Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dwudziesty, część 2.)
W dalszej części rozdziału dwudziestego skupię się na płytach spokrewnionych ze stylem soul, ale częściej lokowanych w funk-music czy stylistyce soul-jazz’u. Jednak nie chcę pominąć wykonawców, których można śmiało zaliczyć do wzorcowych soul’owców, a o których jeszcze nie pisałem.
Duet Sam & Dave to jedni z najznakomitszych przedstawicieli nurtu soul i to w tej najczystszej postaci. Tworzyli go dwaj czarnoskórzy wokaliści Sam Moore i Dave Prater. Gdy podpisali kontrakt z Atlantic Records w 1965 roku, a ta gdy zleciła zależnym spółkom: Memphis i Stax Records, aby wyprodukowali nagrania duetu, kariera Sama i Deve’a nabrała rozpędu. „You Don’t Know Like I Know”, „Soul Man”, „Hold On! I’m Comin’” i „I Thank You” (wszystkie wymienione piosenki autorstwa Isaaca Hayesa i Davida Portera), które stały się wzorcowe dla soulu południowej części Stanów Zjednoczonych. Chyba nie ma bardziej uduchowionych hitów niż te śpiewane przez Sama i Dave’a? (No, może poza przebojami Arethy Franklin i Otisa Reddinga). Rozwiązanie kontraktu między duetem a Stax Records i Atlantic praktycznie przypieczętowało los Sama i Dave’a. Powstało jeszcze kilka hitów, film Johna Landisa „Blues Brothers” o nich przypomniał, ale dni chwały minęły po latach 70. ubiegłego wieku. Sam & Dave zostali wprowadzeni do Rock and Roll Hall of Fame w 1992 roku (już po śmierci Sama Moore’a).
W przypadku tego duetu trudno wybrać jeden reprezentatywny album z ich katalogu, bo ich sławę zbudowały fantastyczne single, a więc najlepszym rozwiązaniem jest (tak mi się wydaje) rekomendowanie jakiegoś zbioru ich przebojów. Takim jest na pewno „The Platinum Collection”, wydane przez Rhino Records w 2007. roku.
Sam Moore i Dave Prater są pamiętani z szybkich i ekspresyjnych utworów, takich jak „Hold On, I’m Coming” i „Soul Man”, ale potrafili w wolniejszych kompozycjach chwycić za serce, na przykład w „I’ve Seen What Loneliness Can Do” czy „When Something Is Wrong with My Baby”, w których zauważa się mocne wpływy gospel. Sam i Dave pięknie tworzyli wokalne harmonie gdy śpiewali nastrojowo, a gdy ich energia była wynoszona frazami call and response [1] to między dynamicznym wokalem Sama o wyższym rejestrze a głębszym głosem Dave’a, tworzyła się nie walka na głosy, lecz szukanie uzupełnienia opisanych zakresów wokalnych o inną ekspresję. Sam & Dave byli niezrównanymi wykonawcami piosenek dwóch autorów- Isaaca Hayesa i Davida Portera. Napisali oni większość hitów grupy, a więc i z listy dwudziestu utworów „The Platinum Collection”. Hity zarejestrowano naprawdę dobrze, a remastering z pierwszej dekady XXI wieku tylko to uwydatnia.
Czy uzna się George’a Bensona za muzyka pop’owego, smooth- jazz’owego czy po prostu jazzmana, to nie można przemilczeć tego, że jest jednym z najlepszych gitarzystów bez umieszczania go w jakichś „szufladzie” z wrzuconymi do niej różnymi nurtami muzycznymi. „Przekleństwem” George’a Bensona jest jego niezwykła wszechstronność oraz jego wysokie umiejętności, pozwalające płynnie przechodzić od stylu do stylu, co powoduje, że w żadnym z nurtów nie jest wpływowym. Jednak ceni się go za wyjątkowy smak artystyczny, za piękne brzmieniem gitary, za logikę w budowie solówek, za ciepły wokal (przypominający manierą i w barwie Stevie Wondera i Donny’ego Hathaway’a).
Zanim podpisał kontrakt z Warner Bros. w 1976 roku nagrywał dla A&M i CTI. Płyty wtedy wydawane dały mu zasłużoną opinię znakomitości w świecie jazzu, ale masowy rynek Bensona nie zauważał, dopóki nie zaczął wspierać gitarowej gry wokalem, ale to nastąpiło dopiero po podpisaniu nowej umowy w połowie lat 70.. Jego pierwszy album dla Warner Bros., Breezin’, stał się przebojem.
Jedyny wokalny utwór- „This Masquerade” (autorstwa Leona Russella), był bez wątpienia „lokomotywą” albumu tak mocną, że do dziś pamięta się o longplayu nagranym w 1976. roku w Capitol Records Studios (Hollywood, California), ale i utwór tytułowy (skomponowany przez Bobby’ego Womacka) był przebojem (później stał się standardem jazzowym). „Breezin’” znalazł się na szczycie list przebojów Pop, Jazz i R&B magazynu Billboard. Większość nagrań z płyty to łagodny (miły dla ucha) jazz z domieszką rhythm and bluesa. Benson gra w sposób niebywale płynny na tle bogatego tła orkiestrowego zaaranżowanego przez Clausa Ogermana. Eleganckie tło orkiestrowe zespół w składzie: Ronnie Foster na klawiszach i Phil Upchurch na gitarze rytmicznej, „łamie” elementem funk. „Breezin’” nie jest albumem przełomowym, lecz raczej „dużym krokiem w bok”. Na płycie wciąż gitara nadal stanowi oś, wokół której wszystkie muzyczne aspekty krążą.
W roku wydania „Breezin’” producent Tommy LiPuma i Warner Bros. zdecydowali nagrać materiał do następnego longplaya- „In Flight”, który wszedł do sprzedaży w rok później. Benson w trakcie sesji w tym samym miejscu- Capitol Records Studios, współpracował z tym samym zespołem: Phil’em Upchurch’em (gitara rytmiczna, bas), Stanley[em Banks’em (basowa gitara), Harvey’em Mason’em (perkusja), Ralph’em MacDonald’em (inst.. perkusyjne), Ronnie’m Foster’em (elektryczne piano, Minimoog), Jorge’m Dalto (clavinet, fortepian) i aranżerem i dyrygentem Claus’em Ogerman’em.
Na „In Flight” jest już więcej utworów wokalnych, bo cztery z sześciu utworów. Niewiele się zmieniło w podejściu zespołów towarzyszących, bowiem Claus Ogerman ponownie zapewnia delikatne orkiestrowe plamy, a muzycy jazzowi funk’ują jak na poprzedniej płycie. Sukces komercyjny „This Masquerade” spowodował, że George Benson odważnie zaśpiewał w tak różnorodnych utworach, jak „Nature Boy” i „The World Is a Ghetto”. Dwa instrumentalne utwory utwierdzają w przekonaniu, że Benson był i jest szalenie pomysłowym melodystą gdy gra na gitarze. Gdy się słucha obu płyt, a właściwie „In Flight” na tle „Breezin’” to można mieć wrażenie, że ten wspaniały gitarzysta ugiął się pod presją wytwórni, która zapragnęła mocniej „wydusić cytrynę”. Czy świat muzyczny na tym stracił? Nie wiem. Wiem natomiast co mi się podoba, a te dwie płyty słucham chętnie.
Elegancki, miejski, powściągliwy, gładki i wyrafinowany – wszystkie te określenia były używane do opisu muzyki Roberty Flack (według biografii Roberty Flack autorstwa Steve’a Huey’a), szczególnie jej serii romantycznych, lekkich jazzowych balladowych hitów z lat 70., które nadal cieszą się popularnością w stacjach MOR-owskich z muzyką współczesną dla dorosłych. Flack była córką kościelnego organisty i zaczęła grać na pianinie wystarczająco wcześnie, aby otrzymać stypendium muzyczne, a ostatecznie dyplom z Howard University. Po okresie nauczania studenckiego Flack podpisała kontrakt z wytwórnią Atlantic. Jej pierwsze dwa albumy — „First Take” z 1969 roku i „Chapter Two” z 1970 roku — zostały dobrze przyjęte, choć nie przyniosły wielkich przebojów…
- Album „First Take”, nagrany 24–26 lutego 1969 r. w Atlantic Recording Studios (Nowy Jork), został wydany 20 czerwca 1969 roku przez Atlantic / Rhino Records. Na fotografiach niżej- japońska reedycja z roku 2013
„First Take”, debiutancki album Roberty Flack, z którego Clint Eastwood w filmie „Play Misty for Me” z 1971 roku wykorzystał utwór „ The First Time Ever I Saw Your Face ”. Piosenka stała się hitem numer jeden w Stanach Zjednoczonych, co spowodowało, że album osiągnął numer jeden na liście albumów Billboard i liście albumów R&B Billboard.
Recenzja zamieszczona w magazynie AllMusic, autorstwa Johna Busha, mówiła: „Debiutancki album Roberty Flack zatytułowany First Take w prawdziwie udanym stylu, przedstawił piosenkarkę, która przyswoiła sobie potężne talenty interpretacyjne Niny Simone i Sarah Vaughan, ziemską moc Arethy Franklin oraz krystaliczną czystość i emocjonalny rezonans folkowych śpiewaczek, takich jak Judy Collins. Rzeczywiście, album często brzmiał bardziej jak wokalny jazz lub folk niż soul, zaczynając od napisów końcowych: podstawowy kwartet Flack na pianinie, John Pizzarelli na gitarze, Ron Carter na basie i Ray Lucas na perkusji, tak dobry skład, jaki jakikolwiek popowy piosenkarz mógłby mieć nadzieję zrekrutować. Z jednym wyjątkiem – bluesowym, groovingowym otwieraczem ‘Compared to What’, podczas którego Flack udowadnia swoje umiejętności jako soulowej piosenkarki – koncentruje się na odczytach miękkiego, medytacyjnego materiału. Para folkowych coverów, ‘The First Time Ever I Saw Your Face’ i ‘Hey, That’s No Way to Say Goodbye’, to rozdzierające serce wybijające się utwory; pierwszy z nich stał się niespodziewanym hitem dwa lata później, kiedy jego pojawienie się w filmie Clinta Eastwooda Play Misty for Me wyniosło go na szczyt list przebojów i przyniosło Flack pierwszą nagrodę Grammy za Nagranie Roku. Jej aranżacja tradycyjnego ‘I Told Jesus’ ma wrzącą moc, podczas gdy ‘Ballad of the Sad Young Men’ przywołuje dostojne poczucie melancholii. Flack dołączyła również dwie piosenki swojego przyjaciela ze studiów i przyszłego partnera duetu, Donny’ego Hathawaya, w tym czułe badanie klasycznego romansu maj-grudzień zatytułowanego ‘Our Ages or Our Hearts’. Aranżacje smyczkowe Williama Fischera mądrze trzymają się tła, dodając dodatkowego ciężaru emocjonalnego wszystkim wypowiedziom Flack. Żaden artysta soulowy nigdy nie nagrał takiego albumu, co czyni ‘First Take’ jednym z najbardziej fascynujących debiutów soulowych tamtej epoki.”
Donny Hathaway, amerykański wokalista, klawiszowiec, kompozytor i aranżer, dysponował jednym z najlepszych głosów (jeśli można tak określić) w muzyce soul na początku lat siedemdziesiątych. Osiągnął największy sukces komercyjny jako partner Roberty Flack– mistrzyni romantycznych ballad jazzowych. Współpracowali przy dwóch longplayach- „Roberta Flack & Donny Hathaway” z roku 1972. oraz „Roberta Flack Featuring Donny Hathaway” z roku 1980..
Roberta Flack i Donny Hathaway byli artystami , którzy realizowali kontrakty z Atlantic Records i którzy cieszyli się uznaniem krytyków. Kariery piosenkarzy się krzyżowały: Flack umieściła kompozycję Hathaway na albumie „First Take”, a w sesjach do „Chapter Two” Hathaway występował jako pianista, aranżer i wokalista. Gerald „Jerry” Wexler, dziennikarz i producent muzyczny, zasugerował, że wspólne przedsięwzięcie obojga piosenkarzy może wzmocnić popularność Flack i Hathaway’a.
„Roberta Flack & Donny Hathaway” czwarta płyta z katalogu Flack, a trzecia studyjna z listy Hathaway’a, trafiła do sprzedaży w maju 1972. roku. Duet Flack-Hathaway stworzył świetny album z wielkimi przebojami: „Where Is the Love” (dominował w radiowych audycjach przez prawie cały rok) oraz „You Have Got a Friend” (później chętnie nagrywany przez wielu artystów). „Where Is the Love” popowa ballada, napisana przez Ralpha Macdonalda i Williama Saltera, brzmi tak słodko, że tylko któraś z popularnych ballad Stevie Wondera mogłaby jej zagrozić na liście przebojów. Ten hit był „lokomotywą” przymuszającą do zakupu, ale całość nie rozczarowywała, bo dzieło było dużej głębi i czułości. Album jest poważny i intymny, jest zbiorem nowatorskich soulowych melodii, pięknie zagranych i wyśpiewanych.
Na drugi z albumów, planowanych jako dzieło wspólne z Robertą Flack, Donny Hathaway nagrał tylko dwie piosenki, Album okazał się jego ostatnim. Sesje na ten kolejny album realizowany w duecie z Robertą Flack trwały w 1979 roku do 13 stycznia. W tym dniu Hathaway rozpoczął sesję nagraniową, w której byli obecni producenci i muzycy: Eric Mercury i James Mtume. Obaj muzycy zauważyli, że chociaż głos Hathaway’a brzmiał dobrze, to on sam zaczął zachowywać się irracjonalnie.. Z relacji Mtume’a Hathaway opowiadal, że „biali ludzie” próbują go zabić i połączyli jego mózg z maszyną w celu kradzieży jego muzyki i dźwięku. Zachowanie Hathaway’a, prowokowało do zakończenia sesji. Przerwał ją i wszyscy muzycy się rozeszli. Kilka godzin później Hathaway został znaleziony martwy na chodniku pod oknem swojego pokoju, który mieścił się na 15. piętrze w nowojorskim hotelu Essex House. Śmierć Hathaway’a była samobójstwem. Roberta Flack była zdruzgotana. Na płycie „Roberta Flack Featuring Donny Hathaway”, według pracowników Mercury Records, znajduje się ostatnie nagranie Hathaway’a- „You Are My Heaven”.
Album „Roberta Flack Featuring Donny Hathaway” został wydany przez Atlantic Records w marcu 1980. roku. Mimo że tylko w dwóch utworach można usłyszeć Donny’ego Hathaway’a to i tak jego udział podnosi wartość płyty. Bez pięknego głosu Roberty Flack jednak nie udałoby się osiągnąć tak wysokiego poziomu artystycznego jaki mógł się pojawić tylko wtedy gdy oba glosy ze sobą współbrzmiały. Wiele się działo w latach, które oddzielały dwa albumy duetu Roberta Flack i Donny Hathaway- Flack stała się światową supergwiazdą, a Hathaway zmagał się z problemami zdrowotnymi co doprowadziło do długiej przerwy w nagrywaniu po albumie „Extension of a Man” z 1973 roku. Tylko Robercie Flack zawdzięczamy, że para wspaniałych piosenkarzy powróciła do współpracy. W planach były nie dwa, ale cztery lub pięć duetów plus materiał solowy. Niestety Hathaway nie zakończył sesji, a Flack po pewnej przerwie wznowiła pracę nad albumem, wykorzystując materiał Hathaway i samodzielnie wykonując całą resztę ścieżek. Dwa utwory z udziałem Hathaway’a: „You Are My Heaven” (autorstwa Erica Mercury i Stevie Wondera) i „Back Together Again” (Reggie Lucasa i Jamesa Mtume) są wzruszające, pełne optymistycznej radości. Z solowego materiału Roberty Flack tylko w „Only Heaven Can Wait (For Love)” i „Stay With Me” można doszukać się odniesień do stylu, a może i hołdu dla Hathaway’a. Pozostałe utwory to albo rodzaj solidnego disco albo muzyki z przeznaczeniem dla radia o charakterze rhythm and bluesowym. Jeśli sobie uświadomimy, że te dwa utwory, w których słychać głos Hathaway’a to jego ostatnie nagrania, to nie można odbierać płyty „Roberta Flack Featuring Donny Hathaway” inaczej niż nostalgicznie.
Małżeństwo Ike i Tina Turner kierowali jednym z najlepszych grup rhythm and bluesowych przełomu lat 60. i 70. Ike- gitarzysta i lider zespołu trzymał swój zespół mocną ręką, Tina była uosobieniem energii, dynamitem, a że była nie do powstrzymania na scenie to krytycy nazwali ją pierwszą piosenkarką, która ucieleśnia prawdziwego ducha rock & roll’a. Grupa Ike & Tina Turner prezentowała hybrydę soulu, i rocka, łatwiej akceptowalną przez białą publiczność o owym czasie. Tina Turner miała poważny atut- potężny, chrapliwy głos, idealny dla rock’owego zabarwienia rhythm and bluesa. Zespół Ike &Tina Turner wydał kilka znakomitych albumów: „It’s Gonna Work Out Fine” (Collectables, z 1963 roku), „The Ike & Tina Turner Revue Live” (Ace / Kent, z 1964), „Ike & Tina Turner: Festival of Live Performances” (Rockbeat Records / S’More Records, z 1965 roku), „River Deep-Mountain High” (A&M / Polydor, z roku 1966) i „Workin’ Together” (One Way Records, z roku 1971) i „Feel Good” (United Artists Records, z roku 1972), pózniej bylo tylko gorzej… Zapewne sukcesami mogły być rozścielone lata późniejsze niż siedemdziesiąte, ale brutalny, wzmocniony narkotycznym odurzeniem, stosunek Ike’a Turnera do muzyków, a przede wszystkim do żony, wszystko zniszczył- rozpadł się zespół, małżonkowie się rozwiedli.
„Workin 'Together”, wydany przez Liberty Records w listopadzie 1970 roku, był najbardziej udanym albumem studyjnym grupy Ike & Tina Turner, z nagrodą Grammy dla singla „Proud Mary” wyciętego z tego longplaya.
Album zawierał kilka coverów rockowych piosenek, oprócz „Proud Mary” (z repertuaru grypy Creedence Clearwater Revival), „Get Back” i „Let It Be” Beatlesów, a także piosenki autorskie i odnowione wersje poprzednich piosenek grupy Ike & Tina Turner: „Funkier Than a Mosquita’s Tweeter” (została napisana przez siostrę Tiny Turner, Aillene Bullock, a później śpiewana przez Ninę Simone) i kilka autorstwa Ike’a Turnera- „The Way You Love Me”, „You Can Have It”, „Game of Love”, „Goodbye, So Long”. „Workin 'Together” było punktem kulminacyjnym w dyskografii grupy Ike’a i Tiny Turner i jednocześnie ostatni ukłon w kierunku publiczności rocka (pomijam w tym momencie znaczenie solowych dokonań Tiny Turner, które nie były adresowane do konkretnej grupy odbiorców). Płyta zapewnia, jak w przypadku wcześniej wydanych, dobrą grę na gitarze Ike’a Turnera, szalone wokale Tiny Turner, świetne wsparcie chórku- Ikettes i wypełnienie trafnym dźwiękiem przez resztę profesjonalnych muzyków ze składu zespołu. Tak było wcześniej i teraz, z pewną różnicą- liderzy wybrali na prawdopodobne przeboje (zresztą trafnie) utwory białych rockmanów.
Znakomicie nagrana i wyprodukowana (przez Ike’a Turnera) jest ta pełna soulowego, ale i ciężkiego brzmienia płyta. Godna jest polecenia fanom rocka z czasów gdy hippisi nadawali ton kulturze młodzieżowej.
Wczesna śmierć gitarzysty (klawiszowca i perkusisty), wokalisty, autora tekstów, kompozytora i producenta Prince’a Rogersa Nelsona wywołała falę emocji u fanów, przyjaciół i współpracowników artysty. Na początku 2016 roku Prince wyruszył w solową trasę koncertową- „Piano and a Microphone”. Trasę przerwała w kwietniu choroba Prince’a i w efekcie wrócił do domu do Minneapolis. W tym samym miesiącu. policja została wezwana do Paisley Park, gdzie jej funkcjonariusze stwierdzili śmierć Prince’a (przeżył 57 lat). Jako przyczynę zgonu podano przypadkowe przedawkowanie fentanylu (silnie działającego leku przeciwbólowego o działaniu narkotycznym). Na listach przebojów w następnym tygodniu od daty śmierci wzrosła znacząco sprzedaż albumów i singli. Długo obiecywana rozszerzona reedycja „Purple Rain” pojawiła się w czerwcu 2017 r..
Album „Purple Rain” z 1984 roku był wielkim hitem, w 2012 roku został ogłoszony przez Slant Magazine drugim najlepszym albumem lat 80., (na miejscu pierwszym umieszczono „Thriller” Michaela Jacksona). Album firmowany przez Prince & The Revolution, nazwany cieniem perwersji, był najbardziej zuchwałym dziełem artysty pop. Płyta odzwierciedlała prowokacyjną moralność Prince’a, ale też posiadał wyjątkowy talent do tworzenia najbardziej awangardowego popu, jaki można sobie wyobrazić, jednocześnie sprawiając, że to będzie taneczne. „Purple Rain” był pierwszym albumem Prince’a nagranym i oficjalnie przypisanym jego zespołowi wspierającemu Revolution, ale on sam oprócz wokalu prowadzącego zapewnił wypełnienie ścieżek dźwiękowych brzmieniem gitary prowadzącej, fortepianu i różnych innych instrumentów (jak określają materiały wydawnictwa). Nagrania na płycie są mocno wypełnione dźwiękami dużej ilości instrumentów- wielu warstw gitar, klawiatur, efektów syntezatora elektronicznego, automatów perkusyjnych… Muzycznie Purple Rain jest rhythm & bluesem o wyraźnym rockowym charakterze w swoich groove’ach, z gitarowym brzmienie jako wiodącym. Materiał jest pop’owy, bo „łatwo wpadający w uszy” ale nie kitsch’owaty, lecz bardzo wyrafinowany. Jest też bogata dzięki konsolidacji wielu stylów: od pop-rocka po dance-music. Ścieżki dźwiękowe są imponujące- o zsyntetyzowanym, a nawet psychodelicznym zabarwieniu. „Purple Rain” spędził 24 tygodnie na pierwszym miejscu listy najlepiej sprzedających się. Ponad 20 milionów egzemplarzy tej płyty zostało zakupionych przez fanów Prince’a na całym świecie i pozostaje najbardziej przekonującym dziełem, jakie kiedykolwiek wydał ten wyjątkowy artysta.
Michael Jackson, uznany za największą gwiazdę pop swojej epoki, który kształtował brzmienie i styl lat 70. i 80. (uważam tę opinię krytyki muzycznej za mocno przesadzoną), był bardzo utalentowanym piosenkarzem i tancerzem. Michael Jackson zasłynął w 1969 roku jako 11-letni lider rodzinnego zespołu Jackson 5. Szybko ten zespół zyskiwał na popularności. „Off the Wall”, album z 1979 roku, którego koproducentem był Quincy Jones, wyniósł Jacksona do pierwszej ligi wykonawców soul-pop. Pomimo sukcesu płyty rhthm & bluesowej, w gruncie rzeczy, Jackson z pomocą Quincy Jones’a, postanowił podbić rynek pop bez dodatkowych etykiet. Powstał album „Thriller”, album z 1982 roku, który zmiażdżył konkurentów. „Thriller” miał w zamierzeniu przemawiać do każdej publiczności- białych, czarnych, młodych i starych, a dla realizacji celu zaprosił znakomitych muzyków: Eddiego Van Halen’a do gry na gitarze, Paula McCartneya do duetu w utworze „The Girl Is Mine”; perkusistę Jeffa Porcaro, klawiszowca Steve’a Porcaro, pianistę David Paich i gitarzystę Steve Lukather (czterech muzyków z grupy Toto), jazzowego perkusistę Paulinho Da Costa i wielu innych. Jackson dzięki tej płycie z mega-przebojami: „Billie Jean” i „Thriller”, poszerzył horyzonty muzyki soul i dance, tworząc równolegle pionierskie teledyski bardzo popularne w sieci TV (Thriller był pierwszym klipem czarnego artysty, który wszedł na antenę kanału MTV). Jacksonowi (i Jones’owi) rzeczywiście udało się znieść bariery rasowe w sieci radiowej i TV, nie tylko dlatego, że promocyjne filmy były perfekcyjnie zrealizowane, ale przede wszystkim dzięki muzyce, bo siedem z dziewięciu piosenek znalazło się na szczycie list przebojów muzycznych magazynów, osiem zdobyło prestiżowe nagrody Grammy, wreszcie- album stał się najlepiej sprzedającym się albumem wszechczasów, zdobywając 32 platynowe certyfikaty w USA, bo ponad 100 milionów albumów znalazło nabywców. Następny album- „Bad” z 1987 roku, ponownie wyprodukowany wspólnie z Quincy Jonesem, utrzymał poziom poprzednika- wygenerował pięć singli numer jeden na listach przebojów magazynu Billboard, a sprzedał się w liczbie 30 milionów egzemplarzy w międzynarodowej sieci sklepów. W 1991 roku do sprzedaży wszedł „Dangerous”… Sprzedano 32 miliony egzemplarzy tej płyty. Płytę, której współproducentem już nie był Quincy Jones, promowały utwory z dziewięciu singli oraz trasa koncertowa- Dangerous World Tour. „HIStory: Past, Present and Future Book I”– dwupłytowy album z 1995, zawiera pierwszym krążku największe przeboje muzyka, a na drugim nowe utwory. I ten album wyprodukował kilka międzynarodowych przebojowych singli numer jeden. „Invincible”, album z 2001 roku, okazał się ostatnią realizacją artysty. Problemy zdrowotne doprowadziły do jego przedwczesnej śmierci latem 2009 roku.
Wszystkie wymienione albumy, prócz „HIStory: Past, Present and Future Book I” zmieszczono w pudełkowym zestawie „The Collection” wydanym w dzień po śmierci Michaela Jacksona (26 czerwca 2009. roku). W tym atrakcyjnym komplecie krążki CD umieszczono w kartonowych kopertach- replikach winylowych odpowiedników.
Zamiast szukać wybiórczo pojedynczych płyt Michaela Jacksona, wygodniej kupić zestaw dobrze przygotowanych tytułów w cenie bardzo atrakcyjnej (ja właśnie taką opcję wybrałem choć fanem Jacksona nie jestem).
[1] W muzyce call and response (wezwanie i odpowiedź) to ciąg dwóch odrębnych fraz zwykle napisanych w różnych częściach muzyki, przy czym druga fraza jest słyszana jako bezpośredni komentarz do pierwszej lub w odpowiedzi na pierwszą frazę. Odpowiada wzorcowi wezwania i odpowiedzi w ludzkiej komunikacji i występuje w wielu tradycjach jako podstawowy element formy muzycznej, takiej jak forma wersetu i refrenu.