Czy stare urządzenia audio- często kilkudzięsięcioletnie, mogą dorównać współczesnym?
Sansui, Nakamichi, Marantz, Pioneer, Dual, Revox, Tannoy czy JBL to tylko niektórzy producenci z tych zaznaczających swoją mocną pozycję na rynku audio wcześnie, bo na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Już w następnej dekadzie można traktować sprzęt odtwarzający muzykę, jako już aspirujący do konkurowania z żywym dźwiękiem. Jednak na początku został zarejestrowany tylko głos. Głos wynalazcy fonografu- Thomasa Edisona, którego podejrzewano początkowo o brzuchomówstwo, bo czy maszyna mogła mówić? Thomas Alva Edison, opatentował swój wynalazek pod nazwą „fonograf”, a było to w roku 1878. Nie był pierwszym, któremu udało się zapisać głos. 21 lat wcześniej Leon Scott też zapisał… Ale nie potrafił odtworzyć.
Fonograf Edisona zapisywał dźwięki na cynfolii nałożonej na metalowy cylinder obracany korbą. Po cynfolii w linii spiralnej poruszała się igła połączona z membraną drgającą pod wpływem fal dźwiękowych, wzmacnianych przez stożkową tubę. To samo urządzenie odtwarzało zapisany dźwięk. Edison udoskonalał fonograf, ale gdy Emil Berliner przekonstruował fonograf z urządzenia o zapisie wgłębnym na taki, który tworzył zapis wboczny, co umożliwiało wykonanie matrycy dla tłoczenia dużej liczby kopii, nastąpiło upowszechnienia gramofonu. Mechaniczną metodę zapisu dźwięku udoskonalono po wynalezieniu lampy elektronowej- triody (1906 r.), która umożliwiła wzmacnianie sygnałów elektrycznych. Od tego momentu technika nagraniowa i odtwarzająca kroczyła, od wynalazku do wynalazku, coraz to szybciej. Pojawiły się płyty gramofonowe, które tłoczono z masy asfaltowej, a kopie z masy szelakowej. Na nich zapisywano dźwięki. Płyty były twarde i łatwo pękały przy uderzeniu. W 1949 roku wyprodukowano pierwsze płyty długogrające z elastycznego winylu, wolnoobrotowe i mikrorowkowe.
Tzw. czarna płyta miała (i ma) wadę: ziarnistość materiału płyty, powoduje szum podczas odtwarzania i zużywanie igieł gramofonowych. Melomani nie byli też zadowoleni z „kołysania” dźwięku w czasie nierównomiernego ruchu obrotowego talerza gramofonu, z ciągle słyszalnego szumu spowodowanego szorowaniem igły gramofonu po płycie. Równolegle udoskonalano technikę magnetycznego nagrywania i odtwarzania dźwięku przy pomocy magnetofonów- początkowo szpulowych, a później kasetowych (wygodnych, ale o słabszej jakości nagrywania i odtwarzania).
Kolejna rewolucja, od momentu wyprodukowania lampy elektronowej (później tranzystora), nastąpiła wraz z miniaturyzacją techniki cyfrowej. Była doskonałym rozwiązaniem problemów dla narzekających na wady techniki analogowej- szumy, trzaski, zniekształcenia dźwięku. Natomiast informacja cyfrowa dyskretna, o wielkości nawet najmniejszego sygnału, może być przesłana w sposób pewny, niezniekształcony.
Tak się wydawało, bo to przecież tylko sygnał zero-jedynkowy… Elektronika cyfrowa, która zajmuje się wykonywaniem operacji elektronicznych na liczbach, daje też bardzo dokładny sposób wyrażania różnych wielkości, dzięki którym łatwo zapisać dźwięk, odtworzyć i skopiować czy powielić. Płyta z zapisem cyfrowym (płyta kompaktowa, płyta CD), opracowana przez koncerny Philips i Sony pod koniec lat 70, miała premierę w fabryce PolyGram w roku 1982. Od tego czasu to najpopularniejsze medium do rozpowszechniania muzyki, obok tzw. plików muzycznych przesyłanych (najczęściej) przez sieć Internet.
Jest rok 2017… Od kilku lat, czy to z pobudek nostalgicznych, czy z powodu rozczarowania cyfrowymi nośnikami sygnałów muzycznych, zauważa się rosnącą tendencję do przywracania płytotek winylowych lub taśmotek, a inni- zafascynowani przez czas jakiś łatwą dostępnością do niezliczonej ilości materiału zebranego na plikach wracają do płyt CD. Chyba przez rykoszet lub nostalgię, nastąpił wzrost zainteresowania sprzętem audio produkowanym przed laty. Czy tylko z tego powodu? Dalsza część artykułu oparta jest w dużej części na własnych- wieloletnich, doświadczeniach (bo przecież urodziłem się dawno temu) oraz innych, którzy stali się dziś ich użytkownikami. Należy również doliczyć tych pasjonatów, którzy rekonstruują te wiekowe urządzenia. Chętnie przywraca się im pełnię brzmienia, bo z reguły są po prostu porządnie skonstruowane, dobrze wykonane oraz… Oraz dlatego, że urodą przewyższają dzisiejsze.
W konstrukcjach z ubiegłego wieku najważniejsza była jakość użytych materiałów- ich właściwości techniczne i trwałość. Podzespoły produkowano w najlepszej możliwej jakości. Liczył się każdy szczegół, każdy najmniejszy element musiał być perfekcyjny. Precyzja sprawiała, że brzmienie było wyjątkowe. Nigdy potem nie powstawał już tak dobry sprzęt (tu nie mam pewności, a może też przesadzam?). Niech przykładem będzie optyka zastosowana w odtwarzaczach Pioneera z tamtego okresu (na przykład PEA-1343, stosowany w modelu PD-S-06 oraz w Wadii 830)- trwałość liczona nie w miesiącach, lecz w latach… Przekracza grubo 20 lat używania.
Ich układy odczytywania płyt CD są niemal nieomylne, nawet wówczas gdy ścieżka na płycie CD jest lekko uszkodzona.
Współczesne odtwarzacze najczęściej odmawiają posłuszeństwa w przypadku tego samego rodzaju uszkodzeń. Ja mam jak najlepszą opinię na temat odtwarzacza Pioneer PD-S06, który niedługo będzie dwudziestolatkiem, bo wyprodukowany został w 1998 roku. Wciąż „na stanowisku” w moim podstawowym systemie audio. Nie czuję też potrzeby wymiany, na uwspółcześnianie na siłę, bo jego brzmienie nie odstaje od wzorców. Zresztą, te wzorce są takie same teraz jak i kiedyś, bo przecież wyniesione z sal filharmonicznych, w których gra się na takich samych instrumentach teraz, dziesięć lat wstecz ale i 50 lat wstecz też. Innym przykładem jest sprzęt mojego drugiego systemu. Złożony jest z tunera radiowego- Pioneer F-5L, wzmacniacza tej samej firmy A-5 (oba na fotografii niżej) i głośników NHT 1,5. Tuner i wzmacniacz kupiłem w 1982 roku, a głośniki w 1999. Nie były naprawiane, bo nie było takiej konieczności… Nie były też poddawane przeglądowi i konserwacji (zapewne powinny). Używane są codziennie.
To że są trwałe, niezawodne, to już wiemy, ale czy na pewno sprzęt vintage brzmi lepiej niż sprzęt współczesny? Nie, ale też nie można napisać, że gorzej. Wydaje mi się, że to jak w przypadku każdego sprzętu audio- należy szukać synergii pomiędzy nimi. Należy też stworzyć warunki, które uwolnią ich drzemiący potencjał. Co rozumiem przez pojęcie „stworzyć warunki”? To przede wszystkim zadbanie o odpowiednią akustykę pomieszczenia, o prawidłowe (możliwie najlepsze) okablowanie z zasilającym włącznie, o zniwelowanie słyszalnego wpływu drgań. Jestem przekonany, że wtedy, tak w przypadku wiekowego jak współczesnego sprzętu audio, osiągniemy i naturalną barwę, nasycenie, holografię sceny muzycznej i odpowiednio duży wolumen dźwięku. Usłyszymy na nich, jak muzyk nabiera powietrze w usta, jak skrzypi krzesło pod pianistą ale i piękną linię melodyczną.
Największe różnice zauważam w przypadku konstrukcji zestawów głośnikowych. W przetwornikach stosowano lekkie, często papierowe membrany, starano się o ich wysoką efektywność, skrzynie nie miały najczęściej kształtów, które niwelowałyby dyfrakcje fal akustycznych. Czy grały gorzej? O nie! Pamiętam jakie wrażenie zrobiły na mnie Tannoy’e GRF Memory, które przy współudziale wzmacniacza Leben CS 660 przedstawiły bardzo realnie chór dziecięcy z płyty grupy Talk Talk. Nigdy później w tym samym pomieszczeniu takiego realizmu inne głośniki (współczesne) nie osiągnęły, choć to nie była ich wyłączna wina.
Wzmacniacze sprzed lat radziły sobie z tymi głośnikami dobrze. Pod względem inżynieryjnym to naprawdę solidnie zbudowane urządzania. Zresztą nawet dziś produkuje się wzmacniacze lampowe oparte na konstrukcjach Williamsona z końca lat 40. ubiegłego wieku. Współczesne wzmacniacze czy odtwarzacze, nawet te drogie, są często efektem „skąpstwa” doprowadzającego do oszczędzania na komponentach i jakości produkcji ogólniej pojętej. Dochodzą do tego przepisy, przesadnie dbające o nasz stan zdrowia- na przykład: nakaz lutowania cyną bezołowiową, która szybko się utlenia i czasem po trzech, czterech latach niektóre styki przestają spełniać swoją rolę. Nie jest oczywiście tak, że sprzęty vintage są niezużywalne, bo nie są. Dla przykładu- wymagają wymiany wysychające kondensatory elektrolityczne. Problemem są też (najczęściej słabej jakości) gniazda głośnikowe i gniazda RCA, które powinno się wymienić na solidniejsze renomowanych producentów. Wmontowane na stałe kable zasilające zaleca się usunąć, a na ich miejsce zamontować gniazda IEC, co pozwoli na dobór kabla zasilającego dowolnej konstrukcji.
Magnetofony stanowiły od lat pięćdziesiątych nurt audio równie istotny co gramofony, dając przy tym możliwość tworzenia własnych nagrań, kopii płyt winylowych czy audycji radiowych. Wielu audiofilów jest zdania, że to medium daje najwierniejszy obraz muzyczny, bo przecież najbliższy wzorcom studyjnym.
Te najatrakcyjniejsze magnetofony dysponują trzema prędkościami odtwarzania: 4.75, 9.5 i 19 cm/s. Nieliczne mogą nagrywać i odtwarzać z prędkością 38 cm/s (np. Studer A 807), co pozwala w wersji dwuścieżkowej na odtwarzanie studyjnych taśm radiowych. Niestety koszty taśm nagranych w jakości studyjnej są bardzo wysokie, co schładza audiofilskie zapędy osób mniej zamożnych. Napisać też należy o pewnej wadzie zapisu taśmowego, o której najczęściej się zapomina, otóż: taśmy się naciągają, wydłużając czas zapisu.
Firma Philips, zaprezentowała w roku 1963 nowy magnetofon, który był praktyczniejszy, bo oszczędzał fatygi w zakładaniu szpul z taśmą i prowadzenia jej wokół głowic, rolek i kołków prowadzących. Produkt nazwano Compact Cassette. Miał być sprzętem przenośnym, zasilanym bateryjnie. Philips nie oczekiwał od kaset, że będą jakością zapisu i odtwarzania konkurowały z magnetofonami. Przecież rozmiary kasety były niewielkie, użyto taśmy o połowę węższej w stosunku do standardowej ćwierć calowej taśmy wykorzystywanej w magnetofonach szpulowych, a ponadto o połowę zmniejszono prędkość jej przesuwu, do 4.75 cm/s. W latach 70-tych japońscy producenci podjęli próbę, zrównywania efektów uzyskiwanych przy pomocy magnetofonu kasetowego z poziomem zapisu magnetofonów szpulowych. Postęp w tej dziedzinie z biegiem czasu nastąpił- magnetofony kasetowe stawały się coraz lepsze, coraz tańsze, a przepaść dzieląca „kasetowce” od magnetofonów szpulowych stała się dla niektórych melomanów pomijalna. Pomijalna nie oznacza niezauważalnej, więc dla audiofila magnetofon kasetowy, poza może modelem legendą- Nakamichi Dragon, nie jest atrakcją zbyt dużą nadal.
Nowy sprzęt wygląda najczęściej bardzo minimalistycznie, końcówka mocy ma tylko jeden przycisk służący do włączania prądu, przetwornik to prostopadłościan przypominający monolityczny blok z kilkoma przyciskami i wyświetlaczem. Naprawdę nie ma czemu się przyglądać. Dawny sprzęt wyglądał atrakcyjniej- posiadał wychyłowe wskaźniki, drewniane boczki, pokrętła obracające się z pewnym oporem… Widać wzorniczy przepych. Audiofil ma fizyczny kontakt z czymś pięknym. Brak namacalnego kontaktu z materią powoduje, że melomani nie potrafią też zaakceptować wirtualnej treści w postaci plików. Stąd nostalgiczna chęć obcowania z winylowym krążkiem, tekturową zadrukowaną okładką (często dziełem plastycznym dużej jakości).