Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dwudziesty trzeci, część 1.)

W drugiej połowie lat 70. za sprawą ruchu punk rock’owego nastąpił powrót do rock’n’rollowych korzeni muzyki rockowej, ale już zauważalnymi wpływami muzyki reggae i ska. Punk-rock był prosty tak w warstwie muzycznej, jak i literackiej, choć bywały wyjątki. Teksty piosenek, najczęściej w prowokacyjny sposób poruszały tematy seksualności, polityki czy ogólniej- problemów młodych ludzi. Punk’owcy strojem czy zachowaniem (nie tylko na scenie) wyrażali przede wszystkim ironiczne podejście do norm narzucanych przez społeczeństwo. Punk rock z czasem ewoluował- powstały style post punk i nowa fala, będące efektem poszukiwań artystycznych, ale i komercyjnych sukcesów.

 

„Never Mind The Bollocks” był jedną z płyt zwiastujących zbliżającą się falę punk rocka, która zmiotła z estrad tzw. „dinozaurów’ rocka, których dokonania artystyczne przestały budzić takie samo zainteresowanie jak jeszcze parę lat wstecz. Publiczność szukała czegoś ożywczego, co celnie odczytał Malcolm McLaren. Pan McLaren ze swoją partnerką- projektantką mody Vivienne Westwood, na początku lat 70. na King’s Road w Londynie otworzyli sklep „Let It Rock”( znany też jako „Sex”, „Too Fast To Live Too Young To Die” i „Seditionaries”). Sklep oferował przede wszystkim ubrania w stylu subkultury „Teddy boys”. Westwood otworzyła cztery sklepy w Londynie, które oferowały coraz „odważniejszy” asortyment towarów. Jednocześnie w połowie 70. lat zajął się menadżerowaniem protopunkowego New York Dolls. Zespół nie odniósł sukcesu, ale zdobyte doświadczenie wkrótce miało przynieść profity jakich nie mógł się spodziewać zanim poznał członków grupy The Strand. McLaren zmienił profil sklepów– w sprzedaży pojawiły się stroje dla fetyszystów, sadomasochistów i koszulki z pornograficznymi nadrukami, wszystkie w stylu punkowym podpatrzonym w Nowym Jorku. Grupę The Strand McLaren wziął w opiekę menadżerską. Wokalistą i gitarzystą tej grupy był Steve Jones, a perkusistą Paul Cook, ale gdy do grupy dołączyli: basista Glen Matlock i wokalista John Lydon (Johnny Rotten), The Strand przemianowano na Sex Pistols. Obrotny McLaren doprowadził, po wielu odmowach, do sesji nagraniowej debiutanckiej płyty kwartetu w londyńskim Wessex Sound Studios. Zanim grupa przystąpiła do nagrań Sid Vicious zastąpił Glena Matlocka, który postanowił odejść. Okazało się, że Vicious, basista z dużą charyzmą, który na koncertach się idealnie sprawdzał jako przyciągający uwagę grajek, nie miał wystarczających umiejętności do wypełnienia linii basowych zaplanowanych utworów. Przyszedł z pomocą menadżer McLaren- obiecał „szybki pieniądz” poprzedniemu basiście, Matlock’owi, który zgodził się zagrać na ścieżkach dźwiękowych przyszłej płyty. Jednak obiecanej wypłaty nie otrzymał, więc odmówił uczestnictwa w sesji. Producent Chris Thomas poprosił gitarzystę Steve Jonesa, aby grał na basie, by w ogóle rozpocząć pracę nad pierwszymi utworami. Gra Jonesa była wystarczająco satysfakcjonująca, więc we wszystkich pozostałych utworach słychać go sekcji rytmicznej. Tak powstał album- “Never Mind the Bollocks, Here’s the Sex Pistols”, który został wydany 28. października 1977 roku przez Virgin Records.

Steve Huey, recenzent AllMusic, tak ocenił płytę: „Choć w większości trafne, odrzucenie Never Mind the Bollocks jako zwykłej serii głośnych utworów w średnim tempie, z surowym, porywającym wokalistą i niebogatą melodią byłoby strasznym błędem. Już hymniczne piosenki są pozytywnie transcendentalne przez wściekłą, pieniącą się muzykę Johnny’ego Rottena. Jego gorzko sarkastyczne ataki na pretensjonalne afekty i fundamenty społeczeństwa brytyjskiego zostały przeprowadzone w możliwie najbardziej konfrontacyjny, nieuprzejmy sposób. Większość naśladowców gniewnego nihilizmu Pistols’ów nie rozumiała sensu: pod taktyką szoku i negacji teatralnej była krytyka społeczna starannie zaprojektowana pod kątem maksymalnego wpływu. [Płyta] Bollocks doskonale wyraziła frustrację, wściekłość i niezadowolenie brytyjskiej klasy robotniczej z establishmentem, ducha, który szybko przełożył się na warunki ściśle rock & roll. Pistolety utorowały drogę niezliczonym innym zespołom do wyrażania podobnie zbuntowanych oświadczeń, ale zapewne żadne z nich nie było tak odważne ani tak skuteczne. Łatwo jest zauważyć, jak rycząca energia zespołu, przytłaczająca postawa i wściekła „jazda” Rottena spowodowały muzyczną rewolucję, a cechy te nie zmniejszyły się ani trochę do dziś. Never Mind the Bollocks to po prostu jedna z największych, najbardziej inspirujących płyt rockowych wszech czasów.”
„Never Mind the Bollocks Here’s the Sex Pistols” był jedynym nagranym albumem przez Sex Pistols. Trzy miesiące po wydaniu płyty Rotten opuścił zespół by utworzyć Public Image Limited. McLaren próbował reanimować zespół… Bez dobrego skutku.  Sid Vicious zmarł 2 lutego 1979 roku z powodu przedawkowania heroiny. „Never Mind The Bollocks” cztery dekady później jest wciąż jednym z najbardziej znanych i wpływowych albumów punkowych.

 

Drugim, równie istotnym brytyjskim zespołem punkowym co Sex Pistols, był kwartet The Clash, który debiutancką płytę wydał o rok wcześniej niż konkurenci, ale nie byli aż tak skandalizującym, nie aż tak mocno „plującym jadem” zespołem. A więc tam gdzie grupa Sex Pistols była nihilistyczna to The Clash było prawe i o lewicowej ideologii politycznej. The Clash od debiutu (w 1976 roku) był bardziej wymagający muzycznie- poszerzali swój rock & roll o reggae, dub i rockabilly. W rezultacie zdobyli inną publiczność po obu stronach Atlantyku- zważającą na jakość gry instrumentalistów, na bogactwo melodii, no i przesłanie jakie w treści piosenek usłyszeli. Trzecia ich płyta „London Calling” z 1979 roku wyniosła zespól: Joe Strummera (wokal, gitara rytmiczna), Micka Jonesa (gitara elektryczna, wokal), Paula Simonona (gitara basowa, wokal) i Toppera Headona), na szczyty popularności. Mało tego, mieli też dobrą opinię u krytyków muzycznych.


„London Calling” wydany przez CBS Records w Wielkiej Brytanii oraz przez Epic Records w USA miesiąc później, muzycznie połączył punkową estetykę ze stylistyką rock & roll’a, ale zawiera też elementy ska, pop, soul, rockabilly i reggae. Treść piosenek porusza problemy narkotykowe, bezrobocia czy rasizmu, a także odpowiedzialności za działania w dorosłym życiu. Ciekawa jest historia związana z okładką albumu: przedstawia ona Simonona rozbijającego swojego Fendera Precision Bass o scenę podczas koncertu w Nowym Jorku 21 września 1979. Pennie Smith, autorka grafiki dołączonej do albumu, początkowo nie chciała zamieszczać tej fotografii, bo jak twierdziła- fotografia nie ma wiele wspólnego z albumem, jednak Strummer i projektant oprawy graficznej albumu, Ray Lowry, uznali, że fotografia będzie przyciągać wzrok potencjalnych kupujących. W 2002 roku okładka została doceniona przez magazyn Q, który uznał grafikę Pennie Smith za najlepsze rock & rollowe fotografie w historii, swój wybór uzasadniając następująco: „te fotografie doskonale pokazują kulminacyjny punkt w historii rock & rolla– całkowitą utratę kontroli”. Ray Lowry dokomponował napis, który nawiązywał kolorem i liternictwem do okładki debiutanckiego albumu Elvisa Presleya. Magazyn Q wyróżnił okładkę „London Calling” sytuując ją na 9. miejscu listy najlepszych okładek wszech czasów.
Oba krążki podwójnego albumu pełne są olśniewających piosenek, z których już ten pierwszy- tytułowy, to obecnie rockowy klasyk. Sesje nagraniowe odbyły się, jak w przypadku płyty Sex Pistols w Wessex Studios. John Rockwell dla The New York Times w 1980 roku, powiedział, że potwierdza uznanie, jakie do tej pory otrzymał The Clash, bo ich poważne tematy i żywiołowa gra zostały zachowane w innowacyjnej muzyce z szerokim zainteresowaniem stylistycznym. „To album, który oddaje całą pierwotną energię Clash, łączy go ze znakomitą pracą produkcyjną Guya Stevensa i ujawnia głębię inwencji i kreatywności ledwo sugerowaną przez poprzednie dzieło zespołu”, pisał Rockwell. Tom Carson z magazynu Rolling Stone twierdził, że muzyka celebruje „romans buntu rock & roll”, dodając, że jest ona rozległa, wciągająca i trwała na tyle, że pozostawia słuchaczy „nie tylko podekscytowanych, ale także podniosłych i triumfujących”. Dziennikarz pisma Down Beat, Michael Goldberg, pisał, że Clash wyprodukował „klasyczny rockowy album, który dosłownie określa stan rock and rolla i na podstawie którego należy ocenić najlepsze z lat 80.” Nie wszyscy recenzenci byli łaskawi: krytyk Charlie Gillett uważał, że niektóre utwory brzmią jak kiepskie imitacje Boba Dylana wspierane sekcją dętą, a Garry Bushell był jeszcze bardziej krytyczny w swojej recenzji dla Sounds, twierdząc, że Clash „cofnął się” do „banitów” w stylu Rolling Stonesów i „zmęczonych starych rockowych kopistów”. Chyba ci ostatni dwaj krytycy się mylili, bo pod koniec 1980 r. „London Calling” został uznany za najlepszy album roku w corocznej ankiecie amerykańskich krytyków opublikowanej przez The Village Voice…

W 1982 roku The Clash wydało „Combat Rock” (CBS / Epic Records).

Zespół nie zrezygnował z eksploracji funkowych czy karaibskich rytmów, ale robi to w ramach mocnego rocka wyraźniej niż stapiając swoją muzykę z punkiem. The Clash, prowadzony przez Joe Strummera, porusza wciąż, jak w poprzednich wydawnictwach, sprawy społeczne i polityczne. Pozornie „Combat Rock” jest ucieczką od rozwlekłych poszukiwań stylistycznych z poprzednich płyt, bo zwrot ku mocno brzmiącemu rockowi sprawia, że The Clash brzmi bardziej muskularne, a ciężkie brzmienie o wolniejszym tempie nie kojarzy się z punkowym zgiełkiem, jednak w tle pojawiają się: rap, funk i reggae. The Clash „stanął na rozdrożu”- Mick Jones chciał, aby zespół odziedziczył dokonania The Who, a Joe Strummer chciał obrać kierunek zbliżony do czarnej muzyki. W rezultacie powstał album, który nie do końca był konsekwentny, ale mimo tej „wady” stal się najlepiej sprzedającym się albumem grupy The Clash, chyba dlatego, że jest kolażem dźwiękowym pełnym ciekawych utworów, z których dwa stały się dużymi przebojami, chętnie odtwarzanymi przez stacje radiowe.

 

Punk rock rodził się długo i nie na wyspach brytyjskich lecz po drugiej stronie Atlantyku, jeszcze w latach 60.. Garażowe kapele, te bez umiejętności grania na instrumentach, bez wokalnych wielkich talentów, które próbowały niszczyć panujące muzyczne zasady, nazywano punkowymi („śmieciowymi”). W USA punk był artystycznym stylem awangardowym, który sprzeciwiał się komercjalizacji rocka i poszukiwał artystycznego wyrazu, choć podobnie jak Brytyjczycy reprezentował nihilistyczną i anarchistyczne postawę. Za pierwszych przedstawicieli punk rocka uważa się amerykańskie grypy: Ramones, MC5 i The Stooges. Parę lat później prym już wiedli Patti Smith Group, Iggy Pop, Dead Kennedys, Rollins Band, Bad Religion, Talking Heads, ale i dziesięć lat później w twórczości Nirvany można wyraźnie rozpoznać styl punk rock’owy.

 

Patti Smith, amerykańska wokalistka, autorka piosenek i poetka, jedna z najbardziej wpływowych postaci punk rock’a, jest ambitną, niekonwencjonalną, wrażliwą i nieobawiającą się wyzwań muzycznych artystką, okrzykniętą najbardziej ekscytującym połączeniem rocka i poezji od czasów świetności Boba Dylana. Mimo że karierę budowała bez zbaczania z obranej drogi artystycznej to nie stawała się przez to niekomercyjną, bo śpiewając i intonując swoje inteligentne teksty nieprzeszkolonym, ale mocnym i wyrazistym głosem, na bazie ciekawych melodycznie linii, przy wsparciu profesjonalnych muzyków musiała się wielu fanom bardzo podobać. Jej piosenki są twórczo bezkompromisowe, intelektualne, co przyciąga bardziej wymagającą publiczność rockową, a wcześniej- w latach 70., punk’ową.  W 1975 muzycy dzięki Patti Smith podpisała kontrakt z firmą Arista Records i wkrótce ukazał się debiutancki album „Horses” wyprodukowany przez Johna Cale’a (ex członka grupy Velvet Underground).

Płyta stanowi udane połączenie wczesnego punk-rocka (proto-punk) z poezją. Płyta była z entuzjazmem przyjęta przez większość krytyków. Album „Horses” oferował niekonwencjonalnie podane covery takich hitów rockowych jak „Gloria” czy „Land of a Thousand Dances”, a także mieszankę oryginalnych piosenek i długich melodeklamacji. Patti Smith krytyka widzi jako prekursorkę punk-rocka na podstawie tego co usłyszała z debiutanckiego albumu- brutalnie grany rock & roll, z gitarą Lenny’ego Kaye’a na pierwszym planie, emocjonalną treść oraz anarchiczny duch wokalu pani Smith.

Kolejna płyta- „Radio Etiopia” (z 1976 roku), była już firmowana przez Patti Smith Group. Krytyka zauważyła, że wraz z tą drugą płytą z katalogu Smith, zespół został dotknięty problemem rozwojowym charakterystycznym dla wielu zespołów punk’owych, bo gdy nauczyli się rzemiosła muzycznego i kompetencji, stracili część nieświadomości, która sprawiała, że ​​ich muzyka była tak świeża.

Trzecia płyta- „Easter” (z roku 1978), przyniosła komercyjny przełom z „lokomotywą” w postaci przebojowego singla „Because the Night”.

Ten album jest  błyskotliwy i fascynujący. Wyprodukowany przez Jimmy’ego Iovine’a, współpracownika Bruce’a Springsteena, był najbardziej komercyjnie brzmiącym przedsięwzięciem Smith. Utwór, który stal się hitem był kompozycją Bruce’a Springsteena, ale z tekstem Patti Smith. „Easter” zawiera jedenaście utworów, w których wpływ zwykłej muzyki pop nie był pozbawiony sensu, bo to, że Patricia Lee Smith dobrze posługiwała się łatwo poezją było już znane, ale i szersza publiczność mogła wreszcie poznać jej twórczość w formie muzycznej dzięki właśnie temu albumowi. Pomimo tytułu i tekstu odnoszącego się do religii – nawiasem mówiąc nie bluźnierczego z natury – Smith oczywiście śpiewa inne rzeczy. Fakt, że została wychowana w sposób bardzo religijny i odwróciła się później, przyczyniła się do jej tekstów na tym albumie. Najsłynniejszym utworem jest oczywiście fantastyczny „Because the Night”, ale też są i inne utwory warte wysłuchania: „Space Monkey”, „Privilege (Set Me Free)”, „We Three” czy zamykający płytę tytułowy utwór. Ścieżki dźwiękowe z  „Easter” okazały się najlepszym kompromisem, jaki Smith osiągnęła między jej artystycznymi i komercyjnymi aspiracjami. Jeśli połączy się świetną produkcję z piękną grafiką okładki to w efekcie fan rocka otrzymuje produkt, który znudzić się nie może, bo skoro słucha się tych nagrań z zainteresowaniem po czterech dekadach to pewne jest, że po następnych też się będzie bronić przed wyrzuceniem na śmietnik historii muzyki.

Na obraz muzyczny czterech pierwszych albumów Patti Smith duży wpływ miał główny współpracownik- gitarzysta Lenny Kaye, który akompaniował poetce zanim powstał zespół Patti Smith Group, gdy poetka jako członek St. Mark’s Poetry Project (grupa poetów eksperymentujących) publicznie recytowała swoją twórczość w klubie St. Mark Place w East Village na początku 70. lat. Przy tworzeniu piątej płyty „Dream of Life” (Arista Records, wydanie z roku 1988) współautorem i współproducentem (wraz z Jimmy Iovine) był mąż Patti Smith- Fred „Sonic” Smith, wcześniej gitarzysta MC5.

Pieśni miłosne, kołysanki i treści polityczne są łagodniejsze niż poetycka twórczość pierwszej dekady twórczej Smith. Podobnie jak większość twórczych przedsięwzięć poetki i piosenkarki, album promieniuje inteligencją i uczciwością. To piękny album, który niczym lupa przygląda się naszym tajemnicom, powiększając drobne pyłki naszego życia, które mogłyby być w innej sytuacji niezauważone. Czy „Dream of Life” jest najlepszym zapisem w karierze Patti Smith? Nie wiem tego, ale jest bez wątpienia jej najbardziej przystępnym albumem, bo to już nie był czas na wytyczanie „nowych szlaków” muzycznych. Minie jeszcze osiem lat od wydania „Dream of Life” gdy nagła, nieoczekiwana śmierć jej męża i bliskiego kreatywnego współpracownika ustawi Smith na następnym zakręcie… W XXI wieku Patti Smith żyje i ma się dobrze. Wciąż kwitnie. Wciąż jest aktywna.

 

„Godfather of punk” („ojciec chrzestny punk’a”), tak nazwano Jamesa Newella Osterberga Jr.. Kto to? Iggy Pop. A tego pana to już każdy fan rocka zna, albo o nim słyszał. Jeśli nie, to krótko napiszę- to amerykański muzyk, wokalista, autor tekstów i aktor filmowy. W 1995 brytyjski magazyn Mojo umieścił pierwsze trzy albumy jego zespołu- „The Stooges”, „Fun House” i „Raw Power” na liście 100 najwybitniejszych albumów wszech czasów. Na tej samej liście umieszczono również solowy album Iggy’ego Popa zatytułowany „Lust For Life”, w którym odnaleźć można arcydzieło- „The Passenger”. Ten fantastyczny singiel, z charakterystycznym riffem gitarowym znajduje się również w bardzo udanym wydawnictwie kompilacyjnym o tytule- „Nude & Rude: The Best of Iggy Pop” (Virgin Records, z roku 1996).


Ta kompilacja jest doskonałym 17-ścieżkowym przedstawieniem dokonań artystycznych Iggy’ego Pop’a od pierwszej płyty „The Stooges” po lata 90. Kariera solowa Popa, poza może nielicznymi wyjątkami, na przykład „The Idiot” czy „Lust for Life”, jest nierówna, wiele albumów jest nudnych, ale w prawie każdej można znaleźć perełki warte słuchania wielokrotnego, a więc zebranie tych najlepszych prac w jednym zestawie ma duży sens, choć niektórym fanom będzie brakowało tego czy innego utworu, zwłaszcza z czasu gdy jako frontman Stoogesów na przełomie lat 60. i 70. położył podwaliny pod punk-rock. Choć „Nude and Rude: The Best of Iggy Pop” nie zawiera żadnych utworów z „New Values”, „Soldier”, „Party” ani „Zombie Birdhouse”, przynajmniej jest szansą na poznanie, lub celebrowanie, kariery jednego z najbardziej intrygujących artystów rockowych XX wieku.

Jeśli ktoś z melomanów nie lubi kompilacyjnych płyt, a jednocześnie chciałby mieć w dobrej jakości (lepszej niż na „Nude & Rude”) wspaniałą piosenkę „The Passenger”, to powinien wyszukać w sklepach katalogowy album Iggy’ego Popa Lust for Life”. Najkorzystniej jest poszukać reedycji z nowszym remasterem wydanej 2020 roku przez Universal Music wersji Deluxe Edition. Ta dwupłytowa wersja (jak na fotografii niżej) zawiera oprócz oryginalnego „Lust for Life” osiem utworów na żywo z 1977 roku, które pierwotnie znalazły się na albumie „TV Eye Live” wydanym przez RCA w 1978 roku.


Album „Lust for Life” (w oparciu o: ), wydany po raz pierwszy 9 września 1977 roku przez RCA Records, był wynikiem współpraca z przyjacielem Popa, Davidem Bowie. Utwory na płytę zostały nagrane w Hansa Tonstudio w Berlinie Zachodnim od maja do czerwca 1977 roku, a produkcją zajmowali się Bowie, Pop i inżynier Colin Thurston. Muzykami biorącymi udział w nagraniach byli: Iggy Pop (wokal), David Bowie (instrumenty klawiszowe, fortepian, organy, chórki), Carlos Alomar (gitara rytmiczna, chórki, gitara prowadząca), Ricky Gardiner (gitara prowadząca, chórki, perkusja), Warren Peace (instrumenty klawiszowe i chórki), Tony Fox Sales (bas, chórki, gitara) i Hunt Sales (perkusja, chórki, bas). Większość materiału na płytę została skomponowana i zaaranżowana przez Iggy’ego Popa, co spowodowało, że charakter płyty stał się hard rockowy i proto-punkowy. Pop wykorzystał aranżacje Bowiego do niektórych piosenek, w tym do utworu tytułowego. Iggy Pop proces nagrywania „Lust for Life” wspominał tak: „David i ja ustaliliśmy, że nagramy [Lust for Life] bardzo szybko-  napisaliśmy, nagraliśmy i zmiksowaliśmy w osiem dni, a ponieważ zrobiliśmy to tak szybko, zostało nam dużo pieniędzy z zaliczki, które podzieliliśmy.” W czasie gdy odbywały się berlińskie sesje nagraniowe, Pop wyprowadził się z mieszkania, które dzielił z Bowiem i jego asystentką Coco Schwab, przenosząc się do własnego mieszkania w tym samym budynku. Obaj kontynuowali pisanie przez kilka tygodni, zanim dołączył do nich Gardiner w maju 1977 roku, który przypomniał, że „było już kilka pomysłów”. Trio spędziło kilka tygodni pisząc, opracowując utwory takie jak „The Passenger” i „Lust for Life”. Pod koniec maja przenieśli się do Hansa Studio „pod Murem”, aby rozpocząć nagrania. Bowie, Pop i producent-inżynier Colin Thurston wyprodukowali Lust for Life pod pseudonimem „Bewlay Bros.”, nazwany na cześć ostatniego utworu z albumu Bowiego z 1971 roku „Hunky Dory”. Pop nie spał zbyt wiele podczas jego tworzenia, komentując: „Widzisz, Bowie jest cholernie szybkim facetem… Zdałem sobie sprawę, że muszę być szybszy od niego, w przeciwnym razie czyj to będzie album?”. Pop często pracował z braćmi Sales i Gardinerem, odrzucając nawet niektóre aranżacje muzyczne, które Bowie dostarczył mu na kilka utworów. Pop przed śpiewaniem przygotowywał tylko fragmenty tekstów i zasadniczo improwizował przy mikrofonie. Ta spontaniczna liryczna metoda zainspirowała Bowiego do zaimprowizowania własnych słów na swoim kolejnym albumie studyjnym „Heroes” (1977). „Lust for Life” jest ogólnie uważany za album bardziej Iggy’ego Popa niż zdominowany przez Bowiego „The Idiot” (pierwszy album Popa, z 1977 roku, w jego katalogu płytowym), ponieważ jest mniej eksperymentalny i ma bardziej rock and rollowy posmak. Jednak niektóre z jego motywów są podobnie mroczne, jak w „The Passenger”, cytowanym przez redaktorów NME, Roya Carra i Charlesa Shaara Murraya, jako jeden z „najbardziej nawiedzonych” utworów popu i „Tonight” i „Turn Blue”, z których oba dotyczą nadużywania heroiny. W przeciwieństwie do nich były bardziej optymistyczne piosenki, takie jak „Success” i „Lust for Life”, z których ta ostatnia została opisana przez Rolling Stone jako „przesłanie ocalałego dla mas”. Według Popa słynny riff Bowiego w „Lust for Life” został zainspirowany alfabetem Morse’a otwierającym wiadomości American Forces Network w Berlinie. Piosenka „The Passenger” została zainspirowana wierszem Jima Morrisona, który postrzega „współczesne życie jako podróż samochodem”, a także przejażdżki berlińską koleją miejską, według byłej dziewczyny Popa, Esther Friedmann. Teksty zostały również zinterpretowane jako „świadomy komentarz Iggy’ego na temat kulturowego wampiryzmu Bowiego”. Muzykę, „wyluzowany… sprężysty rytm”, skomponował Gardiner, Określany przez AllMusic jako „wspaniała rzecz do wyrzucenia”, a przez Rolling Stone jako „zaraźliwa rzecz do wyrzucenia”, „Success” to beztroski utwór o różnorodności wezwań i odpowiedzi. Niecałe siedem minut, „Turn Blue”, najdłuższa piosenka na „Lust for Life”, była obszernym wyznaniem, którego początki sięgają nieudanej sesji nagraniowej Bowiego i Popa w maju 1975 roku, kiedy ten ostatni był w szczycie swojego uzależnienia od narkotyków. Pierwotnie zatytułowany „Moving On”, skomponowany przez Bowie’go, Pop’a, Waltera Laceya i Warrena Peace’a, to jedyny tekst, który nie pojawił się na oryginalnej okładce płyty winylowej. Pozostałe utwory z albumu to „Sixteen”, jedyny utwór napisany w całości przez Popa, „Some Weird Sin”, hardrockowy numer z „tekstem zagubionego chłopca”, „neo- punkowy” „Neighborhood Threat” oraz „Fall in Love with Me”, który wyrósł z zaimprowizowanego jamu zespołu, do którego Pop ulożył teksty najwyraźniej przywołujące Friedmanna.
„Lust for Life” został wydany przez RCA 9 września 1977, pod numerem katalogowym RCA PL-12488. RCA wytłoczyła przyzwoite ilości albumu, jednak kiedy pierwsze nakłady zostały wyprzedane, nie zostało już nic. Tony Sales wspominał: „Lust for Life po prostu zniknęło z półek i to wszystko”. Pomimo niewielkiej promocji i braku tłoczeń winylowych, „Lust for Life” osiągnął szczyt na 28 miejscu na brytyjskiej liście albumów i pozostał najwyżej notowanym wydawnictwem Popa w Wielkiej Brytanii aż do „Post Pop Depression” z 2016 roku. Po wydaniu „Lust for Life” spotkał się z pozytywnymi recenzjami krytyków muzycznych. We współczesnej recenzji krytyk Rolling Stone, Billy Altman, uznał, że „Lust for Life” to „album odnoszący sukcesy wyłącznie na własnych warunkach”, ale narzekał, że „nowa postawa Popa jest tak całkowicie niekwestionowana i ostrożna”. Z kolei Robert Christgau z The Village Voice obalił krytyczną opinię, że „twórcza siła Popa się rozproszyła”, stwierdzając, że „The Idiot i Lust for Life są bardziej spójne niż albumy Popa z The Stooges”. Później zauważył, że z tych dwóch wolał „Lust for Life” bo jest szybszy i bardziej asertywny. Kris Needs z magazynu ZigZag uznał, że „Lust for Life” nie jest tak „spójny” jak jego poprzednik. Niemniej jednak uznał ten album za jeden ze swoich ulubionych albumów 1977 roku, uznając go za bardziej „dzienny”, podczas gdy jego poprzednik był „nocnym”. W magazynie Sounds Pete Makowski pochwalił płytę, nazywając ją „doskonałą”. Pochwalił występ zespołu i wokal Popa, określając je jako „nieco postrzępione, ale mocne”. Recenzent NME, Max Bell pozytywnie ocenił płytę, nazywając ją „całkiem dobrą”. Pochwalił większą rolę Popa w porównaniu z „The Idiot”, a także jego wokal. Jednak był krytyczny wobec niektórych utworów, w tym „Some Weird Sin”, „Tonight” i „Success”. Z perspektywy czasu „Lust for Life” nadal otrzymuje pozytywne recenzje. Pisząc dla AllMusic, Mark Deming nazwał „ Lust for Life Pop” najlepszą solową pracą, stwierdzając, że dzięki tej płycie „udało mu się połączyć agresywną siłę swojej pracy ze Stooges z inteligencją i percepcją The Idiot , a rezultatem był najlepszy z obu światów”.
Gdy dwa pierwsze solowe albumy Iggy’ego Popa uzyskiwały pozytywne recenzje w prasie muzycznej, ale nie sprzedawały się zbyt dobrze, wytwórnia RCA w 1978 roku zaoferowała Iggy’emu Pop’owi sposób na wzmocnienie zainteresowania jego płytami dzięki dostarczeniu trzeciego i ostatniego albumu w ramach jego kontraktu – zaproponowali mu nagranie albumu koncertowego. Iggy Pop  odpowiedzi na propozycję RCA zebrał taśmy magnetyczne z trzech koncertów podczas swojej trasy koncertowej w 1977 roku. Taśmy zostały dopracowane w studiu w Berlinie. To było sprytne posunięcie z finansowego punktu widzenia, ale nie było to zbyt dobre dla jakości albumu. Płyta otrzymała tytuł „TV Eye (1977 Live)”. Brzmi ona mrocznie i dość płasko. chociaż dźwiękowo jest to i tak krok w górę.  Płyta może być polecana tylko kompletującym dzieła Popa (takich jest wielu).

 

Dead Kennedys– założony w 1978 roku w San Francisco przez gitarzystę East Bay Raya, wokalistę Jello Biafrę, basistę Klausa Flouride i perkusistę 6025 (właśc. Carlos Cadona), łączył prosty rock’n’roll z punk-rock’iem, zarówno „artystycznym”, wywodzącym się ze Wysp Brytyjskich, jak i tym żywiołowym, charakterystycznym dla sceny amerykańskiej. Nie brak było w ich muzyce wpływów muzyki pop, country, jazzu, jednak tylko w formie pastiszu. Po miesiącu działalności do zespołu dołączył bardziej doświadczony perkusista Ted (właśc. Bruce Slesinger), a 6025 przerzucił się z perkusji na gitarę, zresztą na krótko bo po paru miesiącach opuścił grupę. Zespół debiutował singlem wydanym w 1979 roku pt. „California Über Alles”, który trafił na pierwszy album „Fresh Fruit for Rotting Vegetables” (IRS Records, z roku 1980). W 1981 r. Ted ogłosił, że chce odejść… Zastąpił go D.H. Peligro (Darren Henley). Grupa w składzie: Jello Biafra (wokal), East Bay Ray (gitara), Klaus Flouride (bas, wokal, klarnet), D. H. Peligro (perkusja), nagrała drugą płytę- EP dla Alternative Tentacles w 1981. roku pt. „In God We Trust, Inc”. która, podobnie jak większość ich płyt w dyskografii, była głosem w dyskusji na temat ówczesnych problemów politycznych i społecznych. Podobnie jak w przypadku większości hardcorowego punka w tym czasie, większość piosenek jest krótka, wyraz filozofii- „cenimy treść, a nie długość”. Gitary tworzą chaos rozrzuconych akordów, ale nie tak duży by piosenki traciły jakikolwiek klimat. Bodaj najistotniejszym utworem na tej płycie jest „Nazi Punks Fuck Off” (wydany również na singlu, który zawierał darmową opaskę na ramię z przekreśloną swastyką. Projekt został później przyjęty jako symbol antyrasistowskiego ruchu punkowego Anti-Racist Action.), który wyraża wstręt, jaki zespół odczuwał wobec ruchu neonazistowskiego, wykorzystując swoją muzykę jako wsparcie dla swoich antyfaszystowskich przekonań. EP „In God We Trust, Inc.” została dołączona do wydania drugiego pełnego albumu grupy z 1982 roku „Plastic Surgery Disasters”.

Dead Kennedys na pierwszym swoim longplayu przekonali słuchaczy, że są mistrzami szybkiego, okrutnego i zwięzłego wyrażania swojego niezadowolenia z otaczającej rzeczywistości społecznej i politycznej. Na drugim albumie, potrafi wyrażać podobne problemy ale nieco w inny sposób- mroczniej. „Plastic Surgery Disasters” jest hardcorowym klasykiem (podobnie jak płyta debiutancka)- polityczne sumienie wrażane w sarkastyczny sposób. Muzyka jest doskonała i nawet urozmaicona pod względem instrumentacji, bowiem pojawiają się  psychotyczne dźwięki tuby („Terminal Preppie”, piosenka z fantastycznym przesłaniem przerośniętej kultury młodzieżowej) i gitara akustyczna („Well Paid Scientist”). Jednak album budowany jest z konfiguracji gitary, basu i perkusji, bo przecież. Dead Kennedys byli zespołem punkowym z tekściarzem, który uważany jest za jednego z największych poetów w historii gatunku punk- Jello Biafrę.
Okładka płyty przykuwa uwagę- zdjęcie pt. „Ręce”, autorstwa fotografa Michaela Wellsa, zostało również wykorzystane przez inny zespół punkowy Society Dog. Album zawiera broszurę zawierającą teksty piosenek i dzieła w formie kolaży autorstwa Biafry i Winstona Smitha, które tematycznie nawiązują do tekstu każdej piosenki na albumie. „Plastic Surgery Disasters” to pozycja ze wszech miar godna uwagi.

 


Przejdź do części 2 artykułu >>
Przejdź do części 3 artykułu >>
Przejdź do części 4 artykułu >>
Przejdź do części 5 artykułu >>
Przejdź do części 6 artykułu >>

Kolejne rozdziały: