Rekomendowane jazzowe wydawnictwa płytowe
(rozdział osiemnasty, część 1)
Miło powrócić do klasyki, bo ona nigdy się nie nudzi, a nawet przeciwnie z każdym przesłuchaniem zyskuje- chce się jej więcej, wciąż i ciągle.
Theodore „Fats” Navarro, jeden z największych trębaczy jazzowych wszechczasów, żył krótko, ale jego 26 lat życia, a kariery muzycznej nie więcej niż 6, wystarczyło żeby jego wpływ na trębaczy był wciąż odczuwalny. Navarro początkowo grał na fortepianie i tenorze, później na trąbce. Zaczął koncertować gdy miał 17 lat, zastąpił Dizzy’ego Gillespiego w big bandzie Billy’ego Eckstine’a. Szybko się uczył i już jako 23. latek nie miał sobie równych wśród trębaczy. Pierwsze nagrania Fatsa Navarro powstały przy udziale Kenny’ego Clarke’a, Colemana Hawkinsa, Illinois’a Jacqueta, a przede wszystkim pianisty Tadd’ego Damerona (w latach 1946–1947). Krótko współpracował z Lionelem Hamptonem, Benny’m Goodmanem i Budem Powellem (w kwintecie z Sonnym Rollinsem), a także grywał 1950 roku z Charliem. Parkerem. Niestety Navarro był uzależniony od heroiny… Narkomania zaszkodziła mu w walce z gruźlicą, która zakończyła jego życie w 1950 roku.
Po Fats’ie Navarro pozostało całkiem sporo nagrań, bowiem jako sideman wziął udział w przeszło 100 sesjach nagraniowych, z których wiele stanowi klasykę bebopu. Dokonał także nielicznych nagrań jako lider i tu wybór jest dobry, bo właściwie każde nagranie jakie fan jazzu zdobędzie da pełną satysfakcję słuchaczowi. Ja wybrałem płytę wydaną przez wytwórnię Savoy w 1993 roku o tytule „Nostalgia”.
„Nostalgia” z podtytułem- „Memorial No.2”: składa się z 3 oddzielnych sesji nagraniowych z końca lat 40. nie tylko pod własnym nazwiskiem, ale także pod imionami Eddiego „Lockjaw” Davisa, Dextera Gordona i Tadda Damerona. Pierwsze cztery utwory pochodzą z „The Fats Navarro Quintet” nagranego 5 grudnia 1947 roku, z Charlie’m Rouse (saksofon tenorowy), Tadd’em Dameronem (fortepian), Nelsonem Boydem (bas) i Art.’em Blakey’em (perkusja). „Nostalgia” to klasyk Fatsa Navarro. Harmonijny dialog między Rouse i Navarro jest wzorcowy, więc łatwo przykuwa uwagę. Navarro i zespół swingują tak doskonale, że słuchaczowi nie wypada nie kiwać się rytmicznie, z pełną szczęścia miną. Navarro gra najcieplejszym z tonów, jakie kiedykolwiek powstały (przesadzam, ale naprawdę niezbyt mocno). „Be Bop Romp”, „Barry’s Bop” i „Fats Blows” to fantastyczne nagrania bebopowe, które mogły powstać tylko z umiejętności i wyobraźni muzyków, którzy wzięli udział w sesji nagraniowej. Kolejne kilka utworów kończy się sesją Dextera Gordona 22 grudnia 1947 roku. Oprócz Fatsa Navarro i Dextera Gordona (saksofon tenorowy) grają Tadd Dameron (fortepian), Nelson Boyd (bas) i Art Mardigan (perkusja). Linie tenorowe Gordona rozwijają się wolno, natomiast Navarro uzupełnia jego grę gwałtownymi solówkami, w których- w ciągu czterech zaledwie taktów, potrafił się w pełni wypowiedzieć. Kolejna sesja z Eddiem „Lockjawem” Davisem, nagrana 18 grudnia 1946 roku i z Eddiem „Lockjawem” Davisem (saksofon tenorowy), Huey Longiem (gitara), Al Haigiem (fortepian), Gene Ramey (bas) i Denzilem Bestem (perkusja). Trzy kompozycje: „Stealing Trash”, „Hollerin’ & Screamin’”, “Calling Dr. Jazz” mają mocniejsza wymowę niż materiał z dwóch pozostałych sesji. Gra Davisa jest ekspresyjna, a nawet krzykliwa, ale tonowana gitarą Longa i trąbką Fatsa Navarro, któremu znowu wystarczą zwięzłe solówki by być zapamiętanym. Ta płyta jest wystarczającą dla przekonania się, że Navarro był wirtuozem, który nie bał się szybkich nut. Jednak to nie ten aspekt gry, a jego liryzm i wyjątkowo ciepły ton wyniósł wielkiego trębacza do pierwszego szeregu twórców ery bebopu. Navarro stał się jednym z najważniejszych muzyków w całej historii jazzu. Brzmienie jego trąbki było główną inspiracją dla Clifforda Browna, a dzięki Brownowi (pośrednio) wpłynęło na styl Lee Morgana, Freddiego Hubbarda i Woody’ego Shawa. Clifford Brown zginął w wypadku samochodowym kiedy osiągnął wiek… 26. lat, Lee Morgan gdy miał 38 lat został zastrzelony przez zazdrosną towarzyszkę życia, Freddie Hubbard musiał zaprzestać gry na trąbce po serii problemów zdrowotnych, powstałych po infekcji wargi, w której powstała głęboka rana po forsownej grze na trąbce, a Woody Shaw gdy miał 44 lata został uderzony przez wagon metra na Brooklynie w Nowym Jorku, który zerwał mu lewe ramię. Shaw po komplikacjach w trakcie leczenia w szpitalu zmarł z powodu niewydolności nerek. Czy akurat za tymi wspaniałymi trębaczami musiało podążać fatum?
Charlie’mu Parker’owi wystarczyło niespełna dziesięć lat by na stale zmienić jazz. Jest według wielu krytyków uważany za największego saksofonisty wszech czasów. Potrafił grać niezwykle szybko na alcie, a te przebiegi spowolnione do dużo mniejszej prędkości ujawniają, że każda nuta ma sens. „Bird” (tak go zwano) wraz z Dizzy’m Gillespie i Budem Powellem jest uważany za twórcę bebopu; ale ten fakt nie wynikał z jego przemyśleń, bo w rzeczywistości był intuicyjnym graczem, który grał jak czuł. Nie opierał swoich improwizacji na linii melodycznej, a raczej na improwizacji akordowej, tworząc nowe melodie oparte na strukturze utworu. Parker był również świetnym kompozytorem, dzięki niemu muzycy i słuchacze mogą cieszyć się standardami: „Ornitologia”, „Antropologia”, „Scrapple from the Apple” czy „Ko Ko”. Oryginalny dźwięk jego saksofonu i umiejętność tworzenia harmonicznie zaawansowanych fraz, które były niezwykle logiczne, miały duży wpływ na innych muzyków jego czasu przede wszystkim, ale i na całe następne pokolenia. Charlie Parker, z uwagi na uzależnienie od narkotyków był emocjonalnie niestabilny. Narkomania przeszkadzała w grze w najlepszym stylu, gdy odebrano mu licencję umożliwiającą grą w klubach jazzowych zaczęło mu brakować inspiracji ze strony innych siewnych jazzmanów. Bird zaczął się staczać… Tak było w pierwszej połowie lat 50. aż do jego śmierci w 1955 roku. Zważywszy na to, że Parker tylko przez niepełną dekadę brał udział w sesjach nagraniowych, to ścieżek dźwiękowych gdzie można go usłyszeć tego wspaniałego saksofonistę jest sporo:
- „Charlie Parker”, wydany pod nadzorem Normana Granza przez Clef Records w 1954 roku na 10-calowym LP (MGC-157), jest wynikiem kilku sesji z lat 1952 i 1953. Birdowi towarzyszyli wtedy: Percy Heath (kontrabas). Max Roach (perkusja) i Al Haig (fortepian). Lista (niezbyt duga) personelu biorącego udział w nagraniach powinna być wystarczającą rekomendacją by tę płytę kupić, bo ci znakomici muzycy sekcji rytmicznej pozwalali z całą pewnością liderowi rozwinąć swój geniusz altowy bez żadnych przeszkód. Są też i inne powody: lista utworów jest pełna najlepszych kompozycji Parkera, miedzy innymi. „Confirmation”, „Now’s the Time”, „Laird Baird,” czy „Kim and The Bird”, które tutaj są atrakcyjnie odczytane, no i to, że Charlie Parker barwi ścieżki dźwiękowe pięknym tonem i że jego solówki (podparte niezwykłą wiedzą techniczną) są bardzo innowacyjne.
- „Bird and Diz” studyjny album firmowany przez dwóch wpływowych muzyków- Charliego Parkera i Dizzy’ego Gillespiego. Nagrania, których producentem był Norman Granz, pochodzą z lat 1949 i 1950. W sesjach prócz saksofonisty i trębacza brali udział pianista Thelonious Monk, basista Curley Russell i perkusista Buddy Rich. W tym składzie przygotowano ścieżki, które wykorzystano w albumie pierwotnie wydanym w 1952 roku w formacie 10”, jako zestaw singli 78 rpm, w ramach wytwórni Clef Records (marka zależna od Verve Records). Charlie Parker i Dizzy Gillespie- dwa najlepsze nazwiska bebopu, dwaj muzycy współpracujący ze sobą i z największymi mistrzami instrumentów rytmicznych stworzyli wybitne nagrania przełomu lat 40. i 50. Melodie są znakomite. Improwizowane dialogi dwóch liderów, są nie do odgadnięcia przez słuchających nagrań po raz pierwszy. pierwszy raz. Solówki są płynne i bardzo melodyjne. W sesjach brali udział najwięksi mistrzowie tamtych czasów, a płyta jest tego dowodem.
- „South Of The Border”, wydany przez Clef Records w 1953 roku, jest spojrzeniem Charliego Parkera na muzykę z nutą latynoską. Okładkę wykonał David Stone Martin, podobnie jak w przypadku albumów „Charlie Parker” i „Bird and Diz”. Projektant opowiadał, że to „jego własny szalony pomysł”, przedstawiając Birda jako torreadora, który próbuje oswoić byka dźwiękiem saksofonu. Ani Norman Granz, ani Charlie Parker nie widzieli okładki przed jej wydrukowaniem… Okładki projektu Martina nie można pomylić z innymi- innego autorstwa, ale też są tak stylowe, że łatwo zgadnąć z jakich lat pochodzą. Program na płytę został nagrany w dwóch sesjach w 1951 i 1952 r. Składa się z muzyki o klimacie latynoskim znajdywane w Ameryki Łacińskiej, bądź na Tin Pan Alley. Kubańskie rytmy są zrelaksowane i taneczne, powtarzalne, ale z wariacjami. Parker na tym perkusyjnym tle radzi sobie imponująco i chyba lepiej niż większość saksofonistów tamtych czasów. Na potrzeby sesji zatrudniono poszerzony skład z: Fredem Skerrittem i Genem Johnsonem (saksofon altowy), Leslie’m Johnakinsem (saksofon barytonowy), José Maderą (saksofon tenorowy) Roberto Rodriguezem i Teddym Kotickiem (bas), Josém Mangualem (bongosy), Luisem Mirandą (kongi), Machitem (marakasy), Ubaldo Nieto (timbale), Maxem Roachem i Roy’em Haynesem (perkusja), Bennym Harrisem, Bobbym Woodlenem, Mario Bauzą i Paquito Davillą (trąbka) oraz René Hernandezem (fortepian). Pierwsza edycja „South of the Border” nie zawierała nagrań z orkiestrą kierowaną przez Machito. Materiał na płycie składa się przede wszystkim z zarejestrowanych dwóch sesji zespołu Charlie Parker Sextet z dodatkowymi muzykami grającymi na instrumentach perkusyjnych. Realizatorzy jednak sekcję rytmiczną pozostawili w tle, a skoncentrowali się na saksofonie Charliego Parkera. Producent- Norman Granz, który lubił eksperymentowanie, wiedział, że Parkerowi nie zrobi różnicy na jakim tle będzie grał. Płyta wskazuje, że styl improwizacyjny Birda nie zmienił się, mimo kompletnie innego tła rytmicznego, choć był zmuszony do dostosowania swojego typowego frazowania do nowych rytmicznych linii. „South Of The Border” to prosty, ale i atrakcyjny sposób na usłyszenie Parkera w innym kontekście, u szczytu formy.
- „Charlie Parker with Strings” to tytuł dwóch oddzielnych albumów Charliego Parkera, wydanych w 1950 roku przez Mercury Records, określonych jako „Vol 1” i „Vol 2”. Ten sam tytuł nosiła kompilacja z 1995 roku wydana przez Verve Records, zawierająca wszystkie utwory zarówno z obu albumów z 1950 roku, jak i dodatkowy materiał. Sesje nagraniowe „postawiły” Birda przed klasyczną sekcją smyczków oraz sekcją rytmiczną charakterystyczną dla jazzu. Parkera marzenie było zagrać z orkiestrą i to marzenie się ziściło pod auspicjami Normana Granza. Sesje z 30 listopada 1949 roku przyniosły pierwszy album złożony z sześciu standardów jazzowych. Sukces tego albumu spowodował, że zorganizowano dodatkowe sesje 5 lipca 1950 r., Owocem był album zatytułowanym dokładnie tak samo jak poprzedni. Tym razem składał się z ośmiu utworów, również standardów. Okładki obu albumów zaprojektował ponownie David Stone Martin. Wielu muzyków, też ci największych, nie uważa się za spełnionych dopóki nie nagrają albumu z orkiestrą smyczkową, a w latach 40., 50. i 60. to pragnienie było nawet powszechne (takie płyty mieli w swoich katalogach Clifford Brown, Stan Getz, Ornette Coleman czy Billie Holiday), Pierwszym ważnym muzykiem jazzowym, który miał pomysł (i go zrealizował) zagrania z orkiestrą, był właśnie Charlie Parker. Do tego czasu (czyli do 1949 roku) orkiestry smyczkowe były używane wyłącznie do muzyki uznanej za klasyczną. Parker, który wielokrotnie cytował klasycznych kompozytorów w swoich bebopowych solówkach, próbował sugerować, że tak naprawdę muzyka nie powinna być dzielona na nurty, a tym bardziej na wysoką i niską, bądź tę, która ma prawo być graną w salach filharmonicznych albo tylko i najwyżej w salach klubowych. Pierwsze doświadczenia orkiestrowe Parkera zaowocowały jedną stroną płyty 78. obrotowej zatytułowanej „Repetition”, z lat 1947/48. Aranżerem był Neal Hefti prowadzący big band Stana Kentona zespolony z małą orkiestrą smyczkową. Dla Clef Records przewidziano trzy sesje orkiestrowe a także nagranie z sekcją smyczków w ramach cyklu koncertów „jazzu w filharmonii” realizowanych w Carnegie Hall. Te płyty stały się niezwykle popularne tuz po ich wydaniu. Szybkie tempa większości kompozycji bopowych, zwłaszcza kompozycji Parkera i Gillespiego, byłoby niełatwe do zaaranżowania na orkiestrę, więc komplet „Charlie Parker with Strings” zawiera program wypełniony balladami i standardami, które w ocenie Granza i Parkera mogły dobrze zabrzmieć, na przykład: „Just Friends”, „Can’t Take That Away From Me”, „I’m in the Mood for Love”, a przede wszystkim „April in Paris”. Aranżacje są niezbyt wyszukane- łagodne tło instrumentów strunowych są przeciwstawiane dla ekspresyjnej gry Charliego Parkera. Jeśli pominąć wszelkie rozważania teoretyczne dotyczące klasyfikacji muzyki na… (Czego pragnął Parker) Na pewno pozostawione nagrania z poszerzonym składem o smyczki można uznać za wzorcowe, bo jeśli muzycy jazzowi próbują nagrywać z udziałem instrumentów strunowych, to na pewno doskonale przestudiowali „Charlie Parker with Strings”.
Django Reinhardt [1] był pierwszą niezwykle wpływową postacią jazzową, która wyłoniła się z Europy i pozostaje najbardziej wpływowym Europejczykiem do dnia dzisiejszego, obok Stephane’a Grappelli’ego i garstki innych. Ten Belg, pochodzenia romskiego, dorastający w taborze cygańskim pod Paryżem, uważany jest za jednego z najwybitniejszych gitarzystów wszech czasów, który po tym jak w wieku 18 lat doznał poparzeń w pożarze, podczas gry solowej używał tylko wskazującego i środkowego palca lewej ręki (pozostałe palce miał sparaliżowane). Używał nowatorskiego systemu palcowania, aby obejść problem ograniczeń, który prawdopodobnie stanowi część oryginalności jego stylu (zwanego „hot jazz guitar”). Wspólnie ze skrzypkiem Stéphane’em Grappellim stworzył Quintette du Hot Club de France określony przez krytyka Thoma Jureka jako „jeden z najbardziej oryginalnych zespołów w historii jazzu nagranego”. Koncepcje harmoniczne Reinhardta były zaskakujące na swój czas i był inspirującym gitarzystą rytmicznym dla Grappelliego, wynoszącym ich grupę na wyższy poziom. Reinhardt, mimo że nie potrafił czytać nut, skomponował kilka zachwycających, bardzo oryginalnych utworów, takich jak „Daphne”, „Nuages” i „Manoir de Mes Reves”, a także szalonych utworów swingowych, takich jak „Minor Swing” i odę do swojej wytwórni z lat 30-tych, „Stomping at Decca” (Kwintet Hot Club of France, legitymował się wspaniałą seriią nagrań Ultraphone, wydawane przez Decca / HMV). II wojna światowa rozdzieliła muzyków kwintetu- Grappelli pozostał w Londynie a Reinhardt wrócił do Francji. W latach wojny prowadził duży zespół oraz inny kwintet z klarnecistą Hubertem Rostąingiem. zamiast Grappellego, Po wyzwoleniu Paryża, Reinhardt zaczął grać na gitarze elektrycznej, koncertował w Ameryce jako solista z zespołem Duke’a Ellingtona, ale jego występy były źle odbierane. Niektóre z jego nagrań na gitarze elektrycznej w stylu bop, jego gra brzmi szaleńczo i w poszarpany sposób. Po roku 1946 Reinhardt i Grappelli odbyli kilka sporadycznych spotkań, podczas których wpływy bop są słabiej widoczne w starych, wciąż lubianych formach swingowych. W latach 50. Reinhardt preferował solowe granie, pozostając w Europie, grając i nagrywając aż do śmierci w 1953 roku. Jego nagrania Hot Club z lat 30. są jego najbardziej doskonałym dziedzictwem; ich duch i dźwięk można napotkać w nowopowstałych wielu grupach jazzowych z gitarą w składzie. I te właśnie lata zostały udostępnione fanom jazzu na long play’u firmy RCA w 1955 roku. Płytę wznawiano parokrotnie. Ostatnią edycją jest japońska o nr katalogowym ODR 6298. „In Memorian 1908-1954” jest w formie repliki pierwszego wydania, graficznie mocno zbliżonej. Tytuł został wznowiony przez Oldays Records.
Thom Jurek z AllMusic taką wystawił ocenę wznowieniu z 2016 roku: „Ta japońska kolekcja gromadzi wybitne występy studyjne cygańskiego jazzmana Django Reinhardta z lat 1935-39. Dwie kompozycje to występy solowe – „Parfum” i „Improvisation”, a w pozostałych występuje gitarzysta w towarzystwie amerykańskich jazzmanów, takich jak Coleman Hawkins, Barney Bigard i Rex Stewart, wraz ze swoimi francuskimi odpowiednikami. Inne utwory to „Star Dust”, „Georgia on My Mind”, „Finesse (Night Wind) Billy’ego Taylora Sr.” oraz oszałamiająca wersja „Rose Room”, by wymienić tylko kilka. Inną godną uwagi cechą tego nagrania jest czystość dźwięku. Edycja japońska wykorzystuje mistrzów masteringu w specjalnym procesie technicznym… Wynik jest fantastyczny. Płyta może być trudna do znalezienia, ale warto poszukać.”
Dysponujący subtelnym tonem, pięknie wybrzmiewającym, gitarzysta Jim Hall był inspiracją dla wielu gitarzystów, w tym takich (jak Bill Frisell), którzy nie brzmią jak on, sam był pod wpływem (przynajmniej w czasie swojej edukacji) pod wpływem Django Reinhardta. Był w połowie lat 50. członkiem Kwintetu Chico Hamiltona, później- do końca dekady był członkiem Jimmy Giuffre Three. Początek lat 60. spędził współpracując z Ellą Fitzgerald, Lee Konitzem i Sonny’m Rollinsem. W tych początkowych latach 60. też współprowadził kwartet z Art.’em Farmerem i nagrywał okazjonalnie z Paulem Desmondem, następnie stał się bardzo pożądanym nowojorskim muzykiem studyjnym. W większości sesji był liderem, ale też nagrał dwa klasyczne duetowe albumy z Billem Evansem. Nagrał też płyty z takimi muzykami jak Michel Petrucciani, Mike Stern i Pat Metheny.
Nagrywał dla wydawnictw: World Pacific / Pacific Jazz, MPS, Milestone, CTI, Horizon, Artist House, Concord, MusicMasters i Telarc, Dwie płyty wydane przez Telarc: „Jim Hall & Basses” i „By Arrangement” omówiłem w artykule: „płyty polecane (jazz, rozdział 11)”. Album „It’s Nice to Be With You”, który w tym artykule zaprezentuję, z rejestracją sesji w berlińskim Teldec Studio (z 1969 roku) jest wyjątkowy, bo producentem był znany krytyk muzyczny- Joachim-Ernst Berendt. Jim Hall nagrał tylko jedną płytę dla MPS [2] (Joachim-Ernst Berendt wyprodukował wiele płyt jazzowych w ramach tej wytwórni, vide też: „publikacje książkowe (część 1)”).
Jim Hall grał z Billem Evansem, Paulem Desmondem, Art.’em Farmerem, czy Sonnym Rollinsem, był też pierwszym amerykańskim muzykiem jazzowym grającym utwory Bossa Nova, ale do 1969 roku pod własnym nazwiskiem nie nagrał żadnego albumu. Joachim-Ernst Berendt znał Halla, podziwiał go, ale skromności świetnego gitarzysty nie akceptował, więc postanowił zmienić to, że jego nazwisko nie było eksponowane najtłustszą czcionką. W zorganizowanej przez Berendta sesji Jima Halla wzięli udział: basista Jimmy Woode i szwajcarski perkusista Daniel Humair. Dodam, że Humair, podobnie jak wielu fanów jazzu, uważało Halla za największego żyjącego gitarzystę. Na ścieżki dźwiękowe trio wybrało standardy jazzowe: „My Funny Valentine”, „Body and Soul” (oba liryczne, idealnie pasujące do stylu Halla) i „In A Sentimental Mood”, przebój pop- „Up, Up And Away” (znany z wykonania grupy Fifth Dimension), nowość na tamten czas: „It’s Nice To Be With You” (autorstwa Jane Herbert, prywatnie żona artysty) oraz kompozycje Halla: „Romaine”, „Blue Joe” i „Young One, For Debra”. Muzyka jest mainstreamowa, ale i unikalna z uwagi na styl gry Halla. Gitarzysta wykorzystuje zarówno pojedyncze nuty jak i akordy z brzmieniem tak nietypowym, że trudno byłoby pomylić z innym gitarzystą. Jego gra była bardziej „europejska” niż jego amerykańskich odpowiedników, bo przedkładał elegancję i powściągliwość nad swing czy szybkie przebiegi.. Sekcja rytmiczna: Woode i Humair, zapewniła najbardziej przyjazne wsparcie, jakiego gitarzysta mógł oczekiwać. Album jest w nastroju intymny, pełen wirtuozerii, w brzmieniu współczesny- nawet pięć dekad później. Płyta jest mniej znana niż na to zasługuje, więc odkrycie ją dla siebie!
[1] Informacje dotyczące Django Reinhardta opracowałem na podstawie biografii autorstwa Richarda S. Ginell’ego : oraz
[2] MPS (Musik Produktion Schwarzwald) to legendarna niemiecka wytwórnia plytowa, założona przez Hansa Georga Brunnera-Schwera (HGBS) w 1963 roku, najpierw jako SABA Records, a później od 1968 jako MPS Records. MPS była najważniejszą niezależną europejską wytwórnią płytową, której wkład w rozwój europejskiego jazzu był ogromny.