Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział pięćdziesiąty piąty)

 

Rację miał Louis Armstrong twierdząc, że sensu nie ma dzielenie muzyki na nurty, kierunki lub używając innej terminologii, bo jest tylko albo dobra, albo zła muzyka. To twierdzenie ma rzeczywiście sens wobec przypadku tak zwanego rocka progresywnego. Wyjątkowo pojemnego nurtu, bo mieszczącego takie podgatunki i style jak: symfoniczny rock, eksperymentalny rock, folk progresywny, art rock, metal-prograsywny, czy wreszcie jazz-rock… W przypadku kierunków progresywnych istotny jest pewien wymóg- utwory tego nurtu, często złożone i wyrafinowane, muszą być wykonane z wirtuozerią.

Jeff Beck [1], jeden z najważniejszych gitarzystów tzw. „Bytyjskiej Inwazji”, posiadał zmienny, liryczny styl, który brzmiał równie dobrze w grzmiącym blues-rocku jak i miękkiej fuzji. Beck grał w obu stylach w swojej długiej, nieprzewidywalnej karierze, będąc pionierem psychodelii, heavy metalu i jazz-rocka. Jego niesamowity talent był widoczny od momentu, gdy dołączył do Yardbirds, popychając grupę w kierunku oszałamiającego rocka na tak przełomowych singlach z połowy lat 60., jak „Shapes of Things” i „Over Under Sideways Down”. Beck opuścił Yardbirds po spędzeniu nieco ponad roku w grupie, tworząc Jeff Beck Group, miażdżąco głośny, ciężki zespół rockowy z udziałem Rona Wooda na basie i Roda Stewarta na wokalu. „Truth”, ich debiutancki album z 1968 roku, nakreślił ścieżkę, którą wkrótce miał podążać Led Zeppelin, ale Beck nigdy nie rywalizował z grupą Jimmy’ego Page’a pod względem popularności. We wczesnych latach 70. Wiązał się z nowopowstałymi zespołami, w tym super trio z sekcją rytmiczną Vanilla Fudge, Timem Bogertem i Carmine Appice, by w końcu zadomowić się w zgrabnej jazzowej produkcji „pod okiem” George’a Martina o tytule: „Blow by Blow” z 1975 roku . Od tego momentu fusion odgrywało kluczową rolę w muzyce Becka, czasami zajmując pierwsze miejsce – jak na albumie koncertowym z 1977 roku, wydanym przez Jan Hammer Group.- ale częściej dostarczał talentu na tak odważne płyty rockowe, jak „Jeff Beck’s Guitar Shop” z 1989 roku . W trakcie swojej kariery Beck równoważył swoje solowe nagrania gościnnymi występami na albumach innych muzyków – w szczególności grał na gitarze prowadzącej w solowym debiucie Micka Jaggera z 1985 roku „She’s the Boss” i zestawie Rogera Watersa z 1992 roku „Amused to Death” – i czasami te współpraca zaowocowała pełnym albumem w duecie, podobnie jak w przypadku jego albumu z 2022 roku z Johnnym Deppem .

  • Album „Blow by Blow”, nagrany w październiku 1974 w studio AIR (Londyn), został wydany 29 marca 1975 przez Epic Records. Producentem był George Martin.


„Blow by Blow” to album instrumentalny, osiągnął 4. miejsce na amerykańskiej liście Billboard 200 i uzyskał status płyty platynowej od RIAA (Recording Industry Association of America).
Beck poświęcił czas na pracę sesyjną z innymi grupami po rozwiązaniu tria Beck, Bogert & Appice (BBA) wiosną 1974 roku,. W tym czasie odbyło się „przesłuchanie” do The Rolling Stones, ale stylistycznie za bardzo się różnili. Wobec sytuacji, w czasie której Beck pozostawał bez zespołu, zdecydował się nagrać całkowicie instrumentalny album, zapraszając klawiszowca Maxa Middletona z drugiego składu Jeff Beck Group. Trzecim kluczowym współtwórcą „Blow by Blow” po Becku i Middletonie był Stevie Wonder, który dał Beckowi swoje piosenki „Cause We’ve Ended as Lovers” i „Thelonius”, z Wonderem grającym na clavinecie. Pozostałymi muzykami biorącymi udział w sesji nagraniowej byli: Phil Chen na basie (określony jako „Phil Chenn”) i Richard Bailey za perkusją.
Recenzent AllMusic- Mark Kirschenmann, napisał o płycie: „’Blow by Blow’ jest typowym przykładem cudownie nieprzewidywalnej kariery Jeffa Becka. Wydany w 1975 roku, piąty album Becka jako lidera i pierwszy instrumentalny album był wyraźnym odejściem od jego bardziej rockowych poprzedników. Tylko kompozytor / klawiszowiec Max Middleton powrócił z poprzednich składów Becka. Trzeba przyznać Beckowi, że ‘Blow by Blow’ ma znakomitą obsadę drugoplanową. Gustowne użycie przez Middletona Fendera Rhodes, clavinetu i analogowych syntezatorów pozostawia uduchowiony ślad. Perkusista Richard Bailey w równym stopniu wspiera, jak i napędza, zręcznie łącząc elementy jazzu i funku ze współczesnymi miernikami mieszanymi. W dużej mierze sukces albumu można przypisać doskonałemu materiałowi, na który składają się dwa oryginalne utwory Middletona oraz dwa wspólne z Beckiem, sprytna aranżacja ‘She’s a Woman’ Lennona i McCartneya oraz dwa oryginały autorstwa Steviego Wondera. Pomysłowa produkcja i aranżacje smyczkowe George’a Martina rywalizują z jego największym dziełem. Wszechstronne solówki i różnorodne dźwięki Becka są wyraźnie głównym tematem albumu, a on okazuje się być biegłym muzykiem rytmicznym. ‘Blow by Blow’ jest równoważone przez otwarte jammowanie i wyrazistą interakcję zespołową, ponieważ unika bombastyczności, która zatopiła większość jazz-rockowej fuzji z tamtego okresu. Jedną z wyjątkowych cech albumu jest poczucie zabawy, które przenika występy. W otwierającym albumYou Know What I Mean’ piekące, oparte na bluesie solo Becka jest pełne pomysłowych kształtów i śmiałych skoków. W ‘Air Blower’ wyszukane warstwy rytmiczne, pojedynkowe prowadzenie i gitary solowe znajdują swoje miejsce w miksie. Napędzany galwaniczną sekcją rytmiczną, Beck toruje sobie drogę do ‘Scatterbrain’, gdzie zawrotna linia klawiszy i gitar prowadzi do bardziej energicznej solówki Becka i Middletona. W balladzie Steviego Wondera ‘Cause We’ve Ended as Lovers’ Beck na różne sposoby namawia i uwalnia westchnienia i krzyki ze swojej gitary w bolesnym oddaniu Royowi Buchananowi. Trafnie zatytułowany ‘Freeway Jam’ Middleton najlepiej ilustruje luźne i radosne cechy albumu, z Beckiem ponownie unoszącym się wysoko na fali sekcji rytmicznej. Podobnie jak w przypadku „Scatterbrain”, nienaganne aranżacje smyczkowe Martina wzmacniają subtelne harmoniczne odcienie zamykającego ‘Diamond Dust’.Blow by Blow’ zasygnalizował nowy szczyt twórczy dla Becka i okazało się, że jest to trudne do naśladowania. Jest to świadectwo siły skutecznej współpracy, a biorąc pod uwagę okoliczności, Beck wyraźnie stanął na wysokości zadania. Oprócz bycia osobistym kamieniem milowym, ‘Blow by Blow’ plasuje się jako jedno z premierowych nagrań w kanonie instrumentalnej muzyki rockowej”.
‘Blow by Blow’ był hitem w Stanach Zjednoczonych, osiągając czwarte miejsce na listach przebojów Billboardu, ostatecznie sprzedając się w milionach egzemplarzy. Pozostaje najwyżej notowanym albumem Becka.

  • Album „Wired”, nagrany w październiku 1974 w studiach AIR i Trident (Londyn) i Cherokee (Hollywood) w składzie: Jeff Beck (gitary), Max Middleton (Hohner clavinet, pianino elektryczne Fender Rhodes), Jan Hammer (syntezator, perkusja), Wilbur Bascomb (bas), Narada Michael Walden (perkusja, fortepian), Richard Bailey (perkusja) i Ed Greene (zestaw perkusyjny), został wydany w maju 1976 przez wytwórnię Epic. Producentami płyty zostali George Martin, Chris Bond i Jan Hammer.


„Wired”, solowy i instrumentalny album Jeffa Becka, osiągnął sukces komercyjny podobny do wcześniej wydanego „”Blow By Blow”, uzyskał tytuł platynowej płyty od RIAA (Recording Industry Association of America).
Cztery utwory na ścieżkach albumu to oryginały autorstwa Narady Michaela Waldena, a jeden autorstwa Jana Hammera. Max Middleton wniósł hołd dla Led Zeppelin, „Led Boots”, a Beck zdecydował się zinterpretować odę Charlesa Mingusa do saksofonisty Lestera Younga , „Goodbye Pork Pie Hat ”, z klasycznego albumu jazzowego Mingus „Ah Um”. Te dwa ostatnie utwory były właściwie stale w repertuarze Becka. Album został po raz pierwszy wydany na CD w 1985 roku w Japonii. W 2001 roku zremasterowana stereofoniczna edycja CD została ponownie wydana na całym świecie Oprócz konwencjonalnej dwukanałowej wersji stereo, album został wydany przez firmę Epic w 1976 roku w czterokanałowej edycji kwadrofonicznej na płycie LP i 8-ścieżkowej taśmie . Wydanie quad LP zostało zakodowane w systemie SQ matrix. Ta kwadrofoniczna wersja została wykorzystana do ekskluzywnego japońskiego wydania hybrydowego, wielokanałowego SACD, w 7-calowym opakowaniu kartonowym (podobnie wydano również „Blow By Blow”)..

„Wired” otrzymał w większości pozytywne recenzje, kiedy został wydany. W Rolling Stone recenzent określił płytę jako pełne „ognia i wyobraźni”. Jednak Robert Christgau uznał tę samą płytę za sprawną technicznie, ale bezduszną, nazywając to „bezmyślnym oszustwem”. Inżynier Peter Henderson napisał później o albumie: „Słuchałem tego kilka lat później i brzmiało to tak, jakby zostało nagrane bezpośrednio na kasetę. Nie sądzę, aby był to jeden z moich najlepszych momentów”.
Pisząc dla AllMusic, Mark Kirschenmann napisał: „W ciągu dwóch lat bliźniacze wieże Blow by Blow i Wired ustanowiły standardy instrumentalnego rocka, z którymi nawet Beckowi trudno było dorównać. Na Wired, z pierwszorzędnymi materiałami i współpracownikami pod ręką, jeden z najbardziej fascynujących gitarzystów rockowych jest w szczytowej formie”.

 

Donald Fagen [2], jeden z liderów Steely Dan, stworzył płynną, wyrafinowaną mieszankę jazzu, R&B, popu i rocka, która opierała się na lirycznym dowcipie, technicznej przenikliwości i płynnym rytmie. Wraz ze swoim partnerem Walterem Beckerem w ramach Steely Dan, Fagen doskonalił ten styl w latach 70., których kulminacją był „Gaucho” z lat 8. Muzycy rozstali się po wydaniu płyty i chociaż dekadę później ponownie się spotkali – najpierw przy solowych płytach, potem na scenie, a ostatecznie w studiu z nagrodzonym Grammy albumem „Two Against Nature” z 2000 roku – ich przerwa w latach 80. dała Fagenowi możliwość zaistnienia jako artysty solowego w „The Nightfly”, albumie z 1982 roku, który wygenerował hity „IGY” i „New Frontier” na drodze do statusu platyny i nominacji do nagrody Grammy w kategorii Album Roku.

  • Album „The Nightfly”, nagrany w latach 1981–82 w Soundworks Digital Audio/Video Recording Studios, Automated Sound (Nowy Jork) i Village Recorders (Los Angeles), został wydany 1 października 1982 przez wytwórnię Warner Bros. Wartościowa wersja cyfrowa została udostępniona 23 sierpnia 2017 w Japonii w formacie SHM-CD, Cardboard Sleeve (mini LP) z numerem katalogowym- WPCR-17866 lub Hi-Res CD (MQA x UHQCD, WPCR-18237) z sierpnia 2019 roku (na fotografiach niżej).


„The Nightfly” [3], debiutancki solowy album studyjny Donalda Fagena (wokal, syntezatory, instrumenty klawiszowe, synth blues harp), który został wyprodukowany przez Gary’ego Katza, najbardziej znanego ze swojej pracy nad albumami Steely Dan, zespołu którego Fagen był współzałożycielem razem z Walterem Beckerem (gitary, bas, chórki). Zespół rozpadł się w 1981 roku, co wymusiło na Fagenie rozpoczęcie kariery solowej. Chociaż The Nightfly obejmuje wielu pracowników produkcyjnych i muzyków, którzy grali na płytach Steely Dan, było to pierwsze wydawnictwo Fagena bez wieloletniego współpracownika Waltera Beckera. W przeciwieństwie do większości poprzednich prac Fagena, „The Nightfly” jest niemal rażąco autobiograficzna. Wiele piosenek odnosi się do ostrożnie optymistycznego nastroju jego dzieciństwa na przedmieściach rodzinnego miasta późnych lat pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych i zawiera takie tematy, jak nocni jazzowi disc jockey’e, schrony przeciwatomowe i wakacje w tropikach. Nagrywany przez osiem miesięcy w różnych studiach między Nowym Jorkiem a Los Angeles album jest wczesnym przykładem w pełni cyfrowego nagrania muzyki popularnej. Powstająca technologia, a także perfekcjonizm inżynierów i muzyków sprawiły, że album stał się trudny do nagrania. Aby przygotować się do wykorzystania technologii cyfrowej, inżynierowie albumu wzięli udział w zajęciach w firmie 3M w St. Paul w stanie Minnesota. Inżynierem nagrań był Roger Nichols, a miksującym Elliot Scheiner. Ci dwaj inżynierowie i Gary Katz pracowali nad większością z siedmiu poprzednich albumów Steely Dan, więc znali się doskonale. Wielu muzyków grało już wcześniej na płytach Steely Dan, w tym Jeff Porcaro, Rick Derringer i Larry Carlton. Poza tym zatrudniono wielu muzyków studyjnych. Informacja na płycie wymienia łącznie 31. muzyków. Podczas wywiadu radiowego w Off the Record w 1983 roku Fagen ujawnił, że chociaż uważał pisanie piosenek za jedną ze swoich mocnych stron i że początkowo piosenki do albumu przychodziły mu z łatwością, zaczął męczyć się bez swojego długoterminowego współpracownika -pisarza Waltera Beckera. Ta trudność w pisaniu przekształciła się w długą blokadę pisarską… Dema do albumu, w większości skomponowane na klawiszach i automacie perkusyjnym, pozostawały bez tekstu, aby umożliwić zmiany w studiu. Praca w studio dała dobre efekty, które zostały dobrze przyjęte, zarówno przez krytyków, jak i komercyjnie. Płyta pokryła się platyną zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak iw Wielkiej Brytanii. „The Nightfly” zyskał szerokie uznanie i otrzymał siedem nominacji do nagród Grammy w 1983 roku.

David Fricke napisał w Rolling Stone, że „Donald Fagen wyczarowuje świat, w którym wszystko jest możliwe, nawet dla dzieciaka zamkniętego w sypialni”. Robert Christgau, piszący dla The Village Voice, skomentował: „te piosenki należą do najlepszych Fagena […] jego ostro zacienione teksty umieszczają najbardziej jazzową muzykę, jaką kiedykolwiek wydał na winylu…”. Robert Palmer z The New York Times nazwał ‘The Nightfly’: „żywym i często pomysłowym spojrzeniem wstecz na świat, który odszedł na zawsze. Jego brzmienie jest lśniące i współczesne, ale nawiązuje zarówno do ducha, jak i muzyki lat, kiedy Mr. Fagen dorastał...” I kolejne recenzje pozostały pozytywne: Jon Matsumoto wybrał go do artykułu wstępnego „Classic of the Week” w Los Angeles Times w 1994 roku, nazywając go „eleganckim albumem popowym”, chwaląc „żywy liryczny gobelin” i „rytmicznie żywiołową” muzykę. Jason Ankeny z AllMusic uważał The Nightfly za kontynuację „gładkiego pop-jazzowego stylu preferowanego na ostatnich płytach Steely Dan”, a także „bujny i lśniący, wyprodukowany z kinowym polotem przez Gary’ego Katza; romantyczny, ale nigdy sentymentalnywykonane z nienagannym stylem i wyrafinowaniem”. Historyk jazzu Ted Gioia podaje „The Nightfly” jako przykład Steely Dan, który „udowodnił, że pop-rock może równie dobrze skorzystać na zdrowej dawce jazzu” podczas ich pierwotnej kadencji, która zbiegła się z okresem, w którym muzycy rockowi często eksperymentowali z idiomami jazzowymi.
„The Nightfly” w 2000 roku został wybrany numerem 288 na liście 1000 najlepszych albumów wszechczasów Colina Larkina, a w 2006 roku znalazł się na liście „1001 albumów, które musisz usłyszeć, zanim umrzesz” Roberta Dimery’ego. W 2010 r. watykański L’ Osservatore Romano wybrał „The Nightfly” jednym ze swoich oficjalnych 10 najlepszych albumów.
Album pozostaje ulubieńcem audiofilów- według Paula Tingena z magazynu Sound on Sound: „przez lata była popularną płytą demonstracyjną w sklepach hi-fi na całym świecie”. Paul White, redaktor naczelny Sound on Sound, powiedział, że „The Nightfly” „jest zawsze dobrym punktem odniesienia przy sprawdzaniu systemów odsłuchowych i pokazuje, jakie dobre wyniki można uzyskać z tych wczesnych cyfrowych systemów nagrywania we właściwych rękach”. Oprócz wykorzystania w testach w studiu nagraniowym, Clive Young z Pro Sound News nazwał „IGY” i „Free Bird” jako pro audio, twierdząc, że prawie każdy inżynier dźwięku na żywo używa tej piosenki do testowania odpowiedzi dźwiękowej systemu front-of-house. EQ Magazine umieścił The Nightfly jako jeden z 10 najlepszych nagranych albumów wszechczasów, obok Beatlesów „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” i „Pet Sounds” zespołu Beach Boys.

 

  • Album „Two Against Nature” zespołu Steely Dan (więcej o zespole >>), nagrany w latach 1997–1999 w czterech studiach: River Sound (New York City), Clinton Sound, Electric Lady Studios (Nowy Jork) i Hyperbolic Sound (Maui), wydany 29 lutego 2000 roku przez wytwórnię Giant. Płytę wyprodukowali Walter Becker i Donald Fagen.


„Two Against Nature” pierwszy album studyjny Steely Dan od 20 lat, od momentu rozwiązania zespołu. Nagrania z „Two Against Nature” przyniosły zespołowi cztery nagrody Grammy: Album Roku, Najlepszy Popowy Album Wokalny, Najlepszy Album Engineered – Non-Classical i Najlepszy Popowy Występ Duetu lub Grupy z Wokalami (za singiel „ Cousin Dupree „). Album doskonale się sprzedawał-przekroczono  ponad milion wyprzedanych egzemplarzy, co pozwoliło zdobyć platynowy certyfikat od Recording Industry Association of America (RIAA).
Album „Two Against Nature” odniósł również sukces krytyczny [4]: pisząc w marcu 2000 roku dla The Village Voice, Robert Christgau oklaskiwał muzykę jako doskonały „rockowy powrót” oraz „szybszą i raźniejszą, bardziej kwaśną, podstępną i mniej kojącą” iterację jazzowego popu z albumu Steely Dan „Aja” z 1977 roku, opisując płytę jako „postfunk”. Pod względem tematycznym znalazł je ujednolicone przez fikcyjne, ale odkrywcze relacje o „brudnych starcach” szukających „potwierdzenia” i „podniecenia” w swoim życiu seksualnym, które jest „pełne mocnych zauroczeń i przypadkowych aktów okrucieństwa, interesowności i nienawiści do samego siebie, błędne cykle wiejące ciepło i zimno”, wszystkie przekazują „pilną potrzebę przyciągania”. Stephen Thomas Erlewine z AllMusic napisał: „Znany z unikania występów koncertowych, nieprawdopodobny powrót Steely Dana na żywo w połowie lat 90. ostatecznie przekształcił się w pełnoprawny album. Ponieważ fani Steely Dan spędzili dwie dekady bez nadziei na nową płytę, sama perspektywa była rozkoszą, ale była też trochę niepokojąca, ponieważ nieudany powrót zszargałby dziedzictwo zespołu. Na szczęście ‘Two Against Nature’ jest równie uwodzicielskie i pociągające jak najlepsze późniejsze dzieła Steely Dan, z podobnym naciskiem na klasyczną atmosferę i groove. W połowie drogi między ‘Gaucho’ a nieskazitelną produkcją solowego albumu Fagena ‘Kamakiriad’, to pełna wdzięku, zawiła płyta, która działa swoim subtelnym urokiem we własnym tempie. Chociaż oznacza to, że nie jest to nokaut przy pierwszym przesłuchaniu, to prawdziwy wzrost – cicho uzależniający album, który powoli toruje sobie drogę do podświadomości. Jest to również niesamowicie naturalne rozszerzenie poprzedniej pracy duetu, ale, co zaskakujące, nigdy nie brzmi nostalgicznie ani przestarzale. To jasne, że Becker i Fagen ponownie połączyli siły, ponieważ po prostu lubią razem pracować: tworzyć piosenki i aranżacje, projektować produkcję, wprowadzać żarty do tekstów, znajdować dokładnie takie występy, które pasują do ich specyfikacji. W tym sensie ‘Two Against Nature’ nie różni się niczym od poprzednich wydawnictw Steely Dan; właśnie dlatego jest to mile widziane, ponieważ znajdują niemal nieskończone permutacje w swoim charakterystycznym brzmieniu. Lirycznie album nie jest tak złośliwy, jak ich twórczość z lat 70., ale nie stracili swojego ostrego humoru, nawet w kilku prostych wersach. Prawdziwa wypłata jest jednak muzyczna. Każda piosenka stopniowo ujawnia swoją tożsamość poprzez drobne, ekscytujące akcenty, nadając płycie głębię i charakter oraz wygodnie wpasowując się w uznany dorobek Steely Dan. I to jest równie zachwycająco nieoczekiwane i wyjątkowo piękne, jak wszystko inne w ich karierze”. Odmienny pogląd pochodził od recenzenta Pitchfork- Brenta DiCrescenzo, który odrzucił piosenki jako „długie, nie do odróżnienia” i „błyszczący bop-pop”, sugerując jednocześnie, że Steely Dan nie ma „duszy”. Wydźwięk ostatniej z cytowanych recenzji był rzadkością.

 

Toto [5] zdefiniował zgrabne, gładkie brzmienie południowej Kalifornii w późnych latach 70-tych i wczesnych 80-tych. To nie do końca to samo, co stwierdzenie, że Toto grało wyłącznie soft rocka, chociaż wnieśli swój wkład we współczesne standardy dla dorosłych, zarówno jako zespół, jak i jako muzycy sesyjni dla Steely Dan, Boz Scaggsa, George’a Bensona i Michaela Jacksona. Weterani wysokiej klasy studiów w Los Angeles, gitarzysta Steve Lukather, klawiszowcy David Paich i Steve Porcaro, perkusista Jeff Porcaro i basista David Hungate mogli zagrać wszystko, od soulu po hard rock, co robili na najwcześniejszych albumach Toto. W 1978 roku od razu odnieśli sukces wydanym tytułowym debiutem „Toto” szybko stał się hitem, a jego główny singiel „Hold the Line” wspiął się na piąte miejsce na liście Billboard’s Hot 100. Toto również znalazł się w pierwszej dziesiątce, osiągając dziewiątą pozycję, do końca 1978 roku uzyskał status złotej płyty, a w styczniu platyny. W 1979 roku Toto byli nominowani do dwóch nagród Grammy: Best New Artist oraz Producent Roku, który zdobyli.

  • Album „Toto”, nagrany pomiędzy majem i wrześniem 1978 w Studio Sunset Sound (Los Angeles), Studio 55 (Los Angeles) i Davlen Sound Studios (North Hollywood), został wydany 15 października 1978. Pierwsze wydanie cyfrowe w postaci CD wydano w 1985 roku w Japonii dzięki wytwórni CBS/Sony (宇宙の騎士, o nr katalogowym 32DP 180). Jedną z ostatnich zremasterowanych edycji jest atrakcyjna limitowana wersja z serii The Legends Of Rock (Vinyl Replica Collection) z 2014 roku.

„Toto”, debiutancki album zespołu Toto, zawiera przeboje  Hold the Line”, „I’ll Supply the Love” i „Georgy Porgy”, z których wszystkie trzy znalazły się na liście Top 50 w USA. Zespół szybko zyskał zwolenników, a album zyskał najlepszą reputację dzięki charakterystycznemu brzmieniu, łączącemu delikatny pop z elementami synth- i hard-rocka. Autor okładki- Philip Garris, znany z malowania wielu okładek albumów Grateful Dead, stworzył emblemat albumu po wysłuchaniu tekstu piosenki „Manuela Run” („Lepiej uważaj na ten miecz, który wisi nad tobą”), który odnosił się do Miecza Damoklesa. Miecz reprezentował również potężne, twarde brzmienie zespołu, a ze względu na ich zdolność do grania wielu rodzajów muzyki, Garris uczynił miecz obosiecznym, aby pokazać ich wszechstronność. Żelazny pierścień reprezentował powstające dzieło (sam zapis), a wstążki symbolizowały Rok Dziecka.


Krytycy początkowo wydawali ostrożne opinie, ale w niedługi czas później zaczęli coraz lepiej oceniać płytę Toto: Rolling Stone początkowo uznał próbę przejścia Toto z kariery sesyjnych muzyków do samodzielnego zespołu za porażkę, nazywając piosenki Davida Paicha „wymówkami dla instrumentalnych solówek jeden po drugim” i mówiąc, że żaden z czterech głównych wokalistów nie jest lepszy niż znośny.
W retrospektywnej recenzji AllMusic- William Ruhlmann, pisał: „Równie łatwo jest zrozumieć, dlaczego słuchacze radia kochali Toto, jak zrozumieć, dlaczego krytycy ich nienawidzili. Umiejętności studyjnych muzyków sespołu Toto pozwoliło im grać każdy obecny styl pop po jednym uderzeniu hi-hatu: w jednej minucie progresywny rock, w następnej hard rock, w następnej funkowe R&B. Wszystko to brzmiało wspaniale, ale sugerowało również, że tworzenie muzyki wymagało rzemiosła, a nie inspiracji, a muzyczne bariery, które lubią wznosić krytycy, były arbitralne. Wtedy też wyczucie czasu Toto nie mogło być dużo gorsze. Przyjechali w środku punka / nowej fali z estetyką DIY, a ich czysta kompetencja była afrontem. Oczywiście zawsze istniała alternatywna historia muzyki popularnej, niedostępna dla krytyków rockowych (napisano ją w sklepach płytowych, salach koncertowych i w radiu), a w tej historii Toto był hitem. […] Członkowie Toto wpłynęli już na bieg muzyki popularnej lat 70., grając na połowie albumów, które ukazały się w Los Angeles. Wszystko, co robili z tym albumem, to upublicznienie.” Krytyk historii klasycznego rocka, Brian Kachejian, umieścił cztery piosenki z albumu – „Hold the Line”, „Girl Goodbye”, „I’ll Supply the Love” i „Georgy Porgy” wśród 7 najlepszych piosenek Toto.

 

16 razy nominowana do nagrody Grammy, 9 razy ją zdobyła. Pierwszy raz w 1969 roku za swoją drugą płytę „Clouds”, a po raz ostatni w 2007 za „One Week Last Summer”. O kim chcę napisać? O Joni Mitchell,  kanadyjskiej piosenkarce folk rockowej, popowej i na koniec jazzowej. Zaczynała od śpiewania w małych klubach nocnych w zachodniej Kanadzie, później grając na ulicach Toronto. Dopiero po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych (w 1965 roku) udaje jej się zadebiutować albumem „Song to a Seagull”. Ogólnoświatową sławę przynoszą kompozycje  „Big Yellow Taxi” i „Woodstock”. Jej wczesne płyty miały charakter folkowy, ale w późniejszych przeważać zaczęła nuta jazzowa.


Turbulent Indigo„, piętnasty album w dyskografii pieśniarki i autorki tekstów Joni Mitchell, zdobył nagrodę Grammy w 1994 roku, bo uznano, że jest najlepszym Pop Albumem Roku. John Milward napisał w magazynie Rolling Stone: „najlepszy album Mitchell od połowy lat 70.”. Inspiracją dla Mitchell był Vincent van Gogh, do którego nawiązuje w tytułowym utworze. Autoportret Joni Mitchell widniejący na okładce płyty też jest w stylu van Gogha. Pozostałe utwory zajmują się bardziej uniwersalnymi tematami, na przykład w „The Magdalene Laundries” opowiada o cierpieniach irlandzkich kobiet, a w „Not to Blame” o notorycznych pobiciach kobiet przez swoich ukochanych, w innych utworach porusza tematy konsumpcjonizmu, globalnego ocieplenia czy chorobą AIDS. Całośc jest bardzo muzykalna, poetycka i bardzo smutna. Kompozycje, sposób artykulacji wokalnej, wreszcie aranż dają świadectwo, że Mitchell przestaje być balladzistką folkową a zaczyna być jazzową, co w pełni da wyraz w nagraniach z podwójnego albumu- „Travelogue„.



Joni Mitchell mówi: „Travelogue jest moją ostatnią…” Jeśli rzeczywiście tak jest to koniec jest szczególnie błyskotliwy, albo nawet olśniewający. Jest to zbiór 22 utworów na dyskach CD zapakowany w bogaty digipack z mnóstwem reprodukcji obrazów Mitchell, Ta płyta to z jednej strony poetyckie wspomnienie, a z drugiej inna interpretacja znanych jej utworów z wcześniejszych płyt. Nowe aranże rozpisano na dużą 70. osobową jazzową orkiestrę, a w niej jazzowe legendy: Herbie Hancock, Wayne Shorter, Kenny Wheeler i Paulinho da Costa, perkusista Brian Blade, basista Chuck Berghofer, organista Billy Preston. To nie jest przearanżowany „Best of”, lecz nowy spójny album, w którym utwory przenikają się logicznie. Te całkowicie przekształcone pieśni obejmują całą jej karierę, od jej debiutu „Song From Seagull”, aż po „Turbulent Indigo” (niektóre albumy zostały pominięte). Klimat, odpowiedniość muzyki i treści utworów pozostały bez zmian, jedynie to co w tle- instrumentarium i artykulacja wokalistki się zmieniła. Jej głos, od lat palenia papierosów, jest osłabiony, ale też bardziej ekspresyjny i dojrzały. Czy obietnica Joni Mitchell się spełniła? No nie…. „Shine”, dziewiętnasta płyta stała się je najnowszą płytą studyjną (wydana 25 września 2007 roku).

 

Krytycy z początku lat 70. nazwali Gila Scotta-Herona [6] najważniejszym czarnym głosem od czasów Martina Luthera Kinga Jr. i opisali go jako czarnego Boba Dylana. „Jego poezja charakteryzuje się dużą siłą, ciętym humorem i uliczną poezją, w większości uzasadnioną gniewem i trafnością obserwacji” – napisał „New York Times” w 1975 roku, podziwiając wściekłego człowieka z Bronxu. Nic dziwnego, że kilkadziesiąt lat później Scott-Herona okrzyknięto „ojcem chrzestnym rapu”. Urodzony w Chicago muzyk, poeta i zadziorny działacz na rzecz praw człowieka, sam przez lata mieszkał w Bronksie. Do jego dziedzictwa należy fantastyczny koncert, jaki Gil Scott-Heron dał ze swoim zespołem w teatrze Schauburg w Bremie (Niemcy) 18 kwietnia 1983 roku. Technicy Radia Bremen byli na miejscu i nagrali to ekscytujące przedstawienie. Syn Gila, Rumal Rackley, o wydaniu tego koncertu: „Ten album z koncertu w 1983 roku oddaje ducha, który przenikał każdy występ Gila Scotta-Herona podczas podróży Gila Scotta-Herona po USA i za granicą. Od Europy po Azję, Australię i Afrykę, jego twórczość rezonuje w poziomie serca i duszy.”

  • Podwójny album „Legend In His Own Mind”, nagrany przez Gila Scotta-Herona (przeczytaj też >>) i zespół Amnesia Express 18 kwietnia 1983 roku w czasie koncertu w „Schauburg” Theatre (Brema, Niemcy) [7], został wydany przez niemiecką wytwórnię MIG Music 2023 roku w dwóch formatach: LP i CD



Album koncertowy niezapomnianego amerykańskiego piosenkarza soul/jazzowego, poety i działacza na rzecz praw obywatelskich Gila Scotta-Herona (* 1 kwietnia 1949 w Chicago, + 27 maja 2011 w Nowym Jorku), okrzyknięty przez New York Times „ojcem chrzestnym rapu”, to 112 minut ekscytującej atmosfery na żywo, uchwycone przez Radio Bremen, dopracowane dźwiękowo przez mastering Johannesa Scheibenreifa.
W notatce wydawcy- MIG Music, czytamy o płycie „Legend In His Own Mind”: „[…] album koncertowy niezapomnianego amerykańskiego piosenkarza soul/jazzowego, poety i działacza na rzecz praw obywatelskich Gila Scotta-Herona […] okrzykniętego przez The New York Times ‘ojcem chrzestnym rapu’. […] Do jego dziedzictwa należy wspaniały koncert, który Gil Scott-Heron dał ze swoim zespołem 18 kwietnia 1983 roku w Schauburgu w Bremie. Główny bohater zabiera głos tuż przed pierwszą piosenką i wywołuje śmiech entuzjastycznie oklaskującej publiczności […] Dla tych z Was, którzy mnie nie znają, jestem Miles Davis […]” Jak można przeczytać w notatkach, Gil Scott-Heron musiał zastąpić swojego stałego basistę Roberta Gordona Edem Bardym. Robert Gordon […] spóźnił się na lot z Londynu do Bremy/Hamburga. […] Z tego też powodu Gil Scott-Heron zdecydował się rozpocząć występ kilkoma solowymi występami […] Przed wykonaniem piosenek lub w ich trakcie przekazał publiczności wiele ogólnych informacji. Ilustrowały one uzasadnioną niekiedy krytykę sytuacji politycznej w czasie pisania tekstów. …Jeśli nazwiesz artystę ojcem chrzestnym rapu lub hip-hopu, to jest to prawdą również w wielu fazach tworzenia piosenek. Poza tym Gil Scott-Heron rzeczywiście był mistrzem słowa mówionego i utalentowanym śpiewakiem. Ten podwójny album zawiera niezniszczalną klasykę muzyka. Zawsze więc miło jest posłuchać między innymi „Three Miles Down”, „B-Movie”, „Winter In America” czy „The Bottle” z albumu „Winter In America”, który wspólnie nagrał z Brianem Jacksonem, „Waszyngton”. lub „Johannesburg”. Pierwsze trzy utwory Scott-Heron wykonuje solo. Publiczność zapewnia rytmiczne wsparcie poprzez klaskanie. Komunikacja z samymi obecnymi zasługuje na ocenę bardzo dobrą. Około 112 minut wypełnionych jest tak wieloma emocjami, językiem duszy, który tylko nieliczni potrafią opanować. Do tego dochodzi jego zespół- Amnesia Express, która jest doskonale dopasowana do frontmana, jest na bieżąco w każdej fazie i uwalnia niezwykły potencjał. Imponujący zespół. Niezależnie od tego, czy chodzi o soul, jazz, funk czy blues, Gil Scott-Heron opanowuje różnorakie style w wysoce przekonujący sposób. „Legend In His Own” jest wypełniony atrakcjami, nie tylko związanymi z klasą kompozycji, ale przede wszystkim wysokim poziomem muzycznym z najwyższej półki, więc otrzymuje wielką rekomendację pod każdym względem i wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy byli zaangażowani w wydanie tej płyty. Ten album z koncertu w 1983 roku oddaje ducha, który przenikał każdy występ Gila Scotta-Herona podczas podróży po USA i za granicą. Od Europy po Azję, od Australii po Afrykę, jego twórczość trafia w samo serce.
Krytyk GoodTimes napisał: „Amerykanin pokazał, że jest w świetnej formie, o czym świadczą jego humorystyczne wtrącenia […] Scott-Heron pokazuje, że jest w szczytowej formie wokalnej…”

 


 

[1] Według:

[2] W oparciu o:

[3] W oparciu o:

[4] Według:

[5] Według:

[6] W oparciu o

[7] Kino-teatr  „Schauburg” w Bremie to miejsce z kinem, teatrem i salą koncertową, uznawany również jako- Kulturzentrum Schauburg. Filmtheater Schauburg Karlsruhe został otwarty w 1929 roku w pomieszczeniach dawnego teatru rozrywkowego, w którym od 1906 roku wyświetlano filmy. W 1949 roku został odbudowany.

Dziś w Schauburgu znajdują się trzy sale, z których jedna posiada ekran projekcyjny o wymiarach 17×7 metrów, tzw. „Cinerama” , który oprócz ekstremalnie szerokoekranowego formatu o tej samej nazwie obsługuje także format „Super Cinerama” dla filmu 70mm. W kinie odbywa się Festiwal Filmowy Todd AO 70mm , a od 2007 roku także Festiwal Filmowy Dni Niepodległości. To miejsce jest też chętnie wykorzystywane przez firmy wydające płyty dźwiękowe (np. MiIG Music, Uxbridge, Varrick Records, Tradition & Moderne)

 


Kolejne rozdziały: