Rekomendowane wydawnictwa płytowe pop/rock/ballada
(rozdział dwudziesty trzeci, część 3.)

Post-punk szybko wtopił się w nową falę (ang. new wave) – gatunek muzyczny, który objął całą grupę stylów popularnych w latach osiemdziesiątych. Nurt ten charakteryzowało bardziej wyrafinowane i bogatsze brzmienie w stosunku do muzyki punk i łatwiejsze w odbiorze, znacznie bliższe muzyce pop.
Początkowo termin „New wave”, wymyślony przez szefa wytwórni Sire Records, określał muzykę wydawaną przez nią zespołów punk rockowych (skupionych wokół nowojorskiego klubu CBGB’s) takich jak Talking Heads, The Patti Smith Group, Blondie czy Television. Nazwa „nowa fala” później objęła wszystkich wykonawców nurtu punkowego lub zainspirowanych tą muzyką, którzy wychodzili poza ramy prostego rocka w stylu Ramones. Nazwa- „post punk” nadal egzystowała, ale już dla określenia tych wykonawców, którzy w odróżnieniu od nowo-falowych nie grali popowo lecz raczej sięgali po eksperymenty niekoniecznie komercyjne.
Z kolei muzycy nowo-falowi utwory „ubierali” w bardziej komercyjne formy, zwykle charakteryzujące się łagodnym brzmieniem opartym na wykorzystaniu elektronicznych instrumentów klawiszowych i perkusyjnych oraz czystym technicznie śpiewem. Do najpopularniejszych przedstawicieli nowej fali mozna zaliczyć.: Joy Division, Killing Joke, Buggles, INXS, The Cure, Elvisa Costello, Devo, Talking Heads, Blondie, The B-52’s, The Police, The Stranglers, The Cars, Duran Duran, Depeche Mode, Spandau Ballet, Talk Talk, Ultravox, The Boomtown Rats, U2, (pominąłem muzyków. których kariera trwała krótko i wykonawców “jednego przeboju”).

Duran Duran to grupa nowo-falowa w czystej postaci. Ich reputację zbudowały teledyski, wyświetlane nader często w programach stacji MTV, które podkreślały ich wyczucie stylu. To MTV uczyniła ich międzynarodowymi gwiazdami popu. Duran Duran spotkał się z uznaniem wśród entuzjastów rozwijającego się nowo-romantycznego ruchu w Anglii już w roku 1981., po wydaniu debiutanckiej płyty „Duran Duran”, ale do popularności na miarę tej osiągniętej po wydaniu następnego longplaya „Rio” było jeszcze daleko…


„Rio” (EMI, nr kat. EMC 3411m z 1982. roku) wszedł na drugie miejsce listy przebojów, a single wybrane z longplaya- „Hungry Like the Wolf” i „Save a Prayer”, stały się hitami z pierwszej dziesiątki rankingów. Tak było tuż po wydaniu płyt, by po roku odnotować ponad dwa miliony sprzedanych egzemplarzy longplaya.
Od okładki autorstwa Patricka Nagela, po fryzury i staranne ubiory, po (przede wszystkim) muzykę, „Rio” jest reprezentatywne dla stylu lat 80. i jednocześnie punktem kulminacyjnym w karierze Duran Duran. Dziwne wydaje się, że jest z taką samą przyjemnością słuchaną płytą i pobudzającą do tańca jak wtedy gdy pierwszy raz pojawiła się w sprzedaży, bo właściwie niczym szczególnym lub nowatorskim pod względem muzycznym się nie wyróżniała. Była grupą mocną pod względem umiejętności- sekcja rytmiczna Johna Taylora i Rogera Taylora zapewniała świetne rockowe tempo, syntezator Nick’a Rhodesa dodawała barwności, gitarzysta Andy Taylor uzupełniał ciekawymi riffami, a Simon Le Bon ekspresyjnie spajał teksty z muzyką.

 

Norweska grupa a-ha w 1983 roku podpisała kontrakt na nagrania z WEA (Warner Music Group) gdy opuścili swój kraj przenosząc się do Londynu. Ich debiutancki singiel „Take On Me” był trzy razy przerabiany zanim stał się przebojem w Wielkiej Brytanii pod koniec 1985 roku. Również w Stanach Zjednoczonych udała się ta sztuka, choć prawdopodobnie za sprawą świetnego animowanego wideo-clipu w stacji MTV. W następnym roku powrócili na listy przebojów z „The Sun Always Shines on T.V.” który wspiął się na sam ich szczyt na początku 1986 roku, wynosząc album „Hunting High and Low” do pierwszej dziesiątki i w Europie i w USA. Płyty „Scoundrel Day” i „Stay on These Roads”, kolejno z 1986 i 1988 roku, umocniły pozycję jednych z liderów nurtu nowo-romantycznego. Później bywało różnie, ale aż do 1994 płyty a-ha utrzymywały się w pierwszej dwudziestce najlepiej sprzedających się longplay’ów, po czym przyszedł czas utraty popularności co zakończyło ich działalność estradową i nagraniową. Pozostały liczne hity, które zebrane w kompilacji „Headlines and Deadline: The Hits of a-ha” odświeżyły pamięć o zespole, który jeszcze parę lat wstecz okupował czołowe pozycje list przebojów.


A-ha, trio z Oslo, założone przez Paula Waaktaara-Savoya (gitary), Magne Furuholmena (klawiatury, gitary) i Mortena Harketa (wokal), ożywiło popowe brzmienie lat 80., tworząc rześką muzykę opatrzoną melodyjnymi riffami i wykorzystującą instrumenty klawiszowe  jako podstawę ich aranżów. W „Headlines and Deadlines” nie tylko mieści najlepsze piosenki a-ha od “Hunting High end Low” do “East of the Sun, West of the Moon”, których się słucha jakby były przewidziane na tę jedną płytę. Album jest bardzo spójny, co wyróżnia ten tytuł spośród wielu innych podobnych. Krytycy muzycznie lokowali ich muzykę w wielu nurtach: new-wave, synth-pop, pop-rock, alternative rock, new-romantic… Właściwie echa ich wszystkich można znaleźć na ścieżkach ich świetniej kompilacji.

 

Czas, który zaznaczył się mocnym wpływem wideo clipów na zainteresowanie twórczością zespołów rockowych wyniósł na szczyty popularności trio Bronski Beat. Wideo dla pierwszego singla Bronski Beat „Smalltown Boy” (z 1984 roku) zachwycało. Piosenka była odważną deklaracją piosenkarza Jimmy’ego Somerville’a- „jestem homoseksualistą”. Przebój ten zwiastował nastrojowe brzmienie popu elektronicznego. Unikalny falset wokalisty, używał cały wachlarz emocji, ma tle dwóch instrumentów klawiaturowych Steve’a Bronski’ego i Larry’ego Steinbacheka. „Smalltown Boy” okazał się wielkim przełomem, a longplay debiutancki  „Age of Consent” (MCA Records, wydany w roku 1984.), wspierany przez singiel „Why” i cover „Don Feel Love” Donny Summer, bardzo dobrze się sprzedawał. Nagrania wyprodukował Mike Thorne.


„Age Of Consent” był świetnym albumem synth-pop, ale było też poruszającym, wojującym dokumentem kampanii przeciwko hipokryzji czy niesprawiedliwości postrzeganej przez Somerville w otaczającym go świecie. Już sam tytuł albumu, zwraca uwagę na fakt, że wiek zgody na akty homoseksualne w Wielkiej Brytanii w owym czasie. wynosił 21 lat (w większości krajów europejskich ten wiek wynosił 16 lat). „Age of Consent” wyraził sprzeciw społeczności gejowskiej wobec nietolerancji społeczeństw, wyrażał: strach, niepewność, ale przede wszystkim gniew.
Recenzja AllMusic autorstwa Johna Dougana mówi: „Twierdzenie, że The Age of Consent to świetny album z muzyką synth-pop zorientowaną na taniec, jest wyjątkowo zwięzle; to po prostu świetny album, kropka. Do wysokiego tenoru Jimmy’ego Somerville’a można się przyzwyczaić, ale piosenki, z których wiele dotyczy homofobii i wyobcowania (nie bardziej wymowne niż „Smalltown Boy”), wciągają do poznania kaprysów życia homoseksualisty. Krytycy, predysponowani do odrzucania całych gatunków muzyki na podstawie trendów lub ograniczonego odwołania („muzyka taneczna jest do tańczenia, nie słuchania”) nie mogą określać tego materiału bezmyślnymi określeniami: techno lub neo-disco. Jak udowodniło Pet Shop Boys (największy zespół disco), można mieć merytoryczną treść i zapakować ją w fascynujący, zorientowany na taniec pakiet. Niewiele zespołów zrozumiało to lepiej lub wcześniej niż Bronski Beat.”
W czerwcu 1985, Jimmy Somerville zaskoczył fanów, bowiem zdecydował się odejść z zespołu.


25 lutego 2022 roku  London Records wydał remasterowaną wersję „Age of Consent”, która lepiej przystaje do dziś obowiązujących standardów jakości technicznej nagrań. Pierwsze co się narzuca przy słuchaniu obu wersji to tempo utworów- wcześniejsza edycja robi wrażenie zagranej w dużo szybszym tempie, z większą nerwowością, natomiast wersja z 2022 roku jest bardziej wyważona, zwracająca uwagę słuchacza na melodię, którą lepiej eksponuje, a nie tempo (może istotniejsze dla tancerzy?). Żeby efekt był zbliżony do tego co się słyszy w edycjach analogowych- krągłe tony najwyższe, większy wolumen instrumentów, szersza i głębsza scena muzyczna czy bliżej słuchaczom sytuowany wokal, mógł być możliwy dzięki wykorzystaniu do remasteru oryginalnych taśm analogowych z 1984 roku. Nowe notatki na okładce od Jimmy’ego Somerville’a, Mike’a Thorne’a (producenta oryginalnych nagrań) i Paula Flynna (pisarz i dziennikarz).

 

Dwóch muzyków brytyjskich Roland Orzabal i Curt Smith w 1981 roku założyli zespół Tears for Fears, który dopiero dwa lata później debiutował płytą „The Hurting”. Duet preferował synth-pop, a że nagrania miały znamiona przebojowości to drzwi do kariery stały otworem. Znalazł się tej płycie duży przebój, „Mad World”. W późniejszych latach 80. pojawiły się jeszcze dwa albumy: „Songs from the Big Chair” i „The Seeds of Love”. Pierwsza z tych płyt osiągnęła duży sukces komercyjny, dzięki przebojowym: „Everybody Wants to Rule the World” i „Shout”. Druga z nich przedstawiała inne brzmienie- o psychodelicznym, jazzowo-rockowym.

  • Album „The Hurting”, wydany 7 marca 1983 roku przez Mercury Records dystrybuowany przez Phonogram Inc.

„The Hurting” (zgodnie z: ) to luźny album koncepcyjny skupiający się na tematach przemocy wobec dzieci, traumy psychicznej i depresji. Pomimo mrocznej tematyki album odniósł ogromny sukces komercyjny. Zawiera trzy pierwsze single Tears for Fears – „ Mad World ”, „ Change ” i „ Pale Shelter ” – z których wszystkie dotarły do ​​pierwszej piątki w Wielkiej Brytanii i pierwszej 40 na arenie międzynarodowej. Zawiera także nową wersję pierwszego singla zespołu „ Suffer the Children ”, który pierwotnie ukazał się w 1981 roku, a albumowa wersja „Pale Shelter” jest także nowym nagraniem. Album początkowo otrzymał mieszane recenzje, ale z perspektywy czasu zyskał uznanie krytyków.
Album został zremasterowany i wznowiony w 1999 roku i zawierał cztery remiksy jako utwory bonusowe oraz obszerną książeczkę z notatkami na temat powstawania albumu. Reedycja z okazji 30. rocznicy została wydana 21 października 2013 r., zarówno w wersji dwupłytowej, jak i luksusowej, czteropłytowej w pudełku. Z okazji 40. rocznicy albumu w czerwcu 2023 roku ukazały się nowe remiksy Blu-ray Dolby Atmos i 5.1 surround sound autorstwa Stevena Wilsona, a także zremasterowane wydanie winylowe oryginalnego miksu .
Współczesne recenzje albumu były mieszane. W magazynie Smash Hits Fred Dellar pozytywnie ocenił album i stwierdził, że „nie ma wątpliwości co do prezentowanego talentu”. W NME Gavin Martin był zjadliwy, stwierdzając, że „ta płyta i inne jej podobne to okropny, bezużyteczny rodzaj sztuki, który użalanie się nad sobą i daremność czyni komercyjną propozycją”. W USA David Fricke z Rolling Stone napisał, że „Tears for Fears wyróżniają się spośród obecnego zbioru charakterystycznych grup synth-popowych ze względu na pomysłowe, stylowe pisanie piosenek i ujmującą rytmikę…”

Retrospektywne recenzje oceniały album wyżej: recenzując reedycję Q z 1999 roku, Andrew Collins napisał: „Pomimo sporadycznych kiepskich notatek, The Hurting pozostaje dziełem przełomowym… bardzo emocjonalną płytą popową w najprostszej formie”. Bruce Eder z AllMusic zauważył, że sukces albumu wynikał ze „zdolności jego twórców do spakowania nieprzyjemnego tematu – psychologicznie nędznych historii rodzinnych Rolanda Orzabala i Curta Smitha – w atrakcyjny i nadający się do sprzedaży format muzyczny” i stwierdził, że „twórczość jest czasami niewygodnie osobista, ale muzycznie na tyle fascynująca, że ​​można ją przywoływać na przestrzeni dziesięcioleci”.

  • Album „Songs From The Big Chair”, nagrany w 1984 roku w The Wool Hall (Beckington, Wielka Brytania), został wydany przez wytwórnie Mercury / Universal Music Group. Aby uczcić 30. rocznicę powstania albumu, Universal Music wydało album w pięciu różnych formatach 10 listopada 2014 r.


Album „Songs from the Big Chair”. następca udanego debiutanckiego albumu zespołu „The Hurting”, stanowił znaczące odejście od mrocznego, introspektywnego synth-popu z pierwszego albumu, w bardziej wyrafinowane brzmienie produkcji z różnorodnymi wpływami stylistycznymi, podczas gdy teksty Rolanda Orzabala i Iana Stanleya zaczęły eksponować kwestie społeczne i polityczne świadome tematy. Album osiągnął drugie miejsce w Wielkiej Brytanii i pierwsze miejsce w USA, stając się wielokrotnym platynowym produktem, Singiel „Shout” i „Everybody Wants to Rule the World” znalazł się na czołowych miejscach amerykańskiej listy przebojów Billboard Hot 100 i znalazł się w pierwszej piątce brytyjskiej listy przebojów singli, natomiast „Head over Heels”, „Mothers Tal ” i koncertowa wersja „I Believe” odniosło sukces także na arenie międzynarodowej. Po wydaniu „Songs from the Big Chair”, otrzymując pozytywne recenzje krytyczne, zyskał trwałe uznanie i został uznany za jeden z najlepszych albumów lat 80.
„Songs from the Big Chair” zebrały generalnie pozytywne recenzje. Barry McIlheney z Melody Maker napisał, że „nikt z was nie powinien być zbytnio zaskoczony, że Tears for Fears nagrał tak znakomity album”, nazywając go „albumem, który w pełni uzasadnia raczej szyderczy, wmawiany wam wygląd, jaki przyjął Curt Smith i Roland Orzabal na okładce….” W „Sounds” Johnny Waller stwierdził, że w porównaniu z debiutem „Tears for Fears z miłością stworzyli nowe arcydzieło z delikatniejszym, zamglonym wokalem, bardziej kuszącymi melodiami i mniej szorstkimi rytmami”. Nazwał płytę „wspaniałym popem” i dodał, że „w przyjętych ramach Tears for Fears rozciągają się i rosną, poszerzając zarówno wyobraźnię, jak i horyzonty”. Ian Cranna ze Smash Hits opisał album jako „luźniejszy, bardziej odkrywczy” niż poprzednie dzieło zespołu i pochwalił jego „niezachwianą szczerość liryczną”. Recenzent magazynu Rolling Stone- Don Shewey, stwierdził, że Tears for Fears przypomina różne inne zespoły, zwracając uwagę na ślady „społecznej świadomości U2, odbijającego się echem gitary Bunnymen i wykrzywionego popowego dowcipu XTC”, ale skomentował, że „błyszczącaprodukcja Chrisa Hughesa „wysuwa Songs from the Big Chair nieco przed grupę.” W retrospektywnej recenzji dla AllMusic Stanton Swihart napisał, że Songs from the Big Chair „zapowiadało dramatyczne dojrzewanie muzyki zespołu, odejście od synth-popowej marki, z którą została (niesłusznie) przypieczętowana po debiucie, w stronę kompleksowości otaczającego popowe wyrafinowanie”, uznając to za „jedno z najlepszych dzieł dekady”.
Piosenki z „Songs from the Big Chair” znalazły się w książce „1001 Albums You Must Hear Before You Die” (1001 albumów, które musisz usłyszeć, zanim umrzesz). Magazyn Slant umieścił płytę na 95. miejscu swojej listy najlepszych albumów lat 80., a Pitchfork umieścił ją na 87. miejscu.

 

Black, właśc. Colin Vearncombe, brytyjski wokalista, sam tworzący śpiewane przez siebie piosenki, to właściwie ofiara jednego przeboju-popularność przyniósł mu singel „Wonderful Life” z 1985 roku, wydany ponownie w 1987 i 1994 roku. Debiutancka płyta pod tym samym tytułem również odniosła sukces, docierając do 3. miejsca na UK Albums Chart. Nagrywał dość regularnie do czasu swojej śmierci w 2016 roku, ale bez większych sukcesów.


„Wonderful Life”, wydany przez  A&M Records w 1987 roku, jest albumem pełnym nastroju zadumy, uwodzicielskiego ciepła, muzycznie „wyścielony” wyrafinowanym jazzowo-popowym stylem.  Black opowiadał: „Miałem kilka wypadków samochodowych, moja matka miała poważną chorobę, zostałem porzucony przez wytwórnię, moje pierwsze małżeństwo poszło na marne i byłem bezdomny. Usiadłem i napisałem piosenkę „Wonderful Life”. Byłem sarkastyczny.” Album zaczyna się tytułowym utworem, który pierwotnie został wydany w 1986 roku w niezależnej wytwórni Ugly Man. Ponownie został opracowany dla debiutanckiej płyty wydanej przez A&M. Płytę promował też udany singiel „Sweetest Smile”. Inne utwory zgromadzone na płycie są emocjonalną przeciwwagą w narracji, rytmice i melodyce, dopełniły niezwykle sugestywną i ekscytującą zawartością. „Wonderful Life” to elektro-pop w najlepszym wydaniu.

Talking Heads, jedna z czołowych grup nowojorskiej sceny punkowej, skupionej wokół klubu CBGB’s, pionierzy nowej fali i post punka, wydali swoją pierwszą płytę długogrającą „Talking Heads: 77” dzięki Sire Records  w 1977 roku. Byli punkami ze szkoły artystycznej, bowiem: gitarzysta i wokalista David Byrne, perkusista Chris Frantz i basistka Tina Weymouth, poznali się w Rhode Island School of Design na początku lat siedemdziesiątych. Z uznaniem patrzono na „Talking Heads: 77”. Doceniono za minimalistycznie potraktowany rock & roll i maniakalne, intelektualne teksty Byrne’a i oryginalnie potraktowany wokal. Następne płyty były również „skrojone” jako zestawy artystycznie przygotowanych piosenek, wyróżniających się intensywnymi eksperymentami związanymi z połączeniem instrumentów akustycznych i elektronicznych, wspartymi na rytmie funkowym. W nagraniach z „Fear of Music” Talking Heads zaczęli mocniej polegać na sekcji rytmicznej, opierając kompozycje o rytmy zbliżone do  afrykańskich. Podobnie potraktowano „Remain in Light”, ale w rozszerzonym składzie o kilku sidemenów- zmieszali „afrykańską” perkusję, funkowy bas i klawiatury, specyfikę pop i elektronikę. W połowie dekady i w drugiej połowie lat 80. powstały cenne studyjne (pomijam inne jak koncertowe czy do filmu) pozycje płytowe: „Speaking in Tongues” (1983), „Little Creatures” (1985), True Stories (1986) i Naked (1988). W 1991 roku zespół ogłosił, że się rozpadł
Little Creatures”, wydany przez Sire Records, jest bodaj najbardziej przystępną, najbliższą kanonom pop w katalogu Talking Heads.


Album jest chwytliwy, pełen energii i może być traktowany jako najlepszy album Talking Heads jeśli za kryterium obierze się wysoką jakość melodii, przyjemne harmonie, a nawet taneczność. Na płycie jest znakomity popowy materiał, wykonany przez zespół niczym naoliwiona maszyna. Teksty Byrne’a są, jak na poprzednich płytach, ekscentryczne, momentami prowokacyjne, bądź uroczo pomysłowe. Nie można mieć pretensji do zespołu, że stworzył platynowy album, skoro sukces nie został osiągnięty kosztem kreatywności i muzycznej jakości. Brzmienie tego albumu wynika z faktu, że większość utworów opiera się na typowych rockowych aranżacjach, które były również obecne na dwóch pierwszych albumach zespołu, ale nie oznacza to kopiowania, lub powrotu do starych brzmień, bo surowej energii pamiętanych z pierwszych albumów już tu nie słychać… Wysublimowana produkcja i doskonale wyważone kompozycje, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach odróżnia tę płytę od pierwszych z katalogu płytowego Talking Heads.

 

Artykuł mówi o płytach, w opisach których częściej niż zwykle na stronach bloga pojawiają się słowa: „komercja”. „pop”, „sukces finansowy”… Popularność płyty „Welcome to the Pleasuredome” zespołu Frankie Goes to Hollywood była wynikiem kampanii marketingowej- wspartej na serii wmawianych haseł, koszulek i homoerotycznych wideo-clipów. A ze zespół wzbudzał ogromne kontrowersje to skuteczność kampanii była większa. Zespół zdołał szybko zainteresować sobą młodych fanów, ale równie szybko (po wydaniu drugiego albumu) o Frankie Goes to Hollywood zapomniano. Sukcesowi pierwszej płyty pomógł zdolny producent i właściciel wytwórni płytowej ZZT Trevor Horn, bo płyta właśnie jemu zawdzięcza nowoczesne brzmienie i technicznie bezbłędne. Album wydany w roku 1984. Poprzedzony był singlem „Relax” / „Ferry Cross the Mersey”.

Jeśli się zapomni o medialnym szaleństwie to pozostaje muzyka, a ta była udana: poza nowymi wersjami wszystkich utworów z przebojowych singli z tego samego roku („Relax” i „Two Tribes”, a także strona B „War” ), były po prostu dobrze wyprodukowane piosenki pop. Niedługo po wydaniu albumu ukazał się trzeci singel- „The Power of Love”. W przeciwieństwie do poprzednich, dynamicznych przebojów, nagranie to było stonowaną balladą miłosną. Również i ten singel okazał się wielkim hitem. Stał się trzecim z rzędu numerem 1 zespołu. Po czasie ujawniono, że produkcja Trevora Horna zdominowała płytę do tego stopnia, że ​​własne instrumentalne występy zespołu były najczęściej zastępowane muzykami sesyjnymi, również z udziałem Horne’a. Trzeba jednak przyznać, że Trevor Horn wniósł nie tylko nową technologię produkcji nagrań, ale napisał też piosenki, które okazały się bardziej przebojowe niż pozostałe: „Relax”, „Two Tribes”, „The Power of Love”. Eksplodująca popularność Frankie Goes to Hollywood zmniejszyła impet w momencie, gdy pojawiło się Welcome to the Pleasuredome. Nie można było przecież długo podsycać zainteresowania zespołem… No właśnie- złożonym z: Holly Johnsona (wokal), Paula Rutherforda (drugi wokal), Briana Nasha (gitara), Marka O’Toole’a (bas) i Petera Gilla (perkusja), a może tym narzuconym przez Horna, złożonym również z członków grupy Iana Dury’ego?

 

 


Przejdź do części 4 artykułu >>
Przejdź do części 5 artykułu >>
Przejdź do części 6 artykułu >>
Powróć do części 2 artykułu >>
Powróć do części 1 artykułu >> 

Kolejne rozdziały: