Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dwudziesty, część 1)

Muzyka blues’owa zdominowała rozdział dziewiętnasty… Naturalną konsekwencją może być omówienie świetnych pozycji płytowych tworzonych w zgodzie z nurtem, który był mylony z rhythm & bluesem, wywodzącym się z muzyki spiritual & gospel, czyli z muzyką soul. Lubiący ten styl słuchacze chętnie sięgali po pozycje płytowe przedstawiające korzenne nagrania gospel, a sięganie do tradycyjnej muzyki jest zawsze chwalebne. Artykuł przypomni tytuły płytowe, które doskonale przedstawiają styl soul i te pokrewne, na przykład funk-music czy soul-jazz.

 

„Soul Brother Number One”, „the Godfather of Soul”, „the Hardest Working Man in Show Business”, „Mr. Dynamite”… Tak nazywano Jamesa Browna, kompozytora, piosenkarza, instrumentalistę, show-mena (i wspaniałego tancerza).To rzeczywiście najważniejsza postać dla nurtu soulowego i funkowego. James Brown był artystą niezwykłym- potrafił w ciągu dwóch dekad lat 60. i 70. XX wieku, wydawać średnio po cztery albumy rocznie, a w 1968 roku aż dziewięć. Wylansował wiele fantastycznych piosenek, które stały się standardami muzyki rozrywkowej („It’s a Man’s Man’s Man’s World”, „I Got You (I Feel Good)” czy „Sex Machine”). Piosenka „Say It Loud – I’m Black and I’m Proud” [1] dała tytuł albumowi wydanemu przez King Records w 1969 roku, otwierała też tę płytę.


Album „Say It Loud – I’m Black i I’m Proud” (o płycie pisałem też tu: „płyty polecane (rock, rozdział 11)„), jak inne albumy studyjne Browna z lat 60., jest bardziej rhythm and bluesowy niż funky. James Brown krzyczy: (Powiedz głośno-  Jestem Czarny i Jestem Dumny) już z okładki albumu. Funkowy „Say It Loud – I’m Black and I’m Proud”, stał się nieoficjalnym hymnem ruchu Black Power. Rok 1968. kazał każdej ważnej afroamerykańskiej osobie deklarować się po której stronie jest- tej biernej czy walczącej o prawa czarnych. Powiedział głośno i szczerze pod presją swojego czarnego doświadczenia to co jest też treścią albumu. Żaden artysta głównego nurtu nie przedstawił do tej pory problemu dyskryminacji rasowej z taką mocą i tak wyraźnie. Nie ma tu dwuznaczności, odczytanie tekstu mogło byś tylko dokładne. Piosenka „Say It Loud – I’m Black i I’m Proud” po raz pierwszy pojawił się na albumie dośc niedorzecznie, bo na płycie „A Soulful Christmas 1968”. Ten album jest dużo odpowiedniejszym miejscem dla tego wspaniałego utworu. Ten album (z 1969 roku) jest spójnym zbiorem kompozycji dynamicznych, klasycznych dla R&B: tytułowa jest bezpośrednia i mocna (klasyk politycznej czarnej muzyki); umieszczona zaraz po tytule „I Guess I’ll Have To Cry Cry Cry”, jest ciekawie zaaranżowaną balladą, ostatnią piosenką; „Goodbye My Love” to kolejna ballada, ale ostrzejsza i bardziej współczesna niż kompozycja poprzednia stylizowana na początek lat 60.; ‘Shades Of Brown” jest twardym, optymistycznym rhythm & bluesem; później pojawia się funk w postaci ‘Licking Stick”; „I Love You” to ostatnia optymistyczna melodia albumu; Hit sprzed 6. lat- „To You Can Me Me Goodbye” autorstwa Johna D. Loudermilka,  zaśpiewany przez pieśniarza country Don’a Cherry’ego, w interpretacji Browna ma inny odcień- czarny. Następny na płycie utwór to również piosenka, której Brown nie był autorem bądź współautorem- „Let Them Talk” autorstwa Little Willie John. W tym majestatycznym utworze Brown jest szczerym wykonawcą, to się czuje. Jeszcze tylko dwie kompozycje Browna, Buda Hobgooda i Bobby’ego Byrda „Maybe I’ll Understand”, „I’ll Lose My Mind” i kończy się płyta z przesłaniem, o tanecznych melodiach, przesiąknięta bluesem.

 

W pierwszych latach pięćdziesiątych poprzedniego wieku utworzyła się grupa The Isley Brothers, która cieszyła się jedną z najdłuższych i najbardziej wpływowych karier na scenie muzyki soul. W ciągu 50. lat aktywności w grupie pracowały dwa pokolenia rodzeństwa Isley, które ewoluowały wraz ze zmianami kulturowymi- od prostego rhythm and bluesa, przez soul spod znaku Motown do niesamowitego funku. Pierwsze pokolenie rodzeństwa Isley zachęcone przez ich ojca i matkę (oboje byli muzykami) do podjęcia się kariery wokalnej, początkowo grali i śpiewali w stylu gospel, w skład którego wchodzili: Ronald, Rudolph, O’Kelly i Vernon Isley. Po śmierci Vernona w 1955 r. w wypadku na rowerze tenor- Ronald został wybrany na funkcję głównego wokalisty pozostałego tria. Koniec lat 50. bracia nie przyniósł sukcesów- nagrali serię nieudanych singli doo-wop, mimo to dyrektor RCA po obejrzeniu ich koncertu podpisał kontrakt z Isley’s. Jednak dopiero po opuszczeniu RCA w 1962 roku zespół braci Isley odniósł pierwszy znaczący sukces-  „Twist and Shout” dał komercyjny efekt. Później, co jakiś czas, pojawiały się single, które zajmowały najwyższe pozycje list przebojów. Gdy współpracowali z Tamla Motawn album „This Old Heart of Mine” był jednak ich hitem w 1967 roku. Dwa lat później opuścili wytwórnię Tamla Motawn, aby w wydawnictwie T-Neck wydać fantastyczną płytę- ekscytującą i mocno funk’ową- „It’s Your Thing”.

Album zajął drugie miejsce na amerykańskich listach przebojów w 1969 roku i stało się ich największym sukcesem zespołu. W tym samym roku The Isley Brothers powitali również wielu nowych członków- młodsi bracia Ernie i Marvin, szwagier Chris Jasper i przyjaciel rodziny Everett Collins stali się nową siłą wspierającą trio.
Recenzent AllMusic- Alex Henderson napisał: “Bardzo ważnym albumem braci Isley w 1969 jest ‘It’s Your Thing’, kiedy Ronald, O’Kelly i Rudolph Isley ożywił ich wytwórnię T-Neck co zapoczątkowało ich związek z Buddah Records (gdzie pozostają aż do 1973 roku). Kreatywność rodzeństwa za konsoletą- sami zajmowali się produkcją i pisaniem piosenek pozwoliła cieszyć się taką swobodą artystyczną, o której mogli tylko marzyć, gdy byli z Tamla / Motown w latach 1965-1968. W Tamla / Motown zespół producentów i kompozytorów Berry’ego Gordy’ego kontrolowała produkcję, ale dopiero w T-Neck / Buddah własna wizja Isley’ów mogła rozkwitnąć. Ta wolność twórcza sprawiła, że ‘It’s Our Thing’ był zarówno komercyjnym, jak i artystycznym triumfem. Funkowy utwór tytułowy uplasował się na drugim miejscu list przebojów R&B, a równie ożywcze perełki, jak ‘Give the Women What They Want’ i ‘I Know Who You Been Socking It To’ również przeszły do ​​historii jako klasyki soulowe. Nie można też narzekać na trudne, szorstkie utwory z albumu jak ‘He’s Got Your Love’ i ‘I Must Be Losing My Touch’. ‘It’s Our Thing’ dało jasno do zrozumienia, że ​​strata Tamli / Motown była zyskiem Buddah.”

 

Stevie Wonder, geniusz nie tylko soul’u, rhythm & blues’a, czy ogólniej muzyki popularnej. Ślepy od urodzenia. Miał 11 lat gdy został muzykiem. Pierwsze dwa longplay’e wydane podpisane przez Little Stevie Wondera nie odniosły wielkiego sukcesu. Ten przyszedł później. W 1973 roku otrzymał zawrotną liczbę aż 5 statuetek Grammy. Gdy spojrzy się na twórczość Wondera z perspektywy czasu to nie można inaczej jej określić niż jako ambitną, tętniącą życiem muzykę nader atrakcyjną dla słuchaczy. Prawie wszystko, co nagrał, nosiło znamiona pozytywnego myślenia; nawet wtedy gdy tematem jego piosenek byly poważne problemy rasowe, społecznych czy duchowe. Stevie Wonder lubił eksplorować różne rodzaje muzyki, nie ograniczał się do jednego brzmienia lub stylu, choć jednak krytyka lubiła go umiejscawiać raczej w „szufladach” z nurtami soul, funk bądź rhythm & blues’em. Wydaje mi się, że Wonder mieszając te style z wyrafinowanym pop’em tworzył swój własny sposób artystycznego wypowiadania się. Był w awangardzie nowoczesnego wykorzystania syntezatorów w latach 70. co pozwoliło mu nawet do ograniczenia muzyków sesyjnych do niezbędnego minimum a w skrajnych przypadkach do jednoosobowej „orkiestry” gdy grał właściwie na wszystkich instrumentach, wyłączając nawet perkusję (na przykład w nagraniach z płyty „Innervisions”). Nie tylko był uznanym przez krytyków, ale też uwielbianym przez fanów- jest jednym z artystów z największą liczbą sprzedanych albumów w historii (jego nagrania sprzedały się w liczbie ponad 100 milionów płyt na całym świecie). Jest też jednym z rekordzistów wśród zdobywców nagród Grammy w dziejach przemysłu fonograficznego, zdobył bowiem ponad dwadzieścia statuetek tej nagrod. Był tak popularny, że w 1976 roku, kiedy Paul Simon wygrał Grammy w dziedzinie- Albumu Roku 1975 za „Still Crazy After All These Years”, zauważył: „Chciałbym podziękować Stevie Wonderowi, który nie nagrał albumu w tym roku”. To był rok 1976. W tym samym roku Wonder wyda swój najpopularniejszy i chyba najlepszy album „Songs in the Key of Life”…


„Songs In the Key of Life” jest dwupłytowym (z towarzyszącą mu EP’ką) zbiorem piosenek, który zgodnie z tytułem poruszył niemal każdy problem z jakim spotyka się człowiek w ciągu swojego życia. Bogate aranżacje wspaniałych kompozycji, świetna dyspozycja wokalna Wondera dały w efekcie wspaniały występ- arcydzieło. Albumy „Talking Book” i „Innervisions” (niżej opisane) ustawiły poprzeczkę artyzmu bardzo wysoko, ale genialnym materiałem z „Songs In the Key of Life” Wonedr jeszcze wyżej ją wyniósł. Niewiarygodna ilość ścieżek dźwiękowych, bogactwo aranżacji, perfekcjonizm twórcy muzyki do płyty, spowodowały, że realizacja płyty trwały o rok dłużej niż się spodziewano, co wywołało kłopotliwą sytuację pomiędzy założycielem Motown Records- Berrym Gordy, a Steviem Wonderem, a przecież było to pierwsze poważne przedsięwzięcie po renegocjacji rekordowego kontraktu w historii show biznesu. Był to siedmiopłytowy, wart 37 milionów dolarów kontrakt, który gwarantował pełną kontrolę artystyczną przez Wondera. Gordy i świat muzyczny z niecierpliwością oczekiwali na pierwszy album tego nowego kontraktu… Album został wydany pod koniec września 1976 r., a na początku października był już numerem jeden na liście najlepiej sprzedających się albumów magazynu Billboard.

Talking Book”, wydany przez Tamla Records w 1972 roku, był 15. kolejnym albumem Wondera, ale pierwszym, który przyniósł mu nagrody Grammy. Singiel z tej płyty- „Superstition”, znalazł się na szczycie zestawienia Hot 100, no i też właśnie za ten utwór artysta otrzymał dwie nagrody Grammy– w kategorii najlepsza piosenka rhythm & blues oraz za najlepszy śpiew męski R&B. Były to dla Wondera pierwsze statuetki Grammy jakie otrzymał w swojej karierze.


John Bush, krytyk muzyczny portalu AllMusic tak zrecenzował płytę: „Po wydaniu dwóch płyt „Head” w latach 1970-71, Stevie Wonder rozszerzył swoją paletę kompozycyjną o Talking Book z 1972 roku, aby uwzględnić społeczne bolączki, jak również delikatne piosenki miłosne, a więc nagrał pierwszy różnorodny album swojej kariery. To, co zostało zasugerowane w intrygującym projekcie „Music of My Mind”, skupiło się tutaj jak na wiązce lasera- pisaniu promiennych piosenek, o ciepłych elektronicznych aranżacjach i mocnych występach- w sumie najbardziej realistyczna wizja osobowości muzycznej jaką kiedykolwiek przedstawiono, zaczynając od rozbrajająco prostej piosenki miłosnej „You Are the Sunshine of My Life” (ale tak naprawdę to tylko prosta kompozycja). Stevie nie zawsze śpiewa delikatne ballady- w istocie przemyka od zadowolenia do nieufności, obiecując łamanie serca w ciągu pierwszych czterech piosenek- ale nigdy nie zawodzi w renderowaniu każdej piosenki w najbardziej żywe kolory. W przeciwieństwie do jego wczesnych piosenek, które były sprytne, ale często opierały się na szablonie romantycznej metafory Motown, z Talking Book stało się jasne, że Stevie Wonder zaczyna mówić swoim głosem i wykorzystywać osobiście przeżyte historie do wykonywanych materiałów (tak jak Marvin Gaye w proteście społecznym z 1971 r. What Going On). Teksty stały się mniej zawiłe, a siła emocjonalna nabrała intensywności. „You and I” i zbliżone „I Believe (When I Fall in Love It Will Be Forever)” subtelnie ilustrują, że koncepcja miłości może być silniejsza niż rzeczywistość, podczas gdy „Tuesday Heartbreak” mówi prosto, ale z mocą: „Ja chcę być z tobą, kiedy nadejdzie noc / chcę być z tobą, aż nadejdzie dzień”. Jak na ironię, największy hit Talking Book wcale nie jest piosenką miłosną- funk’owy „Superstition” zachęca do wzmacniania się, a nie do tkwienia w beznadziejności. Po nim pojawia się „Big Brother”, pierwsza z jego bezpośrednio krytycznych piosenek, wytykająca politykom fałsz, gdy przedstawiają siebie w klasie niższej, aby zdobyć jedyną rzecz, której naprawdę potrzebują: głosy. Z Talking Book Stevie również znalazł odpowiednią równowagę między tworzeniem albumu całkowicie przez samego siebie i czerpaniem korzyści z talentów innych. Jego żona Syreeta napisała dwa świetne teksty, a Ray Parker Jr. nagrał solo na gitarze, które łączy w długi jam „Maybe Your Baby”. Dwaj kolejni bohaterowie gitary, Jeff Beck i Buzzy Feton, pojawili się w „Lookin 'for Another Pure Love”, solo Becka, szczególnie trafnie oddaje dramat procesu wychodzenia z zerwanego związku. Jak żaden inny wcześniejszy LP Stevie’go Wondera Talking Book jest pierwszym tworem tak jednolitym w jego karierze. To z pewnością ćwiczenie pokory, przedstawiając życie zapierają dech w piersiach przeskoki od miłości do zawodu miłosnego i na odwrót po niewielkiej pauzie”. „Talking Book” pokazuje Wondera cieszącego się większą swobodą artystyczną niż podczas realizacji wcześniejszych albumów dla Motown. Brzmienie albumu jest mocno przysłonięte klawiaturą Wondera połączoną z syntezatorami, wzbogacane riffami gitar zaproszonych znakomitych gitarzystów. Użycie clavinetu Hohner C na „Superstition” jest powszechnie uważane za jeden z utworów najlepiej wykorzystujących ten instrument. Wonder- wirtuoz harmonijki ustnej, idealnie ozdabia nią utwory z widocznymi wpływami folkowymi i bluesowymi. Płyta jest też świetnie zrealizowana pod względem technicznym przez duet: Cecil i Margouleff, który wyprodukował cztery „klasyczne” albumy Wondera: „Music of My Mind”, „Talking Book”, „Innervisions” i „Fulfillingness First Finale”. Cecil i Margouleff zastosowali nietypową technikę produkcji, otóż wykorzystali wiele warstw instrumentów- clavinetu, elektrycznych fortepianów Fendera (Rhodes) oraz syntezatorów Arp i Moog, zamiast orkiestry smyczkowej stosowanej w konwencjonalnych technikach produkcji. Taka realizacja nadaje „Talking Book” (i oczywiście też i pozostałym wymienionym albumom) charakterystyczne brzmienie.

Dziewięć utworów płyty „Innervisions„, wydanej przez Tamla Records w 1973 roku, podejmuje szeroki zakres tematów: od nadużywania narkotyków („Too High”), przez nierówność z winy rasizmu („Living for the City”), po uczucie miłości („All in Love Is Fair”, „Golden Lady”). Polityka to też temat nieobcy Wonderowi, jak na przykład w „He’s Misstra Know-It-All”, zjadliwym ataku na ówczesnego prezydenta USA Richarda Nixona.

.

Jak w przypadku wielu płyt Stevie Wondera, teksty piosenek, kompozycja i produkcja (przy współudziale duetu: Robert Margouleff / Malcolm Cecil) są niemal w całości jego dziełem. Syntezator ARP, który był użyty niemal w całym albumie, mocno wpłynął na brzmienie nagrań, tym bardziej że ten instrument odznaczał się zdolnością do tworzenia właściwie kompletnego środowiska dźwiękowego. Stevie Wonder zagrał także na praktycznie wszystkich instrumentach na sześciu z dziewięciu utworów na płycie, więc to reprezentatywny przypadek  grającego zespołu jednoosobowego. „Innervisions”, jak inne pozycje płytowe Wondera z pierwszej połowy lat 70., znajduje się u szczytu sondaży krytyków. Zasłużenie bo wszystko jest w odpowiedniej proporcji: ballady nie są lukrowane, a jazzujące utwory nie są uproszczone, a funkowe kołyszące spełniające w takim samym stopniu rolę muzyki tanecznej co i idealnej do wsłuchiwania się. Odtwarzanie w swoim systemie audio ścieżek z „Innervisions” jest najlepszym sposobem na poznanie talentu Wondera i nie jest końcem  zachwycania się umiejętnościami tego artysty.

W 1974 roku wytwórnia Tamla wydała album „Fulfillingness’ First Finale„.

John Bush z portalu AllMusic pisze: “…Piosenki i aranżacje są najcieplejsze od czasu Talking Book, a Stevie pozytywnie pieści swoim wokalem na planie, obejmującym kaprysy miłości, od marzenia o nim („Creepin”), po bycie zawstydzonym („Too Shy to Say”), z wiedzą kiedy nastąpi koniec („It Ain’t No Use”). Dwa duże single: „Boogie on Reggae Woman”, z głębokim elektronicznym groove’em równoważącym rytmiczne congi i piano w stylu gospel, oraz „You Haven’t Done Nothin”, krytyczne spojrzenie na prezydenta Nixona i na kontrowersje związane z Watergate (już wcześniej napisał „On jest Misstra Know-It-All” na ten sam temat). Tak jak poprzednio, „Fulfillingness’ First Finale”. jest głównie dziełem jednego człowieka; Stevie zaprosił tylko kilku muzyków, którzy w większości z nich byli wokalistami drugoplanowymi (choć najlepszych kalibrów: Minnie Riperton, Paul Anka, Deniece Williams i Jackson 5). Podobnie jak poprzednio, występy są doskonale dobrane; „Too Shy to Say” z wykorzystaniem tylko akustycznego basu sesyjnego muzyka Motown Jamesa Jamersona i niebiańskiej gitary steel Sneaky Pete Kleinowa, podczas gdy Jackson 5 dostarczają głosów Steviemu w temacie „You Haven’t Done Nothin”. Bardzo odświeżające jest także słuchanie większej ilości piosenek poświęconych wielu różnym etapom romansu, między innymi „It Ain’t No Use”, „Too Shy to Say”, „Please Don’t Go”. Jedynym brakującym elementem, w porównaniu z resztą jego genialnych płyt z początku lat siedemdziesiątych, jest wyraźne skupienie; „Fulfillingness’ First Finale”. to raczej zbiór doskonałych utworów niż doskonały album.

 

 


[1]Say It Loud – I’m Black and I’m Proud” to funkowa piosenka w wykonaniu Jamesa Browna, napisana wraz z jego szefem zespołu Alfredem „Pee Wee” Ellisem w 1968 roku. Aaranżer Belford „Sinky” Hendricks napisał aranżację dla Part 1. Hendricks zaaranżował także utwory „Please, Please, Please” (pierwszy hit Brownsa) „Try Me”, „There Was a Time”, „Lost Someone”, „Papa’s Got a Brand New Bag” i inne nagrania Jamesa Browna. Został wydany jako dwuczęściowy singiel, który przez sześć tygodni zajmował pierwsze miejsce na liście singli R&B , a na dziesiątym miejscu na liście Billboard Hot 100 . Obie części singla zostały później umieszczone na albumie Jamesa Browna z 1968 r. „A Soulful Christmas” oraz na jego albumie z 1969 r., który zawiera tytuł utworu. Piosenka stała się nieoficjalnym hymnem ruchu Black Power (na podstawie https://en.m.wikipedia.org/wiki/Say_It_Loud_–_I’m_Black_and_I’m_Proud)

 


Przejdź do części 2 artykułu >>

Kolejne rozdziały: