach listy 500 najlepszych albumów wszechczasów magazynu Rolling Stone. W 2004 roku album został wpisany do Krajowego Rejestru Nagrań przez Bibliotekę Kongresu ze względu na „znaczenie kulturowe, historyczne lub estetyczne”. „Pet Sounds” uzyskało platynę przyznaną przez Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagrań (RIAA), co oznacza ponad milion sprzedanych egzemplarzy w Stanach Zjednoczonych. Rozszerzona reedycja, The Pet Sounds Sessions , została wydana w 1997 roku z izolowanymi wokalami i wersjami instrumentalnymi, fragmentami sesji i pierwszym prawdziwym miksem stereo na albumie.
Początkowo recenzje albumu w USA wahały się od negatywnych do pozytywnych. W recenzji magazynu Billboard nazwano go „ekscytującym, dobrze wyprodukowanym albumem LP” z „dwoma znakomitymi utworami instrumentalnymi” i podkreślono „silny potencjał pojedynczego utworu ‘Wouldn’t It Be Nice’”. Biograf David Leaf napisał w 1978, że album spotkał się z „rozrzuconymi” pochwałami ze strony amerykańskich recenzentów; fani grupy początkowo uważali „Pet Sounds” za zbyt wymagające i „szybko przekazali informację, żeby trzymać się z daleka od nowego albumu Beach Boys, to było dziwne”. Przyjęcie dziennikarzy muzycznych w Wielkiej Brytanii było bardzo przychylne: założyciel magazynu Rolling Stone, Jann Wenner, wspominał później, że fani w Wielkiej Brytanii uznali Beach Boys za „lata przed Beatlesami” i uznali Wilsona za „geniusza”. Penny Valentine z Disc and Music Echo podziwiała Pet Sounds jako „Trzynaście utworów geniuszu Briana Wilsona… Cały album jest o wiele bardziej romantyczny niż zwykła wesoła piosenka Beach Boys: smutne, tęskne piosenki o utraconej i odnalezionej miłości oraz o miłości wokoło”. W artykule w Record Mirror Norman Jopling doniósł, że płyta LP była „powszechnie chwalona” i „nie spotkała się z żadną krytyką”. Jopling przewidział: „Prawdopodobnie sprawi to, że ich obecni fani polubią ich jeszcze bardziej, ale wątpliwe jest, czy dzięki temu zyskają nowych”. Recenzent w Disc and Music Echo nie zgodził się z tym: „powinno to zyskać tysiące nowych fanów. Ambitne instrumentalnie, choć wokalnie przesadnie ładne, Pet Sounds znakomicie trafiło w puls muzycznych czasów. … Znakomity, ważny i naprawdę ekscytujący zbiór utworów grupy, której kariera nagraniowa była jak dotąd dość burzliwa.”
Singiel The Beach Boys, „Good Vibrations”, został pierwotnie napisany na potrzeby sesji „Pet Sounds”, ale Brian usunął go z listy utworów, aby dać sobie więcej czasu na produkcję. Wrócił do pracy nad singlem po ukończeniu „Pet Sounds”, ostatecznie poświęcając mu aż sześć miesięcy (w trzech różnych studiach). Wydany w październiku 1966 roku „Good Vibrations” zakończył rok jako trzeci singiel grupy na liście przebojów i nadal pozostaje jednym z najlepszych singli wszechczasów. Pod koniec 1966 i na początku 1967 Brian gorączkowo pracował nad kolejnym albumem Beach Boys – projektem zatytułowanym Dumb Angel, ale później zatytułowanym „Smile”, który zapowiadał się na równie wielki artystyczny skok poza „Pet Sounds”, jak album „Today”.
- Album „Smiley Smile”, nagrany 17 lutego 1966 – 14 lipca 1967 roku w Studio Beach Boys (Los Angeles), Wally Heider, Western, Columbia Sound Recorders (Hollywood)
Po wydaniu “Pet Sounds” pojawiło się przełomowe w historii muzyki „Good Vibrations”, więc Brian Wilson rozpoczął wtedy prace nad utworami, które mogłyby być dla niego godnym „towarzystwem”. Historia tworzenia płyty o tytule „Smile”, która miała zawierać „Good Vibrations”, jest niełatwą i dla zespołu i dla producentów, bo gdy na przełomie wiosny i lata 1967 roku Capitol już zdążył wydrukować 500 tys. okładek dla „Smile” to Brian Wilson postanowił nie kończyć swojego dzieła (w tym czasie załamał się nerwowo). Jak twierdził w dokumencie „Beautiful Dreamer” były trzy powody, dla których „Smile” nie zostało ukończone: pierwszy- uznał utwór „Fire” (Mrs. O’leary’s Cow) za straszny i złowrogi, drugi to fakt sabotowania projektu przez wokalistę i saksofonistę Mike’a Love’a, i trzeci powód, że materiał muzyczny był zbyt eksperymentalny i ludzie nie byli gotowi na taką płytę. Uważa się, że to właściwie był koniec twórczego czasu zespołu (był rok 1967.). „Good Vibrations”, który poza atrakcyjną melodyką charakteryzował się częstą zmianą riffów, efektami echa i skomplikowanymi harmoniami, był trzecim singlem Beach Boys, który osiągnął szczyt Billboard Hot 100. Brian Wilson aranże oparł na zestawie instrumentów rzadko słyszanych w muzyce pop (mieszankę klasycznych, rockowych i egzotycznych instrumentów), co nazwał jako „symfonię kieszonkową”. Ten utwór obecnie traktowany jest jako arcydzieło rocka, okupiony ciężką pracą i muzyków i producentów. W czasach, gdy single pop były zazwyczaj produkowane w ciągu dwóch godzin, ten był najbardziej złożonym i najdroższym, a sesje trwały kilka miesięcy w co najmniej czterech różnych studiach Capitolu. Według pisarza i historyka sztuki Domenica Priore’a produkcja „Good Vibrations” była niepodobna do żadnej innej, ani w sferze muzyki klasycznej, jazzu, muzyki filmowej lub jakiegokolwiek innego rodzaju zapisu. Dziś uważa się, że „Smile” to najbardziej oczekiwany album w historii muzyki pop. To legenda! Jest przedmiotem nieustających spekulacji, że gdyby ta płyta została jednak to znacznie zmieniłyby kierunek poszukiwań twórczych grupy i ustanowiłaby nowe obowiązujące standardy w świecie rocka. To tylko dywagacje, bo prawda jest smutniejsza i bardziej przyziemna- Brian Wilson, najistotniejszy muzyk w grupie, zachowywał się emocjonalnie bardzo niestabilnie, a nawet podejrzewany o chorobę umysłową wywołaną nadużywaniem środków narkotycznych, podobnie jaki wpływ miały choćby na Briana Jonesa czy Syda Barretta z Pink Floyd. „Smiley Smile” zaprojektowano jako uproszczoną wersję ich niewydanej płyty „Smile”. Po nagraniu większości piosenek dla „Smile” Brian Wilson je ukrył. Sesje w domowym studio do „Smiley Smile” tworzyły właściwie nowy materiał nagraniowy, przez krótki czas 6. tygodni. Z ogromnej ilości materiału ze „Smile” Brian Wilson wykorzystał tylko instrumentalne fragmenty „Heroes and Villains” i codę z „Vegetables”. Piosenka „Heroes and Villains” została całkowicie zmodyfikowana. Natomiast „Good Vibrations”, nagrywane od lutego do września 1966 roku, pojawił się bez różnicy od oryginalnego singla. Brian Wilson podobno sprzeciwiał się umieszczeniu utworu w „Smiley Smile” , ale po raz pierwszy był on przegłosowany przez swoich kolegów z zespołu, którzy uparcie nalegali na jego włączenie. Proces nagrywania był niekonwencjonalny- połączył doświadczenia wyniesione z sesji do „Good Vibrations” z wykorzystaniem nietypowych instrumentów, między innymi rozstrojonego fortepianu czy elektronicznego basu. Carl Wilson (śpiew, instrumenty klawiszowe, gitara) opisywał Smile Smiley jako „bunt zamiast Grand Slam” (Grand Slam – bomba burząca zbudowana przez Brytyjczyków pod koniec 1944 roku). Jego produkcja doceniona przez Beach Boys, ale nie samego Briana Wilsona, co oznaczało jedno- zaczął rezygnować ze swej wiodącej roli w zespole, muzyka na następnych płytach była jedynie wtórną.
Choć wszystkie płyty brzmią wspaniale (nawet dziś), bo przecież nie mogło być inaczej skoro taką wagę zespół The Beach Boys przykładał do brzmień, harmonii, aranżacji i doboru instrumentów, szukałbym mimo wszystko edycji japońskich jako idealnych, na przykład wydanie- Capitol o nr katalogowym TOCP-50860.
Gdy Beatlesi wkraczali w epokę psychodeliczną, Beach Boys zatrzymali się w obliczu niezwykle ważnej nastoletniej publiczności, która szybko zaczęła postrzegać grupę jako konserwatywną, a nawet z powrotem do establishmentu. Doskonała szansa na powstrzymanie fali, jaką była główna gwiazda pionierskiego festiwalu Monterey Pop Festival latem 1967 roku, została zaprzepaszczona. Chociaż Beach Boys szybko się przegrupowali – album „Wild Honey”, będący powrotem do korzeni, ukazał się przed końcem 1967 roku – ich nadzieje na stanie się czołową grupą popową na świecie, skupiającą zarówno hipisów, jak i krytyków, zgasły w ciągu kilku miesięcy.
- Album „Wild Honey”, nagrany 26 września – 15 listopada 1967 w Studio Beach Boys i Wally Heider (Los Angeles), został wydany 18 grudnia 1967 przez Capitol Records.
„Wild Honey” (według: ), 13. album studyjny zespołu Beach Boys, było pierwszym podejściem grupy do muzyki soul, na który duży wpływ miało R&B Motowni Stax Records. Album był wówczas najlepiej sprzedającym się albumem zespołu, zajmując 24. miejsce w USA. Główny singiel „Wild Honey” osiągnął 31. miejsce, a jego następca „Darlin’” osiągnął 19. miejsce. W Wielkiej Brytanii album zajął siódme miejsce. Sesje nad albumem rozpoczęły się natychmiast po nagraniu „Lei’d in Hawaii”, nieudanego albumu koncertowego i wydaniu ich poprzedniego albumu „Smiley Smile”. Podobnie jak „Smiley Smile”, podstawowy zestaw instrumentalny „Wild Honey” składa się z organów, fortepianu honky-tonk i basu elektrycznego. The Beach Boys celowo zdystansowali się od panujących wówczas trendów rockowych, których cechą charakterystyczną była psychodelia i nagrania na dużą skalę lub koncepty tematyczne. Był to drugi album, którego producentem był zespół The Beach Boys. „Wild Honey” zapowiadał powrót do podstaw, który został następnie przyjęty przez współczesnych Beach Boys, w tym Boba Dylana i Beatlesów i jest uznawany za pioniera gatunku popu DIY. Większość krytyków początkowo zlekceważyła tę płytę, ale od połowy lat 70. XX wieku zaczęto doceniać jej prostotę i urok. W 1979 roku utwór „Here Comes the Night” został przerobiony przez grupę na singiel disco. W 2020 roku „Wild Honey” zajął 410. miejsce na liście „500 najlepszych albumów wszechczasów” magazynu Rolling Stone.
Podobnie jak „Smiley Smile”, „Wild Honey” był postrzegany przez współczesnych krytyków jako dzieło nieistotne i zniechęciło publiczność, której oczekiwania zostały podniesione przez szum wywołany wokół „Smile”. Grupa faktycznie znajdowała się na czarnej liście prasy muzycznej do tego stopnia, że recenzje płyt grupy były albo wstrzymywane z publikacją, albo publikowane długo po dacie premiery. W swojej książce „Outlaw Blues” z 1969 roku Paul Williams podsumował, że „Wild Honey” był „dziełem radości […] nowym, świeżym, surowym i pięknym” i stwierdził, że chociaż riffy boogie woogie na albumie były: „ na swój sposób, tak pomysłowe jak bardziej teksturowane płyty Briana […] oczekiwaliśmy (od Briana) więcej, niż moglibyśmy oczekiwać od jakiegokolwiek innego żyjącego kompozytora, ponieważ utwory, które słyszeliśmy od Smiley, były po prostu tak dobre […] a ‘Wild Honey’ to po prostu kolejna płyta Beach Boys”. Rolling Stone napisał, że Beach Boys odzyskali lepszą ocenę sytuacji po „katastrofie” ‘Smiley Smile’, chociaż wykorzystanie przez nich „wcześniej istniejących pomysłów i idiomów” w „Wild Honey” jest mniej zadowalające i oryginalne niż w ich wcześniejszych pracach: „To trochę zabawne że Beach Boys nagle na nowo odkrywają rytm i blues pięć lat po tym, jak Beatlesi i Stonesi przywieźli to wszystko do domu”. Gene Sculatti z Jazz & Pop napisał: „[The Beach Boys] mają czelność bawić się r&b, terytorium w istocie im obcym. Co zaskakujące, Wild Honey działa dobrze. Nie jest to ani trochę pretensjonalne, jest szczery i przekonujący”. Arthur Schmidt nazwał Wild Honey „arcydziełem”, „najbardziej niedocenianą” z „postsurferskich płyt LP” zespołu i „ostatnim razem, kiedy naprawdę dali z siebie wszystko”. Recenzja dla AllMusic, autorstwa Richiego Unterbergera, mówiła: „Po zakończeniu sesji ‘Smile’ Beach Boys stali się znacznie większym zespołem niż w połowie lat 60-tych. Po raz pierwszy od 1963 roku zaczęli grać na większości swoich własnych instrumentów nagranych na płycie, a Brian Wilson nie był już tak dominującym mózgiem produkcji. Problem polegał na tym, że w miarę jak Wilson coraz bardziej wycofywał się z roli lidera (a później w ogóle z realnego świata), Beach Boys okazali się grupą, która choć zdolna do tworzenia dobrej i interesującej muzyki, nie była już innowatorami na rynku na poziomie Beatlesów i innych figurantów. Wild Honey miał luźniejszy i bardziej zabawny charakter niż jakikolwiek poprzedni album Beach Boys, czasami zbliżając się do czegoś w rodzaju wyblakłej, białej duszy. Powstała muzyka była często całkiem przyjemna, głównie ze względu na wspaniałe harmonie, ale materiał i aranżacje były po prostu słabsze niż przez poprzedni długi czas. Na płycie znalazł się niezły hit z Top 20, ‘Darlin’’ (nawet jeśli była to przeróbka piosenki, która została skomponowana cztery lata wcześniej i nagrana przez Sharon Marie). Mały hit ‘Wild Honey’ z uwodzicielskimi wersami Theremin również był punktem kulminacyjnym, a ‘Here Comes the Night’ (oryginał grupy, a nie hit Them) również był bardzo atrakcyjny. Ale większość pozostałych była przyjemna, ale nieistotna.”
Wszystkie niesamowite obietnice, które zostały zmarnowane, sprawiły, że fani, krytycy i prezenterzy radiowi byli niezaprzeczalnie zgorzkniali w stosunku do przyszłego produktu. Jak można się było spodziewać, zarówno „Wild Honey”, jak i „Friends” z 1968 r. cierpiały z powodu wymienionych słuchaczy. Niemniej jednak przetrwały jako interesujące płyty; celowo niedostatecznie wyprodukowane, z fragmentami piosenek i pozostałościami z sesji nagraniowych. Wyluzowany orkiestrowy pop płyty „Friends” uczyniły ich ulubieńcami dopiero po tym, jak fani zdali sobie sprawę, że Beach Boys w 1968 roku stanowili radykalnie inną grupę niż w 1966. Zainspirowani hitem „Do It Again” z pierwszej dwudziestki – piosenka, w której pierwsze odsłony zespołu uznano za przestarzały zespół – w 1969 roku wypadło minimalnie lepiej. Mimo to Capitol wkrótce potem nie przedłużył umowy z zespołem. Rok później Beach Boys podpisali kontrakt z Reprise.
- Album „Friends”. nagrany pomiędzy lutym i kwietniem 1968 roku w Studio Beach Boys i ID Sound (Los Angeles), został wydany 24 czerwca 1968 roku przez Capitol Records.
„Friends” (według: ), 14. album zespołu Beach Boys, charakteryzuje się spokojną atmosferą, kontrastującą z panującymi wówczas trendami muzycznymi, a także zwięzłością – pięć z 12 utworów trwa niecałe dwie minuty. Sprzedawał się słabo, osiągając 126 miejsce na listach przebojów Billboardu, co stanowi najniższy jak dotąd wynik grupy w USA, chociaż osiągnął 13 miejsce w Wielkiej Brytanii. A jednak fani ogólnie zaczęli uważać ten album za jeden z najlepszych w dorobku zespołu. Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich albumów, „Friends” został nagrany głównie w domu Briana Wilsona w stylu produkcji lo-fi. Sesje nad albumem trwały w czasie, gdy finanse zespołu gwałtownie się zmniejszały. Pomimo przypisania produkcji zespołowi The Beach Boys, Wilson aktywnie kierował całym projektem, nazywając go później swoim drugim nieoficjalnym solowym albumem (pierwszym był Pet Sounds z 1966 roku). Niektóre piosenki zostały zainspirowane niedawną współpracą grupy z Maharishi Mahesh Yogi i jego praktyką medytacji transcendentalnej. Z albumu wydano jeden singiel: „Friends”, walc , który osiągnął 47. miejsce w USA i 25. w Wielkiej Brytanii. W maju grupa zaplanowała krajową trasę koncertową z Maharishim, ale została ona odwołana po pięciu koncertach z powodu niskiej sprzedaży biletów i późniejszego wycofania się Maharishiego. W lipcu ukazał się samodzielny singiel „Do It Again”. Dotarł do pierwszej dwudziestki w USA, stał się drugim hitem numer jeden w Wielkiej Brytanii i znalazł się w zagranicznych wydaniach „Friends”.
„Friends” zebrał pochlebne recenzje w prasie muzycznej, ale podobnie jak ich płyty od czasu „Smiley Smile” (1967), prostota albumu podzieliła krytyków i fanów. Według Mojo, pozostała rzesza fanów zespołu zareagowała na album porzuceniem „jakiejkolwiek nadziei, że Brian Wilson stworzy prawdziwego następcę swojego arcydzieła z 1966 roku” (Pet Sounds). Stebbins zauważył, że jego „dziwna łagodność w kontekście protestów politycznych, zamieszek na tle rasowym i rozdartego wojną krajobrazu społecznego 1968 r. [uczyniła go] mniej więcej tak kwadratowym kołkiem, jak można sobie wyobrazić”. Krytyk muzyczny Richie Unterberger napisał, że grupa straciła większość publiczności przez to, że była „mniej eksperymentalna” w swojej muzyce. Recenzent magazynu Billboard przewidział, że dzięki albumowi „grupa powinna zająć wysokie miejsca na listach przebojów” i podkreślił „Anna Lee, the Healer” i „Transcendental Meditation” jako „chwytliwe numery”. Arthur Schmidt z magazynu Rolling Stone napisał w swojej recenzji albumu: „Wszystko na pierwszej stronie jest świetne. […] Posłuchaj raz, a możesz pomyśleć, że tego albumu nigdzie nie ma. Ale tak naprawdę jest po prostu w bardzo wyjątkowym miejscu i po pół tuzinie przesłuchań możesz tam być.” Gene Sculatti z Jazz & Pop uznał ‘Friends’ za „[być może] ich najlepsze” dzieło w dotychczasowej historii, nazywając je „kulminacją wysiłków i rezultatów ich ostatnich trzech płyt LP.… To kolejna prezentacja tego, co najbardziej oryginalne i być może najbardziej konsekwentnie satysfakcjonująca muzyka rockowa, jaka powstaje dzisiaj.” Recenzja autorstwa Richiego Unterbergera z AllMusic mówiła: „Wydany, gdy Cream i Jimi Hendrix byli u szczytu kariery, dyskretne uprzejmości w ‘Friends’ wydawały się w połowie 1968 roku zupełnie nieistotne. Dziś brzmi to lepiej, ale z pewnością jest to jedno z mniejszych wysiłków grupy, ponieważ członkowie zaczęli mniej więcej równomiernie dzielić pisanie piosenek między sobą, zamiast pozwalać Brianowi Wilsonowi zapewnić większość materiału. Utwór tytułowy był uroczym, choć niewielkim hitem. Bossa nova ‘Busy Doin’ Nothin’’ była subtelnie wywrotowym kawałkiem rocka-muzaka, choć z perspektywy czasu widać dość niepokojącą gnuśność w tekście napisanym przez Wilsona, który zaczynał wycofywać się do własnego świata. Produkcja i harmonie pozostały przyjemnie specyficzne, ale w sercu większości piosenek nie było niczego istotnego. Ironią losu było to, że ‘Smile’ upadł częściowo dlatego, że niektórzy z Beach Boys uważali, że coraz bardziej awangardowe skłonności Wilsona stracą popową publiczność. Jednak do czasów ‘Friends’ Beach Boys wykonali całkiem niezłą robotę, tracąc większość publiczności, wycofując się do mniej eksperymentalnego, bardziej grupowego podejścia…”