Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział pięćdziesiąty drugi, część 3)
Grupa JethroTull w 1968 roku swoją pierwszą płytą „This Was: (vide >>) mocno zamieszał na listach najlepiej sprzedających się płyt. Grupa okazała się fenomenem w historii muzyki rockowej, bo ich mieszanka hard rocka, folku, bluesowych motywów i surrealistycznych tekstów wymykała się łatwej analizie, ale to nie zniechęcało fanów do przyznania im 11 złotych i pięciu platynowych albumów. To pozwala mi postawić ten zespół obok wielkich postaci rocka progresywnego, no i poświęcić zespołowi więcej miejsca blogowego:
- Album „Benefit” grupa Jethro Tull nagrała we wrześniu i w lutym w Morgan Studios (Londyn). W kwietniu 1970 roku płytę wydała wytwórnia Chrysalis Records.
„Benefit”, trzeci album grupy Jethro Tull, w którym pojawił się John Evan- pianista i organista, jako instrumentalista gościnny, ale już niedługo stanie się stałym członkiem zespołu, a dla basisty Glenna Cornicka to będzie ostatnia wspólna praca. Wcześniej, po nagraniu płyty „This Was”, gitarzystę Micka Abrahamsa zastąpił Martin Lancelot Barre.
Album jest hardrockowym obrazem zespołu, który tym razem, w lepszych warunkach natury technicznej niż dotychczas, przeprowadził sesje nagraniowe w londyńskim Morgan Studios. Blues został porzucony, na rzecz gitarowego rocka z ograniczonym fletowych partii. Anderson widocznie uznał, że zespół może błyszczeć również bez szkody dla dzieła. W efekcie na pierwszej stronie LP, tylko „With You There To Help Me” i „Inside” Anderson gra na flecie. Folkowa wrażliwość, która urozmaicała poprzedni album- „Stand Up” (vide: >>), jest nadal obecna, ale bardziej podporządkowana rockowym riffom.
Gitarzysta Martin Barre powiedział [1], że „Benefit” był o wiele łatwiejszy do zrobienia niż poprzednie albumy, ponieważ sukces „Stand Up” pozwolił muzykom na większą swobodę artystyczną. Basista Glenn Cornick stwierdził, że intencją zespołu było uchwycenie uczucia bardziej „na żywo”, ponieważ „Czułem, że ten ostatni brzmiał jak grupa muzyków sesyjnych wykonujących różne piosenki. To było dość zimne”. „Benefit” wykorzystywał techniki studyjne, takie jak nagrywanie wsteczne (ścieżki fletu i fortepianu w „With You There to Help Me”) i manipulowanie prędkością taśmy (gitara w „Play in Time”). W wywiadzie z 1970 roku Anderson zauważył, że dodanie klawiszowca Johna Evana zmieniło styl zespołu: „John dodał nowy wymiar muzycznie i teraz mogę pisać swobodniej. Z nim przy klawiaturze wszystko jest możliwe”.
„Benefit” to bardzo solidny album, który zasługuje na szczególne miejsce w każdej kolekcji płytowej i wielokrotnym remasterom by na koniec (?) zostać zremisowany przez Stevena Wilsona w 2013 roku.
- Wznowienie „Benefit” (Remiks stereo Steven Wilson 2013), Chrysalis – nr kat. 0825646146598, zostało wydane 25 maja 2015 roku przez wytwórnię Chrysalis.
Cyfrowo zremasterowany i zremiksowany przez Stevena Wilsona „Benefit” brzmi inaczej niż oryginał. Album, który co prawda jak na standardy rockowe brzmiał zupełnie dobrze to jednak uznano, że warto wyłuskać z taśm-matek dużo więcej.
Mark Smotroff w ocenił nową edycję w ten sposób: „To była bardzo ciekawa sprawa, czytając cudownie obfite notatki do reedycji deluxe albumu ‘Benefit’ z 1970 roku Jethro Tull, ponieważ zespół ma dość mieszane uczucia co do tego nagrania. Jednak, gdy dorastałem, zawsze postrzegałem ten album jako wysoko ceniony przez każdego, kogo spotkałem, który był fanem Tull. Jest to album, który naprawdę dostroił ich brzmienie, które przekształciło się w ‘Aqualung’ i ‘Thick as a Brick’. Ostatni z nich wykonany na 8-kanałowych rejestratorach wielościeżkowych, ten nowy remiks (i remaster) ‘Benefit’ Stevena Wilsona jest znakomitym przykładem tego, jak traktować album vintage – z miłością i szacunkiem, zachowując pierwotną intencję zespołu, a jednocześnie usuwając warstwy (jeśli wolisz) kurzu, które zamazywały dźwiękowy obraz. Zawsze lubiłem brzmienie i klimat ‘Benefit’, a ten nowy miks naprawdę świetnie się spisuje, utrzymując ten smak. Wilson wyjaśnia, z czym miał do czynienia podczas tworzenia tego miksu, a także pragnienia Iana Andersona, aby wprowadzić obrazy stereo. Pisze w notatkach: „Kiedy miksowali do stereo w późnych latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, zwykle było to odtwarzane na dużym meblu z wbudowanymi głośnikami i tylko kilka stóp od siebie! Z tego powodu miksy stereo były dość ekstremalne i dość nienaturalne. Teraz możemy trochę bardziej ‘skleić’ cały świat dźwięków, ale nadal zachować pozycjonowanie stereo tak, jak było, tylko nie tak nienaturalnie skrajne z lewej i prawej strony”. Zgadzam się z Wilsonem, że jego nowe miksy są bardziej spójne. Są też dokładniejsze. W utworach takich jak ‘Teacher’ odkryli dość dzikie problemy z prędkością taśmy w obu wersjach (jednej szybszej, drugiej wolniejszej), które zostały poprawione cyfrowo. To bardzo pouczający esej i (szczerze mówiąc), rodzaj szczegółów, które każdy projekt remiksu / remasteru powinien zawierać w notatkach. To powiedziawszy, miks dźwięku przestrzennego 5.1 w ‘Benefit’ jest wspaniały. Ze względu na ograniczenia nagrania, perkusja i bas są w dużej mierze trzymane na przedniej scenie dźwiękowej, co i tak jest w porządku dla rock and rolla – sekcja rytmiczna w większości przypadków musi się trzymać razem. Bębny i tak były nagrane na jednym kanale w trybie mono. Pamiętaj, że mieli tylko osiem dostępnych utworów. Mimo to Steven Wilson wykonał świetną robotę, otwierając miks na dźwięk przestrzenny, bawiąc się efektami specjalnymi, podwójnie śledzonymi gitarami elektrycznymi i akustycznymi i tak dalej. Od samego początku otwierającego album ‘With You There To Help Me’, gdy upiornie śmiejący się i zalany echem gra na flecie Iana Andersona unosi się w pokoju, wiesz, że czeka Cię dynamiczne wrażenia słuchowe. Doświadczenie dźwięku przestrzennego jest również bardzo skuteczne w nastrojowych utworach zorientowanych na akustykę, takich jak nawiedzony ‘For Michael Collins, Jeffrey and Me’. Lubią trochę efekciarskiej zabawy, kręcąc pewnymi efektami po pokoju, ale to całkowicie działa, ponieważ… wiesz… to JEST to, co ludzie chcieliby usłyszeć na początku lat 70-tych! Jest to szczególnie fajne (tak, bardzo fajne, szczególnie) w ‘Play In Time’, które sprawia, że wirujące wsteczne efekty taśmy krążą po pokoju. Do starszych ludzi czytających to: tak, możesz chcieć wyjąć swoje stare bongo z szafy. Jak powiedział kiedyś Jim Morrison: ‘To jest ta podróż, ta część, którą lubię…’” [powyższa opinia dotyczy również wersji zapisanej na nośniku DVD w wersji „Benefit (A Collector’s Edition)”]
- Album „Minstrel in the Gallery”, nagrany od 15 maja do 7 czerwca 1975 roku w Maison Rouge Mobile Studio (Monte Carlo), został wydany przez Chrysalis Records. Producentem był Ian Anderson.
„Minstrel in the Gallery” [2], ósmy studyjny album Jethro Tull, w sposób bliższy ich albumom z początku lat 70., takim jak „Benefit”, „Aqualung” i „Thick as a Brick”, wykorzystując nowo wybudowane mobilne studio nagraniowe zamówione i zbudowane specjalnie dla zespołu. Pod koniec 1974 roku, po zakończeniu trasy koncertowej z okazji siódmego albumu „War Child”, zespół powrócił do pomysłu nagrywania poza Wielką Brytanią z frontmanem Ianem Andersonem, który zlecił stworzenie mobilnego studia, aby umożliwić zespołowi nagrywanie w dowolnym miejscu. Mobilne studio, zbudowane przez inżyniera Robina Blacka i inżyniera Morgan Studios, Pete’a Smitha, zostało ochrzczone Maison Rogue Mobile Studio i zostało przetransportowane w kwietniu 1975 roku do Monte Carlo w Monako, gdzie zespół nagrał album w hotelu Prince of Wales. Anderson wynajął dom w Los Angeles w grudniu 1974, aby zakończyć pisanie albumu, do którego dołączył aranżer orkiestrowy (i przyszły klawiszowiec Jethro Tull) Dee Palmer, aby pomóc w finalizacji aranżacji smyczkowych na ten album. Większość albumu została nagrana na żywo przez cały zespół, a dogrywanie nastąpiło później. Wiele podkładów zostało ukończonych w jednym ujęciu. Zespół wykorzystał nowatorskie rozwiązania techniczne w zakresie nagrywania na albumie, takie jak cyfrowy procesor opóźniający Eventide 1745, aby stworzyć iluzję dwuścieżkowych instrumentów na różnych ścieżkach. Zespół pierwotnie wynajął lokalną orkiestrę z Monte Carlo do nagrania materiału smyczkowego na album, jednak nieznajomość współpracy z zespołem rockowym utrudniła nagranie, więc w rezultacie brytyjski kwartet smyczkowy został użyty, z którym zespół współpracował wcześniej przy „War”.
Tytuł albumu nawiązuje do wykorzystania galerii minstreli w wielkiej sali zamków lub dworków, inspirowanej balkonem w przestrzeni nagraniowej, co widać na zdjęciu zespołu na tylnej okładce oryginalnej płyty. Analogia z minstrelem została tematycznie wykorzystana w tekście tytułowego utworu i „Baker St. Muse”. „Cold Wind to Valhalla” opiera się na elementach mitologii nordyckiej , takich jak sala życia pozagrobowego Walhalli wspomniana w tytule i tekście piosenki. Okładka albumu jest przeróbką obrazu olejnego z 1838 roku Twelfth Night Revels in the Great Hall, Haddon Hall, Derbyshire autorstwa artysty Josepha Nasha, przedstawiający grupę minstreli (zmienionych z oryginalnego obrazu, by reprezentować pięciu członków zespołu) występujących przed hałaśliwym tłumem biesiadników w wiejskiej posiadłości Haddon Hall. Stylistycznie album jest zróżnicowany, wzorując się na progresywnych, hard rockowych występach Jethro Tull, z długimi instrumentalnymi pasażami, wzbogaconymi elementami brytyjskiego folku i archaicznymi, pre-Elżbietańskimi brzmieniami. Team.
Krytycy wyrażali się o płycie różnie:
Rolling Stone dał negatywną recenzję, stwierdzając, że „Fakt, że Ian Anderson i chłopaki po raz kolejny splądrowali brytyjską, świecką tradycję muzyczną, niewiele znaczy i dostarcza mało„. Recenzja wspominała o muzyce w kategoriach „użycie ponurych pasaży smyczkowych”, „anachronizmów mechanicznych linii basu Jeffreya Hammonda-Hammonda” i „histerycznych montaży gitary elektrycznej Martina Barre’a”. Uważali, że tekst jest „sprzeczny z podstawową koncepcją LP, […] od razu zapomniany”. History of Progressive Rock Paula Stumpa nazwał album „poszukiwanym i dokonanym wysiłkiem. Rozproszenie zostało teraz przetworzone w żwawą, idiosynkratyczną kolekcję potężnych uimerów”. Zasugerował, że użycie przez Jethro Tull rytmów addytywnych na tym albumie „wchodzi na poziom niespotykany gdzie indziej w rocku”. Odkrył również, że muzyka ma większą intensywność emocjonalną i aprobował użycie ludowej gitary akustycznej w całym tekście. Bruce Eder z AllMusic ocenił płytę tak: „Minstrel in the Gallery był najbardziej artystycznym i misternie wyprodukowanym albumem Tull od czasów ‘Thick as a Brick’ i nawiązał do tego albumu, dołączając do niego 17-minutowy rozszerzony utwór (‘Baker Street Muse’). Chociaż angielskich elementów folkowych jest mnóstwo, jest to naprawdę hardrockowa prezentacja na równi z, a może nawet bardziej agresywna, niż cokolwiek na ‘Aqualung’. Utwór tytułowy jest znakomitą wizytówką zespołu, swobodnie mieszając melodie ludowe, śpiewne pasaże fletu i archaiczny klimat pre-Elżbietański oraz najbardziej zaciekły elektryczny rock w historii grupy – fragmenty przywołują frazy z ‘A Passion Play’, ale wszystko to jest bardziej udane niż cokolwiek na ‘War Child’. Atak na gitarę Martina Barre jest równie zaciekły, jak wszystko w historii zespołu, a organy Johna Evana pasują do niego wzmacniacz w wzmacniacz, podczas gdy Barriemore Barlow i Jeffrey Hammond-Hammond trzymają wszystko razem we wściekłym występie. Zamiłowanie Andersona do dramatyzmu i melodii wysuwa się na pierwszy plan w ‘Cold Wind to Valhalla’, a ‘Requiem’ to najpiękniejszy akustyczny numer w repertuarze Jethro Tull, zawierający wyłącznie śpiew i gitarę akustyczną Andersona, bas Hammonda-Hammonda i małą orkiestrę smyczkową, która ich wspierała. ‘Nothing at All’ nie jest daleko w tyle, jeśli chodzi o czyste, nieskrępowane piękno, ale ‘Black Satin Dancer’ jest trochę zbyt kakofoniczny. ‘Thick as a Brick’ i ‘A Passion Play’, nie tylko w swojej strukturze, ale i kilku pasażach; przy nieco mniej niż 17 minutach jest ciut łatwiejszy do opanowania niż którykolwiek z jego koncepcyjnych poprzedników i ma wszystkie swoje zalety, swobodnie nakładające się na hardrockowy i folkowy materiał, klasyczne aranżacje (jedne z najbardziej gustownych smyczków granych na nagraniu Tull), zaskakujące zmiany tempa i złożone teksty strumieni świadomości (z których niektóre wyraźnie przechodzą w autoparodię) składają się w fascynującą całość.”
- Album „Too Old to Rock 'n’ Roll: Too Young to Die!”, nagrany pomiędzy 19 listopada 1975 i 27 stycznia 1976 w Radio Monte Carlo przez The Maison Rouge Mobile Studio, oraz w Morgan Studios (Bruksela), został wydany kwietniu 1976 roku przez Chrysalis Records. Nagrania wyprodukował Ian Anderson.
„Too Old to Rock 'n’ Roll: Too Young to Die!” (Za stary na rock 'n’ rolla: za młody, by umrzeć!), dziewiąty studyjny album Jethro Tull, to ostatni album koncepcyjny Jethro Tull. Był to jedyny album Jethro Tull z lat 70., który niewystarczająco dobrze się sprzedawał by uzyskać złoty certyfikat Recording Industry Association of America. Pierwotnie miał być musicalem rockowym, a historia miała podążać za starzejącym się i emerytowanym gwiazdorem rocka o imieniu Ray Lomas, który wygrał pieniądze w programie „Quizz”, próbując popełnić samobójstwo i budząc się po latach, by dowiedzieć się, że powróciła moda na tłuszcz. Chociaż większość koncepcji albumu jest wyjaśniona tylko w komiksach wydrukowanych w okładce płyty, są zmiany w fabule lub w szczegółach między rysunkami a muzyką. Klip z tytułowego utworu został wydany w klipie Slipstream, który powrócił do większości z koncepcji oryginalnego albumu. Krytycy muzyczni mieli mieszane odczucia: Rolling Stone narzekał na „zagmatwaną historię” albumu, mówiąc, że „Ian Anderson powinien trzymać się muzyki, bo zdecydowanie nie jest gawędziarzem”. Niemniej jednak ta sama recenzja chwaliła umiejętności Andersona w komponowaniu muzyki i solówki gitarowe Martina Barre’a. Chris Welch, piszący dla Melody Maker, wygłosił niejednoznaczną recenzję, mówiąc, że „tęsknił za tym, aby beat Barriemore Barlow się wyrwał, a gitara Martina Barre’a zanurkowała”, jednocześnie chwaląc poetykę Andersona. Recenzja AllMusic, słowami Dave’a Slegera, stwierdzała: „Ten album został doraźnie odrzucony przez recenzentów, którzy powszechnie odwoływali się do swoich podręczników o oklepanym ‘mówieniu krytyków’. Wykrzykiwano określenia takie jak ‘pobłażliwy’ i ‘pretensjonalny’, wykorzystując metodę popularnych krytyków, polegającą na dyskredytowaniu albumu z powodu jego równoczesnego wydania wraz z nadejściem punk rocka – jakby to była intelektualnie brzmiąca krytyka, biorąc pod uwagę praktycznie niezwiązany styl muzyki Jethro Tull. Głównym pukaniem do tego albumu jest źle przemyślany koncept starzejącej się gwiazdy rocka. To słuszne spostrzeżenie, ale jakie rockowe albumy koncepcyjne zasługują na literackie pochwały? Nieliczni, jeśli w ogóle. Niezależnie od tematów lirycznych, zbyt stary, by grać rock’n’Aqualung. Nie ma tutaj pomieszanych epickich utworów, które są synonimem ‘Thick as a Brick’ i ‘A Passion Play’, popowych skłonności do ‘War Child’ i złożoności ‘Minstrel in the Gallery’. Tak więc pomimo tego, że był celem lekceważących recenzji, ten album osiągnął skromny sukces na listach przebojów i pochwalił się kilkoma świetnymi rockerami, takimi jak ‘Quizz Kid’, ‘Taxi Grab’ i ‘Big Dipper’. Niezapowiedziany styl gitary prowadzącej Martina Barre’a pozostaje siłą, ratując kilka utworów z zastoju. Orkiestrowe aranżacje są momentami nieco przesadzone, ale ten album jest daleki od kolosalnej katastrofy, w jakiej był przedstawiany. Trzeci basista Jethro Tull, John Glascock, zadebiutował na tej płycie, a Maddy Prior pojawia się gościnnie w utworze tytułowym.”
- Płyta „Songs from the Wood” ukazała się w lutym 1977 roku. Nagrań dokonano pomiędzy 14 września i 16 listopada 1976 Morgan Studios (Londyn). Producentem płyty był Ian Anderson.
„Songs from the Wood” [3], dziesiąty studyjny Jethro Tull, wydany 11 lutego 1977 roku nakładem Chrysalis Records, uznawany jest za pierwszy z trzech albumów folkowo-rockowych wydanych przez zespół pod koniec lat 70., obok: „Heavy Horses” (1978) i „Stormwatch” (1979). Zainspirowany angielskim pogańskim folklorem i wiejskim życiem, album zasygnalizował wznowienie szeroko zakrojonego folk rockowego stylu zespołu, który łączył tradycyjne instrumenty i melodie z hardrockową perkusją, syntezatorami i gitarami elektrycznymi, wszystko to ułożone w złożonym szablonie rocka progresywnego zespołu. Album był pierwszym dla Dee Palmera jako oficjalnego członka zespołu, który po ośmiu latach pełnienia funkcji orkiestrowego aranżera zespołu dołączył jako drugi klawiszowiec na początku 1976 roku.
Wszystkie utwory zostały nagrane w Studio 2 Morgan Studios (z wyjątkiem „Jack-in-the-Green”, nagranego w Studio 3 z Andersonem na wszystkich instrumentach), w tym samym studiu, w którym zespół nagrał większość swojej dyskografii do tego momentu . Album oznaczał powrót zespołu do nagrań w Wielkiej Brytanii po nagraniu dwóch poprzednich albumów za granicą w Monako. W porównaniu do poprzednich albumów Jethro Tull, „Songs From the Wood” przyniosło większy wkład w pisanie innych członków zespołu poza Andersonem, szczególnie nowego klawiszowca Dee Palmera i gitarzysty Martina Barre’a. Palmer napisał znaczną część kilku piosenek, w tym tytułowy utwór „Hunting Girl”, „Velvet Green”, „Ring Out, Solstice Bells” i „Pibroch (Cap in Hand)”, a także przedstawił reszcie grupy, instrument, który stał się głównym elementem klasycznego folkowego brzmienia albumu. Zespół wykorzystał różne inne instrumenty i techniki nagrywania, aby wnieść swój wkład w folkową tematykę albumu, w tym średniowieczną-perkusję Barlowa lub też nakers i tabor, a także efekt gitary odwróconego echa grany przez Barre’a w „Pibroch (Cap in Hand)” imitujący dźwięk dud. „Ring Out, Solstice Bells” został nagrany z zamiarem bycia świątecznym singlem. Jednak Chrysalis Records nie spodobało się, że piosenka była w metrum 7/4 i poprosiła zespół o ponowne nagranie piosenki w bardziej popularnym 4/4. Anderson opowiedał, że zespół „nie był szczególnie zadowolony”. Zespół ponownie nagrał piosenkę, teraz ponownie zatytułowaną „Magic Bells” w Lansdowne Studios z Mikem Battem z Womblesprodukcji, jednak ostatecznie Chrysalis podjął decyzję o odłożeniu nowej wersji „na półkę” i wypuszczeniu oryginału. Zespół zidentyfikował sesje pisania i nagrywania albumu jako punkt kulminacyjny w osobistych relacjach w zespole. Anderson przypisuje znanemu otoczeniu Morgan Studios stworzenie „bardziej zrelaksowanej i harmonijnej atmosfery w zespole”, a perkusista Barrie Barlow zgodził się, że „…rzeczywiście byliśmy bardziej uspokojeni i szczęśliwsi, gdy byliśmy w domu”. Palmer wspominał, że „Pod każdym względem cały ten album był nagrany w atmosferze wielkiego koleżeństwa i radości… Wszyscy byli przyjaciółmi, wszyscy byli szczęśliwi”. Zespół zorganizował przyjęcie po zakończeniu miksowania albumu, opisane przez Andersona jako „jedna z nielicznych okazji, kiedy mieliśmy nieco triumfalne świętowanie skończonego dzieła” Utwory są wypełnione obrazami ze średniowiecznej Wielkiej Brytanii (zwłaszcza w tekstach „Jack-in-the-Green”, „Cup of Wonder” i „Ring Out Solstice Bells”) oraz ozdobnymi aranżacjami folkowymi (jak w „Velvet Green” i „Fire at Midnight”), „Songs From the Wood” był odejściem od hard rocka z wcześniejszego stylu Jethro Tull, choć nadal zachował część starszego, progresywnego brzmienia zespołu. Inspiracją Andersona do folku były niedawne zmiany w jego życiu osobistym; niedawno ożenił się i kupił posiadłość rolną w wiejskim Buckinghamshire, co dało mu „możliwość oceny i refleksji nad kulturowym i historycznym znaczeniem zobowiązania się do rezydentury w Anglii”. Anderson był również częściowo zainspirowany książką „Folklore, Myths and Legends of Britain”, którą otrzymał od ówczesnego menadżera Jethro Tull, Jo Lustiga w 1976 roku. Według Andersona, książka „z pewnością dała mi przemyślenia na temat elementów postaci i historii, które odegrały w moim pisaniu piosenek ważną rolę na albumie ‘Songs From the Wood’, który następnie przeniósł się do alumu ‘Heavy Horses’, a nawet dalej do albumu ‘Stormwatch’”
Album został dobrze przyjęty przez krytyków po pierwszym wydaniu, którzy uznali go za powrót do formy po kilku kiepsko ocenionych albumach. W retrospektywnym przeglądzie AllMusic nazwał „Songs from the Wood” „najładniejszą płytą, którą Jethro Tull wydał przynajmniej od czasów Thick as a Brick”. Paul Stump pochwalił album w swojej Historii Rocka Progresywnego, pisząc, że „kolczasta, rozklekotana wspaniałość, która Tull zostawiła w ‘Benefit’, została ponownie zabutelkowana w mocnych numerach z wystarczającą ilością konturów melodycznych, aby zaspokoić współczesne wymagania radia FM. Po raz kolejny riffy zespołu są nijakie, ale kontrapunktowane – na przykład z syntezatorami grającymi na mandolinie w utworze tytułowym –uderzenie jednak jest hipnotyzujące”. Pochwalił także głębię sceny dźwiękowej, nacisk na element folkowy w tekstach i sposób, w jaki riffy są dzielone w całym zespole instrumentalnym.
W 2014 roku Songs from the Wood znalazła się na liście The 100 Greatest Prog Albums of All Time magazynu Prog pod numerem 76. W 2000 roku została wybrana numerem 520 na liście 1000 najlepszych albumów Colina Larkina .
- Płyta „Heavy Horses”, nagrana Maison Rouge Studio (Fulham, London), została wydana 10 kwietnia 1978 roku przez Chrysalis Records.
„Heavy Horses” [4] to jedenasty studyjny album Jethro Tull, jest często uważany za drugi z trio albumów folk rockowych wydanych przez zespół pod koniec lat 70., obok „Songs from the Wood” i „Stormwatch”. W przeciwieństwie do inspirowanych brytyjskim folklorem treści lirycznych, które można znaleźć w „Songs From the Wood”, „Heavy Horses” przyjmuje bardziej realistyczną i przyziemną perspektywę życia na wsi – album i jego tytułowy utwór są poświęcone „rdzennym pracującym kucykom i koniom Wielkiej Brytanii”. Muzycznie na albumie zespół kontynuuje połączenie folku i rocka progresywnego, które można znaleźć na „Songs From the Wood”, choć z ogólnie mroczniejszym i bardziej trzeźwym brzmieniem pasującym do zmienionej treści lirycznej.
„Heavy Horses” był pierwszym albumem nagranym w nowo wybudowanym studiu Maison Rouge w Fulham w Londynie, zbudowanym na zamówienie studiu nagraniowym, które zostało sfinansowane i będące własnością Iana Andersona. Duża część albumu została nagrana w nocy, ponieważ Anderson uważał, że godziny dzienne w studiu muszą być otwarte dla potencjalnych klientów biznesowych. Klawiszowiec David Palmer wspominał swoje wpisy w pamiętniku w czasie nagrywania, mówiąc: „Zacznę o 19:00 i wracam do domu o 7 rano!”. „Heavy Horses” był pierwszym albumem, na którym Anderson zaczął odczuwać problemy z głosem, był to początek choroby, która w latach 80-tych stała się bardziej poważna, a później przerodziła się w przewlekłą obturacyjną chorobę płuc. W rezultacie wokal Andersona brzmi bardziej nosowo i szorstko w niektórych utworach z albumu, szczególnie w utworze tytułowym. Kilka piosenek na albumie zostało bezpośrednio zainspirowanych życiem osobistym Andersona w posiadłości: „…And the Mouse Police Never Sleeps” było częściowo zainspirowane jego kotem Jemiołą, „No Lullaby” zostało napisane jako „anty-kołysanka” dla jego syna i „Rover” był częściowo zainspirowany jego psem Lupusem. Inne piosenki na albumie, takie jak „Weathercock” i utwór tytułowy, malują zimny i praktyczny obraz życia na wsi, przy czym ten ostatni utwór został opisany przez Andersona jako „lament nad przemijaniem zwierząt roboczych tych wspaniałych zwierząt, ciężkich koni hodowlanych”. Teksty innych utworów były inspirowane literaturą, np. „One Brown Mouse” inspirowana wierszem Roberta Burnsa „To a Mouse” i oraz „Moths” inspirowane powieścią Johna le Carré- „The Naïve and Sentimental Lover”. Anderson stwierdził, że nagranie albumu nastąpiło w czasie, gdy inni artyści podążali w kierunku nowych trendów w muzyce, a zespół zdecydował, że nie chce „pokazywać, jakbyśmy próbowali wśliznąć się w postpunkowe marynarki, które były noszone przez The Stranglers lub The Police”.
Recenzenci byli łaskawi: Współczesna opinia Rolling Stone była pozytywna, nazywając instrumentalne aranżacje wystawnymi i stwierdzając, że „Heavy Horses” i gatunek folk, jako kontynuacja „Songs From the Wood”, idealnie pasują do Jethro Tull. AllMusic nazywa Heavy Horses jedną z najładniejszych płyt zespołu, chwaląc grę Martina Barre’a i Johna Glascocka, inżynierię Robina Blacka oraz specjalny udział skrzypka Curved Air, Darryla Waya.
Płyta była wielokrotnie wznawiana, przy czym remix Stevena Wilsona w przypadku tej płyty ukazał się w 2018 roku wraz z wydaniem „Heavy Horses”, Deluxe Edition (Chrysalis – 0190295757915). Zremiksowane wersje utworów zawartych na reedycji albumu zostały nieco w tonacji obniżone, aby naprawić wcześniejsze błędy.
- Album „A Little Light Music”, nagrany w maju 1992 w czasie koncertów z Londynu, Dortmundu, Frankfurtu, Mannheimu, Monachium, Berlina, Grazu, Pragi, Zurychu, Aten i Ankary, został wydany we wrześniu 1992 roku przez wytwórnię Chrysalis.
Album „A Little Light Music”, był nagrywany na żywo przez Jethro Tull podczas pół-akustycznej trasy koncertowej w maju 1992 roku. W Grecki piosenkarz George Dalaras uczestniczył i śpiewał w duecie z Ianem Andersonem w piosence „John Barleycorn” tylko we włoskiej wersji albumu, wersja światowa ma re-nagrany wokal Iana Andersona.
Krytycy muzyczni byli raczej zgodni gdy wyrażali pozytywne opinie, na przykład Patrick Little z AllMusic: „Po latach 70. Jethro Tull zmagał się z każdym albumem, aby zaktualizować swoje brzmienie, ale wciąż nie radzili sobie z przestarzałymi syntezatorami i automatami perkusyjnymi. Trzy próby wydania cięższych albumów zostały poprzedzone trasą Little ‘Light Music’ w 1992 roku, która cofnęła się do relaksującej, pół-akustycznej oprawy. Ten album, dokument europejskich występów w maju, powinien być ceniony przez fanów szukających czegoś więcej niż 10 000 występów ‘Aqualung’ (chociaż zawiera 10 000 występów ;Locomotive Breath’). Gra podkreśla najdelikatniejsze zdolności muzyczne Iana Andersona, Martina Barre’a, basisty/mandolinisty Dave’a Pegga i tymczasowego perkusisty Dave’a Mattacksa (Pegg).kumpel z Fairport Convention). Stare numery są przearanżowane obok rzadko wykonywanych utworów z katalogu Tull. W tej klubowej atmosferze najlepiej wypadają cichsze numery (‘Life Is a Long Song’) i instrumentalne (‘Look into the Sun’), choć produkcja jest nieco chłodna.”,
Lata 80. nie były łaskawe dla „dinozaurów” rocka, oczywiście trudne tez dla Jethro Tull. Anderson borykał się z brakiem inspiracji, która uczyniła ich wczesną twórczość tak fascynującą. Wciąż jednak Jethro Tull świetnie sobie radził grając na żywo, więc – żeby było inaczej – zagrali serię koncertów w stylu semi unplugged, co było dobrym pomysłem, tym bardziej że zamierzali je nagrać dla późniejszego umieszczenia nagrań na płycie. Powstał rzeczywiście dobry album koncertowy, który prezentował wszystkie etapy kariery zespołu.
[1] Według:
[2] Według:
[3] Na podstawie:
[4] Według: