Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dziesiąty, część 1)
Wszelkie podziały muzyki na gatunki, nurty, odgałęzienia, rodzaje itp. są nieprecyzyjne, więc niektórzy wolą podział na muzykę dobrą i złą, choć i w tym przypadku można by zapytać- a kto będzie o tym decydował, która muzyka jest taka, a nie inna? Najwygodniejszy (ale nie najwłaściwszy) jest podział na trzy gatunki- klasykę, jazz i rock, a te na nurty. Jak spoglądam wstecz w rozdziały artykułu to zauważam, że nie poświęciłem zbyt wiele miejsca art-rockowi czy rockowi progresywnemu. Teraz to robię:
Jeśli szukać najbardziej wpływowych wykonawców wśród grających progresywnego rocka bez względu na czas to zapewne na czele listy znalazłby się King Crimson, a z jego katalogu płyt, choć niełatwe to zadanie, chyba powinno się wybrać debiut płytowy zespołu- „In The Court Of The Crimson King”, wydany przez Atlantic Records w 1969 roku. Do czasu wydania pierwszego albumu historia grupy wyglądała pokrótce tak (*):
- Wczesne lata 60.- Robert Fripp i Greg Lake poznają się podczas nauki gry na gitarze w Bournemouth. Nastolatek- Robert grał w grupie The Ravens, w składzie której był także Gordon Haskell, następnie w latach 1965-1966 obydwaj występowali w League of Gentelmen. Fripp udzielał się także w Majestic Dance Orchestra. Michael i Peter Giles byli członkami zespołu Dowland Brothers w latach 1962-1964, a później Trendsetters, Ltd., którego szeregi opuścili latem 1967.
- Mike Giles: „Mój brat i ja byliśmy zainteresowani stworzeniem czegoś nowego i innego. I daliśmy ogłoszenie, że szukamy organisty, który umiałby śpiewać. Odpowiedział na nie Robert Fripp, przedstawiając się jako gitarzysta, który nie potrafi śpiewać. Zaintrygował nas”. Fripp: „Po trzydziestu dniach wspólnego grania zapytałem, czy zostałem przyjęty. Michael Giles skręcił papierosa i powiedział, bardzo powoli: W tego typu sprawach pośpiech nie jest wskazany. Po dzień dzisiejszy właściwie nie wiem czy dostałem tę robotę”. We wrześniu 1967 panowie przenieśli się do Londynu aby założyć trio Giles, Giles and Fripp, które wydało tylko jedną płytę latem 1968 roku, poprzedzoną singlami „One In a Million” i „Thursday Morning”. Album The Cheerful Insanity of Giles, Giles and Fripp rozszedł się w niewielkim nakładzie 600 egzemplarzy.
- W roku 1968. do zespołu dołączył Ian McDonald, który mając jedenaście lat grał już na gitarze, będąc szesnastolatkiem wstąpił do wojska, gdzie podczas kolejnych pięciu lat nauczył się gry na klarnecie, saksofonie oraz flecie. McDonald zwerbował następnie Petera Sinfielda występującego wówczas w Creation. Sinfield tak to zdarzenie wspominał: „Któregoś dnia Ian przyszedł do mnie i powiedział – Peter, muszę wyznać że twój zespół jest beznadziejny, jednak ty jesteś autorem świetnych tekstów, myślisz że moglibyśmy razem napisać kilka piosenek?”. Do zespołu dołączyła także wokalistka Judy Dyble (ex Fairport Convention) i taki skład nagrał demo „I Talk to the Wind” oraz „Under the Sky”. Judy jednak odeszła, a następnie w listopadzie 1968 podobnie zrobił to Peter Giles. Jego miejsce zajął Greg Lake. Z wypowiedzi Roberta Frippa: „[…] Można wszakże powiedzieć, że Peter Giles decydował o charakterze zespołu Giles, Giles and Fripp. I można powiedzieć, że zespół Giles, Giles and Fripp upadł, ponieważ w jego ramach nie było możliwe obranie kierunku, który stał się kierunkiem King Crimson. Nie było możliwe urzeczywistnienie moich wizji. Pewnego dnia zwróciłem się więc do Michaela Gilesa i Iana McDonalda, i powiedziałem im, że mimo całego szacunku dla Petera Gilesa jako muzyka nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z nim. Dodałem też, że znam basistę i wokalistę, Grega Lake’a – który chętnie by do nas dołączył, i poprosiłem, by zdecydowali, czy chcą pracować ze mną, czy z Peterem. I obaj opowiedzieli się za kierunkiem, w którym ja chciałem zmierzać. Moja wizja muzyki bardziej ich przekonywała. W rezultacie Peter odszedł, a Greg Lake sprowadził się do Londynu i dołączył do nas. Tak powstało King Crimson”
- 13 stycznia 1969 została przyjęta oficjalnie nowa nazwa zespołu– King Crimson (Nazwę zaczerpnęła od jednego z synonimów Belzebuba), której pomysłodawcą był Sinfield odpowiedzialny za teksty. Tego samego dnia rozpoczęły się próby a instrumentarium zostało poszerzone o melotron. Dziesięć dni później został podpisany kontrakt menadżerski z E.G. 9 kwietnia 1969 grupa dała pierwszy klubowy koncert w Speakeasy Club, a następnie w Midnight Court czy Revolution, tam też Fripp zaczął tradycję występów w pozycji siedzącej, co nie wywołało entuzjazmu ze strony Lake’a: „Nie możesz siedzieć – wyglądasz jak grzyb”. 16 maja King Crimson po raz pierwszy wystąpił w Marquee Club, jako support Steppenwolf.
- 12 czerwca zespół rozpoczął pracę nad debiutanckim albumem w Morgan Studios z producentem Tonym Clerkiem, znanym ze współpracy z The Moody Blues, jednak rezultaty nie były zadowalające, taśmy zostały zniszczone a praca przerwana. Przed szeroką publicznością grupa zaprezentowała się 5 lipca 1969 roku w Hyde Parku towarzysząc The Rolling Stones. W sesji dla radia BBC zespół zarejestrował „21st Century Schizoid Man”, „I Talk to the Wind” (utwór z czasów Giles, Giles and Fripp) oraz “In the Court of the Crimson King”.
- King Crimson powtórnie wszedł do studia Wessex Sound Studios po podpisaniu kontraktu płytowego z Island. Produkcją zajął się sam zespół i „In the Court of the Crimson King”, nagrany podczas sesji trwającej od 17 lipca do 20 sierpnia, ukazał się 10 października 1969. Pod względem zaprezentowanego stylu album można było zakwalifikować do rocka progresywnego aczkolwiek zawierał elementy innych gatunków muzycznych. „21st Century Schizoid Man”, oparty na hard rockowym riffie był wzbogacony o instrumenty dęte, epatował zniekształconym głosem Lake’a. „Epitaph” i „The Court of the Crimson King” zawierały partię melotronu w stylu dziewiętnastowiecznej muzyki symfonicznej, na najbardziej rozbudowany formalnie „Moonchild” składały się improwizacje harmoniczne, webernowskie struktury punktualistyczne i elementy free-jazzowe. W swoich poetyckich, pesymistycznych tekstach Peter Sinfield poruszał takie tematy jak zagłada ludzkości czy bezsens istnienia. Okładka albumu, przedstawiająca krzyczącego człowieka, autorstwa Barry’ego Godbera, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych obok „Dark Side of the Moon” grupy Pink Floyd. Płyta, komplementowana przez Petera Townshenda z The Who oraz Petera Gabriela z Genesis, rozeszła się w Wielkiej Brytanii w nakładzie 100 000 egzemplarzy. Album osiągnął pozycję 5. na brytyjskiej liście najlepiej sprzedających się albumów i 28. na amerykańskim Billboard 200 i była to najlepsza lokata w historii formacji. Zespół znalazł uznanie za dojrzałość artystyczną, niemniej część krytyków zarzucała mu pretensjonalność i artystyczny snobizm.
- Płyta została nagrana w składzie: Robert Fripp (elektryczne i akustyczne gitary), Michael Giles (perkusja, drugi głos), Greg Lake (gitara basowa, wokal) i Ian McDonald (saksofony, flet, klarnet, klarnet basowy, mellotron, fortepian, organy, klawesyn i wibrafon) oraz Peter Sinfield (teksty)
- „Podstawą twórczości King Crimson jest zorganizowana anarchia: wyzwalanie potężnych sił chaosu, a następnie szukanie dróg powrotu do stanu równowagi”- Robert Fripp
- Wszystkie płyty grupy (w różnych składach) wydane później: „In the Wake of Poseidon” (1970), „Lizard” (1970), „Islands” (1971), „Larks’ Tongues in Aspic” (1973), „Starless and Bible Black” (1974), „Red” (1974), „Discipline” (1981), „Beat” (1982), „Three of a Perfect Pair (1984), „THRAK” (1995), „The ConstruKction of Light” (2000) i „The Power to Believe” (2003), są godne zainteresowania. Nigdy Robert Fripp nie dopuścił do zaniżenia poziomu jaki został przez debiut wyznaczony.
Genesis powstała mniej więcej w tym samym czasie co King Crimson, lecz w przeciwieństwie do ekipy Frippa ich debiut płytowy, który ukazał się w marcu 1969 roku, nie był udany. „From Genesis to Revelation” był zrealizowany w składzie: Peter Gabriel (śpiew, perkusja), Anthony Phillips (gitara, śpiew), Tony Banks (organy, gitara, pianino, instrumenty klawiszowe, śpiew), Mike Rutherford (gitara basowa, gitara, śpiew), John Silver (perkusja) i Chris Stewart (perkusja). Następne kilka miesięcy spędzili na pracy nad nowym materiałem, z nowym perkusistą- Johnem Mayhewem. Zanim nagrali swoją drugą płytę- „Trespass”, muzycy Genesis podpisali kontrakt z nowopowstałą wytwórnią Charisma, założoną przez Tony’ego Stratton-Smitha. Album „Trespass”, wydany w październiku 1970 roku, przedstawiał zalążki tego co później można było nazywać stylem Genesis. Muzyka wciąż była „zapatrzona” na folk, ale też stawała się bardziej finezyjna i szeroko zinstrumentowana, śpiewana z dramatyczną intensywnością. Przed sesją nagraniową do „Nursery Cryme” Genesis stracił dwóch muzyków- Johna Mayhew’a i Anthony Phillipsa i jednocześnie to pierwszy album ze Steve’em Hackettem i Philem Collinsem w składzie grupy. Na płycie nie było słabego momentu. Muzyka była ekscytująca i dowcipna. Jesienią 1972 roku Charisma Records wydała „Foxtrot”, który dla kariery zespołu wydaje się przełomowy.
Muzyka na płycie była innowacyjna- bardzo złożona, a teksty interesujące. Na pierwszej stronie znajdują się cztery krótsze utwory: “Time Table”, “Get 'Em Out by Friday”, “Can-Utility and the Coastliners” i “Watcher of the Skies”. Ten ostatni, o wyrazistej linii melodycznej, wszedł do stałego repertuaru koncertowego grupy. Drugą stronę płyty wypełnia suita „Supper’s Ready”, którą poprzedza krótki wstęp- „Horizon’s”, zagrany na akustycznej gitarze. Ten wieloznaczny utwór, zaliczany jest obecnie do kanonu progresywnego rocka. „Supper’s Ready”, utwór zajmujący całą stronę płyty w wersji LP, był tak wyrafinowany, a teksty tak pokomplikowane, że płyta nigdy nie stawała się nudna. Koncerty Genesis stawały się legendarne- element teatralny występów osiągał nowe poziomy wyrazu. Peter Gabriel, który zmieniał kostiumy, odgrywał różne role, wykraczał ponad to co można było zobaczyć na ówczesnej scenie rockowej. Atrybuty teatralne rosły na znaczeniu- wokalista wykorzystywał maski i makijaż, dla zobrazowania opowiadanych historii. Tony Stratton-Smith przekonał zespół, by pozwolił mu wydać ich utwory w wersjach zarejestrowanych właśnie na koncercie. Tak powstał album „Genesis Live” zaprezentował utwory z trzech swoich do tej pory wydanych albumów: „Watcher of the Skies”, „Get 'Em Out by Friday”, „The Return of the Giant Hogweed”, „The Musical Box” I „The Knife”. To wydawnictwo poprzedziło pojawienie się w sprzedaży, w roku 1973, „Selling England by the Pound”, która miała się okazać ich szczytowym osiągnięciem i artystycznym i komercyjnym.
Na płycie znalazły się cztery utwory: “Dancing with the Moonlit Knight”, “I Know What I Like, Firth of Fifth”, “After the Ordeal” i “Cinema Show”, które są mistrzowsko zaaranżowane, do najdrobniejszych detali dopracowane, oraz dwa utwory stylistycznie różne od wymienionych wcześniej: „The Battle of Epping Forest” (przewrotna opowieść o bitwie dwóch lokalnych gangów) i „More Fool Me” (krótka ballada śpiewana przez Collinsa przy akompaniamencie gitary akustycznej). Każdy z utworów zbudowany został z przecudnej urody tematów muzycznych, które muzyków inspirowały do gry wyjątkowej- zróżnicowanej, bogatej w efekty brzmieniowe (co prawda znane z dokonań innych grup progressive-rocka, ale tu logicznie wynikające ze struktury utworów), a przede wszystkim na bardzo wysokim poziomie instrumentalnym. Nigdy już Genesis nie zbliżyło się poziomem nagrań do tego arcydzieła rocka, choć nie można im zarzucić, że ich późniejsza gra stała się niskich lotów.
Van der Graaf Generator brytyjska progresywna grupa rockowa, która nie cieszyła się tak dużą popularnością jak King Cromson czy Genesis, zdobyła jednak wysoką reputację pośród krytyków i słuchaczy progresywnego rocka. Grupę założył Peter Joseph Andrew Hammill w 1967. Skład, jak na standardy rocka, był nietypowy, bo brakowało gitar na pierwszym planie. Grupa miała swoje łatwo rozpoznawalne brzmienie- mroczne, pesymistyczne o bardzo gęstej fakturze, oparte o grę organów Hammonda, zwielokrotniane saksofonami (na dwóch saksofonach- tenorowym i altowym, jednocześnie). Charakterystyczny też był bardzo ekspresyjny śpiew Petera Hammilla, autora fantasmagorycznych, ciemnych, poetyckich tekstów.
„H to He, Who Am the Only One” trzeci album zespołu Van der Graaf Generator, nagrany w kilku etapach pomiędzy czerwcem i listopadem 1970 roku w Trident Studios (Londyn) z producentem Johnem Anthonym, został wydany w 1970 roku przez Charisma Records. Album (według wikipedii) nie znalazł się na listach przebojów w Wielkiej Brytanii, a współczesne recenzje były mieszane, ale od tego czasu został uznany przez krytyków za dobry przykład albumów rocka progresywnego . „Killer” został wyróżniony jako ulubieniec fanów.
Okładka została zaprojektowana przez Paula Whiteheada i została zainspirowana „Pioneers Over c”. Na przedniej okładce znajdował się obraz zatytułowany „Urodziny”, który przedstawiał wiązkę światła skupiającą się na Londynie, ilustrującą narodziny Whiteheada. Wewnętrzny obraz w zakładce gatefold nazywał się „Checkmate”. Tytułowe „H do He” odnosi się do fuzji jąder wodoru w celu utworzenia jąder helu, podstawowej reakcji egzotermicznej zachodzącej w Słońcu i innych gwiazdach.
Album został wydany w grudniu 1970, ale nie sprzedawał dobrze… Współczesne recenzje albumu były głównie pozytywne lub mieszane. Melody Maker chwalił „błyskotliwość piosenek”, Sounds lubił grę Jacksona na saksofonie, a Record Mirror uważało, że zespół będzie „jedną z grup, które najprawdopodobniej odniosą sukces w 1971 roku”. Disc & Music Echo było mniej przychylne, narzekając, że brzmienie grupy jest „charakterystyczne, ale w jakiś sposób głównie nudne”.
Recenzje retrospektywne były pozytywne. W 2000 roku Q Magazine uznał ten album za jeden z najlepszych albumów rocka progresywnego wszechczasów, pisząc: „pod względem tekstury były nie do pomylenia. Żadnych gitar, tylko grube ciemne warstwy organów i saksofonu”. Mike DeGagne z AllMusic zauważał, że „złowrogie tony syntezatora i oscylatora wraz z wyraźnym i zbyt złowieszczym głosem Petera Hammilla sprawiają, że jest to jedno z najlepszych dzieł tego brytyjskiego zespołu”. Paul Stump skomentował w swojej Historii rocka progresywnego z 1997 roku, „Głęboka scena dźwiękowa i paradoksalnie bliskie mikrofonowanie, szorstkie, ryczące brzmienia organów Hugh Bantona i nagłe akustyczne impulsy – takie jak zdumiewające przejście Jacksona w zduszony, duszący akustyk w ‘Pioneers Over C’ – ukształtowały koszmar. Dziwne akordy i dziwne ostinati pomogło – rzeczywiście cały projekt był już zarażony groteską”.
Płyta grupy Van der Graaf Generator z 1976 roku zawiera jedną z najpiękniejszych ballad rockowych wszech czasów- „My Room (Waiting For Wonderland)”. Tą płytą jest „Still Life”.
Płyta jest bardziej wyciszona niż poprzedniczka- „Godbluff” i wczśniejsze również. Wymieniłem „Godbluff” bo płyta zawiera dwa nagrania: „Pilgrims” i „La Rossa”, pochodzące z sesji poprzedniej płyty. „Pilgrims” ma prostą, subtelną melodię, bez gwałtownych zmian tempa, ale z jego narastaniem. Akompaniament organowy sąsiaduje z łagodnymi liniami saksofonowych melodii. Tytułowy „Still Life” to piękna ballada z cichym akompaniamentem organowym na wstępie, która przeradza się na chwilę w rockową pieśń okraszoną mocnymi riffami organów, bo powrócić do podstawowej linii melodycznej tej smutnej ballady z odwiecznymi pytaniami- „Kim się staliśmy? Jaki los sobie wybraliśmy…”. „La Rossa”, który pojawia się po „Still Life”, to ekspansywny rockowy utwór o zmiennym tempie i dynamice. Jest kilka chwil dla saksofonu… W cudownej balladzie „My Room (Waiting For Wonderland)”, nisko nuconej przez Hamilla. Gdy z patosem gra saksofonista pianista tonuje całość uspakajającymi akordami w tle. Płytę kończy 12-minutowy „Childlike Faith in Childhood’s End”… Wykrzyczany przez Hamilla po spokojnym krótkim wstępie, dołącza sekcja rytmiczna i saksofonista i wtedy jest tylko ostrzej. Coraz ostrzej. aż do agresywnego zgiełku w codzie. „Still Life” to ostatnie studyjne arcydzieło zespołu. Następna płyta – „World Record” – przyniosła muzykę bardziej przystępną, ale ta modyfikacja pozbawiła grupę charakterystycznych cech jego stylu. Zmiana składu przed nagraniem „The Quiet Zone/The Pleasure Dome” przyniosła więcej rozczarowań niż nadziei na lepszy dalszy ciąg zdarzeń… Po koncertowym „Vital”, zespół uległ rozwiązaniu. Po rozpadzie zespołu w 1978 Peter Hammill kontynuował karierę solową, którą rozpoczął już wcześniej, bo w roku 1971.
W latach 70. powstało sporo interesujących płyt z nurtu art.-rocka… Wymienię parę najważniejszych: „Thick as a Brick” grupy Jethro Tull, „Nude” grupy Camel, „Tubular Bells” Mike’a Oldfielda, “The Six Wives of Henry VIII” Ricka Wakemana, „Tago Mago” grupy The Can, “The Dark Side of the Moon” grupy Pink Floyd, “Close to the Edge” gupy Yes, można jeszcze długo wymieniać. Ambitni muzycy tego kręgu mieli nadzieję wznieść muzykę rockową na wyższy poziom artystyczny, aż tu nagle pod koniec lat 70. zostali zdmuchnięci z estrad przez ich antonimy- punk-rockowców. Trzeba było dekady by… Niebywały sukces odnotowała znakomita grupa progresywnego rocka- Marillion, za sprawą chwytliwego refrenu z utworu „Kayleigh”. „Chwytliwy” nie zawsze posiada pejoratywny wydźwięk. Na pewno nie w tym przypadku! Ten concept album opowiada o dzieciństwie i jego wpływie na dorosłego człowieka.
Płytę „Misplaced Childhood” rozpoczyna krótkie intro „Pseudo Silk Kimono”, które przechodzi niepozornie w utwór, którym Marillion tak bardzo zamieszał na międzynarodowych listach przebojów- „Kayleigh”. Tytuł to inaczej zapisane imię byłej partnerki dziewczyny Fisha- Kay Lee. O niej jest ta piosenka. Zwykła pieśń o miłości, ale w niezwykły sposób odśpiewana: „…Kayleigh, oh I never thought I’d miss you, And Kayleigh I thought that we’d always be friends, We said our love would last forever, So how did it come to this bitter end?…„. Melodia refrenu, wpada w ucho tak łatwo, że aż trudno uwierzyć, że to nadal gra jeden z ówczesnych czołowych zespołów progresywnego rocka. Sam temat nie jest banalny ani łatwy- jest po prostu doskonale zaśpiewany i zinstrumentowany i to w sposób jaki tę melodykę eksponuje, bez przesadnego natłoku efektów. To po prostu- „idealnie skrojony garnitur na świetnym ciele”, zachwyca bez zbędnych ozdób, jak rzeźba Constantina Brâncuși’ego.
Kolejne utwory- „Lavender”, “Bitter Suite”, “Heart of Lothian”, “Waterhole (Expresso Bongo)”, “Lords Of The Backstage”, “Blind Curve”, “Childhoods End?” i “White Feather” utrzymane w typowym dla grupy stylu rozwijają zapoczątkowaną „Kayleigh” myśl muzyczną, wzburzając agresywniejszymi dźwiękami (np. w “Heart of Lothian”, albo w „Waterhole”), rzadziej tonując delikatniejszymi barwami (jak w przypadku- “Bitter Suite”). Gdy przysłuchać się całości na wyróżnienie (obok wstępu) muszą zasłużyć dwie kompozycje- „Heart of Lothian” z cudowną melodią, okraszoną ciekawą partią Steve’a Rotherega, natrętny zrytmizowany “Waterhole” oraz „Childhoods End?” z frapującym gitarowym motywem i bardzo melodyjnym refrenem. Mark Freegard (inżynier dźwięku), Chris Kimsey (miksowanie) i Thomas Steihmler (realizacja nagrań) zadbali by nagrania z berlińskiego Hansa Ton Studios nie zostały zmarnowane. Brzmienie jest soczyste, dynamiczne, bez ostrości, z wyeksponowaną sekcją rytmiczną, co każdy fan rocka uzna za zaletę.
Wróćmy do marca 1983 roku … Wtedy zespół Marillion wydał studyjny debiut, „Script for a Jester’s Tear” (EMI, nr kat.- 1C 064-07 715), który przyniósł muzykom: Fish’owi (śpiew), Stevemu Rothery (gitara), Pete’owi Trewavasowi (bas), Mark’owi Kelly (klawisze) i Mick’owi Pointerowi (perkusja), sukces tak krytyczny jak i komercyjny. Na fotografii niżej sfotografowano wersję wytwórni Parlophone z remixem z 2020 roku przygotowanym przez Andy’ego Bradfielda i Avrila Mackintosha.
Recenzja AllMusic, autorstwa Johna Francka, tak oceniła album: „W tamtym czasie niezwykły, pełnoprawny debiut Marillion z 1983 roku Script for a Jester’s Tear był uważany za dziwnego ptaka: pełen malowideł na twarzy Petera Gabriela i długich, technicznych kompozycji, Marillion zapoczątkował nową generację rocka progresywnego, która na zawsze związała ich z bohaterstwem wczesnego Genesis. Skomplikowany, złożony i teatralny niemal do przesady, Script for a Jester’s Tear pozostaje najlepszym albumem zespołu i wyznacza standardy dla ich późniejszej twórczości. Pełen niezwykłych piosenek, które pozostały podstawą występów na żywo zespołu, album zaczyna się od przejmującego utworu tytułowego, w którym Fish prowadzi swoją grupę wesołych kompanów w złamanym sercu tour de force, który kulminuje, gdy wokalista narzeka, że ‘…gra się skończyła’. ’He Knows You Know’, piosenka posypana paranoją narkotykową i poczuciem winy; gdy piosenka skręca w stronę refrenu, Fish ogłasza: ‘Fast feed, crystal fever, swarming through a fractured mind’. Jeśli ‘The Web’ sugeruje odrobinę komercji, ‘Garden Party’ jest radosnym hymnem, który pokazuje Marillion u szczytu swoich możliwości. Ugrzęzły w zabawnie przesadzonej brytyjskiej poezji, ‘Chelsea Monday’ może być jednym z gorszych momentów albumu (jeśli takie istnieją), ale magiczny ‘Forgotten Sons’ wspaniale kończy dzieło. Na szczęście dla fanów Marillion, EMI wydało zremasterowaną wersję Script z dwiema różnymi wersjami ‘Market Square Heroes’, ‘Three Boats Down from the Candy’, ‘Grendel’, ‘Chelsea Monday’, demo ‘He Knows You Know’ i alternatywny utwór zatytułowany ‘Charting the Single’. Niezbędny utwór dla każdego fana Marillion i niezbędne dzieło dla każdego szanującego się fana rocka progresywnego pierwszego lub drugiego pokolenia.”
Dokładnie rok później- w marcu 1984 roku Marillion wydał album o tytule „Fugazi”. Płytę wydała wytwórnie EMI. W 2021 roku powstał remix nagrań z tego albumu wykonany przez Andy’ego Bradfielda i Avrila Mackintosha (na fotografii niżej)
Album „Fugazi”, wydany w 1984 roku, wyprodukowany przez Nicka Taubera (jak w przypadku płyty debiutanckiej), został nagrany między listopadem 1983 a lutym 1984 roku w różnych studiach. Był to pierwszy album z udziałem perkusisty Iana Mosleya, po zwolnieniu pierwotnego perkusisty zespołu, Micka Pointera.
„Fugazi” okazało się nieco niespójnym następcą „Script for a Jester’s Tear”, co zostało zauważone w retrospektywnej recenzji Johna Francka z AllMusic. Przyznał albumowi cztery gwiazdki, wyróżniając takie utwory jak „ Assassing ”, „Incubus” i „Fugazi”. Pisząc dla Ultimate Classic Rock , Eduardo Rivadavia zauważył: „Fugazi okazał się równie różnorodny, ambitny, a nawet absurdalny (w najlepszym możliwym sensie rocka progresywnego) jak Script . Idealnie dopasowali epicką, złożoną muzykalność do pośredniej gry słów w utworach takich jak ‘Assassing’, ‘Jigsaw’, ‘Incubus’ i tytułowym utworze – wszystkie te utwory miały stać się wieloletnimi ulubieńcami koncertów na kolejne lata. Jeśli cokolwiek, nowy album był jednocześnie bardziej dopracowany (zarówno pod względem standardów produkcji, jak i aranżacji utworów) i odrobinę mniej spójny niż jego poprzednik, niewątpliwie nie spełniając wygórowanych oczekiwań w przypadku nieco mniej niż znakomitego ‘Emerald Lies’ i z pewnością poniżej przeciętnej ‘She Chameleon’”.
Wtedy gdy wydano „Kayleigh” grupy Marillion, w roku 1985, powstawała amerykańska grupa progresywna Dream Theater. Muzyka Dream Theater cechuje się ciężkim heavymetalowym brzmieniem, ubranym w skomplikowaną formę typową dla rocka progresywnego ze zmieniającymi się w czasie schematami rytmicznymi i harmonicznymi, opartą o wykonawczą wirtuozerię. Dziś ten zespół zdobył sobie prawo do traktowania go za jednego z najważniejszych w historii rocka progresywnego. Do 2010 roku działał w składzie James LaBrie (wokal), John Myung (gitara basowa), John Petrucci (gitara elektryczna), Mike Portnoy (perkusja) i Jordan Rudess (instrumenty klawiszowe). Ich świetny warsztat instrumentalny pozwala na precyzyjne oddanie zamiarów muzycznych na koncertach, co skrzętnie wykorzystuje wydawnictwo Elektra Records. W składzie jaki wcześniej podałem grupa wyprodukowała trzy albumy koncertowe- „Live at the Marquee” z 1993 roku, dwupłytowy „Once in a lifetime” z 1998 roku oraz trzypłytowy „Live Scenes From New York” wydany w dniu 11 września 2001 r. Oryginał okładki przedstawiał miasto w płomieniach z wieżowcami World Trade Center i Statuą Wolności na pierwszym planie. Logo znaku firmowego zespołu zawsze było ognistym sercem zawiniętym w drut kolczasty, ale do tego nagrania dodano jabłko i linię horyzontu, aby odzwierciedlić fakt, że koncert na żywo odbył się w Nowym Jorku. Straszliwy zbieg okoliczności- seria czterech ataków terrorystycznych, przeprowadzonych w dniu ukazania się płyty, na terytorium Stanów Zjednoczonych za pomocą uprowadzonych samolotów pasażerskich przez organizację Al-Ka’ida sprawił, że zdecydowano się natychmiastowo wycofać album z fatalną okladką. Oryginalne pierwsze wydanie stało się rarytasem kolekcjonerskim.
Wydanie to spotkało się z zainteresowaniem mediów w kraju, a zespół- przecież rodowici nowojorczycy, wydali oświadczenie, że nagranie zostanie ponownie wydane z nową okładką:
Pierwsza płyta i początek drugiej to odtworzenie studyjnej płyty „Metropolis Pt. 2: Scenes from a Memory”, który poprzedzała tę koncertową. Zespół zagrał dokładnie z zachowaniem wszelkich szczegółów- od występu aktora Kenta Broadhursta w roli hipnotyzera, poprzez zaproszenie ciemnoskórej wokalistki Theresy Thomason wraz z chórem gospel, aż po sample w finale. Co prawda materiał został odegrany perfekcyjnie i wiernie… Ale po co? Słuchacz nie musiał iść na koncert żeby posłuchać nagrań, przecież mógł odtworzyć sobie wygodnych warunkach dokładnie to samo z płyty studyjnej. Niewielkie różnice słychać na naszpikowanym trudnościami technicznymi „The Dance Of Eternity”, bo emanuje tu większą energią niż pamiętane wykonanie z wersji studyjnej. Podniosły „Finally Free” daje pole do popisu Mike’owi Portnoy’owi, który potwierdza swoją klasę. W dalszej części pojawia się zbiór najbardziej atrakcyjnych utworów Dream Theater: „Metropolis Pt.1” (z drugiej płyty- „Images and Words”) ciągle uważany za wizytówkę zespołu, „Just Let Me Braethe”, nadal pozostający koncertowym przebojem, w niewiarygodnie szybkim „Acid Rain” (grupy Liquid Tension Experiment) po raz kolejny trio Petrucci-Rudess-Portnoy udowadnia swoje mistrzostwo panowania nad instrumentami. „Caught On A New Millenium” jest wynikiem połączenia utworów: „Caught In The Web” i „New Millenium”. Utwory te podane w przeplatają się wzajemnie. „Another Day”, jeden z przebojów grupy, zagrano z udziałem zaproszonego gościa, grającego na saksofonie sopranowym- Jaya Beckensteina (Spyro Gyra). Na koniec płyty oznakowanej nr 2 Jordan Rudess solowo pokazuje (bo trudno nazwać to przemyślaną grą) co potrafi…
Trzeci krążek CD rozpoczynają utwory z albumu „Awake”: „Erotomania”, „Voices” i „The Silent Man”. Zagrane świetnie- dynamiczniej niż na płycie studyjnej. Na koniec perełki zostawiono- „Learning To Live” i „A Change Of Seasons” zagrane melodyjnie z dodanymi nowymi tematami melodycznymi. Czy płyta może się podobać wszystkim? Chyba nie, bo jest wśród perfekcjonistów jeden słabeusz- wokalista. Ale i tak będę polecał ten zestaw 3 płyt zwłaszcza tym, którzy do tej pory nie zgromadzili kolekcji wszystkich płyt Dream Theater. Dodam, że jakość produkcji i dźwięku jest dobra, a energia zespołu została doskonale uchwycona.