Porównanie trzech kabli AC z jednym w tle… Trudnym do pokonania
(część pierwsza)

Tematem niech będzie porównanie możliwości brzmieniowych japońskiego kabla DIY, amerykańskiego produktu znanej firmy wyposażonego w uniwersalny adapter AC i kabla polskiego wytwórcy (?), który nazywa się dokładnie jak amerykańska firma, ale ich produktem nie jest. Kablem odniesienia, który jest ogromnie wymagającym dla konkurentów, jest Demiurg firmy Verictum, który łączy mój odtwarzacz CD z listwą zasilającą od wielu już miesięcy. Test nie tyle miał pokazać wyższość wzorca (lub coś ewentualnie przeciwnego) co raczej powinien zwrócić uwagę czytelników na często lekceważone problemy występujące w elementach składowych kabli, które niekorzystnie wpływają na brzmienie całego systemu audio.

Jako pewne zastrzeżenie proszę potraktować te parę zdań wstępu:
Naturalne się wydaje, że wielomiesięczne osłuchanie, z systemem audio, w którym niebagatelną rolę pełni kabel AC- Demiurg firmy Verictum, musi prowadzić do nawyku szukania tych samych lub chociaż podobnych aspektów brzmieniowych wynikłych w chwili wpięcia zamiast tego wzorca innych kabli. Ale ważniejszym jeszcze wzorcem jest to co na koncertach filharmonicznych wysłuchuję i zapamiętuję. Inny kabel nie musi „grać” podobnie do Demiurga, ale system audio z takim lub innym kablem na pewno powinien przypominać brzmieniem to co słyszę w salach Filharmonii Śląskiej, salach (koncertowej lub kameralnej) NOSPR,u, sali koncertowej Polskiego Radia lub salach Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego… Za każdym razem, gdy bywam w tych salach, brzmienie jest inne, ale i zawsze prawdziwe! Do czego zmierzam? Ano do przypomnienia, że choć systemy audio się różnią to nie wyklucza ten fakt tego, że one wszystkie w równym stopniu mogą być brzmieniowo bardzo naturalne, jak naturalnym jest brzmienie fortepianu Steinway & Sons w dużej sali NOSPR i małej sali koncertowej Polskiego Radia.

 

  • Próba pierwsza odpowie- czy szczegół techniczny (jeden mały element) wpływa na efekt brzmieniowy systemu audio?

Na to pytanie spróbuję odpowiedzieć posługując się przykładem zastosowania adaptera, który umożliwia korzystanie z wtyku AC typu amerykańskiego w gniazdach z uziemieniem typu SCHUKO. Miałem okazję wsłuchiwać się  w system audio, w którym do odtwarzacza wpięty był kabel AC renomowanej amerykańskiej firmy Tara Labs. Był to model- „The One” w wersji amerykańskiej, do którego użytkownik (udostępniający mi kabel do testu) dokupił adapter AC typu uniwersalnego o nazwie „Blow”. Adapter ten posiada niewyrafinowane styki pokryte warstwą niklu. Kabel konstrukcyjnie łączy przewody RSC® i technologię air-tube™. Przewodniki z bardzo czystej miedzi oplatają spiralnie powietrzną rurkę.

Tara Labs The One to kabel niegdyś postrzegany jako jeden z najlepszych na światowym rynku audio, co zresztą potwierdza recenzja pana Wojciecha Pacuły sprzed kilku lat, która ukazała się miesięczniku High Fidelity (*). Pozwolę sobie zacytować fragmenty tej recenzji: „[…] Kabel jest gruby, widać, że złożony jest z kilku skręconych ze sobą mniejszych przewodów, jednak jest bardzo giętki. […] Kabel nie posiada ekranu, ponieważ poszczególne grupy przewodów zostały zwinięte w spiralę. Wtyczki są średniej jakości, jednak na tak gruby kabel chyba trudno znaleźć cokolwiek innego. […] Ponieważ jesteśmy na wysokich poziomach cenowych, w strefie absolutnego top-endu, każdy, nawet najmniejszy krok jest mile widziany. Najdroższy przewód testu ma nieprawdopodobną łatwość oddania muzyki, z gracją, polotem, bez cienia nerwowości. Wyraźnie ową łatwość w prowadzeniu góry i średnicy widać przy płytach nagranych w technice wielościeżkowej, gdzie całość była lepiej uporządkowana niż w AIR [w tym samym artykule recenzowany kabel Tarta Labs RSC AIR AC]. A tak w ogóle, to Tara Labs The One jest jednym z najlepszych przewodów sieciowych, jakie używałem w swoim systemie. Sprawdzi się jednak zarówno w systemach ze średniej półki cenowej, jak i w topowych systemach (w moim przypadku była to Nagra). Jego działanie sprowadza się do prostych, acz dla innych przewodów w takiej skali nieosiągalnych kroków: wyodrębnienia instrumentów z ich tła, usystematyzowania grup instrumentów na scenie oraz wyzwoleniu „fluidu”, który w naturalny sposób je łączy. Nie wspominam o barwie, bo Tara jest niemal całkowicie liniowa. Ma nieprawdopodobną zdolność do zdejmowania z dźwięku wszystkiego, co przeszkadza muzyce- a to jaskrawości, a to zgrubienia basu, które prowadzi najczęściej do spowolnienia dźwięku, a to wreszcie agresji. Kosztuje tyle co dobrej klasy wzmacniacz, jednak w systemach wyższej i najwyższej klasy, gdzie za każdy następny krok w „górę” trzeba wydać wielokroć więcej jest to nieomal okazja. Może i oszalałem, ale nic innego i do głowy w tej sytuacji nie przychodzi […]”

Jak wspominałem, chciałem się dowiedzieć jak się zmienił (bo byłem pewny, że to nastąpi) obraz muzyczny systemu, gdy ten sam kabel- Tara Labs The One, zostanie wyposażony w dodatkowy element, który swoim brakiem technicznego wyrafinowania nie powinien być łączony z tak wysoko ocenianym produktem. The One z adapterem „Blow” w teście przez mnie zrobionym połączył listwę zasilającą z odtwarzaczem CD. Czas wygrzewania narzuciłem dość długi, jak na wcześniej długo używany kabel, bo około doby, przy pomocy sygnałów (szumu) z płyty CD- „IsoTek- Full System Enhancer & Rejuvenation Disc”.

Do testu wybrałem trzy płyty- Glenna Goulda „Bach: The Well-Tempered Clavier Book I & II”, „The Voice That Is!” Johnny’ego Hartmana oraz monofoniczny „King of the tenor” Bena Webstera.

  1. W „Prelude and Fugue No.1” fortepian Glenna Goulda zabrzmiał selektywnie ale skraje pasma były bardzo złagodzone. Brakowało zwłaszcza wybrzmień klawiszy wyższego rejestru (stały się bezdźwięczne). Nie usłyszałem zróżnicowania barwowego pomiędzy rejestrami fortepianu. Dynamika była na wysokim poziomie. Wolumen instrumentu był całkiem spory.
  2. Jeśli płytę z preludiami J.S.Bacha można było uznać za poprawnie odtworzoną to płyta Bena Webstera przypomniała, że adapter AC daje o sobie znać psując mocno dźwięk. Utwór „Tenderly” inicjuje krótka fortepianową partią solową Oscar Peterson. Brzmienie jego instrumentu było bezbarwne i o pomniejszonym wolumenie. Gdy włączył się do gry Ben Webster jego tenor charakteryzowały: obły, zawoalowany dół i ostra, nieprzyjemna góra zakresu tego instrumentu. W „Jive at six”, w początkowej części, unisono grają: trębacz Harry „Sweets” Edison, saksofonista altowy Benny Carter i Ben Webster. Muzycy zostali „stłoczeni” w centralnej części bazy głośnikowej, O selektywności, która pojawiała się w średnicy z zakresu częstotliwości przy grze fortepianowej Goulda należało szybko zapomnieć. Po wstępie, w którym wymienieni trzej muzycy grają unisono, każdy z nich ma czas dla rozwijania swoich improwizacji solowo. Brakowało wtedy należytego wypełnienia w harmoniczne i to właśnie dlatego (z dużym prawdopodobieństwem) wolumen instrumentów tak bardzo tracił. Ostrość góry zakresu częstotliwości trwała jak w utworze poprzedzającym.
  3. „A Slow Hot Wind” i „Let Me Love You” z płyty Hartmana miały dać wiele odpowiedzi- o selektywności, wolumenie instrumentów, barwach i wreszcie o scenie muzycznej, ewentualnie wiarygodności przekazu (mam na myśli imitację rzeczywistości). Wokal Hartmana (o b.dużym wolumenie) był mocno zawoalowany. Skraje pasma częstotliwości złagodzone. Bas? A gdzie on? Nie potrafiłem go umiejscowić. Dźwięk powstawał jako jednobarwny zestaw tonów z barwowo plastikową naleciałością (całość, mimo że o dużym wolumenie, to ujawniała się za zasłoną cienkiej materii z nienaturalnego tworzywa). Przekaz był mocno spowolniony… Mdły i bez tempa. Przestrzeń jednak budowana była prawidłowo, choć głębia w pewnym stopniu traciła na wymiarze. W obu utworach gra na rożku angielskim lub flecie Dicka Hafera była tym elementem, dzięki któremu muzyka z płyty świetnie oddawała atmosferę rzeczywistego spektaklu klubowego (lub studyjnego). Pod wpływem Tary Labs, choć bardziej adaptera AC, imitacji spektaklu nie było.

WNIOSKI z testu płyną bardzo łatwe do wyartykułowania, bo skoro Tara Labs The One (w wersji europejskiej lub amerykańskiej) bez użycia marnych technicznie dodatków (na przykład popularnego adaptera AC typu „Blow”) lokowała się wśród najlepszych kabli audio, to za kiepskie efekty dźwiękowe wykazane w powyższym teście można winić właściwie tylko ten mały element, który zresztą nie był wyprodukowany z myślą o przyjemnościach audiofilsko-melomańskich przy słuchaniu muzyki z płyt (lub plików).
Co można by doradzić tym „nieszczęśliwcom”, którzy kupili okazyjnie kabel przeznaczony na rynek amerykański by mogli używać go w Europie? Jedno nierozsądne rozwiązanie mi się nasuwa– można by wymienić gniazdo ścienne, albo w listwie zasilającej, na gniazdo typu amerykańskiego na przykład Furutech GTX-D NCF R Pure Copper (**).

Nie dość, że skróci się drogę sygnału elektrycznego do niezbędnego minimum to i degradacji tegoż nie będzie poprzez źle dobrane materiały styku. Warto przy tej okazji przyjrzeć się systemowi audio, czy na pewno nie zaniedbaliśmy czegoś, bo sygnał elektryczny „lubi” łatwą i krótką drogę do celu, a natrafiając na utrudnienia odpłaci się kiepskim dźwiękiem na pewno.

Jednak taką radę muszę opatrzyć zastrzeżeniem- tego typu gniazda i wtyki nie są dopuszczone do eksploatacji na terenie Unii Europejskiej, z czego wynikają konsekwencje prawne w razie jakiejś awarii lub pożaru. Co pozostaje? Niestety jedynie wymiana niedopuszczonego wtyku (lub gniazda) na takie jakie jest dopuszczone- Schuko!

Kable testowałem w systemie:
1.   Listwa zasilająca- Verictum Cogitari
2.   Neotech Nep 3002 + IeGo 8055G + Furutech FI-28
3.   Pioneer PD-S06 (modyfikowany)
4.   Verictum Cogitar (na wtykach Furutech FI 25G/35G)
5.   Ixos 100.X03 Studio
6.   Leben CS 300XS
7.   Verictum Demiurg (na wtykach Furutech FI- 28/38G)
8.   Neotech NES 1002 z wtykami Furutech FT-211G
9.   Chario Delphinus
10. Słuchawki Sennheiser HD 600 (modyfikowane)
11. Akcesoria- Verictum– X Bulk SilverX Bulk GoldX BlockX-Fuse

 

*)   artykuł w całości możne przeczytać pod tym adresem: 

**) Gniazda Furutech GTX DR NCF, o stykach miedzianych z użyciem technologii nazwanej przez producenta „Nano”, pokryte rodem. To jest nowa wersja popularnego gniazda GTX DR. Podstawowy kształt i funkcje obudowy są zachowane. NCF to skrót od Nano Conductor Formula, co oznacza wyższą jego wydajność, która jest oczywista dla słuchacza po pierwszym podłączeniu kabli.

Dane techniczne:

  • Przewodnik (alfa) z czystej miedzi (0,8 mm) jest rodowany
  • System sprężynujący z przewodnikiem jest niemagnetyczny i nierdzewnym
  • Materiał korpusu to nylon/włókno szklane z materiałem piezo-ceramicznym i tłumiącym materiałem węglowym.
  • Pokrycie materiału: poliwęglan
  • Zestaw przeznaczony dla przewodnika o średnicy 4 mm

 


Przejdź do części drugiej artykułu >> 

Przejdź do części trzeciej artykułu >> 

Artykuł również ukazał się na stronie