Te same tytuły w różnych edycjach płytowych
(rozdział trzydziesty trzeci)
Wydaje się ciekawa konfrontacja brzmienia nagrań remasterowanych, przez inżyniera dźwięku, który był masterującym oryginał tuż po jego nagraniu i inżyniera, który podjął się tego zadania bez „obciążenia” doświadczeniem pracy podczas końcowego etapu procesu realizacji produkcji muzycznej premierowego nagrania. Tę konfrontację przeprowadzę porównując różne edycje płyty „Clubhouse” Dextera Gordona, wydane przez wytwórnię Blue Note.
Dexter Gordon, saksofonista tenorowy, który grał w orkiestrach swingowych, brał czynny udział w narodzinach bebopu, „przyglądał” się różnym odmianom bopu i nowoczesnego jazzu, wiedział o jazzie wszystko. Z Blue Note podpisał umowę późno, bo 1961. W rok później na 14 lat opuszcza USA dla kariery europejskiej. Właśnie w tym czasie, na krótko wraca do Ameryki by w trzydniowym okresie od 25 do 27 maja w 1965 roku nagrać dwa albumy z udziałem Barry’ego Harrisa (fortepian), Boba Cranshawa (bas) i Billy’ego Higginsa (perkusja). Pierwszego dnia, do którego dołączył Freddie Hubbard na trąbce, zarejestrowano materiał do „Clubhouse„. W ciągu dwóch kolejnych dni zarejestrował materiał na płytę „Gettin 'Around”. Te sesje nagraniowe stworzyły jeszcze jeden przykład dziwacznej polityki Blue Note’u, bo „Clubhouse” nie został wydany przed 1979 rokiem, natomiast „Gettin 'Around” w 1965.
- Album „Clubhouse”, nagrany 27 maja 1965 roku w Van Gelder Studio (Englewood Cliffs, New Jersey), został wydany przez Blue Note, w postaci winylowego LP (Blue Note – LBR 1022), po raz pierwszy w 1979 roku, natomiast pierwsza edycja cyfrowa została udostępniona do sprzedaży w 1990 roku (Blue Note – CDP 7 84445 2).
Materiał na tę płytę został wyprodukowany w czasie sesji nagraniowej przez inżyniera Alfreda Liona, współpracownika Rudy’ego Van Gelder’a. Ścieżki dźwiękowe zostały zmiksowane przez Tony’ego Sestanovicha. Tych trzech panów zdecydowało o jakości brzmieniowej nagrań z 1965 roku- nienagannej.
Wyrafinowany gigant- Dexter Gordon, stworzył mnóstwo znakomitych utworów i potrafił z powodzeniem przekonywać do swoich improwizacji podczas jam session. Dźwięk Gordona (według: ) był powszechnie charakteryzowany jako „duży” i przestrzenny. Miał tendencję do grania za rytmem. Do swoich solówek wstawiał cytaty muzyczne, czerpiąc ze źródeł tak różnorodnych, jak „Happy Birthday” i dobrze znane melodie z oper Wagnera. Cytowanie z różnych źródeł muzycznych nie jest niczym niezwykłym w improwizacji jazzowej, ale Gordon robił to na tyle często, że stało się to cechą charakterystyczną jego stylu. Jednym z jego głównych wpływów był Lester Young. Gordon z kolei wywarł wczesny wpływ na Johna Coltrane’a i Sonny’ego Rollinsa, a później Rollins i Coltrane wywarli wpływ na grę Gordona, gdy w latach sześćdziesiątych badał hard bop i grę modalną.
Dexter Gordon podpisał kontrakt z Blue Note w 1961 roku. Stowarzyszenie Blue Note miało przez kilka lat produkować stały dopływ albumów, z których część zyskała status ikon. Jego nowojorski renesans naznaczony został przez „Doin’ Allright”, „Dexter Calling…”, „Go!” i „A Swingin’ Affair”. Pierwsze dwa albumy zostały nagrane w ciągu trzech dni w maju 1961 roku z udziałem Freddiego Hubbarda, Horace’a Parlana, Kenny’ego Drew’a, Paula Chambersa, George’a Tuckera, Ala Harewooda i Philly’ego Joe Jonesa. Dwa ostatnie zostały nagrane w sierpniu 1962 roku, z sekcją rytmiczną, w której występowali stali bywalcy Blue Note: Sonny Clark, Butch Warren i Billy Higgins. Z dwóch „Go!” był zdecydowanym faworytem. Albumy ukazały asymilację stylów: modalnego i hard bopu, które rozwinęły się podczas jego lat spędzonych na zachodnim wybrzeżu, a także przez wpływ Johna Coltrane’a i Sonny’ego Rollinsa. Pobyt w Nowym Jorku okazał się krótkotrwały, gdyż Gordon otrzymał propozycje gry w Anglii, a następnie w Europie, co zaowocowało czternastoletnim pobytem. Wkrótce po nagraniu „A Swingin’ Affair” opuścił Stany Zjednoczone.Przez następne 14 lat w Europie, mieszkając głównie w Paryżu i Kopenhadze, Gordon regularnie grał z innymi emigrantami lub odwiedzającymi go muzykami, takimi jak Bud Powell, Ben Webster, Freddie Hubbard, Bobby Hutcherson, Kenny Drew, Horace Parlan i Billy Higgins. Francis Wolff z Blue Note nadzorował późniejsze sesje Gordona dla tej wytwórni podczas jego wizyt w Europie. Z tym okresie powstały „Our Man in Paris”, „One Flight Up”, „Gettin’ Around” i „Clubhouse”. Gordon od czasu do czasu odwiedzał także Stany Zjednoczone w celu uzyskania dalszych terminów nagrań. „Gettin’ Around” został nagrany dla Blue Note podczas wizyty w maju 1965 roku, podobnie jak album „Clubhouse”, który nie został wydany tuż po nagraniach. Ścieżki dźwiękowe musiały czekać 14 lat na wydanie. Dlaczego? Tego nikt nie wie… Otwierający płytę „Clubhouse” utwór „Hanky Panky” Gordona. Zaczyna się motywem łatwo wpadającym w ucho granym przez cały zespół po czym szybko się okazuje, że wzajemna interakcja Dextera Gordona i Freddiego Hubbarda wyniesie trębacza na szczyt swoich umiejętności i muzycznej wyobraźni, a saksofonistę na teren twórczy jak nigdy dotąd. Piękna ballada „I’m Fool To Want You” zmienia nastrój z otwartego na wzruszający, w którym Gordon jest melodyjnie twórczy, Hubbard jest spokojnie wnikliwy. „Devilette” jest utworem modalnym przypominającym kompozycje „Tanya” lub „Coppin 'The Haven” z „One Flight Up” Dextera Gordona. Napisany przez Bena Tuckera, który gra na basie w miejsce Boba Cranshawa w tym utworze, „Devilette” odkrywa więcej otwartości dostępnej w modalnym jazzie niż te przed chwilą wymienione. Tytułowy utwór „Clubhouse”, autorstwa Dextera Gordona, jest „polem do uprawiania” przez saksofon i trąbkę, ale też daje miejsce dla fortepianu Barry Harrisa. „Lady Iris B”, jeszcze jedna ballada, może nie tak przekonująca, jak „I’m Fool To Want You”, ale i tak atrakcyjna w dialogach Dextera Gordona i Freddiego Hubbarda. Ostatni utwór „Jodi” Gordona, jest mieszczącym się w samym centrum bopowego grania, zabarwiony bluesem z dużą ilością emocji. Płyta ta jest na pewno jedną z najlepszych wydań RVG Edition z katalogu Blue Note.
Od roku 1979 do 2021. zostało wydanych tylko 18 wersji tego tytułu (w tym 4 edycje na winylu), a wśród nich doliczyłem się trzech reedycji o różnych remasterach.
- Najwcześniej, bo w 1990 roku, zremasterowany [Transfer cyfrowy] został „Clubhouse” przez Rona McMastera.( Blue Note – CDP 7 84445 2)
- Nagrania Dextera Gordona zremasterowane zostały przez Rudy’ego Van Geldera w 2006 roku. Płytę wyprodukowano w UE (Blue Note o nr kat.- 0946 3 74228 2 3) w roku 2007 w ramach serii „RVG Edition”. Wszystkie transfery z sygnału analogowego na cyfrowy wykonano w rozdzielczości 24-bitowej. Producentem wznowienia był Michael Cuscuna.
- Dwie wersje japońskiego producenta z 2012 (Blue Note, TOCJ-50273) i 2021 roku (UCCU-8159) otrzymały remastering 24bit / 192kHz autorstwa inżyniera Yoshio Okazaki. Obie edycje są wznowieniami limitowanymi z serii Blue Note Classic. Płyta wydana 20 października 2021 r. to reedycja remasteru „Clubhouse” z 2012 roku. Podobnie książeczka, tylna okładka są identyczne, podobnie nadruk CD, ale OBI są różne.
Wersja z 2012 roku
Wersja z 2021 roku
Nie zauważyłem różnic w brzmieniu pomiędzy reedycjami japońskimi w przypadku „Clubhouse”, ale przecież oba są oparte o ten sam remaster. Skoro tak, to poniższy opis różnic pomiędzy płytami zremasterowanymi przez Rudego Van Geldera i Yoshio Okazaki będę odnosił tylko do późniejszej japońskiej wersji. Zakładam, że taka procedura odsłuchów da wystarczająco rzetelną odpowiedź, który z panów remasterujących ścieżki dźwiękowe „Clubhouse” był bliższy żywej muzyce, którą w przypadku jazzu słyszy się najczęściej w warunkach klubowych. Oczywiście można było się spodziewać, że Rudy Van Gelder miał pewną przewagą, bo przecież uczestniczył w sesjach nagraniowych Dextera Gordona, choć niektórzy wielbiciele jazzu mogą czuć niedosyt świeżego ewentualnego podejścia ponad 80- letniego producenta. Japoński inżynier, „nieobciążony” zapamiętanym brzmieniem żywej gry kwintetu Dextera Gordona, mógł tworzyć według swojej wizji, upodobania, własnych preferencji czy też możliwości technicznych firmy Toshiba EMI Studio.
_____________________________________________________
Mimo że pamiętam doskonale brzmienie europejskiej wersji płyty „Clubhouse”, dla odświeżenia pamięci odsłuchałem otwierający utwór „Hanky Panky”, zanim po raz pierwszy miałem odsłuchać CD produkcji japońskiej. Jednak bezpośrednia konfrontacja płyt daje doskonalszy (może bardziej- uderzający) obraz różnic brzmieniowych badanych edycji. Trzeba też dodać, że obie konfrontowane reedycje są wynikiem konwertowania zapisu analogowej taśmy magnetycznej na 24-bitową cyfrową wersję.
Generalna barwa, już ujawniona na wstępie utworu „Hanky Panky” płyty remasterowanej przez Yoshio Okazaki, jest ciemniejsza i przesadniej ocieplona niż to co można usłyszeć z wersji wydanej w ramach serii RVG Edition (RVG= Rudy Van Gelder). To nadmierne ocieplenie wytworzyło gęstą (syropowatą) atmosferę wokół instrumentalistów. Wstępne takty, gdy gra cały kwintet, co prawda wykazywał opisaną poważną różnicę brzmieniową, ale jeszcze trudno było o decyzję, która z płyt jest zdecydowanie atrakcyjniejsza, choć najczęściej wersje cieplejsze są chętniej słuchane. Jednak im dłużej słuchałem wersji japońskiej tym więcej wątpliwości miałem, bo za ociepleniem ujawniała się wada- gdy swoje sola prezentowali trzej muzycy: Gordon (saksofon tenorowy), Hubbard (trąbka) i Harris (fortepian), ginęła oryginalna barwa ich instrumentów. Inaczej rzecz ujmując- zróżnicowanie barwowe było niewielkie. Jestem pewny, że alikwoty, zwłaszcza rejestru wyższego, pojawiające się w czasie muzykowania, były nie w pełni reprezentowane. Muzykalność, którą słyszałem w tych występach wcześniej, na płycie przygotowanej przez Rudego Van Geldera, była niesamowita, zwłaszcza w cudownej balladzie „I’m a Fool to Want You”, gdzieś uleciała, zostawiając tylko dobrze skonstruowaną kompozycję. Poszukiwanie wyjątkowych emocji w tym utworze na płycie japońskiej produkcji jest trudnym zadaniem, bo właściwie wszystkie utwory na płycie brzmią podobnie. Trudno mi określić: słuchałem płyty w edycji japońskiej, czy tylko odbierałem dźwięki? Tak dotrwałem do utworu przedostatniego- „Lady Iris B”… Po czym porzuciłem dalsze jej słuchanie.
Wróciłem do edycji europejskiej. Odetchnąłem z ulgą gdy usłyszałem dźwięki dobrze mi znane- dużych instrumentów, o bardzo realnej barwie instrumentów i mocno zróżnicowanej, poza tym dające zwiększoną selektywność i szerszą scenę dźwiękową. Wyraźnie słychać bogatszy rejestr górny każdego z instrumentów, poza tym rejestry: dolny, środkowy i najwyższy, są wyrównane. Spektakl, zrobił się prawdziwszy, dużo bardziej przypomina żywą akustyczną grę. Jednak najważniejszą różnicą jest fantastyczna muzykalność remasteru pana RVG! W wyniku pracy Rudego Van Geldera powstał dźwięk, który jest tak blisko analogowej doskonałości, jaką rzadko można usłyszeć z dowolnego formatu cyfrowego.
Ta konfrontacja zweryfikowała moje zwykłe przywiązanie do poglądu, że nowsze remastery dają lepszy dźwięk… W przypadku płyty „Clubhouse” chyba zadziała inna prawidłowość- dźwięk absolutnie satysfakcjonujący, reprezentujący najwyższą jakość w świecie cyfrowym, fan bądź audiofil zawdzięcza najwyższemu profesjonalizmowi produkujących nagrania od przygotowania sesji nagraniowych po post produkcję. Wydaje się też ważne to, że Rudy Van Gelder doskonale znał dążenia muzyków, ich charakter i umiejętności, co pozwalało wydobyć szczególny artyzm, podczas sesji i… W czasie prac nad masteringiem. Nie powinno więc dziwić, że działalność Rudy’ego Van Geldera, inżyniera dźwięku przy niektórych z najwspanialszych płyt jazzowych jakie kiedykolwiek powstały (na taką listę wpisuję „Clubhouse”), cieszy się takim samym szacunkiem, jak twórczość każdego wybitnego instrumentalisty, piosenkarza, kompozytora czy aranżera.
_____________________________________________________
Post scriptum:
Kiedy zaproponowano Rudy’emu Van Gelderowi możliwość zremasterowania jego oryginalnych nagrań, przy dzisiejszej technologii, Van Gelder był zachwycony pomysłem: „…To najlepsza praca, jaką kiedykolwiek miałem. Pomysł przesłuchania starych taśm, które nagrałem i szansa na ich poprawienie – ludzie to robią od czasu pojawienia się płyt CD. To moja szansa, aby przedstawić moją wersję tego, jak te rzeczy powinny brzmieć. Cóż to za wspaniała praca!” I dalej mówi: „Seria remasterów pozwoliła mi zbliżyć się do muzyki wielu muzyków, którzy grali tutaj i w Hackensack, znacznie bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Ludzie tacy jak Hank Mobley, ludzie tacy jak Lee Morgan, których nigdy… Szkoda, że nie mógłbym go ponownie nagrać, mógłbym wykonać znacznie lepszą robotę. Dzięki rozmowie z nimi na sesji zbliżyłem się znacznie do ich muzyki. Miałem wtedy inne obowiązki. Nie słuchałem muzyki… Starałem się, aby ci indywidualni ludzie byli słyszani w taki sposób, w jaki chcieli, żeby ich usłyszano. To właśnie robiłem na sesjach”. I następnie: „Teraz wszystko się skończyło… sposób, w jaki brzmiała muzyka i było to dla mnie jak pierwsze doświadczenie” – podsumowuje. „I to nie tylko na jednym albumie – na całej gamie albumów! To była świetna zabawa!”. „Szkoda, że nie mogę ponownie nagrać niektórych z tych muzyków za pomocą sprzętu, który teraz posiadam” – podsumowuje RVG – „Ale samo to, że mogę ponownie usłyszeć tych wspaniałych artystów w doskonałej formie, daje mi poczucie, że nagrywanie jazzu w New Jersey z pewnością pobiło wszystko, co działo się na świecie w tamtym czasie.”