Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dziewiętnasty, część 2)

Muzyka rockowa od początku swego istnienia asymilowała blues’a… Nawet ukuto z tego powodu termin blues-rock (bądź zawężający termin: biały-blues), którym nazwano pojemny „wór” do którego „wrzucano” wiele wartościowych produkcji takich grup jak: The Rolling Stones, The Animals, The Yardbirds, Blues Breakers, Canned Heat, The Cream, LED Zeppelin, Savoy Brown, Steamhammer, Black Sabbath, Fleetwood Mac (z Peterem Greenem w składzie), Humble Pie, Lynyrd Skynyrd, The Allman Brothers Band czy bracia Winter.  O nich pisałem już przy innych okazjach (vide- „lista płyt (pop/rock/ballada”), więc teraz pominę tworząc miejsce dla innych:

 

Dla brytyjskiego bluesa jedną z najważniejszych postaci jest John Mayall, który w latach 60. ubiegłego stulecia w ramach zespołu Blues Breakers stworzył swoistego rodzaju szkołę, albo „kurs mistrzowski”, dla czołowych brytyjskich muzyków bluesowo-rockowych epoki. Gitarzyści Eric Clapton, Peter Green i Mick Taylor dołączyli do jego zespołu, szlifując swoje umiejętności z Mayallem, zanim zagrali w odpowiednio: The Cream, Fleetwood Mac i The Rolling Stones. Inni ważni muzycy: John McVie, Mick Fleetwood (Fleetwood Mac), Jack Bruce (The Cream), Aynsley Dunbar (The Aynsley Dunbar Retaliation), Dick Heckstall-Smith (Colosseum), Andy Fraser (Free), Keef Hartley (Keef Hartley Band), John Almond i Jon Mark (Mark-Almond) również grali i nagrywali z Mayallem przy końcu la 60-tych. Multi-instrumentalista Mayall był niezwykle skuteczny w wydobywaniu tego, co najlepsze w jego młodszych kolegach z zespołu, tworząc w miarę możliwości najlepszy kontekst, w którym mogliby zagrać bluesa nie gorzej od wzorców amerykańskich, ale chyba nie był Mayall zadowolony z nagrań skoro zmieniał skład zespołu z dużą częstotliwością, nieustannie eksperymentując, rozbudowując w ten sposób podstawową formę bluesową (przeczytaj też: „płyty polecane (rock, rozdział 1)”). Jednak w dyskografii Mayalla są skrajności: w „The Blues Alone” (z 1967 r.) grał na wszystkich instrumentach oprócz perkusji (zagrał na niej Keef Hartley) oraz najlepiej sprzedający się „The Turning Point” (z 1969 r.), akustyczny blues pozbawiony gry na perkusji.

  • The Blues Alone” wydane zostało przez London Records w listopadzie 1967 roku.

„The Blues Alone”, pierwszy „solowy” album Mayalla, był trzecim albumem nagranym w przeciągu trzynastu miesięcy po „The Blues Breakers with Eric Clapton”, „A Hard Road” (z udziałem Petera Greena). Został on nagrany tuż przed sesją dla „Crusade” (z Mickiem Taylorem) w ciągu jednego dnia maja 1967 roku. W tym czasie zapowiadał odejście też basista John McVie, bo chciał dołączyć do Fleetwood Mac. A więc możliwe, że „The Blues Alone” to wynik frustracji z powodu utraty ze składu Blues Breakers dwóch doskonałych gitarzystów z rzędu i w ogóle ciągłych roszad w składzie grupy. A może chciał pokazać kto jest prawdziwą gwiazdą grupy i że jej lider potrafi zastąpić każdego? Na te pytania nie trzeba odpowiadać bo znana jest oficjalna, która tłumaczy, że wydawca chciał opublikować składankę najpopularniejszych utworów Mayalla, ale pomysł nie znalazł akceptacji muzyka, który w zamian zaproponował nagranie nowego materiału na własny koszt, co siłą rzeczy ograniczało personel do Hartleya, producenta Mike’a Vernona oraz inżynierów dźwięku. Efekt sesji ujawnił, że Mayall, choć kompetentny na harmonijce, klawiaturach i gitarach, nie prezentował poziomu Erica Claptona czy Petera Greena, a poza tym, że overdubbing okrada nagrywanie z ekspresji gry. Nie, nie jest to płyta zła, bo świetny utwór goni inny świetny utwór. Album jest bardziej wyciszony niż poprzednie, momentami surowy, pozbawiony ozdobników w postaci solówek gitarowych, ale akompaniament stanowią: organy, pianino, celeste, harmonijka i gitara, wsparte elektrycznym basem i perkusją (w dwóch utworach sam Mayall na niej grał, a w pozostałych ośmiu Hartley), a w tych partiach nie brakuje tutaj świetnych popisów, na przykład w grze na harmonijce, szczególnie w instrumentalnym „Harp Man”, pojawiają się też wyraźne partie basu i atrakcyjne partie fortepianowe i organowe. W wokalnych utworach Mayall śpiewa na swój charakterystyczny sposób- może się podobać bądź nie, ale o jakości można mówić jedynie dobrze.

  • The Turning Point” wydany przez Polydor Records we wrześniu 1969 roku.

W maju 1969 roku John Mayall założył, po rozpadzie The Blues Breakers, nowy zespół, który nie miał w składzie ciężko brzmiącej gitary i perkusji ze śpiewającym liderem grającym na harmonijce ustnej, gitarach, tamburynie, Jon’em Mark’iem na gitarze akustycznej, Johnny’m Almond’em na tenorowym bądź altowym saksofonie i fletach oraz Steve’m Thompson’em na basie. Ten ostatni (prawdopodobnie) pozwolił na rezygnację z perkusisty w składzie, bo obecność utalentowanego basisty, muzyka głęboko wpływowego jazzu, zapewniał wystarczającą podstawę rytmiczną dla tego innowacyjnego zespołu. W tym składzie dokonano nagrań w czasie ich koncertu w Fillmore East (Manhattan, Nowy Jork), który się odbył 12 lipca 1969 roku. Wszystkie utwory na albumie zostały napisane lub współtworzone przez Johna Mayalla (w duecie z Thompsonem). Akustyczny kwartet starych znajomych, z precyzyjnym i z wysokimi umiejętnościami improwizacyjnymi Jon’em Mark’iem umieszczają tę ekipę na szczecie wśród grup Mayalla. Napięcie, ekspresja, interakcja jaka zaistniała pomiędzy muzykami i atrakcyjne solówki, charakteryzują nagrania z płyty “The Turning Point”. Doskonałość gry Jona Marka była pod wieloma względami centralnym punktem gry zespołowej, zespajając grę basisty i saksofonisty w czasie koncertu. Jazzowy saksofon Johnny’ego Almonda wywoływał wiele ekspresyjnych tonów. Jego długie solówki napędzały zespół zapewniając wzorzec dla linii wokalu Mayalla, podczas gdy bas Steve’a Thompsona utrzymywał precyzyjnie rytm. Mayall był w czasie koncertu wyluzowanym i szczerym piosenkarzem, wyraźnie w bardzo dobrej formie wokalnej. Gra na harmonijce w „Room To Move” byla wciąż świeża i przyjemna podczas słuchania. W „Turning Point” muzycy grają z naturalną swobodą, ale i ekscytująco- bo ekspresję muzycy połączyli z wyjątkowym wyrafinowaniem. Kwartet: Mayall, Almond, Mark i Thompson stworzyli „klasyczny” blues-rock, który zasługuje na to by wymieniać tytuł wśród najlepszych.

 

Trzech ważnych muzyków składu John Mayall & the Blues Breakers- Peter Green, John McVie i Mick Fleetwood, tworzyło w roku 1967 grupę blues-rockową Fleetwood Mac. Dla ścisłości- początkowo na basie grał Bob Brunning, ale właśnie McVie po dwóch tygodniach od utworzenia grupy go zastąpił. Na gitarze obok Greena grał Jeremy Spencer, który również śpiewał, zresztą podobnie jak Green.  Peter Green grał też na harmonijce. Niedługo po sformowaniu zespołu w lutym 1968 roku nagrali dla Blue Horizon swój pierwszy longplay- „Fleetwood Mac”.

Ta płyta nosi też inny tytuł: „Peter Green’s Fleetwood Mac”. Album tworzą bluesowe standardy i oryginały napisane przez gitarzystów Petera Greena i Jeremy’ego Spencera, którzy także dzielili obowiązki wokalne. „Fleetwood Mac” jest nieskomplikowanym albumem bluesowym zagranym przez czterech muzyków z pewnym doświadczeniem i z dużą dozą oryginalności. Album dzielą dwie kategorie utworów- szybkie i agresywne (jak na przykład „Long Grey Mare”) oraz powolne i ponure (jak „Looking for Somebody”) co na pewno wpływało na odbiór bez znużenia. Poziom kompozycji Greena i Spencera jest wysoki, że w żaden sposób nie odbiega od standardów bluesowych, które się pojawiły na płycie obok nich. Płyta stała się komercyjnym sukcesem w Wielkiej Brytanii, gdzie pozostawała na listach przebojów przez prawie rok, ale ledwo zaznaczyła obecność na listach sprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Zespół wkrótce wydał dwa single: „Black Magic Woman” (później spopularyzowany przez amerykańską grupę Santana) i „Need Your Love So Bad”. W tym samym roku, zaledwie w cztery miesiące później powstał drugi album zespołu- „Mr. Wonderful”.

Styl piosenek pozostał ten sam- czysty blues, ale aranżacja została rozszerzona o saksofony oraz o grającą na instrumentach klawiszowych Christine Perfect (z grupy Chicken Shack, która dwa lata później zostanie żoną Johna McVie i stałym członkiem Fleetwood Mac). Drugi album Fleetwood Mac jednak był rozczarowaniem po ich obiecującym debiucie. Prawdopodobnie czas był niewystarczający by poziom debiutu utrzymać. Szczególnie to się zauważa w utworach Jeremy’ego Spencera, które odstają tym razem poziomem od kompozycji Petera Greena. Lider Fleetwood Mac, wspólnie z menadżerem grupy- Cliffordem Adamsem, napisał sześć dobrych utworów- energetycznych, chwytliwych blues-rockowych, w których gitarzysta gra porywające sola. Jest też perła- „Love That Burns” – cudowna ballada, z bluesowym klimatem. Green tu śpiewa bardzo emocjonalnie, budując na gitarze wyjątkowej urody linie melodyczne. „Mr. Wonderful” nie został wydany w Stanach Zjednoczonych, bo zamiast tego tytułu ukazała się kompilacja- „English Rose„.

„English Rose” zawiera połowę zawartości płyty „Mr. Wonderful”, (w tym te szczególnie wartościowe: „Stop Messin’ Round” i „Love That Burns”) oraz sześć nowszych utworów, w większości nagranych z udziałem nowego muzyka w zespole- śpiewającego gitarzysty Danny’ego Kirwana. Są wśród nich dwie kompozycje Greena– cudownie rytmiczny „Black Magic Woman”, oraz prześliczny instrumentalny „Albatross”. Oba utwory zostały wydane na singlach.  Pierwszy stał się (zasłużenie) wielkim przebojem dopiero wtedy gdy na warsztat wzięła go grupy San tana, a drugi stał się największym przebojem w całej karierze Fleetwood Mac. Pojawiły się również cztery bardzo udane utwory Kirwana, a cudowna bluesowa ballada- „Without You” została rownież umieszczona na trzecim albumie grupy- „Then Play On„.


„Then Play On”, trzeci studyjny album Fleetwood Mac, wydany został przez niezależną wytwórnię Reprise we wrześniu 1969 roku. Był to pierwszy z oryginalnych albumów zespołu, w którym wystąpił Danny Kirwan, a ostatni dla Petera Greena. Jeremy Spencer zagrał tylko w drugiej części „Oh Well”. Ta wyjątkowa kompozycja, autorstwa Petera Greena (gitarzysta gra w tym utworze również na wiolonczeli), początkowo była przewidziana tylko na dwie strony singla, ale że ten stał się hitem, Amerykanie album szybko wznowili zamieniając „When You Say” i „My Dream” Kirwana na, w nieco zmienionej postaci, „Oh Well”. Dwie części „Oh Well” bardzo się różnią: pierwsza to energiczne hard-rockowe granie z wykorzystaniem warstwowo nagranych gitar, a druga to medytacyjna gra akustyczna. Ten album wykraczał stylistycznie poza zakres klasycznie traktowanego bluesa, jaki pojawiał się na dwóch pierwszych płytach grupy. Dzięki Peterowi Greenowi (grającemu na gitarze, harmonijce, wiolonczeli, instrumentach perkusyjnych i śpiewającemu), Jeremy’emu Spencer’owi (na fortepianie), Mick’owi Fleetwood’owi (na perkusji), John’owi McVie (na basie) i Danny’emu Kirwanowi (na gitarze i wokalu) oraz gościnnie grającym: Walterowi Hortonowi (na harmonijce) i Christine Perfect (na fortepianie) „Then Play On” stał się jednym z najbardziej znaczących i pięknych albumów rockowych wszech czasów. To nie jest Fleetwood Mac, który większość ze słuchaczy rozpoznaje po dźwiękach wielkich przebojów z „Rumours”, to jest Fleetwood Mac Petera Greena!

 

Chicken Shack, blues-rockowa grupa brytyjska, była mocno kojarzona z Fleetwood Mac, bo nagrywała w tych samym miejscu- CBS Studios w Londynie dla tej samej firmy- Blue Horizon, pod „okiem” tego samego producenta- Mike’a Vernon’ona, no i pianistka początkowo zespołu Chicken Shack- Christine Perfect później zasiliła ekipę Fleetwood Mac. Jednak to nie powód wystarczający żeby o nich wspominać… Chicken Shack jest jedną z grup brytyjskiego bluesa, która oferowała dobrze odwzorowywane brzmienie bluesa chicagowskiego, a poza tym zapamiętaną przez fanów rocka dzięki oryginalności lidera- gitarzysty Stana Webba, który budził entuzjazm publiczności, wchodząc w tłumy na występach, dzięki 100-metrowej długości kabla gitary. Webb przejmował na siebie obowiązki związanych z pisaniem piosenek i wokalne, choć sporadycznie Christine Perfect zastępowała Webba w tych obowiązkach. Wydawałoby się, że Christine Perfect nie była równo rzędną postacią grupy co Webb, ale gdy odeszła do Fleetwood Mac (w 1969 roku) Chicken Shack źle odczuł stratę pianistki komercyjnie i muzycznie. Stan Webb utrzymał Chicken Shack przy pomocy innych muzyków, wciąż zmieniających się aż do lat osiemdziesiątych. W międzyczasie na krótko rozwiązał grupę, by w połowie lat siedemdziesiątych dołączyć do grupy Savoy Brown. Bez wątpliwości najwartościowszym albumem grupy Chicken Shack jest ich debiut „40 Blue Fingers, Freshly Packed and Ready to Serve” z roku 1968.

Skład personalny uczestniczących w sesji nagraniowej świadczy o tym, że środowisko brytyjskiego bluesa było mocno skonsolidowanym i pomagającym sobie nawzajem: Johnny Almond (saksofon altowy) w tym czasie brał udział w sesjach płytowych Johna Mayalla („John Mayall’s Blues Breakers with Eric Clapton” i „A Hard Road”), Fleetwood Mac („Mr. Wonderful”) czy Keef Hartley Band („Overdog”); Dick Heckstall-Smith (saksofon tenorowy) pomagał grupom Johna Mayalla („Diary of a Band”, „Bare Wires”) Alexis Korner’s All Stars Blues Band i  i grając na stałe w jazzującej grupie Colosseum. Ci muzycy i wchodzący w skład stały Chicken Shack wzięli na warsztat utwory amerykańskich bluesmanów i po dwie kompozycje Webba i Perfect. Utwory napisane przez gitarzystę nie są wyróżniającymi się natomiast napisane przez Christine Perfect „When the Train Comes Back” i „You Ain’t No Good” to najlepsze utwory na płycie- klimatyczne, z ciekawymi melodiami. Pozostałe utwory to udany blues rock, ubarwiony świetnymi gitarowymi solówkami Webba. Można było zarzucać Webbowi i Chicken Shack pewien schematyzm stylistyczny, ale należy też uwypuklić to, że nawet jeśli w grze Webba odkrywali styl Buddy Guy’a to grał dobrze, przy współudziale bardzo dobrej sekcji rytmicznej: Andy Sylvester’em na basie i Davem Bidwell’em na perkusji. Na odrębne słowa uznania zasługuje Christine Perfect (wokal, fortepian i organy), bo choć nie była piosenkarką bluesową to jej łagodny wokal i świetna praca pianistyczna były doskonałą platformą do gitar i wokali Webba co sprawiało, że Chicken Shack był naprawdę wyjątkowym zespołem.

 

Biały blues to nie wyłącznie domena Brytyjczyków, w Stanach Zjednoczonych grali znakomici muzycy bluesowi o białym kolorze skóry… Pisałem już o Canned Heat, o braciach Johnnym i Edgarze Winter czy o The Allman Brothers Band, ale nie o jednym z najlepszych grających w ubiegłym wieku na harmonijce ustnej- Paul’u Butterfield’zie. Naprawiam błąd:

Paul Butterfield opracował swój własny oryginalny styl i wystarczająco doskonały, by wynieść siebie do panteonu sław bluesowych. Otworzył też drzwi przez które biali amerykańscy muzycy mogli kroczyć nie obawiając się traktowania jako nieautentycznych bluesmanów, mało tego- nie tylko pokazał możliwość odwzorowywania tradycji bluesowej (jako repliki), ale i modernizowania stylu bluesowego, no i popularyzowania wśród białej publiczności. Paul Butterfield, na wokalu i harmonijce oraz Elvin Bishop, towarzyszący mu na gitarze, otrzymali angaż koncertowy w Big John’s, w chicagowskim klubie muzycznym. Mając dobre perspektywy przed sobą przekonali basistę Jerome’a Arnolda i perkusistę Sama Laya (obaj z zespołu Howlin’a Wolf’a) do utworzenia grupy (było to w 1963 roku). Podczas ich koncertów w Big John’s, Butterfield spotykał się z gitarzystą Mike’em Bloomfieldem, który też grywał w tym klubie. Przez przypadek producent Paul A. Rothchild był świadkiem jednego z występów i był pod wrażeniem doskonałego rozumienia się obu muzyków na scenie. Namówił więc Butterfielda, by wprowadził Bloomfielda do zespołu, co w konsekwencji miało doprowadzić do kontraktu z Elektra Records. Pierwsze nagrania z połowy lat sześćdziesiątych legendarnej- The Paul Butterfield Blues Band, były propozycjami, które łączyły elektryczny blues z rock’n’rollem, nurtem psychedelic-rock i po trosze jazzem. Zespół z organistą Mark’iem Naftalin’em nagrał debiutancki album „The Paul Butterfield Blues Band”  w połowie 1965 roku i wydany później tego samego roku. „The Paul Butterfield Blues Band” został wydany w 1965 roku przez Elektra Records w wersji stereo i w mono. Album krytyka oceniała jako jeden z najlepszych albumów bluesowego bumu z połowy lat 60. i świetne połączenie żwawej harmonijki z płynną grą na gitarze. Butterfield na harmonijce grał bardzo ekspresyjnie, zawsze w sposób intensywny i zwięzły, dbający o czystość tonu… Tak gra i tu- na debiutanckiej płycie. Należy pamiętać, że na gitarze grał Mike Bloomfield, którego fanami byli: Bob Dylan, BB King i Buddy Guy. The Paul Butterfield Blues Band nie wykorzystuje zbyt wielu oryginalnych kompozycji- tylko cztery utwory, reszta to znakomite standardy bądź utwory lubiane przez członków zespołu. Zespół Paula Butterfielda jest nie tylko częścią odrodzenia bluesa z połowy lat 60., ale jednym z wywołujących ten ruch. Nagrania pierwszej płyty Butterfielda i jego kolegów były wybitnym pokazem bluesa zagranego z intensywnością i pasją ludzi, którzy ukochali ten gatunek muzyki. W porównaniu do następnej płyty zespołu: „East-West”, debiut jest bardziej bluesowy, żywy i optymistyczny, ale zawiera mniej elementów jazzowych, tak więc w pewnym sensie zespół podniósł poprzeczkę określającą poziom rejestrowanej muzyki, bo nie zamierzali odcinać kuponów z sukcesu „The Paul Butterfield Blues Band” lecz popróbowali być jeszcze bardziej ambitnymi. A że zespół wykazywał się znajomością jazzu, indyjskiej ragi i psychodelii, to zmiana trudną nie była. „Pojedynki” gitarowe Mike’a Bloomfielda i Elvina Bishopa, pokomplikowane solówki Paula Butterfielda, melodyjna gra pianisty Marka Naftalina, solidny puls nadawany przez dwóch muzyków: basisty Jerome’a Arnolda i perkusisty Billy’ego Davenporta, dawało zdolność do tworzenia bluesowego klimatu jak i bardziej elastycznego jazzowego podejścia. „East-West” okazał się ważnym albumem dla ruchu blues-rockowego i największym osiągnięciem The Paul Butterfield Blues Band’u. The Paul Butterfield Blues Band w 1968 roku nagrał następną płytę „The Resurrection of Pigboy Crabshaw” powiększając zespół o sekcją dętą, wkraczając na bardziej jazzowe ścieżki z zachowaniem bluesowych podstaw rodem z Chicago. Wpływ psychodelicznego stylu również się mocniej odznaczał. Do rdzenia: Butterfield Naftalin, Bishop dobrano perkusistę Phila Wilsona i basistę Bugsy’ego Maugh’ina, na saksofonie altowym grał David Sanborn Na tej płycie jest najpopularniejsza piosenka Butterfielda- „One More Heartache”, jeden z popularniejszych radiowych blues-rock’owych hitów. „In My Own Dream”, kolejna plyta zespołu Paul Butterfield Blues Band, było punktem, w którym zespół tracił popularność, nie dlatego, że jakością ich muzyki się obniżyła lecz przez utratę Michaela Bloomfielda na początku 1967 r. A przecież duża część publiczności w tamtych czasach przede wszystkim przysłuchiwała się gitarowym fajerwerkom. Na „In My Own Dream” znajdzie się fantastyczne chwile gitarowe, ale w całym albumie gitara elektryczna Elvina Bishopa jest wtopiona w sekcję dętą: Gene’a Dinwiddle’a, Davida Sanborna i Keitha Johnsona, którzy na tym albumie byli mocniej obecni niż kiedykolwiek wcześniej Poza tym album przedstawiał   więcej wokalistów wiodących: Butterfielda, Bugsy’ego Maughema (również basisty) i Bishopa. Muzycznie to następny krok ku jazzowi, ale rockowa młodzież wtedy jeszcze nie była przygotowana do odbioru elitarnego rodzaju muzyki. Ta płyta była zwiastunem tego co się miało dopiero wydarzyć- ostateczną zmianę kierunku muzycznego. „Keep on Moving” z 1969 roku stał się zespołem z usytuowaną na czele sekcją dętą z: Davidem Sanbornem na saksofonie altowym, Trevorem Lawrencem i Keithem Johnsonem na tenorowych saksofonach i Stevem Madaio na trąbce. Poza nimi i Butterfieldem zespół tworzyli: multiinstrumentalista Gene Dinwiddie, organista Howard „Buzz” Feiten, basiści Fred Beckmeier i Rod Hicks, pianiści Jerry Ragovoy i Ted Harris, oraz perkusista Phillip Wilson. W czasie sesji zabrakło gitarzysty-założyciela Elvina Bishopa (wcześniej odszedł Mike Bloomfield). Rezultatem jest album, który jest luźno powiązany z bluesem, który tworzył duszę grupy. Paul Butterfield próbuje przywrócić ekspresję, bądź pasję gry w grupie, ale przy przesadnym zadbaniu  o dopracowanie brzmieniowe ekspresja się nie pojawia.
Wszystkie 5 albumów (wyżej opisanych), reprezentujących początek kariery Paula Butterfielda i jego przyjaciół, znalazło się w komplecie „The Paul Butterfield Blues Band– Original Album Series” wydanym przez Rhino Records w 2009 roku.

Zestaw pudełkowy zawiera albumy Paula Butterfielda, nagrane w latach 1965–1980, które prezentują jedne z najlepszych nagrań amerykańskiego blues i jazz-rocka i jednocześnie jest hołdem złożonym jednemu z najlepszych i najważniejszych bluesowych mistrzów.  Przy tej okazji należy przypomnieć, że gra Paula Butterfielda na harmonijce ustnej była wyjątkowej jakości, a jego traktowanie instrumentu było całkowicie innowacyjne i wyjątkowe. Grał długie, złożone, wirtuozowskie solówki, które do dziś są oryginalne i nie do powtórzenia przez żadnego z próbujących go kopiować. Miał też umiejętność przyciągania wspaniałych muzyków tworzących z nim zespoły, to kolejna z jego wyjątkowych cech. Lista muzyków, którzy grali w jego zespołach jest imponująca, ale że wyżej nazwiska muzyków wymieniałem to powtarzać nie będę.

 


Powrót do części 1 artykułu >> 

Kolejne rozdziały: