Dlaczego wzmacniacze lampowe są lepsze?
(Na przykładzie wzmacniacza Leben CS-300XS)

Właściwie powinienem zadać inne pytanie: dlaczego wolę wzmacniacze lampowe, niż (nawet najlepsze) tranzystorowe, hybrydowe bądź cyfrowe? Dlaczego wolę Lebena CS-300XS od każdego innego? Co takiego specjalnego oferuje ten japoński wzmacniacz?

Zanim kupiłem Lebena miałem wcześniej dwa wzmacniacze lampowe (na lampach 6L6), więc już pewne doświadczenia miałem. Wsłuchiwałem się też w wiele innych wzmacniaczy, ale Leben ma coś wyjątkowego, co naprawdę mi się podoba i co sprawia, że jest dla mnie wzmacniaczem referencyjnym. Otóż przedstawia doskonałe obrazowanie, naturalność barwową, ciepło i co najważniejsze bardzo wciągającą muzykalność. Ma też uroczy wygląd:

A że wygląd ma dla mnie znaczenie, to nawet tak niewidoczny element jak nóżki mają wpływ na postrzeganie przedmiotu jakim jest doskonale brzmiący wzmacniacz. Nóżki mają przede wszystkim wpływ na efektywność radzenia sobie z drganiami tak własnymi urządzenia jak i obcymi pochodzącymi choćby od fal akustycznych. Z powodów estetycznych jak i tych fizycznych wymieniłem plastikowe stopy lebenowe na dość skomplikowanej konstrukcji i zarazem ładniejsze nóżki firmy SSC:

Moje zdziwienie było duże i przyznam- ukontentowanie też, gdy nie usłyszałem różnicy w brzmieniu systemu audio po zainstalowaniu tychże stóp, bo przecież gdy Leben stał na swoich oryginalnych stopach już grał satysfakcjonująco.  Ta pierwsza modyfikacja, która niczego do brzmienia nie wprowadziła (albo tak niewiele, że nie usłyszałem zmiany), a przede wszystkim to, że byłem z faktu braku różnic brzmieniowych zadowolony, dało do myślenia- postanowiłem od tego momentu wprowadzać tylko takie zmiany w wyposażeniu wzmacniacza, które mogły być łatwo restytuowane, bądź z punktu widzenia technicznego nie mogły przynieść żadnej szkody, na przykład wymiana gniazda AC ze zwykłego na AC-Inlet G Furutech’a, który dzięki swojej jakości poprawiał połączenie gniazda z wtyczką kabla zasilającego:

Wprowadziłem jeszcze dwie zmiany, które są bezinwazyjne i konieczne:

  • Lampy które były na wyposażeniu Lebena CS-300XS: 12AX7 i El84 ze współczesnej produkcji firmy Sovtek zamieniłem (po kilku próbach) na trwalsze i brzmieniowo dużo lepsze typu NOS (dokładnie takie, które zaspokoiły moje oczekiwania): 5751 Jan (marki Sylvania lub General Electric) i rosyjskie 6П14П- EB (6P14P- EW).

  • Oryginalny bezpiecznik Toshiby zamieniłem początkowo na Padisa [1], następnie na AMR Gold Fuse, ten na Synergistic Research Quantum SR20, by na trwale (jestem pewien) zatrzymać się na X-Fuse firmy Verictum.

Dlaczego piszę o wprowadzanych przeze mnie modyfikacjach? Z dwóch powodów: żeby uzmysłowić niedoświadczonym audiofilom, że o dobry dźwięk jednak trzeba się postarać, niezależnie jakie pieniądze wydało się na sprzęt podstawowy, mimo że przedmiot audiofilsko zadowala i dlatego, że po prostu- trzeba ten sprzęt dopasować do systemu w jakim przyjdzie mu współdziałać z innymi przedmiotami (takie działanie jest też nazywane poszukiwaniem efektu synergii). Tylko w jednym przypadku, jak wspominałem, modyfikacja nie dała skutku- ani dobrego, ani złego. Inne były posunięciami korzystnymi i opisanymi w innym miejscu bloga, a mianowicie w artykułach: „modyfikacje sprzętu audio (2)” i „bezpieczniki w audio (1)”.
Nie mogę zapomnieć o elemencie bez którego wzmacniacz (podobnie jak inne sprzęty podstawowe) obejść się nie może- o kablu zasilającym, który według mojego przekonania jest jego integralną częścią, a przynajmniej powinien tak być traktowany. Skoro po iluś próbach dopasowywania ten „jeden” sprawia, że układ gra dla konkretnego słuchacza (myślę o właścicielu) satysfakcjonująco to nie można inaczej traktować zestaw wzmacniacz z kablem zasilającym niż jako całość. Do Lebena CS-300XS świetnie pasuje, jak się przekonałem w pewnym momencie, verictumowy kabel Cogitar (prototyp, który nie wszedł do produkcji, bowiem jako produkt z przewodnika miedzianego nie pasował do filozofii firmy, jak zdecydowano bodaj dwa lata temu).

Po tak obszernym wstępie mogę wrócić do pytania– dlaczego wolę lampowego Lebena CS-300XS?
Gdyby opierać się na analizie danych technicznych wzmacniaczy, zniekształcenia wprowadzane przez wzmacniacze lampowe przy pełnej mocy wyjściowej są na poziomie nawet kilku procent, podczas gdy wzmacniacze tranzystorowe  w podobnych warunkach generują zniekształcenia rzędu ułamków procenta, a więc tranzystory są „czystsze” niż lampy. Jednak najczęściej nie wykorzystuje się podczas słuchania muzyki pełnych mocy.. Średnie wartości mocy wykorzystywanej nie przekraczają zwykle kilku watów, przy średniej skuteczności głośników. Pozytywną cechą wzmacniaczy lampowych jest to, że zniekształcenia maleją wraz z maleniem poziomu głośności, natomiast wzmacniacze półprzewodnikowe zachowują się odwrotnie- w miarę zmniejszania mocy wyjściowej zniekształcenia rosną. To zjawisko jest zredukowane, albo niesłyszalne tylko w przypadku bardzo dobrze zaprojektowanych wzmacniaczy półprzewodnikowych, zwykle bardzo drogich. Pytanie w tym momencie rodzi się takie: czy wzmacniacz Leben CS-300XS [2], który dysponuje maksymalną mocą rzędu 2*15W, będzie w stanie w średniej wielkości pomieszczeniach pozwolić na odczuwanie siły głosów (czy wokalnych, czy instrumentalnych) przypominające takie jakie odbiera słuchacz w trakcie koncertu klubowego bądź filharmonicznego? Odpowiedź nie jest trudna, bo wystarczy dobrać zespoły głośnikowe o wyższej niż 95 dB (SPL) skuteczności, by nie odczuwać dyskomfortu związanego z niewielką mocą wzmacniacza [3]. Mimo że Leben radził sobie dobrze w moim systemie z głośnikami: NHT 1.5 o skuteczności 85 dB/2.83V/1m przy 8 Ω impedancji oraz Chario Delphinus o lepszej skuteczności, bo rzędu 90dB, ale przy 4 Ω impedancji nominalnej. to jednak zdecydowałem się na zakup skuteczniejszych głośników niż te, które były przeze mnie używane.

Leben CS-300XS „napędzał” bez większych problemów zestawy głośnikowe NHT i Chario, zapewne dzięki dużej rezerwie prądowej jaką dysponuje, ale jednak gdy próbowałem osiągać głośność rzędu 90-95 dB (w pomieszczeniu średniej wielkości) to w niektórych nagraniach instrumenty, najczęściej fortepian, bywały przesterowane. Jedynym dobrym rozwiązaniem była wymiana zespołów głośnikowych na Klipsch Heresy II, które nie dość, że są o skuteczności co najmniej wystarczającej- 96 dB (SPL) to i o przyjaznej 8. Ω impedancji nominalnej. Te głośniki połączyłem z Lebenem kablami firmy Neotech z przewodnika wykorzystującego monokrystaliczne srebro UP-OCC (opracowane przez prof. Atsumi Ohno z japońskiego Instytutu Technologii Chiba).

Każda zmiana sprzętowa w systemie audio jakim dysponuję od długiego czasu [4] poprawia jego brzmienie lub przeciwnie, ale różnica jest zawsze odczuwalna, co pozwala na w miarę łatwe dobieranie elementów jakie dobrze w efekcie zgrywają się z pozostałymi. Działanie takie przypomina efekt spirali sprzyjający innowacjom- „im lepiej i więcej słyszę tym łatwiej przyjdzie mi zmienić system w coś lepszego, a kiedy sprzęt będzie lepszy to więcej usłyszę”…

Mam wrażenie, że od momentu włączenia Lebena w system audio, błędów przy konfigurowaniu zestawu już nie popełniałem, bowiem wzmacniacz spełniał rolę do jakiej został powołany- jedynie wzmacniania, bez wnoszenia własnych podbarwień, łagodzenia czy przeciwnie- wyostrzania. Zacząłem go traktować jako sprzęt referencyjny- bezbłędny! Czy przesadzam? Chyba nie, bo nie jestem odosobnionym w podobnych przedstawianych opiniach na łamach gazet branżowych czy portalach audiofilskich. Dam przykład jednej z takich opinii (tylko jej fragment) wydanej przez pana Arkadiusza Ogrodnika na stronie portalu Kinoplay: „Jeśli miałbym wskazać najdoskonalszy wzmacniacz do 10 tysięcy złotych, bez wątpienia skierowałbym swój palec w stronę tej niezwykłej lampy. Odkąd usłyszałem Lebena, moje podejście do muzyki zostało jeszcze raz mocno zweryfikowane, oto bowiem  w moim bogatym w muzyczne pejzaże życiu pojawiło się urządzenie wybitne pod każdym względem i z pełną świadomością używam tego słowa. CS300XS oczywiście nie zagra z każdą dostępną na rynku parą kolumn – pierwszą ważną zasadą przy doborze zespołów głośnikowych będzie odpowiednio wysoka ich efektywność. Na tym jednak nie koniec, bo równie ważne jest ich brzmienie – tylko kolumny o dźwięku otwartym, swobodnym i niemal perfekcyjnie zrównoważonym pokażą jego zalety i otworzą przed słuchaczem zupełnie nowe doznania podczas odsłuchu materiału muzycznego.” Proszę zwrócić uwagę na pierwsze zdanie z tych cytowanych- czy autor ma na myśli wszystkie wzmacniacze z tego zakresu cenowego jaki podaje? Sądzę, że tak. Bo albo wzmacniacz jest dobry, albo niedobry, niezależnie od konstrukcji. W tym jednym zdaniu ukryta jest, choć niezbyt konkretna, też moja odpowiedź na pytanie- „dlaczego wolę lampowce?”. Leben CS-300XS określany jest przez recenzentów- „najbardziej tranzystorowym wzmacniaczem wśród lampowych”, ale ta obserwacja znawców nie niweczy uzasadnienia deklaracji- „wolę lampę”, bo tak określony charakter brzmienia wzmacniacza lampowego oznacza, że w Lebenie skupił konstruktor- Taku Hyodo, wszystko co najlepsze z właściwości wzmacniaczy lampowych i co pożądane w konstrukcjach tranzystorowych. Spróbuję wyodrębnić podstawowe zalety Lebena:

  • Dźwięk jest naturalnej barwy, pełny, nasycony i dźwięczny (bardzo istotna cecha podczas odtwarzania muzyki fortepianowej.
  • Doskonale różnicuje barwy, co przekłada się na wyjątkową muzykalność (słuchanie muzyki z instrumentów historycznych jest niezwykłym doświadczeniem, pozwalającym docenić starych mistrzów budowy fortepianów czy instrumentów smyczkowych).
  • Wolumen instrumentów, gdy głośniki na to pozwalają, jest naturalnie duży.
  • Rozciągnięcie pasma częstotliwości jest pełne i wyrównane, niższe rejestry są dobrze kontrolowane, najwyższe nie są ukrywane.
  • Jest bardzo dynamicznym urządzeniem, który radzi sobie doskonale z transjentami.
  • Jest zdolny do budowania sceny muzycznej o dużych rozmiarach wszerz, w głąb i powyżej linii głośników wysokotonowych.
  • Jest tolerancyjny dla urządzeń do niego podpinanych (nie powinno więc dziwić, że nie spotyka się słów krytyki w prasie i Internecie).
  • To wzmacniacz uniwersalny- sprawdza się równie dobrze przy odtwarzaniu różnych gatunków muzycznych.

Czy można wobec wymienionych zalet nie lubić Lebena (czy inną porządnie skonstruowaną „lampę”)? To pytanie jest retoryczne. Czy wobec powyższego można zrozumieć argumenty preferującego konstrukcje lampowe? Tak. Jedynie wady wzmacniaczy lampowych mogłyby schłodzić zapał audiofila szukającego dla siebie doskonałego sprzętu audio, bo przecież są:

  • Koszt eksploatacji urządzeń lampowych jest znacznie wyższy niż tranzystorowych (umownie, bo należy uwzględniać też i konstrukcje cyfrowe, a nawet hybrydowe).
  • Zużywają sporą moc na straty cieplne,
  • Są podatne na uszkodzenia,

Wskażę najczęściej wymieniane zalety urządzeń tranzystorowych (pominę wady, bo dla wyjaśnienia mojego stosunku do Lebena nie będą potrzebne):

  • tańsze w eksploatacji od urządzeń lampowych
  • wzmacniacze tranzystorowe są mniejsze i lżejsze,
  • małe straty cieplne,
  • odporne na wstrząsy i wibracje,

Na wstępie obiecałem, że wyjaśnię dlaczego lampowe wzmacniacze uważam za lepsze, biorąc za przykład wzmacniacz, który służy mi ósmy rok i którego przyszło mi „poznawać wciąż na nowo” u przyjaciół audiofili, którzy swoje egzemplarze Lebena „zmuszali” do współpracy z innymi sprzętami niż moje i (co jest oczywiste) w innych warunkach akustycznych.

Weźmy (proszę) pod rozwagę wyżej wymienione wady lampowców i jednocześnie zalety urządzeń tranzystorowych:

  • Koszt eksploatacji: rzeczywiście niektóre typy lamp są i drogie i niezbyt żywotne, na przykład 300B. Ale przecież Leben potrzebuje lamp, których trwałość jest określona na 10 000 godzin, a ich cena nie jest wysoka.
  • Konkurentem dla dźwięku lampowego może być (tylko) ton wzmacniacza pracującego w klasie A… Nie dość, że najczęściej nie wygeneruje znacznych wartości mocy to większa część energii stracona zostaje na przemianę w ciepło. Podobnie jak w przypadku wzmacniacza lampowego.
  • Można uznać argument wytykający lampowcom podatność na uszkodzenia, jeśli myśli się w tym przypadku o zużywających się lampach, ale inne elementy układu lampowego są mniej liczne w stosunku do ilości użytych w skomplikowanych układach opartych o tranzystory czy wzmacniacze operacyjne. W tym przypadku przewagi półprzewodnikowych wzmacniaczy nie zauważam, tym bardziej że audiofil, który szanuje sprzęt audio, co pewien czas oddaje „ulubieńca” do przeglądu w serwisie audio.
  • Odporne na wstrząsy i wibracje? Nie ma takich urządzeń audio. Jeśli ktoś kto powiela tego typu opinie jak odporność na wibracje myślał o tzw. mikrofonowaniu lamp to… Nie wydaje mi się by tego typu wada lamp miała znaczący wpływ na brzmienie systemu gdy urządzenie (w omawianym przypadku- wzmacniacz) jest posadowione na solidnej i dobrze dobranej platformie, ewentualnie na stopach, które redukują wpływ drgań.
  • Argument, że wzmacniacze półprzewodnikowe są najczęściej mniejsze i lżejsze, co miałoby być zaletą, uważam za bzdurny w omawianym przypadku.

Nie jest też tak, że Leben CS-300XS nie ma ograniczeń, bo są, a podstawowe to moc 15.W na kanał. Dużą ilość zestawów głośnikowych zapewne nie wysteruje, na przykład głośniki Dynaudio Special 25, co miałem okazję usłyszeć (88dB przy 4 Ω nominalnej impedancji). Innym ograniczeniem jest współczynnik tłumienia [5] 21 (w odniesieniu do 4 Ω)- to wartość uznawana przez elektroników za wystarczającą, ale najlepsze wzmacniacze półprzewodnikowe osiągają wartości co najmniej dziesięć razy wyższe (im wyższa wartość tłumienia tym lepiej). Z powodów konstrukcyjnych (użycie transformatorów wyjściowych) większość wzmacniaczy lampowych ma wysokie impedancje wyjściowe, a więc niskie współczynniki tłumienia. Taka sytuacja skłania do wyboru zespołów głośnikowych o „szybkim” basie, którego „spowolnienie” pozostanie w akceptowalnych granicach.

 

Moja subiektywna ocena Lebena CS-300XS, a tym samym wzmacniaczy o konstrukcji opartej o lampy elektronowe, powinna być wzmocniona argumentami technicznej natury… Audiofil-meloman nie musi się nimi wspierać, bo brzmienie jest dla niego najważniejsze, ale tym razem inaczej postąpię i jednak spróbuję przywołać techniczne walory lampowców, które powinny (mam nadzieję) przekonać jeszcze nieprzekonanych do wyższości lampowców nad półprzewodnikowym sprzętem (oczywiście przesadzam, bo tak naprawdę to preferencje melomana za każdym razem wskażą co jest lepsze).

Wciąż zadaję sobie pytanie- co sprawia, że wzmacniacze lampowe są nadal produkowane, mimo olbrzymich postępów w dziedzinie elektroniki? Najprostsza odpowiedź jest taka- bo znajdują nabywców. Różnice pomiędzy wzmacniaczami lampowymi i półprzewodnikowymi sprawiają, że audiofil ma wybór: jeśli zapomnieć o charakterze dźwięku analogowego i cyfrowego, to największą różnicą pomiędzy lampami i tranzystorami jest ich zachowanie w odniesieniu do zniekształceń i o tym już wyżej wspominałem. Inna różnica, równie ważna, dotyczy głębokości ujemnego sprzężenia zwrotnego stosowanego we wzmacniaczach lampowych i tranzystorowych. Wzmacniacz lampowy, gdy prawidłowo skonstruowany, jest wewnętrznie przeźroczysty. Porównuje sygnały wejściowe i wyjściowe w sposób, który nie powoduje przesadnej korekcji. Wzmacniacz tranzystorowy bez wsparcia ze strony silnego sprzężenia zwrotnego nie jest w stanie ustabilizować swój punkt pracy.

Wrócę do problemu współczynnika tłumienia- mimo, że przyjmuje się tezę, że lepszy jest duży współczynnik, to nie zawsze niska jego wartość ruguje wzmacniacz z rynku, bo przecież wzmacniacze lampowe nie dysponując współczynnikami tłumienia o wysokiej wartości często grają o wiele lepiej niż tranzystorowe urządzenia o bardzo wysokim WT. Należy pamiętać też o tym, że współczynnik tłumienia zmienia się w zależności od częstotliwości z powodu nierównomierności charakterystyki przenoszenia tak wzmacniacza jak i głośników. Ponadto impedancja kabla głośnikowego może mieć pewien wpływ na wartość WT. Wobec powyższego traktujmy wartość współczynnika tłumienia jedynie jako ogólną wskazówkę dotyczącą danego wzmacniacza i pomocną przy ewentualnym jego wyborze, ale nie wskazówką decydującą o jakości wzmacniacza.

Dla omówienia innych aspektów technicznych różniących oba typy wzmacniaczy- półprzewodnikowych i lampowych, warto przypomnieć jak słyszy ucho ludzkie, otóż:

  • Przeciętny człowiek słyszy dźwięki o częstotliwościach od kilkunastu Hz do kilkunastu tysięcy Hz
  • Subiektywnie odczuwana głośność dźwięku jest logarytmiczną funkcją jego natężenia, więc niewielkie zmiany natężenia dźwięku nie są przez ucho przeciętnie zdolnego słuchacza rejestrowane. Przeciwnie jest w przypadku nawet niewielkich zmian częstotliwości dźwięku- przez ucho są natychmiast odczuwane. Dzięki temu ucho rozróżnia dźwięki o zbliżonych poziomach i tych samych częstotliwościach ale różniące się zawartością harmonicznych, a że harmoniczne decydują o brzmieniu dźwięku i jego kolorycie to ten aspekt wydaje się szczególnie ważny dla melomana (ten sam ton „c” inaczej wybrzmiewa w przypadku skrzypiec i fortepianu dla przykładu).
  • Dźwięki z przewagą parzystych harmonicznych brzmią dla ucha łagodniej, niż dźwięki z przewagą harmonicznych nieparzystych, zwłaszcza wyższego rzędu.
  • Odczuwanie dźwięku jest obarczone zniekształceniami niedoskonałego słuchu. Zniekształcenia te rosną łagodnie ze wzrostem natężenia dźwięku i dotyczą głównie harmonicznych niskiego rzędu.
  • Dźwięki najczęściej spotykane przez człowieka bywają z zakresu do kilku tysięcy Hz. Chyba dlatego głośne dźwięki o wyższych częstotliwościach, a także wysokie harmoniczne o dużym poziomie głośności są odbierane jako nieprzyjemne dla ucha.

To jak słyszymy determinuje wybór brzmienia konkretnego wzmacniacza, a to brzmienie zależeć będzie przede wszystkim od rodzaju i poziomu wprowadzonych zniekształceń, czyli rzędu i poziomu harmonicznych sygnału po wzmocnieniu.

Wymienię te zniekształcenia:

  • Zniekształcenia skrośne, powstają w wzmacniaczach klasy B [6] w okolicy przejścia sygnału przez zero, w momencie przełączania elementów czynnych. Żeby zredukować zniekształcenia powstałe w klasie B znaleziono sposób na połączenie wysokiej mocy wyjściowej z niskimi zniekształceniami i nie najwyższym zużyciem energii. Stworzono klasę AB, najogólniej- mieszankę klas A i B. Charakteryzuje się ona niewielkim przepływem prądu spoczynkowego w czasie, gdy na wejściu nie ma żadnego sygnału (purystów zadowoli wyłącznie wzmacniacz pracujący w czystej klasie A, ale większość producentów wybiera klasę AB jako najlepszy możliwy kompromis).
  • W przypadku bardzo dużych sygnałów dochodzi do przesterowania wzmacniacza (jego stopnia wyjściowego). Jeśli wartość napięcia zasilającego wzmacniacz jest porównywalna z wartością międzyszczytową wzmacnianego sygnału, to elementy czynne ulegają po prosu nasyceniu, powodując obcinanie wierzchołków wzmacnianych przebiegów i w konsekwencji wystąpienie nieparzystych harmonicznych w sygnale wyjściowym.
  • Dynamiczne zniekształcenia intermodulacyjne (TIM). Zniekształcenia wprowadzane przez każdy wzmacniacz wynikają z nieliniowości elementów czynnych. Objęcie wzmacniacza pętlą ujemnego sprzężenia zwrotnego redukuje TIM (im silniejsze sprzężenie zwrotne tym większa redukcja zniekształceń). Wzmacniacz pobudzony sygnałem muzycznym o zmiennej dynamice produkuje nieprzyjemny metaliczny w charakterze dźwięk w głośnikach. Przyczyna tego efektu jest źródłem powstania terminów: „dźwięk lampowy” i „dźwięk tranzystorowy”, bowiem to metaliczne brzmienie pojawiło się wraz z użyciem wzmacniaczy tranzystorowych, w odróżnieniu od lampowych, w których efektu tego nie zauważano. Paradoksalnie okazało się, ze przyczyną opisanego zjawiska jest tak pożądane, linearyzujące wzmacniacz ujemne sprzężenie zwrotne.
  • Inne zniekształcenia, na przykład fazowe, nie warto tu omawiać, bo ich wpływ na jakość odtwarzanego dźwięku jest we wzmacniaczach dobrej klasy pomijalny.

 

Zestawienie właściwości słuchu i głównych rodzajów zniekształceń powstających we wzmacniaczach, a tym samym ich wpływu na brzmienie dźwięku „lampowego” i „tranzystorowego”, to jak odpowiedzieć na pytanie „dlaczego wzmacniacze lampowe brzmią inaczej…”, a nawet bardziej kontrowersyjne- „dlaczego lampowce brzmią lepiej?”.

Podsumuję:

W przypadku wzmacniaczy półprzewodnikowych:

  1. Poziom zniekształceń maleje ze wzrostem poziomu sygnału, aż do gwałtownego „obcinania”, kiedy zniekształcenia rosną lawinowo (mowa o przesterowaniu).
  2. Zniekształcenia rosną także w funkcji częstotliwości osiągając najniższy poziom przy najniższych częstotliwościach.
  3. W sygnale dominują nieparzyste harmoniczne wyższych rzędów, nieprzyjemne dla ucha (w barwie metaliczne).
  4. Mogą pojawiać się nieprzyjemne zniekształcenia TIM.

Powyższe fakty w zestawieniu z właściwościami sugerują, że możliwe jest ostre, metaliczne i drażniące brzmienie wzmacniaczy tranzystorowych.

W przypadku wzmacniaczy lampowych:

  1. Poziom zniekształceń łagodnie rośnie ze wzrostem sygnału, „obcinanie” (reakcja na przesterowanie) jest łagodne.
  2. Minimum zniekształceń w funkcji częstotliwości występuje w części środkowej pasma akustycznego. Nietrudno zauważyć, że charakter tych zniekształceń jest analogiczny do zniekształceń wprowadzanych przez narząd słuchu. Można je traktować jako naturalne dla ucha i stąd relatywnie lepiej odbierane niż zniekształcenia produkowane przez półprzewodniki.
  3. W sygnale dominują przyjemniejsze w odbiorze harmoniczne niższych rzędów (druga i trzecia).
  4. Z uwagi na płytkie lub brak sprzężenia zwrotnego zniekształcenia TIM nie występują.

Te fakty świadczą o tym, że wzmacniacze lampowe są odbierane przez użytkowników jako lepsze. Jednak gdy szerzej spojrzy się na problematykę „tranzystor vs lampa”, biorąc pod uwagę cały tor akustyczny, zwróćmy uwagę na to, że najpopularniejsze źródło sygnału jakim jest odtwarzacz płyt CD generuje podobny typ zniekształceń, jak wzmacniacz tranzystorowy, ale połączony z nim wzmacniacz lampowy maskuje zniekształcenia odtwarzacza własnymi, przyjemniejszymi zniekształceniami brzmienia. To zjawisko może tłumaczyć uwielbienie takiego właśnie rozwiązania podczas konfigurowania zestawu audio.

Mam nadzieję, że wykazałem (choć może zbyt obszernie) skąd bierze się moja chęć słuchania arcydzieł muzycznych wygenerowanych przez system audio, w którym „sercem” jest Leben CS-300XS i że ten mój wybór przekonuje tych, którzy chcą uczestniczyć w spotkaniach przy dźwiękach, które nie tyle koją lub umilają pobyt co raczej nie pozwalają być obojętnymi na wrażania natury artystycznej.

 


[1] Wato przy okazji wyjaśnić skąd na opakowaniu bezpieczników niemieckiego dystrybutora widnieje też logo Furutecha, otóż z informacji firmy   wynika, że: „Gdy zaawansowana firma produkcyjna z siedzibą w Essen, Progressive Audio, była jednym z największych nabywców produktów Furutech, a Furutech szukał odpowiedniego dystrybutora dla niemieckojęzycznego świata, Progressive Audio przejął dystrybucję towarów japońskiej firmy Furutech.
Ponieważ prace związane z dystrybucją nie powinny ograniczać się do autoryzowanych dystrybutorów Progressive Audio, trzeba było stworzyć nową nazwę, którą następnie łatwo znaleźć w logo- PADIS jako skrót dla Progressive Audio Distribution. Tymczasem PADIS nie służy już tylko do dystrybucji produktów Furutech, ale o wiele więcej. Prawdopodobnie największa świadomość marki PADIS stworzyła pierwsze wewnętrzne opracowanie dla działu dystrybucji, który pod nazwą PADIS backup jest teraz zarówno tematem rozmów na forach, jak i niewyobrażalnym zyskiem. Podczas gdy niektórzy mocno trzymają się faktu, że taki bezpiecznik nie może prowadzić do żadnych różnic dźwiękowych i dlatego unikają tego problemu, inni po prostu wypróbowują go, a następnie martwią się teoriami. Kopia w postaci PADIS’a producenta FURUTECH została tak dobrze przyjęta, że zaprzestano tam produkcji własnego bezpiecznika i zamiast tego przejęła światową dystrybucję bezpiecznika PADIS pod logo Furutech. Ale musisz także wiedzieć, że przed sprzedażą Furutecha bezpiecznik PADIS musi przejść procesy filozofii Furutecha (chłodzenie azotem i rozmagnesowanie)… Co niestety wpływa nie tylko na dźwięk, ale także na cenę. W Niemczech dostępny jest zarówno bezpiecznik Furutech, jak i PADIS.

[2] Wzmacniacz Leben CS-300XS to wzmacniacz zintegrowany japońskiego producenta, oparty o cztery pentody EL-84, ale że te lamy nie wymagają skomplikowanego układu towarzyszącego, to i zniekształcenia czy szumy nie są zbyt duże. W układzie lamp sterujących zastosowano dwie triody 12AX7 lub odpowiednik- 5751 (lampa, która przeszła testy armii Stanów Zjednoczonych JAN, skrót od „Joint Army & Navy”).

Specyfikacja techniczna jest następująca:
– Moc wyjściowa – 2 x 15 W
– Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 100 kHz (-2 dB)
– Zniekształcenia: 0,7 % (10 W)
– Czułość wejściowa: 600 mV
– Impedancja wejściowa:100 kΩ
– Impedancja obciążenia: 4/6/8 Ω (przełączalna)
– Pobór mocy: 65 W
– Waga: 10 kg- Wymiary: 360 (W) x 270 (D) x 140 (H) mm

 

[3] Rady dotyczące doboru wzmacniacza do zespołów głośnikowych, bądź odwrotnie, zawarłem w artykule: „Co lepsze- lampa czy tranzystor? (część 2- dopasowanie głośników do wzmacniaczy)

 

[4] Sprzęt, przy pomocy którego oceniam wzmacniacz Leben CS-300XS:

  • Listwa zasilająca- Verictum Cogitari
  • Kabel zasilający Verictum Arbiter
  • Odtwarzacz CD Pioneer PD-S06 (zmodyfikowany)
  • Kabel zasilający Verictum Demiurg (na wtykach Furutech FI- 28/38G)
  • Ineterkonekt Ixos 100.X03 Studio
  • Kabel zasilający Verictum Cogitar (na wtykach Furutech FI 25G/35G)
  • Zespoły głośnikowe Klipsch Heresy II
  • Kable głośnikowe Neotech NES 1002 z wtykami Furutech FT-211G/R
  • Słuchawki Sennheiser HD 600 (modyfikowane)
  • Akcesoria Verictum– X Bulk Silver, X Bulk Gold, X Block, X-Fuse
  • Platformy granitowe i z drewna jatoba
  • Pomieszczenie z adaptacją akustyczną

 

[5] Współczynnik tłumienia (damping factor) wynika z faktu, że membrana głośnika, która posiada pewną bezwładność mechaniczną, przez co nie przesuwa się idealnie jak wskazują impulsy prądu. Cewka głośnika generuje wtedy szkodliwe prądy, które obrębie częstotliwości rezonansowej głośnika są przeszkodą w prawidłowej jego pracy. Prądy te można tłumić zwierając elektrycznie głośnik. To wzmacniacz dzięki swojej niskiej impedancji wewnętrznej wykonuje tę pracę. Żeby tłumienie było szybkie i skuteczne wzmacniacz musi charakteryzować się najniższą jak to możliwe impedancję wewnętrzną. A więc współczynnik tłumienia to parametr podawany w postaci liczby niemianowanej (np. 21 jak w przypadku Lebena) i odnosi się tylko do wzmacniaczy. Oblicza się go jako stosunek impedancji znamionowej kolumny (najczęściej 8 Ω, czasem 4 lub 6) do impedancji wyjściowej wzmacniacza. Im większy współczynnik tłumienia tym lepiej, bowiem wzmacniacz coraz to szybciej radzi sobie ze szkodliwymi oscylacjami głośników. Przykładowo wzmacniacz o impedancji 0,1 Ω ma WT=80, a wzmacniacz o impedancji 1 Ω ma WT=8. Współczesne wzmacniacze tranzystorowe mają współczynnik wysoki – rekordziści osiągają nawet kilka tysięcy. Wzmacniacze lampowe lub brzmieniowo upodobnione do lampowców mają WT w granicach 2-6 lub niewiele wyższe.

 

[6] Wzmacniacze klasy B–  bardzo rzadko spotykane w sprzęcie audio, zbliżone do konstrukcji AB. W konstrukcjach B tranzystory przewodzą dokładnie połowę okresu sinusoidy, a w przypadku braku sygnału, nie przewodzą prądu w ogóle. Sam układ takiego wzmacniacza przypomina konstrukcję klasy A pracującą w układzie push-pull, z tą różnicą, że każdy element wzmacniający przejmuje na siebie tylko jedną połówkę sygnału – dodatnią lub ujemną. Obie połówki sumowane są na wyjściu, już po wzmocnieniu. Polaryzacja układu jest tak dobrana by faktycznie tranzystory czy lampy „wyłączone” i nie pobierały prądu. Dzięki temu układ znacznie mniej się nagrzewa, jest więc sprawniejszy, w teorii jego sprawność dochodzi niemal do 80% (dla przeciwwagi- sprawność wzmacniaczy klasy A jest rzędu 10-20%). Wzmacniacze pracujące w klasie B mają problem związany ze „składaniem” ze sobą dodatnich oraz ujemnych połówek sygnału.  Największe zniekształcenia tej klasy wzmacniaczy powstają przy przejściu sygnału przez zero, czyli w miejscu, gdzie jest on rozdzielany na dwie części. Te zniekształcenia nazywane są skrośnymi. Wzmacniacze pracujące w klasie B właściwie wyłącznie w tanim sprzęcie estradowym, gdzie moc wyjściowa jest istotniejsza niż niuanse brzmieniowe.

 


Przejdź do części 4 >>
Powrót do części 2 >>
Powrót do części 1 >>