Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział trzydziesty czwarty)

Niejasne jest pojęcie pop-music, bo w różnych dekadach XX i XXI wieku muzycy grający tę muzykę tworzyli bardzo różne formy czy charakter. Nawet nie zawsze utożsamiano tę muzykę z celowaniem w osiąganie łatwego zysku komercyjnego. Ostatnie dekady XX wieku i początek XXI, były łaskawe dla melomanów, bo często komercyjny sukces był mocno splątany z wysoką jakością artystyczną, którą nie kwestionowali ani wpływowi krytycy muzyczni, ani melomani. A że stosowanie określenia pop nie zawsze dobrze oddawało charakter muzyki, który raczej kojarzony był z łatwym zarobkiem to ukuto trafniejsze określenie- mainstream, który nie podważał jakości artystycznej utworów, ale dookreślał, że w nurcie tym nie należy szukać eksperymentów czy mutacji stylistycznych, zresztą podobnie jak w przypadku jazzu.

 

Grupa The Cranberries stała się jedną z bardziej udanych, które wyłoniły się na pop’owej scenie początku lat 90. Opierali melodyjny gitarowy post pop na delikatnie celtycko zabarwionej linii melodycznej, Wokalistka Dolores O’Riordan, której nietuzinkowy głos był najbardziej charakterystycznym elementem brzmienia grupy, była postacią nie do zastąpienia. Zespół stał się popularny gdy ich świetna ballada- „Linger”, stała się światowym hitem w 1993 roku, Potem popularność rosła. The Cranberries szybko stali się międzynarodowymi gwiazdami, bo debiutancki album z 1993 roku, „Everybody Else Is Doing It, So Why Can’t We?” i jego kontynuacja z 1994 roku- „No Need to Argue” również bardzo się spodobały publiczności. Od momentu wyprodukowania trzeciego albumu- „To the Faithful Departed” (Island Records, z 1996 roku), muzycy The Cranberries zaczęli tworzyć muzykę bardziej świadomie.

Nagrania przedstawiają w warstwie lirycznej mroczne spojrzenie na śmiertelność, przemoc i miłość jako odkupieńczą moc łamanej ludzkości. Muzycznie utwory jawią się jako bardzo różnorodne brzmieniowo. Owa różnorodność stanowi przekonywującą ramę do rozważań oscylujących od rozpaczy do nadziei, potępiających absurd przemocy i wojny i kwestionujących sens wypaczonych ideologicznych poglądów władzy. Album muzycznie jest jednak odważny i bardzo dobrze wykonany. Wokal O’Riordan dostosowuje się do każdego utworu, aby połączyć zarówno tempo i „kołysanie” z imponującymi aranżacjami. The Cranberries wydali album nie dla dekoracji dźwiękowej w tle, lecz zmuszający do przeżywania czy przemyślenia zasłyszanej treści.
Płytę tę powszechnie uważa się za najlepsze dzieło grupy The  Cranberries. Ten styl był przez zespół  kontynuowany w XXI wieku, zanim w 2003 roku zrobili dłuższą przerwę, aby dać sobie czas na solową pracę. Po prawie dziesięciu latach kwartet powrócił z albumami „Roses” z 2012 roku i „Something Else” z 2017 roku. Jednak na początku 2018 roku O’Riordan zmarła w wyniku przypadkowego utonięcia w Londynie. Jej ostatnie nagrania wokalne zostały wykorzystane do wyprodukowania ostatniego dzieła The Cranberries, nominowanego do nagrody Grammy w 2019 roku- „In the End”.

 

Hothouse Flowers to irlandzka grupa rockowa, która łączy tradycyjną muzykę irlandzką z muzyką soul, gospel i rock. Działają od 1985. Pocżątkowo jako dublińscy uliczni performerzy. Ich pierwszy album, „People” (1988), został uznany za najbardziej udany debiutancki albumem w historii Irlandii, osiągając nr 1 w Irlandii i nr 2 w Wielkiej Brytanii listy najlepiej sprzedawanych LP. Po dwóch kolejnych albumach i rozległych trasach koncertowych, grupa rozdzieliła się w 1994 roku. Od ponownego połączenia się w zespół w 1998 roku jego członkowie sporadycznie wydają nowe piosenki i koncertują, ale też kontynuują karierę solową. W marcu 1993 roku Hothouse Flowers wydał trzeci swój album pt. „Songs From The Rain” (London Records)

Krytyk Stephen Thomas Erlewine z magazynu AllMusic napisał: „Swoim trzecim albumem, ‘Songs from the Rain’, Hothouse Flowers odszedł od swoich bardziej hymnowych tendencji, tworząc najcichszą jak dotąd płytę. Chociaż ich przywiązanie do Vana Morrisona, Bruce’a Springsteena i U2 jest nadal widoczne, ich wpływy zaczynają się łączyć. Chociaż ‘Songs From the Rain’ to najbardziej zróżnicowana muzycznie kolekcja zespołu, przeszkadza niespójny zestaw materiałów. Niemniej jednak, kiedy zespół ma dobrą piosenkę, taką jak „Be Good”, to dostarczają ją bardziej przekonująco niż kiedykolwiek wcześniej.”
Inni krytycy byli bardziej łaskawi dla Irlandczyków, bo raczej uwydatniali w swoich recenzjach to, że grali uduchowioną muzykę z dużą muzykalnością. Liam Ó Maonlaí do nagrań wniósł pełen pasji wokal oraz wybitne umiejętności pianistyczne, Fiachna Ó Braonáin gra na wielu instrumentach smyczkowych, Peter O’Toole wspiera grupę gitarą basową, buzuki i chórkami. Leo Barnes gra na saksofonach, a Jerry Fehily na perkusji. Cały dysk jest pełen mocnych melodii, doskonale skomponowanego zestawu muzycznego. delikatne i potężne, poruszające duchowo, z lirycznymi obrazami, które skłaniają do refleksji nad światem.

 

Fury in the Slaughterhouse to znaczący zespół rock & rollowy, który cieszy się takim samym szacunkiem w swoim ojczystym kraju, w Niemczech, jak na przykład U2 w Irlandii. Fury in the Slaughterhouse jest twórcą wielu hitów, wyprzedzając nawet grupę Skorpions w ilości sprzedanych płyt na początku lat 90. Fury in the Slaughterhouse założone zostało w Hanowerze w Niemczech w 1987 roku przez braci Kai Uwe Wingenfelder (wokal) i Thorstena Wingenfeldera (gitara, wokal). Do rodzeństwa dołączyli: Rainer Schumann (perkusja), Christof Stein (gitara) i Hannes Schafer (bas). Po wydaniu debiutanckiego albumu „Fury in the Slaughterhouse”, który ukazał się pod koniec lat 80., do zespołu dołączył klawiszowiec Gero Drnek. Fury in the Slaughterhouse i  natychmiast stali się królami klubowego grania, zyskując coraz więcej nowych fanów.

Album został pierwotnie wydany przez SPV i Slaughterhouse Records w listopadzie 1993 roku. Jednak dopiero w 1994 roku Fury in the Slaughterhouse zyskał rozgłos za granicą, gdy czwarty album grupy- „Mono”, został rozprowadzony w USA przez RCA Records. Zremasterowana wersja z dodatkowymi utworami została wydana przez Kick It Out Records 29 sierpnia 2005 roku.
Dzięki ulotnej, medytacyjnej grze Thorstena, szorstkiemu wokalowi Kaia i życiowym ponurym tekstom, ta stosunkowo łagodna muzyka zdołała przełamać supremację grup grunge w radiu, prezentującym muzykę alternatywną.
Niemiecki zespół Fury In The Slaughterhouse odniósł już sukces w swojej ojczyźnie, zanim zadebiutował w Ameryce w 1993 roku.
Redaktor Markus Maja z Metal Inside tak się wyrażał na temat płyty „Mono”: „Z około 300 000 sprzedanymi egzemplarzami do tej pory, ‘Mono’ z 1993 roku z pewnością powinien być jednym z najbardziej udanych albumów w długiej karierze Fury in the Slaughterhouse. Możesz mi wybaczyć tę ignorancję, ale szczerze mówiąc, nie podobała mi się ta czarna część winylowa z fajną flummenową okładką w całości (tylko w porównaniu do mocnych poprzedników). Ale wraz z wydłużaniem się czasu słuchania odwróciło się to wrażenie, ponieważ ta ogromna intensywność i twardy rockowy charakter niemal mimowolnie rzuciły na ciebie czar. Nawiasem mówiąc, większość najbardziej krytycznych fanów Fury’ch widzi to w ten sam sposób, więc mieszkańcy Hanoweru muszą być certyfikowani jako twórcy arcydzieła muzycznego i technicznego. Płyta sprzedawała się jak szalona, więc Fury w końcu osiągnęli swój wielki sukces w całych Niemczech i od tego czasu mogli bywać w większych halach. Przy wsparciu (remiksu) pewnego Mousse T. i Sabine Bulthaup, producent Jens Krause nagrał 13 różnych piosenek bez żadnych (zbyt gładkich) poprawek i innych zbyt eksperymentalnych historii (jak na wielu następnych albumach), ze znakomitym ‘Radio Orchid’, ze swoim cudownie epicko-melancholijnym charakterem i haczykiem na wieki, nadal powinien brzmieć więcej niż pozytywnie dla większości fanów rocka. Nie mniej mocne utwory to klasyczny „Every Generation Got Its Own Desease” czy covery chwytliwego utworu Gallagher & Lyle „When I’m Dead And Gone” (który wciąż jest wymagany na każdym koncercie na żywo!) pozostawia stosunkowo słaby oryginał o kilka długości w tyle. „Mono” to po prostu rodzaj udanego totalnego dzieła sztuki, prawie każda piosenka przekonuje specjalną cechą, dzięki czemu nawet mniej znane rzeczy, takie jak cudownie potężny „Waiting For Paradise” czy „Money Rules”, mogą wywołać trwałe wykrzykniki. W ramach wyjątkowej uczty dla „Haunted Head And Heart”, etatowy piosenkarz Kai Wingenfelder po prostu oddał swój główny wokal swojemu bratu Thorstenowi, który poza tym przypadkiem „tylko” pracuje jako gitarzysta, a i to działa doskonale. Sporo zespołów czeka całe życie na tak doskonały ruch, w którym wszystko pasuje. Wcześniej i później Fury napisał wiele nieśmiertelnych hymnów, ale z ‘Mono’ z pewnością dostarczyli swój własny rockowy klasyk, który utorował nawet drogę do trzymiesięcznej trasy po Stanach (w tym numer 15 na Billboardcharts „Modern Rock”)…”

 

W 1995 roku wydawnictwa- Slaughterhouse Music / SPV, wydały płytę  „The Hearing & The Sense of Balance”. Pierwsze wydanie pojawilo się jako atrakcyjny limitowany digipack.

Krytycy muzyczni nie zganili płyty, pisząc:

  • Wolfram Lumpe (redaktor WDR) napisał: „Furie próbują tutaj coś zmienić: z cover’em The Police „Next to you” prezentują prawdziwą rockową petardę, a w zamian udaje im się emocjonalny wybuch wspierany przez fortepian w „Ghosttown”. Jedną z najważniejszych atrakcji jest zdecydowanie „Down there”: jeśli pozwolisz, aby utwór pracował nad tobą w spokoju, szybko poczujesz, że patrzysz na świat z kapsuły kosmicznej razem z braćmi Wingenfelder. Smutny „Rainy April Day” jest dedykowany małej córce Curta Cobaina i Courtney Love, i krytycznie odnosi się do szumu [medialnego] wokół wczesnego samobójstwa inicjatora grunge’u. […] Przesłuchanie oferuje … Nic więcej i nic mniej niż zwykła płyta Fury’ch. Naprawdę nie można na to narzekać, ale nie ma nic wyjątkowego do powiedzenia. To dobra niemiecka muzyka rockowa, która zawsze wyróżnia się na tle konkurencji. Tylko: poprzednik Mono oferował znacznie więcej.”
  • Manfred Thomaser z Intro-Musik & so: „Fury in the Slaughterhouse [w tł.: Furia w Rzeźni]. Sama nazwa zespołu powinna w międzyczasie wystarczyć czytelnikowi, aby udał się do sklepu z płytami i wpadł w szał zakupów. Po tym, jak poprzednik ‘Mono’ został pozłocony, mężczyźni wokół wokalisty Kaia Wingenfeldera kontynuowali rozwój swojego własnego stylu Fury w 1995 roku. […] Nie odkryłem takiego przeboju jakRadio Orchid” w „The Hearing…”, ale zespół wyznacza kolejny kamień milowy i dobrze by było, gdyby nie kusiło mnie myślenie o sukcesie […] Nowe piosenki brzmią świeżo, nie próbują naśladować trendów i mód, by „The Hearing …” było kolejną przyjemnością słuchania! Nie jestem fanem Fury, ale zespół jest po prostu dobry. Lubię smutny nastrój „Ghosttown” z ciężkim pianinem, chłodny nastrój „Hello & Goodbye”, „Hang The DJ” w stylu Madness i akustyczny „Rainy April Day”. Szczególne zainteresowanie należy poświęcić tekstom, które poruszają współczesne tematy, nie popadając w głupie banały. Jeśli lubisz folk pop, dobrze jest kupić tę płytę. Fani The Police powinni również docenić swoje pieniądze dzięki coverowej wersji „Next To You”, nawet jeśli główny wokal nie zbliża się do oryginału. Niezależnie od tego, bo to naprawdę da się przeboleć.”
  • Stereoplay: „Tylko sfrustrowani mieszkańcy sali prób będą zazdrościć Fury In The Slaughterhouse za rolę „ulubieńca wszystkich” niemieckiej sceny muzycznej. […] Hanowerczycy zrobili to, co najlepsze w tej sytuacji: potężny rockowy album o dużej randze. Dla niektórych fanów od samego początku istnienia zespołu dwanaście nowych piosenek byłego zespołu indie może być zbyt chwytliwymi. Reszta świata może spodziewać się dynamicznych popowych piosenek (najsilniejsze: „Kiss The Judas” i „Pricess Of New York”), a także pięknych ballad („Down There”, „Ghosttown”). I właśnie w takich chwilach niepohamowanej popędliwości tych sześć jest najlepszych. Jeden czy dwa wyblakłe numery („Your Love Won’t Take Me Anywhere”, „Hang The DJ” – Morrissey kiedyś lepiej poradził sobie z tym tematem) nie mają znaczenia. Oczywiście jest całkiem możliwe, że Fury In The Slaughterhouse osiągnęli wstęp do zakończenia swojego rozwoju jako popowego zespółu z „The Hearing And The Sense Of Balance”. Jens Krause wykonał kolejną świetną robotę, a jednak wydaje się, że nadszedł czas na nowego człowieka na krześle producenta, bo zespół nie musi się obawiać ryzyka muzycznego ciosu. Zamiast plastikowego, twardego pudełka mamy digipack, który jest nieco niewygodny w obsłudze – jak wiecie to choćby z albumu Pearl Jam ‘Vitalogy’
  • Audio: „Fajnie, że wciąż jest coś takiego: niemiecki rock, który nie skupia się przede wszystkim na Ameryce, ale raczej ożywia ją specjalną mieszanką. The Hanoverian Furies, w ósmym roku ‘wyścigu’, lśnią na swoim piątym albumie zrelaksowanymi melodiami i bardziej wyrafinowanymi aranżacjami niż kiedykolwiek wcześniej. Gwałtowne pauzy, groovy sample, balladowa gra fortepianowa, chóry w tle, gitary akustyczne, smyczki (!) i melancholijny głos Kai’a Uwe Wingenfeldera, jednak nie wydają się sztucznie zainscenizowane, a raczej pochodzą z uczucia. Bravo, Fury!

 

Po trzech minutach słuchania „Mmm Mmm Mmm Mmm…” nie chce się innego czegoś, poza powtórzeniem odtwarzania tego utworu. Kto tak nucił? Lider kanadyjskiej formacji Crash Test Dummies Brad Roberts na płycie „God Shuffled His Feet” (Arista Records, 1993 rok).

Dziwnie zatytułowana piosenka- „Mmm Mmm Mmm Mmm” jest bardzo nietypowa, bowiem jest powolna, delikatna i bardzo sentymentalna. Wersety opowiadają o trzech różnych dzieciakach: chłopcu, którego włosy stają się białe po wstrząsającym wypadku samochodowym, dziewczynie, która nie chce zmieniać ubrań w szkolnej szatni, ponieważ ma znamiona na całym ciele i o chłopcu, który jest członkiem Kościoła Zielonoświątkowego, w którym uczestnicy misteriów regularnie skaczą i trzęsą się w religijnej ekstazie. Refren składa się w całości z quasi-nucącego murmurando, który powtarza tytuł piosenki. Tekst, w którym dzieci i ich wstyd, są postrzegani jako różniący się od kolegów z klasy, ale też zwraca uwagę na ich codzienne męki. To bardzo wzruszająca piosenka. Muzyka w przebojowym „Mmm Mmm Mmm Mmm” i pozostałych utworach „God Shuffled His Feet” osadzona jest w miękkiej odmianie folk rocka. W aranżacjach przeważają dźwięki gitary akustycznej i fortepianu. Charakterystycznym w brzmieniu zespołu jest głęboki głos Brada Robertsa (na granicy basu barytonu) oraz jego ostry i charakterystyczny sposób wysławiania się.
Recenzent AllMusic- Stephen Thomas Erlewine, napisał: „Dzięki niezwykle wyraźnej i skoncentrowanej produkcji Jerry’ego Harrisona drugi album Crash Test Dummies stał się niespodziewanym hitem. Oprócz stosunkowo zwięzłych popowych przebojów z singli ‘Mmm Mmm Mmm Mmm’ oraz ‘Afternoons and Coffeespoons’, [album] ‘God Shuffled His Feet‘ nie różni się niczym od pierwszego albumu zespołu.”
Magazyn Sputnik podsumował: „…jest to całkiem przyzwoity album sam w sobie, a także stanowi dobry przykład ekscentrycznej alternatywnej muzyki rockowej, która często odnosiła sukcesy na początku lat dziewięćdziesiątych.”
Przytoczone opinie nie są entuzjastyczne, ale też nie krytykują zespołu za ich twórczość, jednak każdy kto słuchał nagrań z tej płyt musi przyznać- „dobre to, bardzo przyjemne w słuchaniu!”

 

Najbardziej znany ze swojego międzynarodowego przeboju „A Girl Like You”, szkocki piosenkarz / autor tekstów / gitarzysta / producent Edwyn Collins, w 1976 roku założył Nu-Sonics z gitarzystą Jamesem Kirkiem, basistą Davidem McClymontem i perkusistą Stevenem Dalym i zaczął pracować nad stworzeniem brzmienia, które łączyłoby Byrds, Velvet Underground i Chic z energią punka. Po zmianie nazwy kwartetu na Orange Juice Collins i jego przyjaciel Alan Horne założyli wytwórnię Postcard, aby wydać debiutancki singiel zespołu. „Falling and Laughing”, nagrany za mniej niż 100 funtów. Został on wydany w 1980 roku i spotkał się z ogromnym uznaniem krytyków, a kolejne wydawnictwa ugruntowały pozycję grupy. Kariera solowa wokalisty grupy Orange Juice wydawała się oczywistym kolejnym krokiem, ale Collins miał problem ze znalezieniem wytwórni, która byłaby gotowa wydać jego płyty. Dopiero po paru wyprzedanych koncertach w 1986 roku w Londynie Alan McGee z Creation Records podpisał z nim kontrakt w imieniu wytwórni Elevation. Po nich pojawiły się single „Don’t Shilly Shally” i „My Beloved Girl”, ale te nagrania nie przekonały Alana McGee,  nie przeniósł Collinsa do Creation, w efekcie piosenkarz ponownie został bez umowy. Kilka miesięcy później Collins zgodził się na nagrywanie w małym niemieckim studiu prowadzonym przez grupę oddanych fanów Orange Juice. Nagrał z pomocą starych przyjaciół Dennisa Bovella i z Aztec Camera materiał na LP- „Hellbent on Compromise”. Przedsięwzięcie było nieudane. Kiedy podpisał kontrakt z brytyjską niezależną wytwórnią o nazwie Setanta, powstał album „Gorgeous George” (z 1994 roku)- zjadliwy zestaw retro-popu podkreślony przez singiel „A Girl Like You”.

Powoli piosenka stała się wielkim hitem w całej Europie, a także w Stanach Zjednoczonych i po raz pierwszy od czasu przeboju Orange Juice „Rip It Up” z 1983 roku wpisała ponownie Collinsa na listy przebojów, Sukces „A Girl Like You” dał także Collinsowi środki finansowe potrzebne do zbudowania własnego studia, co zrobił w West Hampstead z pomocą inżyniera Seba Lewsleya. Duet nagrał wielu artystów w West Heath Studio. Collins wykorzystywał również studio do nagrywania swoich późniejszych solowych płyt.
Collins w nagraniach z „Gorgeous George” na początku nie ukrywa swojej nudy kulturą młodzieżową lat dziewięćdziesiątych. następują komentarze (ogólnej natury) na temat mód swoich czasów, demonstrując przy tym zarówno złośliwy dowcip, jak niewymuszoną melodykę, co było możliwe podczas współpracy podczas nagrań z byłym perkusistą Sex Pistols- Paulem Cookiem i basistką Claire Kenny. Ten zespół muzyków mógł pozwolić sobie na, zaskakująco wszechstronny, muzyczny atak, ale też, zdolny do asymilacji  glam rocka, ale także jangle pop, folk-rocka i soulu. I chociaż czasami Collins może przesadza w atakowaniu konkurencji, w postaci np. Guns N 'Roses („North of Heaven”), to nie można odebrać jego słowom i muzyce trafnych spostrzeżeń. Pop w wykonaniu Collinsa jest na pewno cudownie rozumny.

 

 


Kolejne rozdziały: