Płyty LP i CD edytorsko wyjątkowe
(część szesnasta)

Tę część poświęcę na rozszerzenie informacji o płytach, które zostały już wcześniej omówione. Uznałem, że warto zwrócić mocniejszą uwagę na atrakcyjność ich edycji (co zbyt skromnie wcześniej potraktowałem), a przy okazji wzbogacając informacje o tych wspaniałych artystycznych wypowiedziach.

Album „Au Bordel – Souvenirs De Paris” (również w artykule: „nagrania jakościowo wybitne” (część szósta)”), firmowany przez Noëla Akchoté, wydany przez Winter & Winter ‎(nr kat. 910 026-2) w 2008. roku, przywodzi na myśl liberalny Paryż lat dwudziestych przez swoją wiernie (według mojego wyobrażenia) odtworzoną atmosferę- mała orkiestra gra w tle, wokaliści bawią zebraną nieliczną publikę, sztućce obijają talerze, ktoś zamiast słuchać muzyki gada z kimś drugim…   Aby stworzyć dźwiękowy obraz paryskiego burdelu, Stephen Winter zrekonstruował ich pokoje (udokumentowane fantastyczną książeczką), zatrudnił dobrze dobranych artystów i wypełnił stylowymi dźwiękami zagranymi przez profesjonalnie przygotowanych jazzmanów. Między pogaduchami, akordeonami, szampanem, śpiewem przerywanym na moment dla zaciągnięcia się dymem papierosowym rozgrywa się wyjątkowy spektakl nieznany z innych płyt wydawanych tu czy tam.



Cóż to za ludzie potrafili tak umiejętnie pobudzić wyobraźnię słuchacza? Warto wymienić: Noël Akchoté (gitara, perkusja, wokal). Stian Carstensen (akordeon, banjo), Christophe „Disco” Minck (kontrabas, harmonijka), Ernst Reijseger (wiolonczela), Charlie O. (fortepian, organy), Lol Coxhill (saksofony) oraz wokaliści- Dom Farkas, Erico Vanzetta, Sasha Andres.
Edytorska informacja opisuje: Editor’s Info: „Stało się to pod koniec sierpnia 1998 r .: kilka niezależnych duchów potajemnie zgromadziło się w jednym miejscu, którego nazwa jest jak obiegowe hasło: przerażające momenty. Przez dwa dni i dwie noce inicjują spisek, wymyślają na nowo grupowe szaleństwo, wielokrotnie wkraczają w stan pożądania. Znajdziemy tam wszystkich poszukiwaczy przygód, urodzonych improwizatorów, zmiennych croonerów [wokalista śpiewający standardy jazzowe], śpiewaków kabaretowych, poetów drugiej klasy, striptizerek, nieco nagich kelnerek, kilku lekko podekscytowanych przyjaciół. Zaczęli od pikantnych popisów lub romansów, wywołując łzy. To, co ożywia tam na nowo, odkrywając pieśni burdelowe i inne tego typu, ma coś wspólnego z duchem kabaretu. Mamy tu do czynienia z buntowniczym duchem, prowokatorem, sprawcą problemów. Większość współczesnych, estetycznych lub politycznych rewolucji jest częściowo związana z duchem kabaretu, co nie jest bez przyczyny. To zamknięte miejsce, mimo że jest łatwo dostępne dla każdego, pozwala na wszystkie ekscesy, wszystkie naruszenia, wszystkie dreszcze.
Tutaj najwyraźniej nie chodzi o próbę obalenia społeczeństwa, ale raczej o stworzenie energii, odpoczynku pod skórą, z repertuaru, który ściśle łączy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość oraz o wzbudzanie pragnienia, niecierpliwości lub ekstrawagancję (ponownie) w grze i aby pomóc im (z powrotem) powstać. Co może być równoznaczne z tym samym. Scena to noc, jedna z tych nocy, w których wszystko może się zdarzyć. Dołącza się do obiegu pożądania i nienawiści, pasji i odrzucenia itd. Tu działa życie zmysłów, ale także życie ducha. Jest niewiarygodnie poważny i jednocześnie całkowicie niepoważny, czasem nawet trochę szyderczy. Jest dramat, narracja, historia, która opowiadana jest jak w filmie, w którym przechodzi się od zachodu słońca do wschodu słońca, od kontaktu ze skórą do wymiany fantazji, od nieostrożności bezgranicznego entuzjazmu po nieśmiertelne przysięgi miłości, od wieczności chwili miłości po notoryczną sugestywność, a także od najgroźniejszych chęci po najczarniejsze myśli. Wszystko przebiega tutaj, podobnie jak w varieté, gdzie każdy może zacząć śpiewać swoją małą pieśń, od epoki Belle, aż po Godarda lub Gainsbourga, objazdem w naszym wieku. Cienie gorączkowych Niemiec lat dwudziestych przemijają, podobnie jak cienie zapomnianego Paryża lat trzydziestych, z Piaf, Marlene, Faßbinder i Ferre, cienie mniejszych części kina francuskiego, Francisa Blanche lub Bourvila u Mocky’ego. Nie wyczuwając niczego archeologicznego, a jedynie konieczność chwili obecnej, rodzaj lub aktualność pożądania, wszystko to można wyrazić tylko w określonych okolicznościach.
Ta płyta jest stworzeniem sytuacji z orkiestrą zmieniających się muzyków, w której akordeon Stiana Carstensena, fortepian Charliego O., głosy Doma Farkasa i Sashy Andres, sopran [saksofon] Loli Coxhilla, duch Noëla Akchoté dominują. Z dala od studia, od higienicznej obsesji i ogólnego oszustwa, słowa, zdania i melodie żyją na nowo, przemijają i żyją, opowiadając o świadomości, która wszędzie jest gwałtownie płonąca, a także o niepohamowanym śmiechu nienasyconych nocy, o bezpośredniości zmysłowych wrażeń i dystansu uczuć, symbolu ciała splecionego na sobie. Zasadniczo ta płyta zaczyna się od tego, co dzieje się w dobrej piosence raz po raz: emocje w najczystszej postaci. Posłuchaj tytułów „Obsession d’amour”, „Mon homme”, „Le Mépris” lub „Ah les femmes”, „Tu me plais”, „Falling in Love Again”, „Fleur de joie”, a zobaczysz, że zawsze jest tak samo w tę i z powrotem, od tragedii do komedii, od wzniosłości do parodii, raz po raz, od całości do niczego, od nic do całego, raz po raz te same wojownicze piosenki, to samo laboratorium, ta sama fabryka pasji. Jednym słowem wielka pasja.” (autor: Thierry Jousse)

Album firma Winter & Winter wydała w strukturalnym tekturowym luksusowej okładce z dołączoną 14-stronicową, matową monochromatyczną książeczką fotograficzną (jak na fotografiach wyżej). Mastering materiału muzycznego wykonano w Bauer Studios, Ludwigsburg, Niemcy, natomiast w rozdzielczości 24-bitowej zmiksowano w Bauer Studios Ludwigsburg. Efekt przechodzi najśmielsze nawet oczekiwania… Zresztą, proszę się samemu przekonać!

 

Travelogue” (omówiony również a artykule: „płyty polecane (rock, rozdział 6)„), podwójny album kanadyjskiej piosenkarki i autorki tekstów Joni Mitchell, wydany w 2002 roku przez Nonesuch Records, zawierający orkiestrowe wersje piosenek z całej jej kariery, nie jest kompilacją znanych kompozycji lecz innym na nie spojrzeniem autorki. Aranżacjami zajął się Vince Mendoza (zdobył nagrodę Grammy w 2004 r. za najlepszą instrumentalną aranżację utworu „Woodstock”).

„Travelogue” to wynik nowej fazy kariery Joni Mitchell, w której jazzowe harmonie przeważają nad folkowym wczesnym podejściem pieśniarki do interpretacji tych samych kompozycji. To ukoronowanie ciągłej ewolucji twórczej Joni Mitchell. Wsparcie pełnej orkiestry z jazzowymi solistami podkreśla jej sugestywny i bogato teksturowany wokal i utrwala reputację Joni Mitchell jako wyjątkowej artystki- jednej z najświetniejszych śpiewaczek i autorek tekstów współczesnych czasów, bo przecież stworzyła dzieła, które wpływały na życie trzech pokoleń aspirujących muzyków i autorów tekstów, ale jak się okazuje nie ma bardziej utalentowanego interpretatora muzyki Joni Mitchell niż ona sama.
Album jest wydany w niezwykle atrakcyjny sposób- płyty umieszczono w książce o twardej okładce, zawierającej wiersze i obrazy Joni Mitchell oraz notatkę od edytora. W dwunastostronicowej książeczce o miękkiej oprawie umieszczono teksty piosenek artystki. Obie książki zabezpiecza etui, które na odwrocie zawiera spis 22. utworów zamieszczonych na dwu płytach CD.



Album został nagrany w Air Studios Sir George’a Martina w Londynie. Sesje nagraniowe zostały sfilmowane, a powstały w ten sposób godzinny dokument, zatytułowany „Circle Game: The Making of Joni Mitchell’s Travelogue”, pokazuje intymne spojrzenie na proces twórczy wielkiej artystki, zawiera ekskluzywne nagrania z nią i innymi legendarnymi artystami biorącymi udział w projekcie. Dokumentuje także niektóre z nieoczekiwanych sytuacji związanych z tworzeniem albumu, takich jak pożar w studio, który prawie zniszczył taśmy-matki. „Travelogue” jest dowodem na to, że Joni Mitchell – jako kompozytorka, autorka tekstów, piosenkarka, gitarzystka – osiągnęła poziom, do którego niewielu artystów (mężczyzn czy kobiet) może wypracować.

Album “Both Sides Now” z 2000. roku został wydany przez Reprise Records na dwa sposoby: nielimitowany i w ograniczonej ilości ekskluzywna wersja, która została wydana 8 lutego 2000 roku (z myślą o kulcie Świętego Walentego) edycja „specjalnego pakietu artystycznego” zaprojektowanego przez samą Mitchell. Zawiera ona pełny 12-ścieżkowy album CD z klasycznymi utworami miłosnymi w wykonaniu Mitchell z pełną orkiestrą, a także zestaw czterech oryginalnych litografii odpowiednich do oprawienia.


Wszystko co należy do tego wydania zamknięte zostało w okrągłym brązowym satynowym pudełku o średnicy 8” (około 20 cm) z wytłoczonym złotym logo artystki i tytułem.


Nagrania zostały zrealizowane w wyprodukowane przez Joni Mitchell i Larry’ego Kleina (byłego męża autorki), a zaaranżowane przez dyrygenta Vince’a Mendozę, z wyjątkiem „Stormy Weather” zaaranżowanego przez Vince’a Mendozę i Gordona Jenkinsa (dyrygenta w tym przypadku). Aranżacje zostały opracowane z należytą starannością, dzięki której Joni Mitchell na tle Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej daje uduchowiony spektakl, gdy interpretuje standardy znane z wykonań Billie Holiday, Niny Simone czy Elli Fitzgerald. Wybór standardów jazzowych Mitchell interpretuje w charakterystyczny twórczy sposób- by opowiadały o miłosnych związkach w sposób niezwykle szczery do tego stopnia, że każda piosenka staje się wyjątkowa. Jej chory od dymu nikotynowego głos, obniżony o oktawę w stosunku do czasu gdy folk-rock preferowała, jest niezrównanym wyrazicielem uczuć, a niekonwencjonalne frazowanie przykuwa uwagę słuchaczy. Poziom muzyczny jest wynoszony na najwyższy poziom bo perkusista Peter Erskine i basista Chuck Berghofer zapewniają najbardziej zmysłowy akompaniament rytmiczny, jaki można sobie wyobrazić, a na tej bazie łatwo być doskonałym: Wayne’owi Shorterowi, Herbie Hancockowi i Markowi Ishamowi grać nawet najbardziej wyrafinowane nuty. Występy Shortera na tenorze i na sopranie należy wyróżnić jako szczególnie wartościowe, bo to muzyk o charakterystycznym i niepowtarzalnym stylu, zresztą jak Joni Mitchell. „Both Sides Now” to jedno z najznakomitszych osiągnięć muzycznego świata bez przypisywania jakimś nurtom muzycznym czy czasom.

Na koniec przytoczę fragmenty recenzji prasowych jakie ukazały się tuż po wydaniu albumu:

  • To tylko kwestia czasu, zanim Joni Mitchell, której osiągnięcia jako innowatorki pop-jazzu zbliżyły się do jej osiągnięć jako piosenkarki i autorki tekstów, nagrała standardowy album. Na szlaku koncertowym przetestowała ten materiał za pomocą „Stormy Weather” i „Comes Love”, niegdyś wehikuły dla Billie Holiday, przyczyniła się także do odczytania „Summertime” i „The Man I Love” w przebojowej płycie pianisty jazzowego Herbiego Hancocka „Gershwin’s World” (1998). Ponieważ jej interpretacje Gershwina były napięte do stopnia bolesnej ekspresji można się obawiać najgorszego w podejściu do „Both Sides Now” (Reprise). Tytułowy utwór i inny ulubiony folkowo-rock’owy „A Case of You” jest otoczony głównie rockową klasyką, ale album, dostępny dziś w pudełku z limitowanej edycji, zawierającym trzy [de facto- 4] jej litografie (sprzedaje za 49,98 USD; zwykła płyta ukaże się 21 marca), przekracza jego wpływy. Jest tak przekonujący, jak wszystko, co zrobiła. Rozkoszując się porywającymi aranżacjami Vince’a Mendozy na Zachodnim Wybrzeżu, 56-letnia Mitchell wnosi ochrypły, silnie wyluzowany autorytet do piosenek związanych z takimi [wokalistkami] jak Billie Holiday, Ella Fitzgerald i Etta James – a nawet podczas nieudanych prób z „Stormy Weather”, piosenkarka kontynuuje interesującą passę […] Joni nie byłaby Joni, gdyby nie przedstawiała dobrego pomysłu. Aby nakazać piosenkom prześledzenie czasu romansu, powiedziała magazynowi Billboard: „Both Sides Now” zostało zaprojektowane jako „komentarz do romantycznej miłości w XX wieku”. Ci, którzy oczekują bąbelków szampana, są zawiedzeni. Choć w „Comes Love” i „I Wish I Were In Love Again” przedstawia seksowną, beztroską dojrzałość, jak zwykle rozwija się w chłodnym, kołyszącym tonie, nawet najbardziej optymistyczne piosenki są pełne złych przeczuć. W „You’re My Thrill”, oszałamiającym otwierającym album utworze, złamane serce jest niczym innym jak oderwaniem od nadziei. Dwa stare przeboje Mitchell nie są tutaj w swoim żywiole. […] Mimo to, śpiewając piosenki z intensywną refleksją, przebija się przez ich wrażliwość z lat 60., by rozlać palące prawdy z średniowiecza”. Chicago Sun-Times, luty 2000 r
  • „Kiedyś była uosobieniem dzieci kwiatów, z wysokim sopranem. Dziś nie ma śladu dziewczęcego chichotu lub zroszonego optymizmu w głosie Joni Mitchell. […] Tak, to idealna sytuacja dla Mitchell do rozważania o miłości z „Both Sides Now”. A wraz z motywem przewodnim zestawu – ten romans wymaga od „Both Sides Now” wiecznej czujności – idealnie nadaje się również na zakup prezentów na Walentynki. Nazwany na cześć jednej z jej najsłynniejszych piosenek, ten dojrzały, świadomy przegląd romansów, (krótkich) wzlotów i długich spirali w dół wyraża się w cyklu pieśni bujnie zaaranżowanego popu, bluesa i jazzowej klasyki, po raz pierwszy spopularyzowany przez Billie Holiday, Nat King Cole’a, Dinah Washington i Franka Sinatrę. Układane na ten sezon utwory są radykalnie przearanżowane, ale z zaskakująco skutecznymi wersjami własnej „A Case of You” oraz melodii tytułowej z tego cyklu piosenek…” Philadelphia Daily News, luty 2000
  • „Kilka współczesnych głosów starzeje się bardziej szokująco niż Joni Mitchell. Twardy alt na „Both Sides Now”, jej wspaniałym nowym albumie standardów (w tym dwie jej najbardziej lubiane oryginalne piosenki), jest tak inny od słodkiego folkowego sopranu z jej najwcześniejszych albumów, że wydaje się niemożliwe by dwa dźwięki mogły pochodzić z tego samego ciała. Nie chcąc walczyć ani próbować maskować spustoszenia z winy czasu, pani Mitchell należy do szkoły interpretacyjnej obejmującej Billie Holiday i Franka Sinatrę, których pogorszenie głosu przyniosło większą głębię emocjonalną i realizm. Studiowanie chronologii ich rejestrów jest jak podążanie za mapą ich życia, która zabiera cię w głąb gór na coraz trudniejszym terenie. Im trudniejsza droga, tym szerszy widok. W przeciwnej szkole są doskonale przygotowani technicy, tacy jak Mel Tormé i Sarah Vaughan, których głosy pozostały wyraźnie piękne (nawet gdy ściemniały z wiekiem) aż do końca ich życia. W śpiewie pani Mitchell, która ma 56 lat i pali papierosy od dziesięcioleci intensywnie, słychać w jej skróconym oddechu odgłos wszystkich papierosów, ochrypłą barwę głosu i niezdolność do płynnego skoku wokalnego. Jednocześnie ta chrypa dodaje do jej śpiewu autentyczności, jakiej oczekujemy od śpiewaków jazzowych w średnim wieku, którzy spędzili wiele godzin poza domem kiedy występowali z towarzyszami”. New York Times, luty 2000 r

Dodam garść wspomnień Larry’ego Kleina [1] :

  • Powiedziałem jej [Joni Mitchell], że kiedy zaśpiewa przed dużą orkiestrą, zaraz się uzależni” – mówi Klein – „Okazało się, że naprawdę podobało jej się to, a po tym zdecydowała, że chce nagrać album ze standardami. Gdy zaczęliśmy przemyśliwać ten pomysł, zdecydowała, że chce napisać kilka własnych piosenek. dla równowagi”. I dalej wspomina – „Stopniowo zaczęliśmy zbierać piosenki, a ona wpadła na pomysł, aby śledzić ją w związku, od początkowego flirtu po optymistyczne skonsumowanie, przekształcając się w rozczarowanie i rozpacz. Album kończy się przeglądem akceptacji, że wszystko było tego warte i prawdopodobnie się powtórzy” Sekwencja utworów rzeczywiście potwierdza to co mówi Klein: zaczyna się od „You’re My Thrill” (piosenka wykonywana przez Holiday), a kończy utworem Mitchell „Both Sides Now”. Klein uważa, że może to być pierwszy raz w przypadku muzyki pop. „Programowy utwór, który śledzi ten łuk”, jak to ujął. Album został nagrany w Londynie w Sir George Martin’s Air Studios Lyndhurst. Klein wybrał lokalizację „piękny stary kościół, który został przekształcony w wspaniałe studio” oraz muzyków tworzących orkiestrę. „Zasadniczo mamy śmietankę graczy orkiestrowych w Londynie” – mówi. „To było po prostu oszałamiające: grali tak mocno emocjonalnie i bardzo muzykalnie. Naprawdę było co usłyszeć, co grupa 70. osób może zrobić, kiedy są naprawdę zainspirowani”.

Przeciwieństwem bogatej wersji limitowanej płyty „Both Sides Now” jest siermiężna edycja promocyjna, ale czy na pewno siermiężna?:
Album promocyjny (promo, radio singel) [2] – album muzyczny dystrybuowany najczęściej nieodpłatnie w celu promowania wydawnictw komercyjnych. Albumy tego typu dostarcza się głównie stacjom radiowym i telewizyjnym, dziennikarzom muzycznym oraz recenzentom, by ci mogli opublikować swoje recenzje jeszcze przed premierą promowanego albumu. Zwykle są one rozprowadzane bez atrakcyjnych graficznie okładek, które pojawiają się dopiero wraz z wydaniem komercyjnym. Zazwyczaj są opatrywane napisem: „Dozwolone użycie tylko w celach promocyjnych. Sprzedaż zabroniona.”. Albumy promocyjne mają znacznie mniejszy nakład aniżeli wydawnictwa komercyjne, co czyni je cennymi dla kolekcjonerów.
Both Sides Now” wydane przez Reprise Records– 2-47620-AB w marcu 2000 roku, jest mimo prostoty graficznej wyrafinowane:


Dziś tektura jest bardziej ceniona niż plastik, z którym nasza planeta nie radzi sobie gdy przestaje nam służyć. Powszechność plastiku też wywołuje negatywne odczucia, a przynajmniej obojętność. W przypadku płyty Joni Mitchell zadbano i o jakość tektury, formę, kolor, krój czcionki, ozdobne promienie tworzące ciekawą fakturę wokół granatowego krążka z tytułem i autorem nagrań płyty CD umieszczonej w dodatkowej papierowej kopercie. Na odwrocie okładki jest umieszczona lista nagrań i podstawowe informacje na temat produkcji i producenta. Sam krążek CD wykonano w USA zgodnie z formatem- HDCD (cyfrowa płyta CD zgodna z technologią High Definition).

[1] Tekst źródłowy wywiadu z Larrym Kleinem, pochodzi z portalu: 

[2] Według 

 


Inne części artykułu: