Te same tytuły w różnych edycjach płytowych
(rozdział dziesiąty)

Trzy klasyczne płytowe pozycje rockowe- „Disraeli Gears”, „Goodbey” i „Blind Faith”, są wciąż pożądanymi tytułami nie tylko dla tych, którzy zaczynali kolekcjonować ich nagrania muzyczne od pierwszych wydań z końca lat 60., ale i następnych pokoleń, którzy poznawali muzykę Cream i Blind Faith niejako przy okazji fascynacji ich rodziców. 

 

  • Album „Disraeli Gears” (płyta została opisana też tu >>), zespołu Cream, drugi z katalogu płytowego, po raz pierwszy pojawił się w sprzedaży 2 listopada 1967 w postaci winylowego longplaya za sprawą wytwórni Atlantic / Polydor. Nagrań dokonano głównie w Atlantic Studios (Nowt Jork) w maju 1967. Należy zaznaczyć, że przez zagorzałych zwolenników autentyczności nagrania monofoniczne zostały uznane za „bardziej prawdziwe” w stosunku do „dźwięku późniejszego czasu” i jakości tłoczenia pomiędzy wydaniami UK Reaction [1], a tymi z wczesnego ATCO. Producentem był Felix Pappalardi, natomiast inżynierem nagrań Tom Dowd.

Muzycy Cream- perkusista Peter Edward „Ginger” Baker, wokalista i basista Jack Bruce oraz wokalista i gitarzysta Eric Clapton, grali razem tylko przez nieco ponad dwa lata, ich wpływ na środowisko rock’owe był ogromny i trwał jeszcze długo po ich rozpadzie w 1968 roku. Cream byli grupą kładącą podwaliny pod blues-rocka i hard rocka lat 60. i 70. XX wieku i jako zespół wiodący robili to bardzo skutecznie. Cream uznaje się za pierwszą supergrupę rockową, która stała się supergwiazdą, chociaż żaden z trzech członków nie był tak dobrze znany, gdy zespół powstawał w połowie 1966 roku, może poza. Eric’iem Claptonem, który cieszył się reputacją doskonałego gitarzysty, dzięki sukcesom grup Yardbirds i The Bluesbreakers Johna Mayalla, których był przez krótki czas był członkiem. Jack Bruce i Ginger Baker mogli być zapamiętani z gry w zespole The Graham Bond Organisation, niedocenianego brytyjskiego combo R&B. Bruce był również, bardzo krótko, członkiem The Bluesbreakers, a także przez krótki czas członkiem popularnego zespołu Manfreda Manna. Wszyscy trzej muzycy chcieli grać niestandardowo pamiętając doświadczenia z zespołów w jakich grali, jednak z większą swobodą instrumentalną i improwizacyjną, nieco na kształt jazzowego stylu zmieszanego z rockową energią i ekspresją. Oszałamiające gitarowe solówki Erica Claptona ekscytowały, Bruce był w równym stopniu odpowiedzialny za kształtowanie brzmienia grupy, śpiewając większość materiału swoim bogatym głosem kompozycje, których większa ilość były jego autorstwa. Poza tym Bruce napisał najlepsze oryginalne kompozycje tria, czasami we współpracy z zewnętrznym autorem tekstów Petem Brownem. Początkowo Cream skupił się na zelektryfikowaniu i wzmocnieniu tradycyjnego bluesa, co było widoczne na ich pierwszym albumie- „Fresh Cream”. „NSU” i „I Feel Free” pokazywały, że ​​Cream są rzeczywiście w stanie znaleźć swoją formułę w ramach nurtu rockowego i tak się stało w momencie nagrywania „Disraeli Gears” .pod koniec 1967 roku. Tutaj stworzyli orzeźwiający, czasem urzekający, mocny psychodeliczny rock, z wieloma zapadających w pamięć melodiami i efektownymi riffami.
Recenzja magazynu AllMusic, autorstwa Stephena Thomasa Erlewine, mówiła: „Cream połączył siły z producentem Felixem Pappalardi przy swoim drugim albumie, Disraeli Gears, co pomogło popchnąć trio w kierunku psychodelii, a także pomogło nadać albumowi tematyczną spójność, której brakowało w debiucie. To oczywiście oznacza, że Cream oddala się od czystej bluesowej improwizacji, jaką mieli grać, ale dzięki temu stają się tym, kim naprawdę są- ogromnym, innowacyjnym mocnego trio. Blues wciąż jest w Disraeli Gears – wirujący kalejdoskopowy ‘Strange Brew’ jest zbudowany na riffie zaczerpniętym z Alberta Kinga– ale jest przefiltrowany do nasyconych kolorów, jak w ‘Sunshine of Your Love’, albo jest spowolniony i rozmyty, jak w złowieszczym mroku ‘Tales of Brave Ulisses’. To czysty psychodeliczne dzieło, które jest stymulowane przez kwitnącą współpracę Jacka Bruce’a z Pete Brownem. Razem ta para kieruje albumem z dala od przetworzonego blues-rocka w kierunku jego ekscentrycznego brytyjskiego rdzenia, ponieważ z rozmytym, dziwacznym ‘Swlabr’em’, sala muzyczna rozkwita z ‘Dance the Night Away’, swingującym ‘Take It Back’ i oczywiście starą piosenką Music Hall’ową „Mother’s Lament”, staje się bardzo brytyjskim nagraniem. Mimo to [płyta] przepłynęła ocean i stała się wielkim hitem w Ameryce, ponieważ bez względu na to, jak kapryśne są niektóre segmenty, Cream to wciąż heavy rockowe trio, a ‘Disraeli Gears’ to kwintesencja heavy rockowego albumu lat 60-tych. Owszem, jego psychodeliczne pułapki wiążą go na zawsze z 1967 rokiem, ale wyobraźnia aranżacji, siła kompozycji, a zwłaszcza siła muzykalności sprawiają, że ten album również wykracza poza swój czas.”

Skoro kiedyś uznano, że „bardziej prawdziwie” brzmią płyty LP w wersji monofonicznej to może warto sprawdzić czy podobnie odbierze się wersję mono wydanej na nośniku CD? Pojawiła się taka okazja wraz z wydaniem limitowanego zestawowi dwupłytowemu „Disraeli Gears”, wydanemu 4 listopada 2020 roku przez japoński oddział Universal Music (nr kat- UICY-79270).

Dzieła legendarnego tria Cream wytwórnia Universal Music wydała w dwupłytowym tekturowym opakowaniu z dodatkowymi utworami. Ten dwupłytowy zestaw jest wzbogaconą edycją wydanego albumu w 2004 r., zawierający 29 utworów bonusowych z reedycją kartonowych okładek z 2008 r. Zawiera 11 wersji stereo/mono oraz dźwięk demo z 40 tytułami. Płyty CD są wyprodukowane w formacie SHM-CD [2], wiernie odwzorowujące pierwsze wydanie winylowe, jakie pojawiło się w Wielkiej Brytanii i Japonii. W zestawie są dwie okładki w formie mini LP- jedna dla wersji monofonicznej CD, która zawiera również 28-stronicową książeczkę w języku angielskim i japońskim, a druga okładka (reprodukcja w stylu vintage) dla wersji stereofonicznej CD z dodatkowym paskiem obi (ta tekturowa okładka, z płytą stereo, jest repliką pierwszego wydania japońskiego). Zestaw zawiera również dodatkową 20-stronicową, kolorową broszurę w języku angielskim. Obi wiernie odwzorowuje pierwsze wydanie japońskie.



Nagrania stereofoniczne przygotowane do japońskiego wydania z 2002 roku są tymi, z którymi chcę porównać wydanie SHM-CD. Płyta ta, również w postaci mini LP, została wydana przez Polydor (nr kat. UICY-9151) z serii: „Eric Clapton Paper Sleeve Collection (Advanced Edition)”. Jest to płyta CD (na fotografii niżej), lepsza od tradycyjnej nie tylko przez fakt limitowanej ilości krążków przeznaczonej do sprzedaży, ale i faktem, że wyprodukował ją oddział japoński firmy Polydor.


Stereofoniczny remaster z 2002 roku daje rzetelny wgląd w materiał muzyczny zawarty w tym tytule, trudno znaleźć wady nieosłuchanym fanom. Co prawda ten album trudno zaliczyć do wzorcowych według norm audiofilskich, bo jednak nie dostaje do poziomu dobrze wytłoczonej płyty analogowej, to jednak wszystkie instrumenty są słyszalne i nie brzmią jakby były zbyt skompresowane. Porównując z płytą winylową instrumenty brzmią naturalnie choć pewne niedostatki barwowe się zauważa, nie są tak pełne tonów harmonicznych jak w nagraniach analogowych. Dźwięki najwyższe są na granicy ostrości, co wrażliwszych audiofilów już samo to może do nagrań cyfrowych do pewnego stopnia zniechęcać (zapewne tu trochę przesadzam).

Porównanie z pierwszym europejskim wydaniem CD- „Disraeli Gears” wydane przez wytwórnię RSO (nr kat.- RSO 823 636-2) daje wyobrażenie o tym co się zwykle mówiło o pierwszych wydaniach rockowych CD- „ostro, plastikowo i płasko”… Zamknięcie w trzech słowach opinii o tej pierwszej edycji, wyprodukowanej w niemieckim przedsiębiorstwie, wystarczy by tej myśli nie rozwijać.

Konfrontacja limitowanej płyty SHM-CD firmy Universal Music albumu „Disraeli Gears” (nr kat.- UICY-79270) z roku 2020. z edycją z roku 2002 wykazuje znaczne różnice:

  1. Nowsza wersja stereofoniczna jest zdecydowanie dynamiczniejsza niż ta sprzed 18. lat. Perkusja, która pojawia się w prawym kanale co prawda jest nadal wycofana w stosunku do gitar (solowej i basowej) i wokalu, to w wersji SHM-CD tę różnicę w dużym stopniu skorygowano. Jednak wycofanie perkusji daje znać o sobie, prawdopodobnie dlatego, że przesunięto ten instrument do kanału prawego w przeciwieństwie do pozostałych, które są rozciągnięte od strony lewej do części środkowej sceny muzycznej. Wersja z 2020 roku odznacza się zwiększonym dociążeniem- instrumenty mają większy wolumen, puls basu jest wyraźniejszy. Gitara została wzbogacona barwowo, wokal stał się okrąglejszy
  2. Następnym krokiem ku naturalności jest na pewno wersja monofoniczna SHM-CD z omawianego zestawu. Przede wszystkim słuchając takiej wersji nie trzeba analizować dlaczego tak „odsunięto” Gingera Bakera od reszty zespołu? Po chwili słuchania zapomina się o tym, że to wersja mono, bo i tak znakomicie zapełnia scenę muzyczną rozciągniętą od głośnika lewego do prawego. Każdy dźwięk jest dobrze wypełniony alikwotami, co przekłada się na większą muzykalność nagrań w stosunku do innych wersji tego tytułu. O dziwo wyraźniej słyszalne niż w wersjach stereo są pogłosy (raczej dodane niż naturalne) pojawiające się przy wokalistach i w mniejszym stopniu gitarzysty. Wokale są pełniejsze i okrąglejsze, a instrumenty (wreszcie) głośnością zostały wyrównane co z jednej strony nie wywołuje zdziwienia, że bezzasadnie eksponowany jest jeden z instrumentów, a z drugiej puls i rytm nadają większą ekspresję i potoczystość utworom.

Ta edycja, nazywana również- „Deluxe Edition”, zawiera miksy mono i stereo z oryginalnych taśm matek „Disraeli Gears”. Albumy w latach 60-tych były wydawane zarówno w wersji mono, jak i stereo. Początkowo za podstawowy produkt uważano wersje mono, podczas gdy stereo uważano za chwyt, który miał zadowolić niszowy rynek. Jak każde odkrycie technologiczne, zainteresowanie tą magiczną dwukanałową atrakcją wzrosło, a rynek miksów stereo rozszerzył się. W ten sposób, gadżety przesłoniły fakt, że miksy były często nieprzyjemne i po prostu gorsze. Trudno obecnie stwierdzić, który miks był uważany za podstawowy, gdy ten album był pierwotnie wydany.  Wydaje się, że czas i rynek sprawił, że miks stereo stał się standardem, ale mono jest znacznie muzykalniejsze- znacznie przyjemniejsze w odbiorze.

W 2018 roku Polydor wydał limitowaną edycję „Disraeli Gears” w formacie Hi-Res CD (format UHQCD w technologii MQA [3]) o nr kat.: UICY-40172)..

Ta limitowana reedycja zawiera master DSD z 2013 roku, używając oryginalnych brytyjskich taśm-matek. Master DSD jest dostępny w wysokiej rozdzielczości 352.8kHz/24bit (idealny dla odtwarzaczy audio obsługujących MQA). Powłoka etykiety w kolorze zielonym. W opakowaniu tradycyjnym- „Jewel Case”. Płytę można również odtwarzać na zwykłych odtwarzaczach CD w rozdzielczości UHQCD 44,1 kHz/16 bitów. Jednak sprzęt/oprogramowanie obsługujące MQA jest niezbędne, aby wykorzystać pełny potencjał tego dysku CD o wysokiej rozdzielczości (176,4kHz/24bit na odtwarzaczu z dekoderem MQA).
W wydaniach  z 1967 roku używano dwu formatów: mono  albo stereo. Dla przykładu w Australii początkowo był dostępny tylko jako płyta stereo, a ponieważ został nagrany szybko, miks stereo był bardzo „prawy / lewy”, co było charakterystyczne dla miksów z tamtego okresu. Perkusja została zmiksowana po prawej, wokale pośrodku, a gitary po lewej. A mimo to był to album wypełniony wspaniałą muzykalnością, jednak zwykle brakowało mu dynamiki i siły basu. Wiem jak brzmią poszczególne wersje „Disraeli Gears”, w tym masowych wydań japońskich, zestawu SHM-CD, UHQ-CD i Platinum. Spośród nich mono SHM-CD wydaje się najlepszym wyborem na rynku (z uwagi też na wygodną dostępność na odrębnym krążku), a spośród wersji stereo trzy wymienię- SHM, UHQ-CD i Platinum, co spróbuję wykazać. Wersja mono z zestawu SHM, która jest nadal rzadkością, rozwiązuje niektóre problemy z miksem, a poza tym jest bardzo muzykalna. Podczas słuchania edycji popularnych zawsze dało się odczuć, że bas nie potrafił się przebić znacząco  w całym miksie, a bęben basowy i talerze były schowane pod dźwiękiem pozostałych uczestników sesji nagraniowej. Duża nadzieja na poprawę brzmienia pojawiła się najpierw wraz z wydaniem wersji SHM  (z 2004 roku) i późniejszymi- UHQ-CD i Platinum. Mój odtwarzacz krążków CD nie obsługuje kodów MQA, a więc odsłuchałem tylko zapis DSD z wersji UHQ-CD, porównując efekt z zapisem wykorzystującym technologię SHM, która wydaje się odpowiednią do tego typu testowania. Różnice nie są bardzo duże, ale wykrywalne gdy się uważnie przysłuchać. Bas jest nieco pełniejszy, dźwięk bębnów basowych jest odrobinę dynamiczniejszy, a szczegóły różnych instrumentów są wyraźniejsze. W wersji UHQ-CD jest też więcej niuansów instrumentalnych, a głosy są bardziej naturalne i wyraźniejsze w miksie (zwłaszcza w wersji mono w przypadku obu edycji UHQ i SHM). Ta edycja, obecnie, wydaje się najkorzystniejszą wersją CD, bo brzmi świetnie i ma wspaniały balans, poza tym ich cena jest bardzo konkurencyjna w stosunku do dużo droższego Platinum. Minusem, bo takie jednak są, jest plastikowe opakowanie typu jewel case, które nie jest tak profesjonalne, jak większość wydawnictw japońskich mini LP (co dla kolekcjonera płyt ma znaczenie równe zawartości samego krążka CD, na pewno  opakowanie również powinno spełniać najwyższy standard.

Z czterech testowanych płyt CD „Disraeli Gears” nowego formatu, ta, która najmniej różni się od płyty w wersji Platinum mogła być uznawana za godną uwagi audiofila i melomana. Oczywiście można odwrócić sposób testowania każdego nowszego rema steru, bo można porównywać go do najwcześniejszego lub poprzedniego (co czyniłem z powodu kolejnych zakupów), ale wtedy narażamy się na błąd uznania, że „lepiej już nie można”, zapominają, że zatrzymanie się w poszukiwaniach skazuje melomana na mniej luksusowe warunki słuchania dzieł muzycznych.
Skoro wielu audiofilów zdecydowało o wyższości wersji Platinum SHM-CD [4] z 2013 roku to wypadałoby napisać dlaczego tak się dzieje…

Album „Disraeli Gears”, wydany 27 listopada 2013 roku przez Polydor/Universal Music w formacie Platinum SHM-CD (176.4kHz/24bit, nr kat.: UICY-40023), pochodzi z mastera DSD, który został bezpośrednio przeniesiony z oryginalnych amerykańskich taśm-matek analogowych w Sterling Sound z Nowego Jorku. Ta reedycja jest produkowana jako mini-LP (replika pierwszej brytyjskiej grafiki LP) dostarczana w białym pudełku. Zawiera japońskie notatki, teksty i tzw. „Obi”, które jest repliką tegoż z pierwszego wydania japońskiego LP. Na krążku zgromadzono nagrania w wersjach stereo, mono praz sześć nagrań bonusowych. Konfrontacja albumu w wersji Platinum z już mocno satysfakcjonującymi wydaniami- SHM-CD, SACD, bądź UHQ-CD pokazuje tylko różnice w niuansach- przede wszystkim w wydobywaniu szczegółów oraz w wygładzeniu brzmień różnych instrumentów, które stają się bardziej jedwabiste (co przypadku hard-rocka nie ma krytycznego znaczenia), więc i bardziej wyrafinowane. Jeśli ktoś twierdzi, że sposób wykonania płyty- zwykle niewielkie zmiany technologiczne podczas produkcji,  nie wpływa na jej jakość dźwięku, niech przynajmniej raz porówna brzmienie muzyki z produktu firmy Universal w postaci Platinum SHM-CD (na przykład Cream bądź Blind Faith, Derek & The Dominos czy  Dire Straits). Zapewne nie uszłoby jego uwadze, że te płyty zabrzmiały ciekawiej niż te wyprodukowane masowo w Europie. Zauważyłby brzmienie „analogowe”- o dźwięku gęstym, o zróżnicowanej barwie i wykazującym spore ciepło, z głębokim, mocnym basem i imponującą dynamiką, a więc charakter nieprzypominający chłód, płaskość przekazu i ostrość brzmienia cyfrowego, do którego próbowano melomanów przekonać jeszcze nie tak dawno.

  • Album „Goodbye” (płyta została opisana też tu >>), zespołu Cream, czwarty z katalogu płytowego został wydany po raz pierwszy w lutym 1969 roku w postaci longplaya winylowego o nr katalogowym 184 203 nadanym przez Polydor Records.

Tuż przed ukazaniem się trzeciego albumu Cream [5], „Wheels of Fire”, menedżer grupy, Robert Stigwood , ogłosił, że trio rozpadnie się po pożegnalnej trasie i ostatnim koncercie w Royal Albert Hall w listopadzie 1068 roku. Tuż przed rozpoczęciem pożegnalnej Cream nagrał trzy piosenki w IBC Studios w Londynie (na fotografii niżej) z producentem Felixem Pappalardim i inżynierem Damonem Lyon-Shaw.

W utworach „Badge” i „Doing That Scrapyard Thing” wystąpił Eric Clapton używający głośnika Leslie podczas gdy wszystkie trzy nagrania zawierały instrumenty klawiszowe grane przez Jacka Bruce’a lub Felixa Pappalardiego. Grupa rozpoczęła swoją pożegnalną trasę koncertową 4 października 1968 w Oakland w Kalifornii, a 15 dni później 19 października grupa wystąpiła w The Forum w Los Angeles, gdzie trzy nagrania na żywo zostały nagrane na potrzeby „Goodbye” z Felixem Pappalardim i inżynierami: Adrianem Barberem i Billem Halversonem.
Pierwotnie zamierzano stworzyć  podwójny album o tytule „Goodbye” z jednym krążkiem zawierającym nagrania studyjne, a drugim z występami na żywo. Z braku dobrej jakości materiału, album stał się jednak tylko jedną płytą z trzema nagraniami na żywo i trzema nagraniami studyjnymi. Oryginalne wydanie albumu LP zostało zapakowane w rozkładaną okładkę z grafiką wykonaną przez Haiga Adishiana. Zewnętrzna część okładki zawierała fotografię Rogera Phillipsa z projektem okładki autorstwa Alan Aldridge ink Studios , a wewnętrzna część zawierała ilustrację cmentarza autorstwa Rogera Hane’a, na której na nagrobkach były tytuły piosenek.
We współczesnej recenzji magazynu Rolling Stone krytyk muzyczny Ray Rezos uznał, że Cream zasłużył na odejście z lepszym albumem. Napisał, że większość utworów na żywo brzmiała gorzej od oryginalnych nagrań, a utwory studyjne miały tę samą wadę, co na „Wheels of Fire”, a mianowicie obecność bluesa w utworach, których kompozycje nie były jego zdaniem bluesem. Niemniej jednak „Goodbye” został wybrany 148. najlepszym albumem rockowym wszechczasów w ankiecie Paula Gambaccini’ego z 1978 r. przeprowadzonej wśród 50 wybitnych amerykańskich i angielskich krytyków rockowych. Robert Christgau również zareagował przychylnie na album, obwołując „Goodbye” jego ulubioną płytę grupy Cream. Album Guide (1992), uznał „Goodbye” za niekompletną płytę z „wykwintną pracą studyjną„, ale przeciętnymi występami na żywo. W retrospektywnej recenzji dla AllMusic, redaktor Stephen Thomas Erlewine oceniał płytę w ten sposób: „Po zaledwie trzech albumach w niespełna trzy lata, Cream ogłosił, że odchodzi w 1969 roku. Będąc prawdziwymi dżentelmenami, pożegnali się formalnie trasą koncertową i pożegnalnym albumem zatytułowanym ‘Goodbye’. Jako smukły, składający się z sześciu utworów pojedynczy LP, jest znacznie krótszy niż chaotyczne, wymykające się spod kontroli ‘Wheels of Fire’, ale szczyci się tą samą strukturą, równomiernie dzieląc czas pomiędzy utworami na scenie i w studiu. Podczas gdy strona na żywo nie zawiera nic tak nieusuwalnego jak „Crossroads”, ogólnie muzyka na żywo jest lepsza niż ta na ‘Wheels of Fire’, chwytając trio na empatycznym szczycie jako zespół. To twardy, ciężki rock, z Cream zagłębiającym się głęboko w swój oryginalny ‘Politician’ z taką samą intensywnością, jak w ‘Sitting on Top of the World’, ale to szalejące ‘I’m So Glad’ ilustruje, jak daleko przyszedłem; porównaj go z oryginalną wersją studyjną na ‘Fresh Cream’ i łatwo zobaczyć, jak bardzo rozciągają swoją improwizację. Strona studyjna również znajduje je na czymś w rodzaju szczytu. Zawierając po jednym piosence każdego z członków, rozpoczyna się majestatycznym klasykiem ‘Badge’, napisanym wspólnie przez Erica Claptona i George’a Harrisona i plasującym się wśród ich najlepszych dzieł. Po nim następuje .Doing That Scrapyard Thing’ Jacka Bruce’a, przeładowane niemal arcydzieło wypełnione cudownymi, pomysłowymi ekscentrykami i wreszcie pełne napięcia, dramatyczne ‘What a Bringdown’ Gingera Bakera, z pewnością najlepszy oryginał, jaki stworzył dla grupy. Podobnie jak wszystkie albumy Cream poza ‘Disraeli Gears’, ‘Goodbye’ jest albumem momentów, a nie ciasnej, spójnej pracy, ale wszystkie te momenty są dość mocne na własnych warunkach, co czyni z tego dobry i odpowiedni ukłon końcowy.”

Płyty grupy Cream należą do tych uprzywilejowanych, które są wydawane w różnych formatach, od podstawowych po audiofilskiej natury. Nie byłem w pełni usatysfakcjonowany brzmieniem (choć słucha mi się zupełnie dobrze) wydań do jakich do tej pory miałem dostęp, czyli do wersji winylowej i japońskiej edycji (w postaci mini LP) z roku 2001. Porównam je do spektaklu jaki potrafi zbudować jedna z ostatnio wydanych wersji wykorzystującej nowy mastering, a mianowicie edycja SHM-CD  z roku 2010.
Goodbye”, wydany 21 listopada 2001 roku przez wytwórnię Polydor (nr kat.- UICY 9154) w ramach serii „Eric Clapton Paper Sleeve Collection”, producentem był Felix Papalardi, natomiast remasterował  do wersji z 2001 roku Joseph M. Palmaccio.


Niestety dźwięk nie poprawił się zbytnio w tym transferze w stosunku do winylowego oryginału. Większość materiału muzycznego, zwłaszcza we fragmentach, które są szalonymi improwizacjami, można zaliczyć go wyjątkowo porywających wzorów grania rockowego, ale  scena muzyczna staje się wtedy zbyt „zatłoczona”. Tak było w poprzednich wydaniach i tak jest nadal. W utworach granych na żywo jak i studyjnych – brak większej selektywności co utrudnia podziwianie umiejętności, lub inwencji twórczej, Jacka Bruce’a i Gingera Bakera. Jack Bruce jest ledwo słyszalny, a Ginger Bakera można podejrzewać o grę bez użycia talerzy (troszkę przesadzam). Płyta nie buduje ani szerokiej, ani głębokiej, sceny muzycznej.
Jak widać z opisu byłem zmuszony szukać lepszej (w moim odczuciu) edycji, w której bardziej satysfakcjonujący spektakl byłby stworzony. Kupując po 2010 roku wersję wykorzystującą technologię SHM-CD i z nowym masteringiem liczyłem na zaspokojenie moich oczekiwań.
24 listopada 2010 wytwórnia Polydor (nr kat.- UICY 20019) zapełniła półki sklepowe płytą  „Goodbye”, w wersji SHM-CD, o transferach do 176.4 Khz/24Bit (odpowiedzialnym był Yumetoki Suzuki) i do DSD Flat, oba przeniesione z analogowych taśm-matek przez Setha Fostera. Edycją DSD zajmował się– Masaru Takagi.

„Goodbye” w wersji z 2010 roku to przepełnione znakomitą grą, bardzo dobrze nagrane (zrealizowane), jak się okazuje, pożegnanie zespołu Cream z publicznością jakie miało miejsce w 1969 roku. Wbrew obawom wynoszonym z doświadczeń natury muzycznej generowanych przez starsze edycje tego tytułu, ta edycja daje dużo większą przyjemność obcowania  z sześcioma utworami tria Cream. Teraz to pokaz możliwości zespołu, zwłaszcza gdy grali na żywo, co było na pewno ich mocną stroną. Otwierające album „I’m So Glad” jest dynamiczne i ciężkie, ale takie powinno być! „Politician” jawi się jako jednak dopracowany do perfekcji. To przecież jedna z ich najlepszych piosenek, a ta wersja jest jeszcze bardziej pełna życia. Clapton gra bardzo interesująco, ale najlepszą częścią tego utworu jest uzupełnianie się (a może wzajemne napędzanie?) Claptona i Bruce’a. „Sitting on Top of the World” jest pokazem jak bardzo można ulepszyć wersję studyjną. Pozostałe trzy utwory rozpoczyna „Badge” (wspólna praca Erica Claptona i George’a Harrisona), który jest bardzo chwytliwym utworem zespołu. „Doing That Scrapyard Thing” to kompozycja Bruce’a, typowa dla niego, w tym przypadku z głównymi rolami dla piana i organów. I wreszcie coś na co zawsze czekam gdy tę płytę wybieram do odsłuchów- „What a Bringdown”. Kompozycja Bakera z fantastycznie dobranym akompaniamentem perkusji. W tej wersji płyty CD nie trzeba domyślać się w jakich momentach Baker uderza w talerze. Rytm jest dobrze wyeksponowany i dzięki temu utwór nabiera dużo większego wigoru niż gdy słucha się poprzednich wydań „Goodbye”. „What a Bringdown” zyskał też na melodyjności, bowiem alikwoty jakie się pojawiły spowodowały poprawę brzmienia- instrumenty stały się pełniejsze i okrąglejsze, ale przede wszystkim naturalniejsze

Poprawę brzmienia prawdopodobnie zawdzięczamy transferowi z analogowych taśm-matek przypisywanemu Sethowi Fosterowi z Sterling Sound (Nowy Jork). Jakość dźwięku można uznać za doskonałą, z dobrze dobraną naturalną separacją stereo (nieprzesadną). W przeciwieństwie do innych albumów Cream wydanych przez Universal Japan, „Goodbye” nie zawiera dodatkowych utworów. Ta wersja dostarczana jest w standardowych plastikowym opakowaniu na płyty CD. Pożegnalny album zespołu Cream, nigdy nie brzmiał lepiej niż wersja SHM-CD (lub SHM-SACD, remasterowana w 2014 roku, z udziałem tych samych inżynierów- Setha Fostera, Yumetoki Suzuki i Masaru Takagi).

 

 

___________________________________________

 

 

  • Jedyny album grupy Blind Faith- „Blind Faith[6], nagrany pomiędzy lutym i majem 1969 w Morgan Studios i Olympic Studios (London) pod opieką producenta Jimmy Millera, został pierwotnie wydany w 1969 roku przez Polydor Records w Wielkiej Brytanii i Europie oraz przez ATCO Records w Stanach Zjednoczonych

Blind Faith, autorzy płyty, to .zespół składał się z dwóch trzecich popularnego, ale już rozwiązanego trio Cream- Gingera Bakera (perkusja) i Erica Claptona (gitara), współpracujących z Steve’em Winwoodem (organista i wokalista, ze Spencer Davis Group i Traffi) wraz z Rickiem Grechem (bas,skrzypce, z Family). Cała czwórka zaczęła pracować nad utworami na początku 1969 roku, a w lutym i marcu grupa w Morgan Studios, przygotowała podstawowe utwory na swój album, ale kilka pierwszych prawie ukończonych piosenek nie pojawiło się, dopóki nie odbyli sesji nagrań w Olympic Studios w kwietniu i maju pod kierownictwem producenta Jimmy’ego Millera. LP został nagrany w pośpiechu, a druga strona składała się tylko z dwóch piosenek, z których jedna to 15-minutowy jam zatytułowany „Do What You Like”. Mimo to zespół był w stanie wyprodukować dwa hity, „Can’t Find My Way Home” Winwooda i „Presence of the Lord” Claptona.

Okładkę stanowi zdjęcie Boba Seidemanna przedstawiające topless 11-letniej dziewczynki Mariory Goschen, trzymającej pomalowany na srebrno model samolotu, wyrzeźbiony na potrzeby sesji albumowej przez Micka Milligana.  Okładka została uznana za kontrowersyjną, niektórzy postrzegali model samolotu jako potencjalnie falliczny. Amerykańska wytwórnia płytowa wydała album z alternatywną okładką, ze zdjęciem zespołu na okładce, a także oryginalną okładką (jak na fotografii wyżej). Twórca okładki- Seidemann, przyjaciel i były współlokator Claptona, znany był przede wszystkim ze swoich zdjęć Janis Joplin i Grateful Dead. W połowie lat 90., w ulotce reklamowej, mającej pomóc w sprzedaży litograficznych reprintów słynnej okładki albumu, wyjaśnił swoje myśli stojące za obrazem: „Nie mogłem złapać tego obrazu, dopóki z mgły nie zaczęła wyłaniać się w koncepcji. Aby symbolizować osiągnięcie ludzkiej kreatywności i jej ekspresję za pomocą technologii, obiektem materialnym był statek kosmiczny. Aby przenieść ten nowy zarodnik do wszechświata, niewinność byłaby idealnym nosicielem, młoda dziewczyna, dziewczyna tak młoda jak Julia Szekspira. Statek kosmiczny byłby owocem drzewa poznania, a dziewczyna owocem drzewa życia. Statek kosmiczny mógłby być wykonany przez Micka Milligana, jubilera z Royal College of Art . Dziewczyna to inna sprawa. Gdyby była za stara, byłaby to kicha, za młoda byłoby to nic. Początek przemiany z dziewczyny w kobietę, czyli to, czego szukałam. Ten punkt doczesny, ten pojedynczy błysk promiennej niewinności. Gdzie jest ta dziewczyna?”. Seidemann napisał, że w londyńskim metrze podszedł do dziewczyny, która miała 14 lat , prosząc ją o modelkę na okładkę. W końcu poznał jej rodziców, ale okazała się za stara na efekt, którego pragnął. Zamiast tego modelką, której użył, była jej młodsza siostra, Mariora Goschen, która podobno miała 11 lat. Goschen wspomina, że została zmuszona do pozowania do zdjęcia. „Moja siostra powiedziała: ’Dają ci młodego konia. Zrób to!’”. Zamiast tego zapłacono jej 40 funtów. Obraz, który Seidemann zatytułował „Blind Faith”, stał się inspiracją dla nazwy zespołu, który nie został nazwany w momencie zamówienia grafiki. Według Seidemanna: „To Eric postanowił nie drukować nazwy zespołu na okładce. Zamiast tego nazwa była wydrukowana na opakowaniu, gdy opakowanie zniknęło, podobnie jak czcionka”. Tak zrobiono wcześniej na kilku innych albumach. W Ameryce Atco Records użyło okładki opartej na elementach z ulotki na koncercie zespołu w Hyde Park z 7 czerwca 1969 roku.
Światowa krytyka muzyczna nie była tuż po pierwszych wydaniach wykazywała mieszaną reakcję. Recenzując w sierpniu 1969 roku dla The Village Voice, Robert Christgau nie uznał żadnej z tych piosenek za wyjątkowe i powiedział: „Jestem prawie pewien, że kiedy skończę to pisać, odłożę album i zagram go tylko dla gości. Chcę usłyszeć Claptona — jest tu najlepszy, ponieważ trzyma w ryzach ekscesy Winwooda, który szybko staje się największym zmarnowanym talentem muzycznym. Powiedziałem to i cieszę się”. W Rolling Stone Ed Leimbacher powiedział o jakości: „nie tak bardzo, jak się spodziewałem, ale lepsza niż się spodziewałem”. Jego koledzy z magazynu — Lester Bangs i John Morthland – byli pod większym wrażeniem, zwłaszcza Bangs w swojej ocenie Claptona: „[Dzięki] Blind Faith wydaje się, że Clapton w końcu odnalazł swój groove. Każde solo jest wzorcem oszczędności, dobrze przemyślanym i dobrze wykonanym z dużo większą subtelnością i uczuciem, niż spodziewaliśmy się po Claptonie”. Oceny retrospektywne były pozytywne. Według Stereo Review w 1988 roku „przez 20 lat był to kamień węgielny każdej podstawowej biblioteki rockowej”. Bruce Eder z AllMusic uważał album za „jeden z klejnotów katalogów Erica Claptona, Steve’a Winwooda i Gingera Bakera„.

Historia wydań i ich wpływ na dźwięk zostały przedstawione w postaci listy (niepełnej z oczywistych względów):

  1. 1969 rok– wydany na winylu przez Polydor Records w Wielkiej Brytanii i Europie oraz w Atco Records w USA. UK Polydor 583059, oryginalne brytyjskie, jest jasne, czyste i dynamiczne, podczas gdy US Atco SD 33-304 ma bardziej zamulone wyższe partie dźwiękowe. Okładki albumów w Wielkiej Brytanii i USA zawierały teksty piosenek. Duża liczba kopii winylowych Polydor UK (lub później RSO UK) miała stronę A wyraźnie wytłoczoną poza środkiem (z przesunięciem).
  2. 1986 rok– Polydor wydaje płytę kompaktową. Na płycie CD, pierwsze wydanie Polydor (Polygram 825094-2, z matrycą nr 01) zawierało dwa rzekome utwory Blind Faith – „Exchange And Mart” i „Spending All My Days” – które w rzeczywistości były pozostałościami po solowym albumie Ricka Grecha. Nie wiadomo, czy jacyś członkowie Blind Faith, oprócz Ricka Grecha, pojawiają się w tych utworach, zresztą to nie brzmi jak cały zespół Blind Faith.
  3. 1988 rok– powstała druga wersja CD wydana przez Polydor (również Polygram 825094-2, z matrycą # 02) – zremasterowana przez Dennisa Drake’a. Ta wersja usuwa 2 solowe utwory Ricka Grecha, ale poprawia nieco jakość dźwięku. Na okładkę CD przewidziano teraz okładkę Atco SD 33-304B jako zewnętrzną i SD 33-304A jako wewnętrzną. Teksty nie są dołączone, a reprodukcje okładek albumów w książeczce mają niską rozdzielczość
  4. 1988 rok– firma Mobile Fidelity wydała złotą wersję (Ultradisc, UDCD 507) i nadal pozostaje złotym standardem audio – podobnie jak oryginał z Wielkiej Brytanii, ponieważ jest wzorowany bardziej na winylowym brzmieniu Polydor niż Atco, a więc jest jasny, czysty i dynamiczny i jest to jedyna wersja CD zawierająca tekst, nawet jeśli reprodukcja okładki (nagiej dziewczyny) jest pomniejszonej wielkości. Biorąc pod uwagę zdjęcie na okładkę, to może być bonus. Należy wystrzegać się porównań A/B z innymi edycjami, bo dysponuje znacznie niższą średnią głośnością, podczas gdy jego ekstremalne poziomy głośności są większe (tj. zastosowano mniejszą kompresję i zachowano większy zakres dynamiki).
  5. 2001 rok– wydanie Polydor Deluxe 2 CD dodaje kilka wartościowych bonusów i jamów z sesji albumowych, ale mimo że są całkiem dobre, (według mnie) to niezbędne nie są. Barwa dźwięku jest nieco ciemniejsza. Płyta jest głośniejsza i mniej dynamiczna niż wykonana przez Mobile Fidelity, ale ogólnie brzmi satysfakcjonująco. Grafika brytyjskiego albumu jest reprodukowana w wysokiej rozdzielczości, a dodatkowe uwagi są i ciekawe, i wyczerpujące. Dźwięk jest bliższy winylowi Atco niż Polydorowi, ale i wyraźniejszy. Ten sam mastering został wykorzystany w wersji non-deluxe z 2001 roku, również na płycie Polydor.
  6. 2010 rok– powstają dwie różne wersje SHM-CD i SHM-SACD
  7. 2011 rok– Universal Music wydał ekskluzywną, limitowaną wersję CD w postaci mini LP, odwzorowującą europejskie winylowe wydanie, wykorzystującą technologię SHM-CD (Universal Music, nr kat.- UICY-93704). Ta wersja brzmi bardzo dobrze- mocniejsze uduchowienie niż w przypadku Cream, brzmieniowo cięższy i bardziej bluesowy niż Traffic, są wyraziściej przedstawione niż w przypadku wydanych do tej pory edycji cyfrowych.. W trzech wyróżniających się utworach – Had To Cry Today , Sea Of Joy i Presence Of The Lord – gra Claptona jest cudownie melodyjna; Hammond z Winwooda dodaje barwne cieniowanie, a jego możliwości wokalne bogatsze. Słuchacz nie mógłby to zauważać gdyby nie bogatsze o wykrywane alikwoty, których na pewno remaster z drugiej dekady XX! wieku posiada. Nagrania nie wykazują ostrości i chropowatości tak charakterystycznych dla nielimitowanych cyfrowych edycji europejskich.


  1. 2013 rok– przygotowano i wydano limitowaną wersję Platinum SHM-CD. Japońskie wydawnictwo Polydor Platinum SHM-CD wyprodukowali album dokładnie tak, jak został wydany w Wielkiej Brytanii w miniaturze – gatefold z tekstami. Dźwięk jest tak konkurencyjny w stosunku do wersji MFSL, mniej jedwabisty, ale bardzo dobry- bo żywszy.
  2. 2018 rok– wydano limitowaną postać Hi-Res CD (MQA, UHQCD)

Wielu uważa (i ja również) wersje Platinum SHM-CD za najwierniejsze współczesne realizacje płytowe, albo inaczej- jedyne konkurencyjne dla najlepiej wyprodukowanych winylowych edycji.
Blind Faith” o nr kat.- UICY 40013, wydany 30 października 2013 roku przez wytwórnię Polydor, to limitowana edycja na nowo remasterowana na potrzeby wersji Platinum SHM-CD.  Wersja korzysta z transferu do 176,4 kHz/24 bity z Dsd wykonanego Universal Music Studios (Tokio, 2013). DSD flat przeniesiony został z analogowych amerykańskich taśm-matek w Sterling Sound, (Nowy Jork, 2013 rok). Edytowany w DSD w Universal Music Studios (Tokio, 2013). Cięcie w wysokiej rozdzielczości 176,4 kHz/24 bity wykonano w Victor Creative Media w 2013 roku.


Ta reedycja zawiera krążek CD opakowany w wiernie odwzorowujące oryginalną grafikę brytyjskiego winylowego wydania (mini LP)   (gatefold). Zawiera tzw obi z japońskimi informacjami. Album UK Polydor 583059 (winylowy oryginał) miał rozkładaną okładkę z nagą dziewczyną z przodu, trawiastym wzgórzem z tyłu i dwoma różnymi czarno-białymi zdjęciami (z tej samej sesji zdjęciowej w rezydencji Erica Claptona w Surrey, która została użyta w Atco SD 33-304B) do części wewnętrznej okładki.


Otwierający „Had to Cry Today” oparty na riffach najwyraźniej zawiera jednocześnie Claptona i Winwooda grających na gitarach. Pojawiają się tu zniekształcenia brzmienia gitary, które zresztą były obecne od zawsze. Następny utwór- „Can’t Find My Way Home”, charakteryzuje się bardziej akustycznym i mniej „ciężkim” podejściem, z Winwoodem w porywającym wykonaniu wokalnym. Podobno nagrany na żywo w studiu z zaledwie trzema mikrofonami, ten utwór z pewnością przekonuje do prostoty podczas nagrywania. Masywne akcenty talerzy Bakera mogą być przez niektórych uważane za nieco przesadzone, ale prawdopodobnie reprezentują to, co zaszło w studiu i ze względu na minimalistyczne podejście do nagrywania nie dałoby się zmienić przez miksowanie (i bardzo dobrze!). Piosenka „Well All Right”, napisana przez Buddy’ego Holly’ego, dobrze wykonana przez zespół z atrakcyjnym zawodzącym wokalem Winwooda, który pasuje do tego świetnego wysoce rytmicznego utworu. W „Presence of the Lord” Steve Winwood wykonał świetną pracę, ale byłoby miło usłyszeć Erica Claptona śpiewającego własną piosenkę. Gitarowe solo (z uzyciem efektu Wah-wah) brzmi niesamowicie, jest absolutnie zagrzewające do gorącego aplauzu. „Sea Of Joy” ma wszelkie znamiona świetnego hitu- kolejny utwór Steve’a Winwooda. Centralna część akustyczna (z Claptonem na gitarze akustycznej, Grech’em na basie i grającego na skrzypcach oraz Baker grający z powściągliwością i ładnie umieszczonymi akcentami perkusyjnymi) jest hipnotyzująca. Stevie Winwood śpiewa od serca (można w to wierzyć). Na koniec (jeden z moich ulubionych dzieł, a dla wielu za długi…)- „Do What You Like” Gingera Bakera. Temat utworu pojawiający się na wstępie i na końcu jest bardzo melodyjny, środkową część zajmują sola członków zespołu. Solówki są świetne- wysublimowane i najwyraźniej przemyślane (a nie improwizowane jak mi się wydaje), mogą zadowolić nie tylko swoich bardziej zagorzałych fanów. Od wersji Platinum SHM-CD, dzięki użytej technologii i staraniom w trakcie prac masteringowych, można oczekiwać poprawy brzmienia ścieżek dźwiękowych z „Blind Faith”… I słuchacz nie rozczaruje się, bo jeśli oryginalne nagranie jest na dobrym poziomie, a  transfer do Dsd i następnie do rozdzielczości 176,4 kHz/24 bity są profesjonalnie przeprowadzone to nie może być inaczej niż to, że usłyszy dokładną kopią oryginalnych taśm. Pierwszą rzeczą, jaką się zauważa to ciepły, szczegółowy, dynamiczny przekaz muzyczny. W czasie odtwarzania wersji Platinum wyróżnia się jakość wokalu Winwooda, która zaskakuje tym jak okrągły i bogaty w alikwoty wokal może być zrekonstruowany z rockowych nagrań lat 60.. Podobnie jest w przypadku instrumentów- są barwniejsze, głębsze i pełniejsze. Prawie 16 minut świetnego „Do What You Like”, w skład którego wchodzi przepiękne claptonowe solo gitarowe, wręcz rozczulające i bardzo długie solo na perkusji Bakera, brzmi niesamowicie żywo, jednak bardziej realnie niż w przypadku innych edycji, które poznałem.
Wspaniale jest usłyszeć grupę legendarnych muzyków grających z tak dużą ilością szczegółów, pozwalających wniknąć w niuanse ich muzykowania. To jest ten rodzaj muzykalności, który mogą dać jedynie nieprzeciętne zespoły niepozbawione inspiracji brzmieniowych, co jest do wykrycia tym łatwiejszego im produkcja płytowa jest doskonalsza, jak w przypadku albumu Universal Japan. To też  niezbędny krążek dla fanów rocka i na pewno „ostateczna wersja” dla audiofilów zainteresowanych arcydziełem czterech wspaniałych muzyków: Steve’a Winwooda, Erica Claptona, Ricka Grecha i Gingera Bakera.

 


 

[1] Reaction – brytyjska marka z połowy lat 60. należąca do Roberta Stigwooda, której produkty dystrybuowano przez Polydor. Wydano w niej pierwsze nagrania Cream i wszystkie wydawnictwa z 1966 roku The Who. Wytwórnia Reaction była również zaangażowana jako firma produkcyjna grupy Bee Gees, chociaż wytwórnia nigdy nie wydała żadnej ze swoich płyt – zwykle przypisuje się w ten sposób „Produced by Robert Stigwood dla Reaction Records”. Marka została ponownie aktywowana w 2000 roku jako Reaction Records.

[2] Format SHM-CD [Super High Material CD] zapewnia lepszą jakość dźwięku dzięki zastosowaniu specjalnego tworzywa poliwęglanowego. Korzystając z procesu opracowanego przez JVC i Universal Music Japan, odkrytego w wyniku wspólnych badań nad produkcją wyświetlaczy LCD, płyty SHM-CD charakteryzują się lepszą przezroczystością po stronie danych płyty, co pozwala na dokładniejszy odczyt danych CD przez głowicę laserową odtwarzacza CD. Płyty CD w formacie SHM-CD są w pełni kompatybilne ze standardowymi odtwarzaczami CD.

[3] Format UHQCD oznacza Ultimate High Quality Compact Disc i jest wspólnym opracowaniem japońskiej firmy Memory-Tech zajmującej się replikacją płyt CD oraz Audio Quality CD Company z Hong Kongu. W przeciwieństwie do konwencjonalnych płyt CD, płyty UHQCD nie są tłoczone z poliwęglanu, ale odlewane z fotopolimeru i utwardzane światłem UV. Aby chronić bardziej miękki fotopolimer przed zarysowaniami, nakładana jest kolejna warstwa poliwęglanu o wysokiej czystości. Połączenie to skutkuje znacznie zmniejszonym odbiciem światła lasera wewnątrz płyty CD oraz niezrównanie precyzyjnym przejściem krawędzi pomiędzy dołami i lądami płyty CD. Płyty UHQCD są w 100% kompatybilne z normalnymi odtwarzaczami CD. Muzycznie, w efekcie otrzymujemy obraz dźwiękowy mocno przypominający analogowe taśmy wzorcowe. Płyty oferowane przez Universal Japan są dodatkowo zakodowane w standardzie MQA (Master Quality Authenticated). Jeśli wyprowadzisz sygnał z wyjścia cyfrowego odtwarzacza CD lub zgranego wcześniej strumienia danych z serwera muzycznego do odpowiedniego konwertera MQA-DA, możesz wygenerować z danych CD 24-bitowy sygnał o częstotliwości próbkowania do 352 Khz. Obecna seria UHQCD bazuje na danych DSD z jednowarstwowych płyt SHM SACD wydanych przez Universal Music Japan w poprzednich latach. Dzięki temu UHQCD są idealnym rozwiązaniem dla miłośników muzyki, którzy chcą jak najbardziej zbliżyć się do brzmienia nagrania, ale nie posiadają odtwarzacza SACD

[4] Format Platinum SHM-CD to jedna z najlepszych płyt kompaktowych, w której oprócz sprawdzonej technologii SHM-CD zastosowano platynę zamiast aluminium, tworząc powłokę odblaskową. Platinum SHM-CD jest w pełni kompatybilny ze standardowymi odtwarzaczami CD. Nie będzie jednak odtwarzany na odtwarzaczach CD, które nie są kompatybilne z płytami CD-R (Compact Disc-Recordable).

[5] Według:

[6] O zespole Blind Faith pisałem w artykule: „Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada (rozdział czternasty)

 


Kolejne rozdziały: