Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział sześćdziesiąty pierwszy, część 1)


Blues- rock definiuje się jako muzykę fusion, która łączy w sobie elementy muzyki bluesowej i rockowej. Aranżacje zespołów blues rock’owych opierają się na instrumentacji typowej dla elektrycznego bluesa i rocka (gitara elektryczna, elektryczna gitara basowa i perkusja, czasem z klawiszami i harmonijką ustną). Ten nurt narodził się mniej więcej w połowie lat 60. XX wieku, inspirując pod koniec lat 60. i później- hard rock, Southern rock i wczesny  heavy-metal.

 

Boom Boom„, piosenka napisana przez bluesmana Johna Lee Hookera, była nagrywana wielokrotnie. „Boom Boom” jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych piosenek Hookera i będącą „wśród melodii, które każdy zespół we wczesnych latach 1960. nurtu R & B musiał grać”. Został nagrany przez liczne grupy bluesowe i innych artystów, w tym w 1965 przez The Animals. Ten wspaniały utwór, w pełnej wersji, w wykonaniu Johna Lee Hookera ukazał się w maxi-singlowej wersji CD o tytule „Boom Boom”, a wydanej przez Virgin Records w 1992 roku.

Oczywiście wymieniony wyżej singiel nie był jedynym… „Boom Boom” został wydany po raz pierwszy jako singiel w maju 1962 r., Piosenka stała się przebojem. Wszedł na listę Billboardu R&B w czerwcu 1962 r., gdzie spędził osiem tygodni i osiągnęł numer 16. Piosenka pojawiła się również na liście „gorącej setki” Billboardu, zajmując 60. miejsce. „Boom Boom” został on włączony do albumu wydanego przez wytwórnię Vee-Jay w 1962 r., a także wielu kompilacji Hookera, w tym „The Ultimate Collection”. Po sukcesie wersji The Animals Hooker ponownie zarejestrował piosenkę w 1968 r. W 1995 roku „Boom Boom” Johna Lee Hookera został wprowadzony do „Rock and Roll Hall of Fame” a w 2009 roku do „Hall of Fame” w kategorii „Classics of Blues Recording”. Singiel wydany przez Virgin Records oprócz utworu „Boom Boom” zawiera jeszcze trzy wspaniale zaaranżowane piosenki: „Homework”, „The Blues Will Never Die” i „Thought I Heard”. Gra na gitarze Hookera to mistrzowska klasa, której towarzyszy przez cały czas tupot jego stopy. Świetnie prezentują się towarzyszący: Robert Cray, Albert Collins i Charlie Musselwhite. Jakość jest wyjątkowo wysokiej próby, tak w dziedzinie artystycznej jak technicznej- ostre brzmienie zespołu uzupełnia intymność solowych kawałków Hookera, co prawie sugeruje, że jest w pokoju obok słuchacza. Należy być wdzięcznym Roy’owi Rogersowi, za wkład do produkcji, której nie można jedynie chwalić.
W czasie tych samych sesji nagraniowych w studiach: The Plant Studios i Russian Hill Recording nagrano więcej materiału muzycznego niż to co się ukazało na maxi-singlu opisanym wyżej. Został on wykorzystany do wydania LP „Boom Boom” przez wytwórnię Pointblank / Charisma w 1992 roku. Nagrania wyprodukowano pod kierownictwem Roya Rogersa, z gościnnym udziałem Jimmy’ego Vaughana, Charlie Musselwhite’a, Roberta Craya i jego zespołu, nieżyjącego już Alberta Collinsa i Johna Hammonda Jr.

Krytycy pozytywnie ocenili nagrania zgromadzone na płycie „Boom Boom”:
Krytyk muzyczny Stephen Thomas Erlewine z AllMusic napisał: „John Lee Hooker zdobył wielu nowych słuchaczy swoim gwiazdorskim albumem The Healer z 1989 roku, a album studyjny ‘Boom Boom’ z 1992 roku został zaprojektowany jako wprowadzenie do jego klasycznych piosenek dla nowej publiczności. Nie chodziło o to, że ‘The Healer’ lub jego następca z 1991 roku, ‘Mr. Lucky’, unikały albo charakterystycznego boogie Hookera, albo kilku jego charakterystycznych kawałków, ale złagodziła to zarówno bardziej zgrabna produkcja, jak i nowo napisane utwory. W przeciwieństwie do tego, ‘Boom Boom’ był szczupły i bezpośredni, opierając się na takich podstawach, jak ‘Boom Boom’, ‘I’m Bad Like Jesse James’, ‘Bottle Up and Go’ i ‘I Ain’t Gonna Suffer No More’. Ta chudość jest oczywista w porównaniu z jej dwoma bezpośrednimi poprzednikami, ponieważ ‘Boom Boom’ nie jest tak ostry jak oryginalne wersje tych utworów. Może nie wydaje się tak zgrabny jak ‘The Healer’, ale jest dopracowany i profesjonalny i pełen kamei – ale tym razem profesjonalne brzmienie pochodzi od doświadczonych sidemanów oferujących wsparcie, a gwiazdami są tutaj wszyscy gitarzyści (lub w przypadku Charliego Musselwhite’a, harmonijkarza), który nigdy nie przyćmiewa Hooker’a. Jimmie Vaughan i Robert Cray nigdy nie byli znani ze swojej błyskotliwości i podają swoje numery – ‘Boom Boom’ i ‘Same Old Blues Again’ – ostre, typowo wysmakowane leady, ale nawet Albert Collins wydaje się nieco powściągliwy w ‘Boogie. at Russian Hill’ – to tak, jakby wszyscy zaangażowani zdecydowali się odpuścić i dać Hookowi centralne miejsce. Jednak nie jest tutaj w szczególnie energicznym nastroju. Nie jest leniwy, ale też nie jest zainspirowany, przez co ‘Boom Boom’ jest dość ciekawym wpisem w jego ostatnim katalogu powrotów. Wrażenie jest lepsze niż The Healer (i na pewno późniejszy ‘Chill Out’), ale nie zapada w pamięć jak niektóre inne albumy, które może nie były tak spójne, ale przynajmniej miały wyróżniające cechy. ‘Boom Boom’ po prostu uchwycił profesjonalistę Hookera — który jest wystarczająco dobry, aby skromnie bawić się podczas gry, ale nie pozostawia po sobie prawdziwego wrażenia.”
Reporter John Swenson z magazynu Rolling Stone tak recenzował: „John Lee Hooker jest ostatnim z klasycznych gitarzystów bluesowych z Delty Mississippi, bardów bez akompaniamentu, którzy siedząc na niskim stołku i grając na akustyce potrafili wygenerować więcej energii, niż większość zespołów rockowych jest w stanie osiągnąć pełną parą. Był jednym z najbardziej płodnych artystów nagrywających swojego pokolenia, rywalizując z Lightnin’ Hopkinsem pod względem liczby pseudonimów, pod którymi ukazywały się jego nagrania. Brzęczący, zaklęty, jednotonowy styl Hookera otacza jego groźne, na wpół mruczące historie i lamenty aurą tajemniczości, zmuszając słuchacza do skupienia uwagi, wiszącego na każdym słowie. Ale to tylko część historii. Choć solowa praca Hookera jest świetna, jego nieodparte tempo shuffle boogie jest jego najtrwalszym znakiem rozpoznawczym, prostym kawałkiem magii, który bez wysiłku przekłada się na aranżacje całego zespołu. Nieustępliwe boogie Hookera jest tak samo podstawą historii rocka, jak charakterystyczna struktura utworu Chucka Berry’ego. ‘Boom Boom’, najnowsza wersja Hookera, skutecznie prezentuje zarówno jego styl liryczny, jak i boogie, ponieważ John Lee udowadnia, że nie stracił nic ze swojej muzycznej witalności czterdzieści pięć lat po nagraniu swojego pierwszego przeboju „Boogie Chillun”. Jego upiorny styl solowy jest dobrze reprezentowany w „I’m Bad Like Jesse James”, „Sugar Mama”, fatalistycznym „Hittin’ the Bottle Again” i grobowym, sennym „Thought I Heard”, który jest przerywany upiornymi ścianami harmonijki Charliego Musselwhite’a. Hooker daje czadu w pozostałej części albumu, wspierany przez jego grupę roboczą, a także gitarzyści Jimmie Vaughan w utworze tytułowym, Robert Cray w „Same Old Blues Again”, Albert Collins w „Boogie at Russian Hill” i John Hammond w „Bottle Up And Go”. To znowu ten sam stary blues, naprawdę inspirujący jak zawsze.”

 

Never Get Out of These Blues Alive”, studyjny album Johna Lee Hookera, wydany w 1972 roku przez ABC Records i został nagrany od 28 września do 29 września 1971 roku w Wally Heider Studios (San Francisco). W sesjach brali udział między innymi: Van Morrison, Elvin Bishop, Charlie Musselwhite i Steve Miller. Album został ponownie wydany w 1987 roku przez See For Miles Records z czterema dodatkowymi utworami z tej samej sesji, w tym dwoma z kuzynem Hookera, Earlem Hookerem na gitarze slide.

Hooker na płycie pełni rolę lidera i dostarczyciela surowego, ostrego bluesa, z którego jest znany, ale daje swoim kolegom muzykom wystarczająco dużo miejsca do pokazania swoich umiejętności instrumentalnych. Musselwhite, oferuje świeże spojrzenie podczas włączania harmonijki w „Hit the Road” i „Country Boy”, w którym słychać równiż gitarę slide Elvina Bishopa i organy Steve’a Millera. Skrzypek jazzowy Michael White jest prawdziwie bluesowy w „Boogie With the Hook” i „TB Sheets”. Album został nagrany w ciągu dwóch dni przy udziale głównego zespołu wspierającego z Gino Skaggsem na basie Fendera, Kenem Swankiem na perkusji i synem Robertem Hookerem na klawiszach. Poza „TB Sheets”, wstrząsającym requiem, inne utwory budują raczej optymistyczną atmosferę. W przeciwieństwie do późniejszych albumów, okraszonych wielkimi sukcesami komercyjnymi, ta płyta ma wszystko to co jest charakterystyczne dla Johna Lee Hookera, który nie gra według z góry przyjętej koncepcji ku większej sprzedaży albumów. „Never Get Out” jest surowy i organiczny, jak coś co Hooker zawsze chciał nagrywać z kilkoma swoimi przyjaciółmi. Ten album, to dla wielu nieodkryty skarb (jeszcze!), który pokazuje, dlaczego dziedzictwo Johna Lee Hookera powinno być kontynuowane.

 

Legenda głosi, że Chester Burnett aka Howlin’ Wolf gdy w końcu odcisnął swoje piętno na muzyce, wrócił do domu do matki i zaproponował, że się nią zaopiekuje i da jej pieniądze. Ale matka odmówiła, ponieważ wszelkie pieniądze, które zarobił, należały do diabła, bo grał diabelską muzykę…


Głos Howlin’ Wolfa, zniewalająco pełny emocji, jest tak duży jak jego postura- olbrzyma. Grał (umarł w 1976 roku gdy miał 66 lat) surową odmianę chicagowskiego bluesa ze swoim zespołem, w którym występował niezwykle wpływowy gitarzysta Hubert Sumlin. Oprócz własnych kompozycji, znakomicie wykonywał kompozycje Williego Dixona, Współpraca ta dała jeden z najlepszych utworów muzycznych, jaki kiedykolwiek powstał, a uchwycony przez legendarnego Sama Phillipsa z Chess Records, który wcisnął przycisk nagrywania w odpowiednim momencie. Mowa o „Spoonful”, który został umieszczony w programie kompilacyjnej płyty „The History Man Howlin’ Wolf, Best of Early Years” wydany w 2021 roku przez japońską wytwórnię Oldays Records. To drugi album z serii „The History Man”, która rzuca światło na historię i osiągnięcia bluesa. (Z informacji producenta) Repertuar płyty jest wypełniony najbardziej znanymi utworami bluesmana, na przykład: „Moanin’ at Midnight”, „Evil (Is Going On)”, „Who Will Be Next”, „Smokestack Lightnin”, „The Natchez Burnin”, „Wang Dang Doodle”, „Back Door Man” czy „The Red Rooster”. Kariera Howlin’ Wolfa trwała 22 lata od debiutu w 1951 roku do ostatniego albumu w 1973 roku. Ta edycja to kolekcja bardzo atrakcyjna, która łączy w sobie urok rozkwitu Howlin’ Wolfa w jednym kawałku. Nie wiem czy należy wspominać tak jeszcze gorący, a więc fanom bluesa i rocka znany przecież wpływ na The Yardbirds, Cream i The Rolling Stones, klasyk „Killing Floor” z połowy lat 60. został nagrany przez Jimiego Hendrixa i przeniesiony do „The Lemon Song” Led Zeppelin. Ale oryginału nikt nie zastąpi…

 

Taste [1] (pierwotnie The Taste) powstało w Cork w Irlandii w sierpniu 1966 roku jako trio składające się z Rory’ego Gallaghera na gitarze i wokalu, Erica Kitteringhama na basie i Normana Damery’ego na perkusji. We wczesnych latach Taste koncertowali w Hamburgu i Irlandii, zanim latem 1967 roku stali się stałymi bywalcami Maritime Hotel, klubu R&B w Belfaście w Irlandii Północnej. W 1968 Taste zaczął występować w Wielkiej Brytanii, gdzie pierwotny skład rozpadł się. Nowy skład został utworzony z Richardem McCrackenem na basie i Johnem Wilsonem na perkusji. Taste w nowym składzie przeniósł się na stałe do Londynu, gdzie trio podpisało kontrakt z wytwórnią płytową Polydor. W listopadzie 1968 roku zespół wraz z Yes otworzył koncerty pożegnalne grupy Cream. Będąc związany z Polydor, Taste zaczął koncertować w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie z brytyjską supergrupą Blind Faith . W kwietniu 1969 roku Taste wydali pierwszy ze swoich dwóch albumów studyjnych, zatytułowany „Taste”. Sesje nagraniowe odbyły się w sierpniu 1968 roku w De Lane Studios (Londyn, Anglia).

Eduardo Rivadavia z AllMusic napisał: „Fakt, że podobnie jak wielu rówieśników z późnych lat 60., zostali ukształtowani na wzór Cream, często przytaczano, by umniejszyć rangę irlandzkiego trio Taste . Ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, nie można odrzucić ich wspaniałego, tytułowego debiutu, opartego wyłącznie na oczywistym źródle inspiracji, ani w żaden sposób wyjątkowych talentach kreatywnego i wykonawczego punktu kontaktowego zespołu, wokalisty i gitarzysty Rory’ego Gallaghera — zaledwie 20. lat po premierze w 1969 roku. Po otwarciu groźnymi staccato i mocnymi akordami przyszłościowego, proto-metalowego klasyka ‘Blister on the Moon’, Taste zawróciła i oddała się ich retro-napędzanym wpływom Brit-bluesa z wąskim gardłem przebiegającym przez ‘Leavin’ Blues’ Leadbelly’ego – pokaz kontrastów, który świadczy o różnorodności instrumentalnej Gallaghera. Nieustannie pojawia się blues wraz z napisanym przez gitarzystę ‘Sugar Mama’ i bardziej powściągliwym akustycznym ‘Hail’, potem hardrockowy ogień ponownie zostaje podsycony utworem ‘Born on the Wrong Side of Town’ – utworem, którego akcenty muzyczne regionalnego folku w dużym stopniu przyczyniły się do trwałego statusu Gallaghera jako robotnika, legendy Zielonej Wyspy. I tak to trwa aż do zakończenia albumu: z naprzemiennymi przebłyskami przeszłych i przyszłych muzycznych tendencji wypełniających pozostałe utwory ‘Same Old Story’, ‘Dual Carriageway Pain’ (obaj szorstcy blues-rockowcy pokazujący riffy, które czasami pachniały zupełnie nowym Led Zeppelin), ‘Catfish’ (tradycyjny bluesowy standard zamieniony w monster jam) i ‘I’m Moving On’ (pełna odwagi piosenka Hanka Snowa). Ostatecznie jest to stylistyczny gulasz, który prawdopodobnie zostałby dopracowany, aby lepiej skoncentrować się i osiągnąć większe wyróżnienie na tle konkurencji na drugim albumie Taste, rok później. Ale kto może powiedzieć, że Taste nie wywarło prawie tak dużego wpływu jak Cream na przyszłe zespoły, takie jak Rush, których wczesne nagrania są dosłownie odwzorowane na tym wydawnictwie – godny dodatek do kolekcji z tego ekscytującego okresu w brytyjskim rocku.”
Dwa lata po wydaniu debiutanckiego „Taste” trio nagrało w Montreux Casino koncertowy materiał muzyczny „Live Taste”. Płytę wydała wytwórnia Polydor w 1971 roku.

„Live Taste” prezentuje świetny występ na żywo Rory Gallaghera i towarzyszących dwóch muzyków, niestety nie można tego samego powiedzieć o jakości technicznej nagrań- brzmienie o jakości bootlegowej, trudno inaczej określić to co się słyszy. Klasyczne trio hard-blues-rock’owe zapełnia płytę bluesowymi numerami z niesamowicie twardą nutą. Rory Gallagher, jeden z niedocenianych gitarowych bohaterów rocka naprawdę pokazuje bogate możliwości gitar. Perkusista również miał dla siebie dłuższą chwilę na odegranie zgrabnego solo. Sekcja rytmiczna odpowiada za zwiększenie ogólnego ciężaru brzmienia, co zawsze czyni nagrania łatwiej przyswajalnymi dla każdego słuchacza, a w szczególności o wymaganiach audiofilskich.
Live Taste dostarcza dużo dobrej energii i mocy, co musi wystarczyć by umieścić płytę wśród rekomendowanych.

 

Rory Gallagher wraz ze swoim pierwszym zespołem Taste i zespołem solowym do momentu wydania swojej trzeciej płyty „Blueprint” był jednym z pierwszych gitarzystów prowadzących zespół w składzie ograniczonym do trio, ale wraz z sesjami nagraniowymi do „Blueprint” w londyńskich Marquee Studios i Polydor Studios do zespołu dołączył klawiszowiec, tak więc w sesji wzięli udział: Rory Gallagher (gitary, harmonijka, mandolina, saksofony, wokal), Gerry McAvoy (gitara basowa), Lou Martin (instrumenty klawiszowe) i Rod de’Ath (perkusja). Płyta „Blueprint” została wydana przez Polydor w 1973 roku.

Grupa z tym czteroosobowym składem okazała się być jednym z najbardziej udanych zespołów Gallaghera, co zaowocowało wieloma jego najpopularniejszymi piosenkami i zostało udokumentowane w filmach na żywo i występach telewizyjnych w programach takich jak Rockpalast i Old Grey Whistle Test. Zespół grał razem przez pięć lat. „Blueprint”, podobnie jak wszystkie albumy studyjne nagrane przez kwartet Gallaghera, ilustruje jego eklektyczne wpływy muzyczne. Tytuł albumu i grafika zostały zaczerpnięte z projektu wzmacniacza Stramp „Power Baby”, który został specjalnie zaprojektowany dla Gallaghera w Hamburgu. „Był wystarczająco kompaktowy, aby zmieścić się w małym bagażniku Volkswagena Garbusa” – wspomina brat i menedżer Gallaghera, Donal.
O płycie Hal Horowitz- krytyk AllMusic, napisał tak: „Rozpoczyna się wściekłym ‘Walk on Hot Coals’, gdzie kłująca gitara Rory Gallaghera i natarczywe uderzenie fortepianu Lou Martina w kontekście jednego z klasycznych rockmanów Rory’ego, album prezentuje dobrze zaokrąglony obraz eklektycznych wpływów Gallaghera. Beztroski, akustyczny bieg przez ‘Banker’s Blues’ Big Billa Broonzy’ego (dziwnie przypisywany Gallagherowi), ragtime ‘Unmilitary Two-Step’, a także niezwykle prosty utwór country ‘If I Had a Reason’ z Rorym na lap-steel i Martin robiąc swój najlepszy honky-tonk, skutecznie rozbija blues-rock, który pozostaje duszą albumu. W centrum albumu, w ponurym ‘Seventh Son of a Seventh Son’, zespół jest zamknięty w bagnistym rytmie na ponad osiem minut, podczas gdy Gallagher skraca swoje własne solo, zapewniając miejsce na agresywne pianino Martina. W ‘Hands Off’ gitarzysta bierze nawet do ręki saksofon i popisuje się swoim upiornym slajdem inspirowanym Muddy Watersem w pociągu, rycząc ‘Race the Breeze’, jedną z najlepszych melodii gitarzysty. Ostatnie dwa bonusowe utwory dołączone do reedycji nie dodają zbytniego zainteresowania; wczesna wersja „Stompin’ Ground” pozbawiona jest napięcia piosenki, która później ukazała się jako jedyne studyjne utwory na albumie koncertowym ‘Irish Tour 1974’, a ‘Treat Her Right’ Roya Heada brzmi jak próba brzmienia w rozgrzewce, co prawdopodobnie nim było. Zwięzłe teksty brata Rory’ego, Donala, do poszczególnych utworów, dostarczają przydatnych informacji pomocniczych, a zremasterowane brzmienie zaczerpnięte z oryginalnych taśm jest rewelacją, z partiami gitarowymi Gallaghera, a zwłaszcza wokalem, czystymi i precyzyjnymi w dopracowanym miksie”.

Top Priority”, album studyjny Rory’ego Gallaghera wydany przez wytwórnię Chrysalis, został nagrany w studio Dietera Dierksa (Kolonia, Niemcy) w marcu i kwietniu 1979 roku.

„Top Priority”  to powrót do hard rocka. Ballady, akustyczne i folkowe wpływy, które można było zobaczyć na innych albumach Gallaghera zostały zastąpione mocnym blues rockiem. Decydenci firmy Chrysalis zachęcili Gallaghera do wydania kolejnego albumu studyjnego, oznajmiając, że uczynią go swoim „Top Priority” i aktywnie go wypromują. Aby przypomnieć szefom o ich obietnicy, Gallagher użył tego wyrażenia w tytule albumu. Zanim Gallagher podjął się nagrania „Top Priority” przetasował personel swojego zespołu, zachowując długoletniego basistę Gerry’ego McAvoya, ale zmniejszając skład z powrotem do trio, uzupełnionego przez byłego perkusistę Teda McKenna.
Repertuar płyty „Top Priority” wypełniają przede wszystkim żywiołowe rockowe utwory, takie jak „Wayward Child”, klimatyczny „Bad Penny” w stylu południowego rocka i porywający „At The Depot”. przy czym ten ostatni daje Gallagherowi okazję do grania gitarą typu slide. Z wyjątkiem „Keychain” i „Off The Handle”, wpływy bluesowe były mniej widoczne niż zwykle. „Philby”, który przedstawia historię osławionego podwójnego agenta Kima Philby’ego jest inspirowany zainteresowaniami Gallghera: „Uwielbiam to całe szpiegostwo” – powiedział dziennikarzowi Record Review. „Myślałem, że istnieją pewne podobieństwa do świata rocka. To piosenka szpiegowska, a on jest najlepszym szpiegiem. Dodałem elektryczny sitar, aby nadać mu nieco egzotycznego charakteru, jest też trochę mandoliny. Mam nadzieję, że zrobię więcej takich piosenek, używając bardziej nietypowych tematów”.
„Top Priority” został pozytywnie odebrany przez lojalnych fanów Rory’ego Gallaghera i wkrótce znalazł również uznanie wśród bardziej zagorzałych krytyków epoki, takich jak Hala Horowitza z AllMusic, który napisał: „Czwarty i ostatni zestaw studyjny Gallaghera dla Chrysalis przedstawia irlandzkiego blues-rockera w doskonałej formie. Przybywając zaledwie rok po ‘Photo-Finish’, kiedy większość czasu spędzał w trasie, Gallagher mógł nadal wypuszczać ciężkie, wysokiej jakości melodie, które napisał do tego albumu. Granie na większych arenach wzmocniło jego piosenki i atak, z których prawie wszystkie są tutaj wysokooktanowymi, spoconymi rockmanami. Choć tworzy to porywającą, intensywną muzykę, nieustanny, wibrujący pośpiech energii nigdy nie jest zrównoważony balladą ani nawet korzennym, bagnistym bluesem, który Gallagher zawsze wykonywał z takim autorytetem. Tak więc mimo początkowego riffu ‘Follow Me’; wolniejszy, ponaglający rowek ‘Keychain’ i melodyjny, stosunkowo subtelny hard rock ‘Bad Penny’ był godnym uwagi włączeniem do katalogu Gallaghera i jego koncertów, brak akustycznych melodii lub mniej agresywnej muzyki nadaje albumowi jednobrzmiący charakter. Nie pomagają w tym dwa dodatkowe utwory dodane do reedycji z 1999 roku, z których oba pozostają zablokowane w tym samym podstawowym, twardym formacie. To powiedziawszy, Gallagher i towarzyszący mu duet są w szczytowej formie, mieszając piosenki z niezwykłą energią. Rory zaczyna krzyczeć więcej niż śpiewać, ale jego głos wciąż był potężnie ekspresyjny, a kiedy podekscytowany podwójnym czasem, podkręcił ‘Just Hit Town’, gdy dogrywał swoje opatentowane linie gitarowe, gardłowe krzyki blues-rockera sprawiają, że brzmi, jakby się palił. Gallagher po raz pierwszy od dłuższego czasu gra warczącą, przesterowaną harfą w „Off the Handle”, jednym z bardziej nastrojowych utworów na albumie, i przez cały czas brzmi entuzjastycznie. Poza brakiem różnorodności, pozostaje to mocnym zestawem Irlandczyka i jest bardzo polecany, zwłaszcza jego mniej zorientowanym na blues fanom.”

 

Black Sabbath[2], debiutancki album studyjny grupy Black Sabbath (w składzie: Tony Iommi – gitary; Bill Ward – perkusja, Geezer Butler – bas i  Ozzy Osbourne – śpiew, harmonijka ustna), został wydany 13 lutego 1970 w Wielkiej Brytanii przez Vertigo Records i 1 czerwca 1970 w Stanach Zjednoczonych przez Warner Bros. Records. Album jest powszechnie uważany za pierwszy album z gatunku heavy metal. Dodatkowo otwierający utwór, zatytułowany „Black Sabbath”, został nazwany pierwszą doom metalową piosenką.

 

Album został nagrany podczas jednego dnia w październiku 1969 roku w Regent Sound Studios. Oryginalna europejska wersja płyty zawierała przedalbumowy singiel „Evil Woman” jako pierwszy utwór na stronie B, podczas gdy wersja północnoamerykańska zawierała piosenkę „Wicked World” (strona B singla „Evil Woman”) jako ścieżka prowadząca po drugiej stronie płyty Niektóre aktualne wersje CD albumu zawierają teraz oba utwory. Sesja trwała dwanaście godzin. Iommi powiedział: „Po prostu weszliśmy do studia i zrobiliśmy to w jeden dzień, zagraliśmy nasz set na żywo i to wszystko….”. Oprócz dzwonków, grzmotów i efektów dźwiękowych deszczu dodanych do początkowych chwil utworu otwierającego oraz dwuścieżkowych solówek gitarowych w „NIB” i „Sleeping Village”, do albumu nie dodano praktycznie żadnych nakładek. Iommi wspomina nagrywanie na żywo: „Pomyśleliśmy: 'Mamy na to dwa dni, a jeden z nich to miksowanie’. Więc graliśmy na żywo. Ozzy śpiewał w tym samym czasie, po prostu umieściliśmy go w osobnej kabinie i ruszyliśmy. Nigdy nie mieliśmy drugiego biegu z większością rzeczy.” Kluczem do nowego brzmienia zespołu na albumie był charakterystyczny styl gry Iommiego, który rozwinął po wypadku w fabryce blach, gdzie pracował w wieku 17 lat, w którym odcięto mu czubki środkowych palców dłoni. Iommi stworzył parę sztucznych czubków palców za pomocą plastiku z butelki po płynie do naczyń i rozstroił struny swojej gitary, aby ułatwić mu zginanie strun, tworząc masywny, ciężki dźwięk. „Grałem mnóstwo akordów i musiałem grać kwintami, ponieważ nie mogłem grać kwarty z powodu moich palców” – wyjaśnił Iommi Philowi Alexanderowi w Mojo w 2013 roku. „To pomogło mi rozwinąć mój styl gry, zginając struny i jednocześnie uderzając w otwartą strunę, aby dźwięk był bardziej dziki.” W tym samym artykule basista Geezer Butler dodał: „Wtedy basista miał wykonywać wszystkie te melodyjne biegi, ale nie wiedziałem, jak to zrobić, ponieważ byłem gitarzystą, więc jedyne, co robiłem, to podążanie za riffem Tony’ego.  To sprawiło, że dźwięk był cięższy”. Iommi zaczął nagrywać album na białym Fender Stratocaster’ze, swojej ulubionej wówczas gitarze, ale wadliwie działający przetwornik zmusił go do zakończenia nagrywania na Gibsonie SG, gitarze, którą kupił jako kopię zapasową, ale „nigdy tak naprawdę na niej nie grał”. SG był modelem praworęcznym, w którym leworęczny Iommi grał do ‘góry nogami’. Wkrótce po nagraniu albumu spotkał praworęcznego gitarzystę, który grał do góry nogami na leworęcznym SG i obaj zgodzili się zamienić gitary. Wokalista Black Sabbath, Ozzy Osbourne, zawsze czule wypowiadał się o nagraniu debiutanckiego albumu zespołu, stwierdzając w swojej autobiografii „I Am Ozzy”: „Kiedy skończyliśmy, spędziliśmy kilka godzin na podwójnym śledzeniu niektórych gitar i wokali, a to było to. Gotowe. Byliśmy w pubie na czas ostatniego zamówienia. W sumie nie mogło to zająć więcej niż dwanaście godzin. Moim zdaniem tak powinno się tworzyć albumy. Perkusista Bill Ward zgadza się, mówiąc Guitar World w 2001 roku: „Myślę, że pierwszy album jest po prostu absolutnie niesamowity. Jest naiwny i jest z absolutnym poczuciem jedności – nie jest w żaden sposób wymyślony, nawet w formie. Kocham to wszystko, łącznie z błędami!” W wywiadzie dla serii Classic Albums w 2010 roku Butler dodał: „To było dosłownie na żywo w studiu. Mam na myśli (producenta) Rodgera Baina, myślę, że jest geniuszem w sposobie, w jaki uchwycił zespół w tak krótkim czasie”. W swojej autobiografii „Iron Man: My Journey Through Heaven & Hell with Black Sabbath” Iommi bagatelizuje rolę producenta, podkreślając: „Nie zdecydowaliśmy się na współpracę z Rodgerem Bainem, został wybrany dla nas… Dobrze było mieć w pobliżu, ale tak naprawdę nie otrzymaliśmy od niego zbyt wielu rad. Może zasugerował kilka rzeczy, ale piosenki były już dość uporządkowane.”
Muzyka i teksty Black Sabbath były jak na tamte czasy mroczne. Utwór otwierający opiera się prawie w całości na interwale tritonowym, granym w wolnym tempie na gitarze elektrycznej. Słowa piosenki „NIB” są napisane z punktu widzenia Lucyfera, który zakochuje się w  kobiecie i „staje się lepszym człowiekiem” według autora tekstów Butlera. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nazwa tej pieśni nie jest skrótem od Nativity in Black. Według autobiografii Osbourne’a jest to jedynie odniesienie do spiczastej bródki perkusisty Billa Warda w tamtym czasie, która miała kształt stalówki. Teksty dwóch innych piosenek na albumie zostały napisane o historiach mitologicznych. „Behind the Wall of Sleep” jest nawiązaniem do opowiadania HP Lovecrafta „Beyond the Wall of Sleep”, natomiast „The Wizard” został zainspirowany postacią Gandalfa z Hobbita i Władcy Pierścieni. Ta ostatnia zawiera linię harmonijki wykonaną przez Osbourne’a. Zespół nagrał również cover „Evil Woman”, piosenki, która była amerykańskim hitem zespołu Crow.
„Black Sabbath” zostało nagrane dla Fontana Records, ale przed wydaniem wytwórnia zdecydowała się przenieść zespół do innej ze swoich wytwórni- Vertigo Records, w której mieściły się bardziej progresywne zespoły tej wytwórni. „Black Sabbath” osiągnął ósme miejsce na UK Albums Charts. Po wydaniu w Stanach Zjednoczonych w czerwcu 1970 roku przez Warner Bros. Records, album osiągnął 23 miejsce na liście Billboard 200, gdzie pozostawał przez ponad rok i sprzedał się w milionach egzemplarzy.
Black Sabbath otrzymał ogólnie negatywne recenzje od współczesnych krytyków.  Lester Bangs z Rolling Stone opisał zespół jako „tak jak
Cream! Ale gorzej” i odrzucił album jako „a shuck – pomimo mrocznych tytułów piosenek i niektórych idiotycznych tekstów, które brzmią jak Vanilla Fudge składa hołd Aleisterowi Crowley’owi, album nie ma nic wspólnego ze spirytualizmem, okultyzmem, ani niczym innym poza sztywnymi recytacjami klisz Cream”. Robert Christgau, piszący dla The Village Voice, określił album jako „bzdurną nekromancję”. Później opisał to jako odbicie „najgorszej z kontrkultury”, w tym o „czasie reakcji upośledzonej przez narkotyki” i „długich solówkach
Steve Huey z AllMusic po latach napisał: „Debiutancki album Black Sabbath to narodziny heavy metalu, jaki znamy teraz. Rodacy tacy jak Blue Cheer, Led Zeppelin i Deep Purple już wyznaczali nowe standardy głośności i ciężkości w dziedzinie psychodelii, blues-rocka i prog rocka. Jednak z tych pionierów metalu Sabbath jest jedynym, którego brzmienie jest dziś natychmiast rozpoznawalne jako heavy metal, nawet po dziesięcioleciach ewolucji gatunku. Okoliczności z pewnością odegrały pewną rolę w narodzinach tej muzycznej rewolucji – brzydota dźwiękowa odzwierciedlająca ponury industrialny koszmar Birmingham; trata dwóch koniuszków palców gitarzysty Tony’ego Iommi, co wymagało od niego wolniejszą grę i wymuszenie poluzowania strun poprzez dostrojenie gitary, tworząc w ten sposób charakterystyczny styl Sabbath. Te cechy wyróżniają zespół, ale nie do końca były powodem, dla którego ten debiutancki album wykracza poza swoje wyraźne korzenie w blues-rocku i psychodelii, by stać się czymś więcej. Geniusz Sabbath polegał na odnalezieniu ukrytej wrogości w bluesie, a następnie tłuczeniu nią słuchacza w głowę. Weź legendarny tytuł otwierający album. Standardowa pentatoniczna skala bluesowa zawsze dodawała tryton lub spłaszczoną kwinę, jako tak zwaną ‘nutę bluesową’; Sabbath po prostu wydobył to i wymyślił jeden z najprostszych, ale najbardziej ostatecznych heavy metalowych riffów wszechczasów. Tematycznie, większość wielkich obsesji lirycznych heavy metalu jest nie tylko tutaj, ale wszystkie są stłoczone na jednej stronie. ‘Black Sabbath’, ‘The Wizard’, ‘Behind the Wall of Sleep’ i ‘NIB’ przywołują wizje zła, pogaństwa i okultyzmu przefiltrowane przez horrory i pisma JRR Tolkiena, HP Lovecrafta i Dennisa Wheatleya. Nawet gdyby album się tutaj skończył, słuchanie nadal byłoby niezbędne. Niestety, większość drugiej strony poświęcona jest luźnemu bluesowo-rockowemu jamowaniu, którego nauczył się dzięki Cream, co wprost wpisuje się w ograniczenia zespołu. Mimo wszystkich swoich stylistycznych innowacji i mocnych stron jako kompozytor, Iommi nie jest wybitnie utalentowanym solistą. Pod koniec mrocznego, meandrującego, dziesięciominutowego covera ‘Warning’ Aynsley Dunbar Retaliation, można już usłyszeć, jak przetwarza niektóre z tych samych prostych bluesowych zagrywek, których użył na pierwszej stronie (plus słowo „ostrzegaj”). nigdy nawet nie pojawia się w piosence, ponieważ Ozzy Osbourne źle usłyszał oryginalny tekst). (Brytyjskie wydawnictwo zawierało kolejny cover, wersję ‘Evil Woman’ Crow, która nie do końca wypełnia mięśnie oryginałów zespołu; amerykańska wersja zastąpiła ‘Wicked World’, co jest bardzo preferowane przez fanów) Ale nawet jeśli szwy wciąż są widoczne na tym szybko nagranym dokumencie, ‘Black Sabbath’ jest jednak rewolucyjnym debiutem, którego charakterystyczne pomysły czekają tylko na nieco więcej skupienia i rozwoju. Odtąd Black Sabbath miał posuwać się naprzód z wizją, która była całkowicie ich.”

 


 

[1] Według:

[2] Według:

 


Przejdź do części 2 >>
Przejdź do części 3 >>

Kolejne rozdziały: